Świadome rodzicielstwo | Osobiste doświadczenie Xeni: poród w szpitalu położniczym i w domu

Historia Xenii.

W wieku 25 lat urodziłam bliźnięta. W tym czasie byłam sama, bez męża, urodziłam w petersburskim szpitalu położniczym, przez cesarskie cięcie, w siedmiu okresach menstruacyjnych. Urodziłam nie rozumiejąc czym są dzieci, jak sobie z nimi radzić i jak to zmieni moje życie. Dziewczynki urodziły się bardzo małe – 1100 i 1600. Z taką wagą trafiały na miesiąc do szpitala, żeby przybrać na wadze do 2,5 kg. To było tak – leżeli tam w plastikowych pojemnikach-łóżeczkach, początkowo pod lampami, ja na cały dzień przyjechałem do szpitala, ale dziewczęta wpuszczali tylko 3-4 razy dziennie po 15 minut na karmienie. Karmiono je odciągniętym mlekiem, które na pół godziny przed karmieniem odciągało 15 osób w jednym pomieszczeniu, ręcznie za pomocą laktatorów. Spektakl jest nie do opisania. Niewiele osób wiedziało, jak zachować się z kilogramowym dzieckiem i nikomu nie przyszło do głowy, żeby poprosić o dłuższe siedzenie z dzieckiem lub karmienie piersią, albo wpadło do pokoju, gdy widzi, że Twoje dziecko krzyczy jak zranione, ponieważ przerwa między karmieniami jest trzy godziny i jest głodny. Uzupełnili również miksturę, nie szczególnie prosząc, ale nawet doradzając jej więcej niż piersi.

Teraz rozumiem, jakie to szalone i wolę nie pamiętać, bo od razu zaczynam mieć poczucie winy i napływają mi łzy. Że w szpitalach położniczych, że w szpitalach tak naprawdę nie zależy im na następnym życiu, to tylko taśma transportowa, a jeśli nie masz nic przeciwko, dziecko zostanie zabrane, nawet nie oferując opieki zaraz po porodzie. Dlaczego nie możesz spędzać więcej czasu z dzieckiem, kiedy tak bardzo tego potrzebuje, kiedy jest wcześniakiem i nic nie rozumie, krzyczy ze światła, z zimna lub upału, z głodu i nieobecności matki , a ty stoisz za szybą i czekasz, aż zegar odliczy trzy godziny! Byłem jednym z tych robotów, które nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje i robią, co im się każe. Potem, gdy miały miesiąc, przyniosłem te dwie bryły do ​​domu. Nie czułem z nimi wielkiej miłości i więzi. Tylko odpowiedzialność za ich życie, a przy tym oczywiście chciałem dać im to, co najlepsze. Ponieważ było to szalenie trudne (płakali cały czas, byli niegrzeczni, dzwonili do mnie, obaj byli bardzo aktywni), zmęczyłem się i upadłem pod koniec dnia, ale całą noc musiałem wstawać do łóżek, kołysać mną na moich rękach itp. Ogólnie w ogóle nie spałem. Mogłem je krzyczeć, a nawet dawać klapsy, co teraz wydaje mi się dzikie (mieli dwa lata). Ale nerwy przeszły mocno. Uspokoiłem się i opamiętałem dopiero, gdy wyjechaliśmy na pół roku do Indii. I stało się z nimi łatwiej dopiero, gdy mieli tatę i zaczęli mnie mniej wisieć. Wcześniej prawie nie wyjeżdżali. Teraz mają prawie pięć lat. Bardzo ich kocham. Staram się zrobić wszystko, aby dorastały nie w systemie, ale w miłości i wolności. Są to dzieci towarzyskie, wesołe, aktywne, miłe, tulące się do drzew 🙂 Nadal czasem jest mi ciężko, ale nie ma złości i negatywności, tylko zwykłe zmęczenie. Jest ciężko, bo z dzieckiem spędzam bardzo dużo czasu, ale trochę mu poświęcam, a one tak bardzo chcą ze mną być, że wciąż nie mają mnie dość. Kiedyś nie dawałam im tyle z siebie, ile potrzebowały, by pozwolić mamie odejść, teraz potrzebują trzy razy więcej. Ale po zrozumieniu tego spróbuję, a oni zrozumieją, że zawsze tam jestem i nie trzeba mnie żądać i dzielić. Teraz o dziecku. Kiedy zaszłam w drugą ciążę, przeczytałam mnóstwo literatury na temat porodu naturalnego i uświadomiłam sobie wszystkie błędy, które popełniłam przy pierwszym porodzie. Wszystko wywróciło się we mnie do góry nogami i zaczęłam widzieć jak, gdzie i z kim rodzić dzieci. Będąc w ciąży udało mi się mieszkać w Nepalu, Francji, Indiach. Wszyscy radzili rodzić we Francji, aby mieć dobre zarobki i ogólnie stabilizację, dom, pracę, ubezpieczenie, lekarzy itp. Próbowaliśmy tam mieszkać, ale mi się nie podobało, byłam prawie przygnębiona, było nudno, zimno, mąż pracował, chodziłam z bliźniakami pół dnia, tęskniłam za oceanem i słońcem. Potem postanowiliśmy nie cierpieć i na jakiś czas wracać do Indii. Znalazłam w internecie położną, po obejrzeniu albumu, z której zorientowałam się, że będę z nią urodzić. Album zawierał pary z dziećmi i wystarczyło jedno spojrzenie, aby zrozumieć, jak wszyscy są szczęśliwi i promieniejący. To byli inni ludzie i inne dzieci!

Przyjechaliśmy do Indii, spotkaliśmy dziewczyny w ciąży na plaży, doradziły mi położną, która była już na Goa i prowadziła wykłady dla kobiet w ciąży. Byłem jak wykład, pani była piękna, ale nie czułem z nią związku. Wszystko pędziło – by z nią zostać i już nie martwić się, że zostanę sama przy porodzie, albo uwierzyć i czekać na tę „z obrazka”. Postanowiłem zaufać i czekać. Przybyła. Poznaliśmy się i zakochałam się od pierwszego wejrzenia! Była miła, troskliwa, jak druga matka: niczego nie narzucała i co najważniejsze zachowywała spokój, jak czołg, w każdej sytuacji. I zgodziła się też przyjechać do nas i wszystko nam opowiedzieć, osobno, a nie w grupie, bo grupa kobiet w ciąży z mężami była cała rosyjskojęzyczna, a nam wszystko opowiadała osobno po angielsku, żeby jej mąż by zrozumiał. Wszystkie dziewczynki w takim porodzie rodziły w domu, z mężami i położną. Bez lekarzy. W razie czego wzywa się taksówkę i wszyscy jadą do szpitala, ale tego nie słyszałem. Ale w weekendy widziałem nad oceanem gromadkę matek z 6-10-dniowymi maluchami, wszyscy kąpali dzieci w chłodnych falach i byli niezwykle szczęśliwi, pogodni i pogodni. Same narodziny. Wieczorem jednak zorientowałam się, że rodzę (wcześniej przez tydzień były skurcze treningowe), byłam zachwycona i zaczęłam śpiewać skurcze. Kiedy śpiewasz je zamiast krzyczeć, ból znika. Oczywiście nie śpiewaliśmy rosyjskiego ludu, ale po prostu pociągnęliśmy głosem „aaaa-ooo-uuu”, jak chcesz. Bardzo głęboki śpiew. Więc śpiewałem tak wszystkie walki do prób. Próbuje mnie, delikatnie mówiąc, zdziwić. Moje pierwsze pytanie po pierwszym pchnięciu brzmiało (z okrągłymi oczami): „Co to było?” Myślałem, że coś jest nie tak. Położna jak zatwardziały psycholog mówi: „No, spokojnie, powiedz, co czułaś, jak było”. Mówię, że prawie urodziłam jeża. Jakoś milczała podejrzliwie i zdałem sobie sprawę, że trafiłem! I TO przyszło po raz drugi i nie ostatni – nie spodziewałam się takiego bólu. Gdyby nie mój mąż, którego chwytałam rękoma przy każdym skurczu, i nie położna, która mówiła, że ​​wszystko jest w porządku, poddałabym się i zrobiła sobie cesarskie cięcie).

Ogólnie rzecz biorąc, dziecko wpadało do nadmuchiwanego basenu po 8 godzinach. Bez krzyku, co mnie uszczęśliwiło, bo dzieci, jeśli wszystko jest w porządku, nie płaczą – mamroczą. Mruknęła coś i od razu zaczęła jeść piersi, łatwo i prosto. Potem ją umyli, zanieśli do mojego łóżka i my, nie, nie my – zasnęła, a ja z mężem przesiedzieliśmy jeszcze pół dnia z dziewczynami. Nie przecinaliśmy pępowiny przez 12 godzin, czyli do wieczora. Chcieli zostawić go na jeden dzień, ale dziewczynki bardzo zainteresowało łożysko, które leżało obok dziecka w zamkniętej misce. Pępowina została przecięta, gdy przestała pulsować i zaczęła wysychać. To bardzo ważny punkt. Nie można go ciąć tak szybko, jak w szpitalach położniczych. Jeszcze jedna chwila o atmosferze – mieliśmy cichą muzykę i nie było światła – tylko kilka świec. Kiedy z ciemności w szpitalu położniczym wyłania się dziecko, światło razi w oczy, temperatura się zmienia, wokół panuje hałas, obmacują go, przewracają, kładą na zimną wagę, a w najlepszym razie krótko czas do matki. Z nami pojawiała się w półmroku, pod mantrami, w ciszy i leżała na piersi aż do zaśnięcia… I z pępowiną, która jeszcze łączyła ją z łożyskiem. W momencie, gdy zaczęły się moje próby, bliźniaczki obudziły się i przestraszyły, mąż poszedł ich uspokoić, ale jedyną szansą na to jest pokazanie, że z moją mamą (względnie) J. wszystko jest w porządku. Przyniósł je do mnie, trzymali mnie za ręce i zachęcali. Powiedziałem, że prawie mnie to nie boli i po chwili zacząłem wyć (śpiewać) J. Czekali na swoją siostrę, po czym przed jej pojawieniem się zasnęli na pięć minut. Gdy tylko się pojawiła, zostali obudzeni i pokazani. Radość nie znała granic! Do tej pory dusza w nim nie pije herbaty. Jak go uprawiamy? Pierwsza to pierś zawsze i wszędzie, na żądanie. Po drugie, od urodzenia i przez cały ten rok śpimy razem we trójkę w jednym łóżku. Noszę ją w chuście, nie miałam wózka. Kilka razy próbowałam włożyć go do wózka, ale siedzi jakieś 10 minut, potem zaczyna wychodzić. Teraz zacząłem chodzić, teraz jest łatwiej, już idziemy ulicą na nogach. Zaspokoiliśmy potrzebę „bycia z mamą przez 9 miesięcy i 9 miesięcy z mamą”, a za to maluch nagradzał mnie nierealnym spokojem, uśmiechem i śmiechem na co dzień. Płakała w tym roku, prawdopodobnie pięć razy… Cóż, po prostu nie możesz przekazać, kim ona jest J! Nigdy nie myślałam, że są takie dzieci! Wszyscy są nią zszokowani. Mogę z nią chodzić w odwiedziny, na zakupy, w interesach, po najróżniejsze papiery. Żadnych problemów i napadów złości. Spędziła też rok w sześciu krajach, a drogi, samoloty, samochody, pociągi, autobusy i promy znosiły łatwiej niż ktokolwiek z nas. Śpi lub poznaje innych, uderzając ich towarzyskością i uśmiechem. Najważniejszą rzeczą jest więź, którą z nią czuję. Tego nie da się opisać. To jest jak nić między nami, czuję to jako część mnie. Nie mogę na nią podnieść głosu, ani obrazić, a tym bardziej poklepać papieża.

Dodaj komentarz