Psychologia

W lutym ukazała się książka Anny Starobinec „Spójrz na niego”. Publikujemy wywiad z Anną, w którym opowiada nie tylko o swojej stracie, ale także o problemie, który istnieje w Rosji.

Psychologie: Dlaczego rosyjscy lekarze tak reagowali na pytania o aborcję? Czy nie wszystkie kliniki robią to w naszym kraju? A może późne aborcje są nielegalne? Jaki jest powód tak dziwnego związku?

Anna Starobiniec: W Rosji tylko specjalistyczne kliniki zajmują się przerywaniem ciąży ze względów medycznych w późnym terminie. Oczywiście jest to legalne, ale tylko w ściśle wyznaczonych miejscach. Na przykład w tym samym szpitalu chorób zakaźnych na Sokolinie Górze, który tak bardzo lubi straszyć kobiety w ciąży w przychodniach przedporodowych.

Pożegnanie z dzieckiem: historia Anny Starobinec

Kobieta w obliczu konieczności przerwania ciąży w późniejszym terminie nie ma możliwości wyboru odpowiadającej jej placówki medycznej. Raczej wybór to zwykle nie więcej niż dwa wyspecjalizowane miejsca.

Co do reakcji lekarzy: wiąże się to z faktem, że w Rosji nie ma absolutnie żadnego moralnego i etycznego protokołu pracy z takimi kobietami. To znaczy, z grubsza mówiąc, podświadomie każdy lekarz — nasz czy niemiecki — odczuwa chęć zdystansowania się od takiej sytuacji. Żaden z lekarzy nie chce odebrać martwego płodu. A żadna z kobiet nie chce urodzić martwego dziecka.

Tyle, że kobiety mają taką potrzebę. A dla lekarzy, którzy mają szczęście pracować w placówkach, które nie radzą sobie z przerwami (czyli zdecydowanej większości lekarzy), nie ma takiej potrzeby. To, co mówią kobietom z ulgą i pewną dozą obrzydzenia, w ogóle bez filtrowania słów i intonacji. Ponieważ nie ma protokołu etycznego.

W tym miejscu należy również zauważyć, że czasami, jak się okazało, lekarze nawet nie są świadomi, że w ich klinice nadal istnieje możliwość takiej przerwy. Na przykład w centrum Moskwy. Kułakow, powiedziano mi, że „oni nie zajmują się takimi rzeczami”. Jeszcze wczoraj skontaktowała się ze mną administracja tego ośrodka i poinformowała, że ​​w 2012 roku nadal takie rzeczy robią.

Jednak w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie budowany jest system pomocy pacjentowi w sytuacji kryzysowej, a każdy pracownik ma jasny protokół postępowania w takiej sytuacji, nie mamy takiego systemu. Dlatego ultrasonograf specjalizujący się w patologiach ciąży może nie wiedzieć, że jego klinika zajmuje się usuwaniem tych patologicznych ciąż, a przełożeni są przekonani, że nie musi o tym wiedzieć, bo jego specjalizacją jest ultrasonografia.

Może istnieją milczące wytyczne, by odwieść kobiety od przerywania ciąży w celu zwiększenia liczby urodzeń?

O nie. Przeciwko. W tej sytuacji Rosjanka doświadcza niesamowitej presji psychicznej ze strony lekarzy, jest wręcz zmuszona do aborcji. Wiele kobiet mi o tym opowiadało, a jedna z nich dzieli się tym doświadczeniem w mojej książce — w jej drugiej, dziennikarskiej części. Próbowała domagać się prawa do zgłoszenia ciąży ze śmiertelną patologią płodu, urodzenia dziecka w obecności męża, pożegnania się i pogrzebania. W rezultacie urodziła w domu, z ogromnym zagrożeniem życia i niejako poza prawem.

Nawet w przypadku nieśmiercionośnych, ale ciężkich patologii, model postępowania lekarzy jest zwykle taki sam: „Pilnie idź na przerwę, wtedy urodzisz zdrowego”

W Niemczech, nawet w sytuacji z dzieckiem niezdolnym do życia, nie mówiąc już o dziecku z tym samym zespołem Downa, kobieta zawsze ma wybór, czy zgłosić taką ciążę, czy ją przerwać. W przypadku Downa proponuje się jej również odwiedzenie rodzin, w których dorastają dzieci z takim zespołem, a także informuje się, że są tacy, którzy chcą takie dziecko adoptować.

A w przypadku wad nie dających się pogodzić z życiem Niemce mówi się, że jej ciąża odbędzie się jak każda inna ciąża, a po porodzie ona i jej rodzina otrzymają osobny oddział i możliwość pożegnania się z dzieckiem tam. A także, na jej prośbę, zostaje powołany ksiądz.

W Rosji kobieta nie ma wyboru. Nikt nie chce takiej ciąży. Jest zaproszona do przejścia „krok po kroku” w celu aborcji. Bez rodziny i księży. Co więcej, nawet w przypadku nieśmiercionośnych, ale ciężkich patologii, model postępowania lekarzy jest zwykle taki sam: „Pilnie idź na przerwę, wtedy urodzisz zdrowego”.

Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać do Niemiec?

Chciałem pojechać do każdego kraju, w którym aborcje w późnych terminach są dokonywane w humanitarny i cywilizowany sposób. Poza tym zależało mi na tym, żebym miał przyjaciół lub krewnych w tym kraju. Ostatecznie wybór padł więc z czterech krajów: Francji, Węgier, Niemiec i Izraela.

We Francji i na Węgrzech odmówili mi, ponieważ. zgodnie z ich prawem, późne aborcje nie mogą być dokonywane na turystach bez zezwolenia na pobyt lub obywatelstwa. W Izraelu byli gotowi mnie przyjąć, ale ostrzegali, że biurokratyczna biurokracja potrwa co najmniej miesiąc. W berlińskiej klinice Charité powiedzieli, że nie mają żadnych ograniczeń dla obcokrajowców i że wszystko zostanie zrobione szybko i humanitarnie. Więc pojechaliśmy tam.

Nie sądzisz, że niektórym kobietom o wiele łatwiej jest przetrwać utratę „płodu” niż „dziecka”? A że rozstanie, pogrzeby, mówienie o zmarłym dziecku, odpowiadają pewnej mentalności i nie są tu dla wszystkich odpowiednie. Czy uważasz, że ta praktyka zakorzeni się w naszym kraju? I czy naprawdę pomaga kobietom uwolnić się od poczucia winy po takim doświadczeniu?

Teraz wydaje się, że tak nie jest. Po moim doświadczeniu w Niemczech. Początkowo kierowałem dokładnie tymi samymi postawami społecznymi, z których pochodzi praktycznie wszystko w naszym kraju: żeby w żadnym wypadku nie patrzeć na martwe dziecko, bo inaczej będzie przez całe życie pojawiać się w koszmarach. Abyś go nie grzebał, bo „po co ci taki młody, dziecięcy grób”.

Ale o terminologicznym, powiedzmy, ostrym kącie — „płód” lub „dziecko” — potknąłem się od razu. Nawet nie ostry róg, ale raczej ostry kolec lub gwóźdź. To bardzo bolesne słyszeć, kiedy twoje dziecko, choć nienarodzone, ale dla ciebie absolutnie realne, poruszające się w tobie, nazywa się płodem. Jakby był czymś w rodzaju dyni lub cytryny. To nie pociesza, to boli.

To bardzo bolesne słyszeć, kiedy twoje dziecko, choć nienarodzone, ale dla ciebie absolutnie realne, poruszające się w tobie, nazywa się płodem. Jakby był jakąś dynią lub cytryną

Co do reszty — na przykład odpowiedź na pytanie, czy patrzeć na to po porodzie, czy nie — moja pozycja zmieniła się z minus na plus po samym porodzie. I jestem bardzo wdzięczna niemieckim lekarzom za to, że przez cały dzień delikatnie, ale uporczywie proponowali mi „popatrz na niego”, przypomnieli mi, że wciąż mam taką możliwość. Nie ma mentalności. Istnieją uniwersalne ludzkie reakcje. W Niemczech były badane przez profesjonalistów — psychologów, lekarzy — i stanowiły część statystyk. Ale nie przestudiowaliśmy ich i wywodzimy się z przypuszczeń przedpotopowych babć.

Tak, kobiecie jest łatwiej, jeśli pożegna się z dzieckiem, wyrażając w ten sposób szacunek i miłość do osoby, która była i która odeszła. Do bardzo małego — ale człowieka. Nie dla dyni. Tak, gorzej dla kobiety, jeśli odwróciła się, nie spojrzała, nie pożegnała się, odeszła „jak najszybciej zapomnieć”. Czuje się winna. Nie znajduje spokoju. To wtedy miewa koszmary. W Niemczech dużo rozmawiałam na ten temat ze specjalistami, którzy pracują z kobietami, które straciły ciążę lub urodziły noworodka. Należy pamiętać, że te straty nie są podzielone na dynie i niedynie. Podejście jest takie samo.

Z jakiego powodu kobiecie w Rosji można odmówić aborcji? Jeśli jest to zgodne ze wskazaniami, to operacja jest objęta ubezpieczeniem, czy nie?

Mogą odmówić tylko wtedy, gdy nie ma wskazań medycznych lub społecznych, a jedynie chęć. Ale zazwyczaj kobiety, które nie mają takich wskazań, są w drugim trymestrze i nie mają na to ochoty. Albo chcą mieć dziecko, albo jeśli nie, to już mieli aborcję przed 12 tygodniem. I tak, procedura przerwania jest bezpłatna. Ale tylko w wyspecjalizowanych miejscach. I oczywiście bez pokoju pożegnalnego.

Co najbardziej uderzyło Cię w tych przerażających komentarzach na forach i w mediach społecznościowych, o których pisałeś (porównałeś je do szczurów w piwnicy)?

Uderzył mnie całkowity brak kultury empatii, kultury współczucia. Oznacza to, że w rzeczywistości nie istnieje żaden „protokół etyczny” na wszystkich poziomach. Ani lekarze, ani pacjenci tego nie mają. Po prostu nie istnieje w społeczeństwie.

«Spójrz na niego»: wywiad z Anną Starobinec

Anna z synem Leva

Czy w Rosji są psychologowie, którzy pomagają kobietom, które borykają się z podobną stratą? Czy sam poprosiłeś o pomoc?

Próbowałem szukać pomocy u psychologów, a nawet poświęciłem temu osobny — i moim zdaniem dość zabawny — rozdział w książce. W skrócie: nie. Nie znalazłem odpowiedniego specjalisty od strat. Na pewno gdzieś są, ale sam fakt, że ja, były dziennikarz, czyli osoba, która umie robić „badania”, nie znalazłem fachowca, który mógłby mi tę usługę świadczyć, ale znalazłem tych, którzy starali się świadczyć mi jakaś zupełnie inna usługa, mówi, że w zasadzie nie istnieje. Systemowo.

Dla porównania: w Niemczech tacy psychologowie i grupy wsparcia dla kobiet, które straciły dzieci, po prostu istnieją w szpitalach położniczych. Nie musisz ich szukać. Kobieta zostaje do nich skierowana natychmiast po postawieniu diagnozy.

Czy uważasz, że można zmienić naszą kulturę komunikacji pacjent-lekarz? A jak Twoim zdaniem wprowadzić nowe standardy etyczne w dziedzinie medycyny? Czy można to zrobić?

Oczywiście możliwe jest wprowadzenie standardów etycznych. I można zmienić kulturę komunikacji. Na Zachodzie, jak mi powiedziano, studenci medycyny ćwiczą z cierpliwymi aktorami przez kilka godzin w tygodniu. Kwestia tutaj jest bardziej celowa.

Aby szkolić lekarzy w zakresie etyki, konieczne jest, aby w środowisku medycznym konieczność przestrzegania tej właśnie etyki z pacjentem domyślnie była uważana za coś naturalnego i poprawnego. W Rosji, jeśli coś jest rozumiane przez „etykę lekarską”, to raczej „wzajemną odpowiedzialność” lekarzy, którzy nie rezygnują z własnej.

Każda z nas słyszała historie o przemocy przy porodzie io jakimś obozowym stosunku do kobiet w szpitalach położniczych i klinikach przedporodowych. Począwszy od pierwszego w życiu badania przez lekarza ginekologa. Skąd to się bierze, czy naprawdę są echem naszej więzienno-obozowej przeszłości?

Obóz — nie obóz, ale zdecydowanie echa sowieckiej przeszłości, w której społeczeństwo było zarówno purytańskie, jak i spartańskie. Wszystko, co wiąże się logicznie z kopulacją i rodzeniem dzieci, w państwowej medycynie od czasów sowieckich uważane było za sferę obsceniczną, brudną, grzeszną, w najlepszym razie wymuszoną.

W Rosji, jeśli coś jest rozumiane przez „etykę lekarską”, to raczej „wzajemna odpowiedzialność” lekarzy, którzy nie oddają swoich

Ponieważ jesteśmy purytanami, za grzech kopulacji brudna kobieta ma prawo do cierpienia — od infekcji seksualnych po poród. A ponieważ jesteśmy Spartą, musimy przejść przez te cierpienia bez słowa. Stąd klasyczna uwaga położnej przy porodzie: „Podobało mi się pod chłopem – teraz nie krzycz”. Krzyki i łzy są dla słabych. I jest więcej mutacji genetycznych.

Zarodek z mutacją to ubój, płód zepsuty. Kobieta, która go nosi, jest złej jakości. Spartanie ich nie lubią. Nie powinna mieć współczucia, ale surową naganę i aborcję. Bo jesteśmy surowi, ale sprawiedliwi: nie marudź, wstydź się, wytrzyj smarki, prowadź właściwą drogę życia — a urodzisz inną, zdrową.

Jaką radę dałabyś kobietom, które musiały przerwać ciążę lub doświadczyły poronienia? Jak to przetrwać? Żeby nie obwiniać się i nie popaść w głęboką depresję?

Tutaj oczywiście najbardziej logiczne jest doradzenie, aby zwrócić się o pomoc do profesjonalnego psychologa. Ale, jak powiedziałem nieco wyżej, bardzo trudno go znaleźć. Nie wspominając o tym, że ta przyjemność jest droga. W drugiej części książki „Spójrz na niego” rozmawiam dokładnie na ten temat – jak przeżyć – z lek. zajmuje się poradnictwem nie tylko ginekologicznym, ale i psychologicznym dla swoich pacjentek i ich partnerów. Dr Klapp udziela wielu ciekawych rad.

Na przykład jest przekonana, że ​​mężczyznę trzeba włączyć w „proces żałoby”, ale należy pamiętać, że szybciej wraca do zdrowia po stracie dziecka, a także ma trudności z całodobową żałobą. Można jednak spokojnie umówić się z nim na poświęcenie zagubionemu dziecku powiedzmy kilka godzin w tygodniu. Mężczyzna jest w stanie przez te dwie godziny rozmawiać tylko na ten temat — i zrobi to uczciwie i szczerze. W ten sposób para nie zostanie rozdzielona.

Mężczyzna musi zostać objęty „procesem żałoby”, należy jednak pamiętać, że szybciej wraca do zdrowia po stracie dziecka, a także ma trudności z całodobową żałobą

Ale to wszystko jest dla nas oczywiście kawałkiem zupełnie obcego życia społecznego i rodzinnego. Na swój sposób radzę kobietom wsłuchiwać się przede wszystkim w serce: jeśli serce nie jest jeszcze gotowe, by „zapomnieć i żyć dalej”, to nie jest to konieczne. Masz prawo do żalu, bez względu na to, co myślą o tym inni.

Niestety w szpitalach położniczych nie mamy profesjonalnych grup wsparcia psychologicznego, jednak moim zdaniem lepiej jest dzielić się doświadczeniami z grupami nieprofesjonalnymi niż w ogóle się nimi nie dzielić. Na przykład na Facebooku (organizacja ekstremistyczna zakazana w Rosji) od jakiegoś czasu, przepraszam za tautologię, istnieje zamknięta grupa „Serce jest otwarte”. Istnieje dość odpowiedni umiar, który odsiewa trolle i chamów (co jest rzadkością w naszych sieciach społecznościowych) i jest wiele kobiet, które doświadczyły lub doświadczają straty.

Czy uważasz, że decyzja o utrzymaniu dziecka jest decyzją tylko kobiety? A nie dwóch partnerów? W końcu dziewczynki często przerywają ciążę na prośbę przyjaciela, męża. Czy uważasz, że mężczyźni mają do tego prawo? Jak to jest traktowane w innych krajach?

Oczywiście mężczyzna nie ma prawa żądać od kobiety aborcji. Kobieta może oprzeć się presji i odmówić. I może ulec — i zgodzić się. Oczywiste jest, że mężczyzna w każdym kraju jest w stanie wywierać psychologiczną presję na kobietę. Różnica między warunkowymi Niemcami a Rosją w tym względzie to dwie rzeczy.

Po pierwsze, jest to różnica w kodach wychowawczych i kulturowych. Mieszkańcy Europy Zachodniej są uczeni od dzieciństwa, aby chronić swoje osobiste granice i szanować innych. Bardzo nieufnie podchodzą do wszelkich manipulacji i presji psychologicznej.

Po drugie, różnica w gwarancjach socjalnych. Z grubsza rzecz biorąc, kobieta z Zachodu, nawet jeśli nie pracuje, ale jest całkowicie zależna od swojego mężczyzny (co jest niezwykle rzadkie), ma rodzaj „poduszki bezpieczeństwa” na wypadek, gdyby została sama z dzieckiem. Może być pewna, że ​​otrzyma świadczenia socjalne, na których naprawdę można żyć, choć niezbyt luksusowo, potrącenia z pensji ojca dziecka, a także inne dodatki dla osoby w sytuacji kryzysowej — od psychologa pracownikowi socjalnemu.

Istnieje coś takiego jak „puste ręce”. Kiedy spodziewasz się dziecka, ale z jakiegoś powodu tracisz je, czujesz całą duszą i ciałem, że twoje ręce są puste, że nie mają tego, co powinno być.

Niestety Rosjanka jest znacznie bardziej bezbronna w sytuacji, gdy partner nie chce dziecka, a ona chce.

Ostateczna decyzja oczywiście należy do kobiety. Jednak w przypadku wyboru „pro-life” musi mieć świadomość, że bierze na siebie znacznie większą odpowiedzialność niż warunkowa Niemka, że ​​praktycznie nie będzie miała poduszki socjalnej, a alimenty, jeśli w ogóle, są dość śmieszne .

Co do aspektu prawnego: niemieccy lekarze powiedzieli mi, że jeśli chodzi o przerwanie ciąży, powiedzmy, z powodu zespołu Downa, mają instrukcje, aby uważnie monitorować parę. A jeśli istnieje podejrzenie, że kobieta decyduje się na aborcję pod presją partnera, natychmiast reagują, podejmują działania, zapraszają psychologa, wyjaśniają kobiecie, jakie świadczenia socjalne przysługują jej i jej nienarodzonemu dziecku, jeśli jest urodzić się. Jednym słowem robią wszystko, co możliwe, aby wyrwać ją z tej presji i dać jej możliwość podjęcia samodzielnej decyzji.

Gdzie urodziłaś dzieci? W Rosji? A czy narodziny pomogły im poradzić sobie z traumą?

Najstarsza córka Sasha już tam była, kiedy straciłam dziecko. Urodziłam ją w Rosji, w szpitalu położniczym Lyubertsy, w 2004 roku. Urodziła za opłatą, „na podstawie umowy”. Moja dziewczyna i mój były partner byli obecni przy porodzie (Sasha Sr., ojciec Sashy Jr., nie mógł być obecny, mieszkał wtedy na Łotwie i wszystko było, jak mówią teraz, „trudne”), podczas skurcze dostaliśmy specjalny oddział z prysznicem i dużą gumową piłką.

Wszystko to było bardzo miłe i liberalne, jedynym pozdrowieniem z sowieckiej przeszłości była stara sprzątaczka z wiadrem i mopem, która dwukrotnie wdarła się w tę naszą sielankę, zaciekle myła pod nami podłogę i cicho mamrotała do siebie pod nosem : „Spójrz, co wymyślili! Normalni ludzie rodzą w pozycji leżącej.

Nie miałam znieczulenia zewnątrzoponowego podczas porodu, ponieważ podobno jest to złe dla serca (później znajomy lekarz powiedział mi, że właśnie w tym czasie w domu Lyubertsy coś było nie tak ze znieczuleniem – co właściwie było „nie w porządku” , Nie wiem). Kiedy urodziła się moja córka, lekarz próbował wsunąć nożyczki mojemu byłemu chłopakowi i powiedział: „Tatuś ma przeciąć pępowinę”. Zapadł w osłupienie, ale koleżanka uratowała sytuację — wzięła od niego nożyczki i sama coś tam wycięła. Potem dostaliśmy pokój rodzinny, w którym cała nasza czwórka – łącznie z noworodkiem – spędziliśmy noc. Ogólnie wrażenie było dobre.

Urodziłam mojego najmłodszego syna Lewę na Łotwie, w pięknym szpitalu położniczym w Jurmale, ze znieczuleniem zewnątrzoponowym, z moim ukochanym mężem. Te narodziny są opisane na końcu książki Spójrz na Niego. I oczywiście narodziny syna bardzo mi pomogły.

Istnieje coś takiego jak „puste ręce”. Kiedy spodziewasz się dziecka, ale z jakiegoś powodu je tracisz, czujesz całą duszą i ciałem, że Twoje ręce są puste, że nie mają tego, co powinno być – Twojego dziecka. Syn wypełnił tą pustkę samym sobą, czysto fizycznie. Ale tego przed nim nigdy nie zapomnę. I nie chcę zapomnieć.

Dodaj komentarz