Malezja, wyspa Penang: wegetariańskie doświadczenie podróżnicze

Szczerze mówiąc, przed wyjazdem nie wiedziałem prawie nic o Azji. Kraje azjatyckie zawsze wydawały mi się zbyt tajemnicze, a nawet tajemnicze, by próbować je rozwikłać. Ogólnie nie ciągnęło. Dlatego całkowitym zaskoczeniem był dla mnie wyjazd na wakacje do Malezji, na wyspę Penang – miejsce, w którym skupia się wiele kultur azjatyckich. Przede mną, podobnie jak przed innymi wegetarianami, pojawiło się pytanie, gdzie i jak zjeść na tej wycieczce. Kątem ucha usłyszałem, że Penang słusznie nazywa się gastronomicznym rajem, a ich uliczne jedzenie uważane jest za jedno z najlepszych na świecie. Ale czy w tym raju jest miejsce dla jednego skromnego wegetarianina? To mnie martwiło.

Na początek trochę podam poniżej oficjalne informacje.

Wyspa Penang (Pinang) położona w północno-zachodniej części kontynentalnej części Malezji, z którą jest połączona mostem o długości 13,5 km. Aby dostać się na miejsce, trzeba przejechać kilka godzin autobusem ze stolicy Malezji, Kuala Lumpur, lub godzinny lot samolotem. Muszę od razu powiedzieć, że wyspa nie jest szczególnie czczona przez turystów, ale na próżno!

Osiedliłem się w centralnym mieście Penang, George Town, które ma ponad pół miliona mieszkańców. Na pierwszy rzut oka Georgetown nie cieszyło mnie zbytnio: dziwne zapachy, ludzie śpiący na chodniku, otwarty kanał ściekowy w całym mieście – to wszystko nie napawało optymizmem. Przeżyłem nawet małe trzęsienie ziemi (jednak zaspałem je, bo była noc).

Wyspa Penang to przede wszystkim miejsce mieszania wielu kultur. Buddyści, hindusi, muzułmanie, katolicy, Japończycy, Chińczycy, Pakistańczycy – kogo tu nie ma! Swoją podróż możesz rozpocząć od świątyni buddyjskiej, następnie skręcić na plac z muzułmańskim meczetem, a następnie przypadkowo natknąć się na świątynię indyjską. Przy takiej różnorodności kultur wszyscy żyją razem i szanują wybór każdego. Dlatego po chwili zanurzasz się również w atmosferę uniwersalnej życzliwości i powoli „roztapiasz się” w niej, jak kawałek sera.

Ale już - fakty związane z tematem naszego artykułu.

1. Ja jak zaczarowany przeszedłem wzdłuż rzędu straganów z ulicznym jedzeniem – coś się w nich gotowało, syczało i smażyło, naczynia myto właśnie tam, w miskach na podłodze, a sami sprzedawcy koncentrowali coś oczyszczonego, pokrojonego i od razu zaczął się przygotowywać. Niestety, mimo całej tej magii, znalezienie jedzenia dla wegetarianina okazało się tutaj prawie niemożliwe.

2. Nie należy obawiać się pojawienia się małych restauracji rozsianych po całym mieście. Malezyjczycy nie dbają zbytnio o środowisko i blichtr na zewnątrz. Wystarczy kilka plastikowych krzeseł, odrapany stolik i mały kącik z kuchenką – i kawiarnia gotowa. Mimo wszystkich obaw, jedzenie tutaj okazało się naprawdę bardzo smaczne, a dekoracja, niezwykła jak na europejski wygląd, była czymś, z czym można było się pogodzić. Prawdopodobnie najpopularniejszym lokalnym przysmakiem są różne udons – danie z makaronem i różnymi nadzieniami. Udon można zamówić jako drugie danie lub jako zupę – rodzaj mieszanki pierwszego i drugiego dania, a jednocześnie całkiem satysfakcjonujący. Pamiętaj jednak, aby zapytać, z jakiego bulionu zrobiono udon, w przeciwnym razie istnieje ryzyko przypadkowego spróbowania gulaszu mięsnego lub rybnego.

3. Pamiętasz, co powiedziałem o mieszaniu kultur? Tak więc w Georgetown jest dzielnica indyjska, która nazywa się „Małymi Indiami”. Docierając tam, naprawdę trudno jest zrozumieć, na jakim kontynencie się teraz znajdujesz, ponieważ miejscowi Indianie pracowicie przekształcili tę przestrzeń w małą „gałąź” swoich rodzinnych miejsc. Dla wegetarian to prawdziwa przepaść! W Little India są też restauracje mieszane, w których, muszę powiedzieć, nie znalazłam czegoś dla siebie za pierwszym razem, i miejsca po prostu wegetariańskie. Miejscowi wskazali mi jeden z nich – „LESY”, skąd wtedy w ogóle nie chciałem wyjeżdżać. Lokal bardzo czysty i zadbany, jedzenie niezwykle smaczne, przyrządzane według tradycyjnych receptur (ale zawsze można poprosić o „bez ostrego”), są dochodowe lunche biznesowe, ale nawet w normalnych godzinach duży posiłek kosztował mnie średnio od 12 do 20 ringitów (około 150-300 rubli).

3. Według Penga, który pracuje w buddyjskiej kawiarni wegetariańskiej nr 1 Cannon Street Galeri & Kafe” w Georgetown, około 60% populacji to wegetarianie. Głównie ze względów religijnych. Ceny tutaj są nieco powyżej średniej, ale odkryłem tę restaurację dla siebie, kiedy szukałem odrobiny zwykłego domowego jedzenia. Serwują pyszne burgery sojowe, spaghetti z sosem grzybowym i niezwykłe wegańskie lody z czarnego sezamu – polecam wszystkim.

4. Również na terenie Georgetown znajduje się wiele tradycyjnych chińskich i japońskich restauracji różnej rangi. Jeśli chcesz poczuć lokalny smak, poszukaj chińskich kawiarni ulicznych, w których możesz spróbować dużej liczby dań z różnych zamienników mięsa. Jeśli chcesz trochę spokoju bez poświęcania smaku, idź do jakiegoś centrum handlowego lub dużej restauracji. Ze zdziwieniem odkryłam przytulną japońską restaurację „Sakae sushi”, zlokalizowaną w dużym centrum handlowym „1st Avenue Mall”. Jest to restauracja mieszana, ale jest kilka ciekawych dań wegetariańskich, te same udons, niesamowicie pyszne tofu smażone w głębokim tłuszczu, czy na przykład ekstrawaganckie bułki z mango i pikantną kapustą kimchi. Jak ci się to podoba?

O czym jeszcze warto wspomnieć? O niesamowite przekąski, które znajdziesz tutaj.

Lody owocowe, które przygotowuje się na Twoich oczach w kilka minut. Najpierw tworzy się duża lodowa kula śnieżna, którą następnie moczy się w dowolnym wybranym przez ciebie opatrunku. Wybrałem pomarańczowy.

Mnóstwo świeżych owoców. Tutaj znajdziesz najsmaczniejsze mango, ananasy, zielone kokosy i inne świeże egzotyczne owoce. Na przykład durian to owoc, który nie jest nawet dozwolony w hotelach, śmierdzi brudnymi skarpetkami, ale jednocześnie ma tak magiczny smak, że niektórzy nazywają go królem.

Dużo niedrogich orzechów. Tutaj po raz pierwszy dowiedziałem się, że suszoną fasolę można po prostu jeść zmieszaną z jagodami goji i różnymi orzechami. Puszki fasoli można kupić w każdym małym sklepie, razem z innymi mieszankami orzechowymi, co jest bardzo wygodne podczas długiego spaceru.

· Nie mogę się powstrzymać, by powiedzieć kilka słów o lokalnym tradycyjnym napoju – białej kawie, którą reklamuje się na plakatach w prawie każdej ulicznej restauracji. Tak naprawdę jest to napój ze specjalnie wypalanych ziaren kawy z dodatkiem – ta-daaa – mleka skondensowanego! Ale niektórzy nieuczciwi kupcy po prostu rozkręcają torebkę z kawą 3 w 1 dla turystów (sam wpadłem na tę przynętę kilka razy). Nic niezwykłego, ale z jakiegoś powodu są tu z niego bardzo dumni.

Każda podróż może być interesująca i niezapomniana. Trzeba tylko spróbować się zanurzyć, „poczuć” lokalne środowisko i nadal nie bać się eksperymentów, nawet jeśli owoce śmierdzą brudnymi skarpetami.

 

Dodaj komentarz