Rosja zaproponowała nauczanie cerkiewno-słowiańskiego w szkole

W naszym kraju program szkoleń zmienia się niemal co roku. Pojawia się coś nowego, coś uchodzi, zdaniem urzędników oświaty, niepotrzebne. I tak powstała kolejna inicjatywa – nauczania cerkiewnosłowiańskiego w szkołach.

Tę, delikatnie mówiąc, niestandardową propozycję złożyła prezes Rosyjskiej Akademii Wychowania Larisa Verbitskaya, profesor i znana bojowniczka o piękny i poprawny język rosyjski. Ciekawą, jej zdaniem, inicjatywą zrodziła się prezentacja pierwszego tomu „Wielkiego słownika języka cerkiewnosłowiańskiego”. Teraz ten język jest używany tylko podczas nabożeństw. Ale wiele słów z niego przeszło na zwykły rosyjski, co jest logiczne.

Jednak mimo całej wartości języka cerkiewnosłowiańskiego w kontekście kulturowym i historycznym, pojawia się pytanie: czy jest on potrzebny w programie szkolnym? W końcu dla jego dobra będziesz musiał poświęcić coś innego. Bardziej użyteczny. Dzieci są już przytłoczone, gdy potrzebują kolejnego dodatkowego przedmiotu. A że matematyka, literatura czy angielski znacznie bardziej przydadzą się uczniom w przyszłości – nie idź do wróżki.

– Ile bzdur można wymyślić! – oburza się Natalia, matka 14-letniej Saszy. – Wprowadzono ten absolutnie idiotyczny OBZH, w którym dzieci uczą się stopni wojskowych i piszą eseje o tym, jak przetrwać podczas ataku nuklearnego. Powiedz mi, dlaczego Sasha musi wiedzieć, ile gwiazd jest na ramionach majora i czym różni się midszypmen od sierżanta? Byłoby lepiej, gdyby uczyli japońskiego. Albo fiński.

Natasza prycha ze złością do kubka – i trudno się z nią nie zgodzić. Jednak nawet jeśli inicjatywa wprowadzenia nowej (lub bardzo starej?) Dyscypliny znajdzie aprobatę na poziomie państwa, nie będzie to sprawa szybka. W międzyczasie postanowiliśmy rozejrzeć się za granicą i znaleźć najciekawsze przedmioty szkolne. A jeśli coś w naszej edukacji przydałoby się?

Japonia

Jest tu świetna lekcja „Podziwianie natury”. Tylko na pierwszy rzut oka wydaje się, że sprawa jest bezużyteczna. A jeśli się nad tym zastanowić, to jest wiele plusów: dzieci uczą się obserwować, zauważać szczegóły, rozwijają uważność i koncentrację. Nie wspominając o poczuciu piękna. Ponadto taka aktywność ma bardzo uspokajający wpływ na dzieci w wieku szkolnym (i nie tylko). I budzi się miłość do ojczyzny. Co też nie jest zbyteczne.

Niemcy

Niemcy to tacy artyści. Jedna ze szkół w Niemczech ma przedmiot o nazwie „Lekcje szczęścia”. To na pewno by nam nie zaszkodziło. W końcu wielu z nas jest nieszczęśliwych po prostu dlatego, że nie wiedzą, jak to zrobić inaczej. Zawsze jest coś, co sprawia, że ​​łatwo się zdenerwować lub zdenerwować. I radować się? Uczą więc małych Niemców harmonii ze sobą, rozumienia swojego wewnętrznego świata i cieszenia się życiem. Nawet wystawiają oceny – żeby otrzymać dobrą, trzeba np. wykonywać pracę charytatywną. Lub stwórz własny projekt.

USA

„Odkrycia naukowe” – ni mniej, ni więcej! To nie jest lekcja, ale akademicki rok pracy. Uczeń musi wymyślić własne know-how i uzasadnić jego znaczenie, użyteczność i trafność. A cała reszta jednogłośnie wyda werdykt, czy autor wynalazku przecenił swój pomysł. Nawiasem mówiąc, wprowadzamy również coś podobnego w niektórych szkołach. Ale dzieci nie wymyślają, ale przygotowują prace semestralne na określony temat.

Australia

Och, to jest po prostu niesamowite. Bardzo fajny przedmiot. Surfing. Tak tak. W ramach szkolnego programu nauczania dzieci uczą się sztuki pływania na falach. Czemu nie? Są fale, deski też. Surfing w Australii to praktycznie idea narodowa. Nic dziwnego, że ten kraj ma reputację miejsca, w którym mieszkają najlepsi surferzy na świecie.

Nowa Zelandia

Ten wyspiarski kraj nie pozostaje w tyle za swoim sąsiadem. Nie uczą tu surfowania, ale rozmywają standardowy program szkolny inną przydatnością: uczą podstaw grafiki komputerowej i projektowania, rachunkowości i elektroniki. Widzisz więc, dziecko ujawni swój talent. A w kraju będzie jeszcze jeden szczęśliwy dorosły.

Baszkortostan

Tutaj dzieci poważnie uczą się pszczelarstwa. W końcu miód baszkirski to bardzo fajna marka. Od wczesnego dzieciństwa uczy się dzieci dbać o pszczoły, aby produkcja miodu była zawsze jak najlepsza.

Izrael

W tym pięknym, ciepłym kraju podeszli do przygotowania programu szkolnego w sposób czysto pragmatyczny. Ponieważ doszliśmy do ery komputerów, nacisk kładzie się na to. Dzieci uczą się w klasie przedmiotu „Cyberbezpieczeństwo”, w którym uczą się m.in. zachowań w sieci. Mówią nawet o uzależnieniu od gier i sieci społecznościowych. Zgadzam się, to znacznie mądrzejsze niż zakazanie Internetu.

Armenia

Tańce ludowe. Tak, dobrze słyszałeś i to nie jest literówka. Armenia jest bardzo zaniepokojona kwestią zachowania kultury i rozwiązuje ją w tak nietrywialny sposób. Zgadzam się, to nie jest złe. Dzieci uczą się tańczyć, a aktywność fizyczna nigdy nie jest zbyteczna. Otóż ​​główna funkcja – znajomość własnej kultury – jest spełniona. Bingo!

Dodaj komentarz