Psychologia

Zbliża się pierwszy września — czas posyłania dziecka do szkoły. Moje dziecko, które pielęgnowałam i opiekowałam się od urodzenia, a nawet wcześniej. Starałam się dać mu to, co najlepsze, chroniłam przed złymi wrażeniami, pokazywałam mu świat i ludzi i zwierzęta i morze i wielkie drzewa.

Starałem się zaszczepić w nim dobry gust: nie cola i fanta, ale naturalne soki, nie bajki z krzykami i walkami, ale piękne dobre książki. Zamówiłam dla niego gry edukacyjne, rysowaliśmy się razem, słuchaliśmy muzyki, spacerowaliśmy po ulicach i parkach. Ale nie mogę go już trzymać przy sobie, musi poznać ludzi, dzieci i dorosłych, czas, żeby się usamodzielnił, nauczył się żyć w wielkim świecie.

I tak szukam dla niego szkoły, ale nie takiej, z której wyjdzie nadziany dużą wiedzą. Mogę sam uczyć go nauk ścisłych, humanistycznych i społecznych w zakresie programu szkolnego. Tam gdzie nie dam rady, zaproszę korepetytora.

Szukam szkoły, która nauczy moje dziecko właściwego nastawienia do życia. Nie jest aniołem i nie chcę, żeby dorastał rozwiązły. Człowiek potrzebuje dyscypliny — ram, w których się utrzyma. Wewnętrzny rdzeń, który pomoże mu nie rozprzestrzeniać się pod wpływem lenistwa i żądzy przyjemności oraz nie zatracać się w podmuchach namiętności, która budzi się w młodości.

Niestety, dyscyplina jest często rozumiana jako proste posłuszeństwo nauczycielom i zasadom Karty, które jest konieczne tylko dla samych nauczycieli ze względu na ich osobistą wygodę. Wolny duch dziecka przeciw takiej dyscyplinie w naturalny sposób się buntuje, po czym albo zostaje stłumiony, albo uznany za „niegrzecznego łobuza”, popychając go w ten sposób do zachowań antyspołecznych.

Szukam szkoły, która nauczy moje dziecko właściwych relacji z ludźmi, bo to najważniejsza umiejętność, która determinuje życie człowieka. Niech widzi w ludziach nie zagrożenie i rywalizację, ale zrozumienie i wsparcie, a on sam może zrozumieć i wesprzeć drugiego. Nie chcę, żeby szkoła zabiła w nim szczerą dziecięcą wiarę w to, że świat jest piękny i życzliwy, pełen okazji do radowania się i niesienia radości innym.

Nie mówię o „różowych okularach”, ani o oderwaniu od rzeczywistości percepcji. Człowiek musi wiedzieć, że zarówno w nim, jak iw innych jest zarówno dobro, jak i zło i umieć zaakceptować świat takim, jaki jest. Ale przekonanie, że on i otaczający go świat może być lepszy, musi zostać w dziecku zachowane i stać się bodźcem do działania.

Możesz się tego nauczyć tylko wśród ludzi, ponieważ to w stosunku do innych przejawia się osobowość osoby ze wszystkimi jej pozytywnymi i negatywnymi cechami. To wymaga szkoły. Potrzebny jest zespół dziecięcy, zorganizowany przez nauczycieli w taki sposób, aby łączyć unikalne indywidualności każdego w jedną wspólnotę.

Wiadomo, że dzieci szybko przyswajają maniery swoich rówieśników i ich wartości oraz znacznie gorzej reagują na bezpośrednie polecenia dorosłych. Dlatego to atmosfera w zespole dziecięcym powinna być główną troską nauczycieli. A jeśli szkoła kształci dzieci poprzez pozytywny przykład, jaki dają licealiści i nauczyciele, to takiej szkole można zaufać.

Dodaj komentarz