Dorośli ludzie. Domy dziecka. Jak zorganizować je w rodzinie?

Pierwszy tekst z cyklu obserwacji fundacji charytatywnej „Zmień jedno życie” o tym, jak i jak chłopcy i dziewczęta żyją teraz w rosyjskich sierocińcach” – publikowany jest wspólnie z portalem Snob.ru. Artykuł Ekaterina Lebiediew.

Lera weszła do pokoju kanciastym, lekko napiętym krokiem. Niepewnie usiadła przy stole, zgarbiła ramiona i spojrzała na niego spod brwi. I widziałem jej oczy. Dwie błyszczące wiśnie. Nieśmiałe, ale bezpośrednie spojrzenie. Z wyzwaniem. I z odrobiną… nadziei.

W sierocińcu na południowym zachodzie regionu moskiewskiego przyjechaliśmy z operatorem naszego funduszu charytatywnego „Change One Life”, aby nakręcić krótki, półtoraminutowy film o 14-letniej Valerii. Mamy nadzieję, że videoanketa pomoże tej dorosłej już dziewczynie znaleźć nową rodzinę. Chociaż zrobienie tego, spójrzmy prawdzie w oczy, nie jest łatwe.

To fakt, ale większość z nas myśli o nastolatkach-sierocińcach, jeśli nie w ostatnim, to na pewno nie w pierwszej kolejności. Ponieważ większość z tych, którzy są gotowi przyjąć dzieci z domów dziecka do swoich rodzin, potrzebuje okruchów do trzech lat. Maksymalnie do siedmiu. Logika jest jasna. Z dziećmi wydaje się to łatwiejsze, wygodniejsze, przyjemniejsze, w końcu…

Ale w bazie danych naszej fundacji około połowa filmów wideo (a to, na chwilę, około czterech tysięcy filmów) to dzieci w wieku od 7 do 14 lat. Statystyki brzmią jak filiżanki na wyłożonej płytkami podłodze, niwecząc marzenia potencjalnych rodziców adopcyjnych o znajdowaniu dzieci w domach dziecka: w systemie placówek dziecięcych większość rzędów banku danych zajmują nazwiska nastolatków. I według tych samych twardych statystyk, nastolatki mają najmniejszy odzew wśród potencjalnych mam i ojców.

Ale Lera nie musi wiedzieć nic o statystykach. Jej osobiste doświadczenie życiowe jest wielokrotnie jaśniejsze niż jakiekolwiek liczby. A to doświadczenie pokazuje, że ona i jej rówieśnicy bardzo rzadko są zabierani do rodzin. I wiele dzieci po dziesiątym roku życia rozpacza. I zaczynają tworzyć własne plany na przyszłość bez rodziców. Jednym słowem, pokora się.

Na przykład razem z Leroy chcieliśmy nagrać taśmę wideo jej koleżanki z klasy. Słodki chłopak z jasnymi, otwartymi oczami – „nasz komputerowy geniusz”, jak nazywają go jego nauczyciele – nagle zmarszczył brwi na widok kamery. Zjeżył się. Napiął cienkie łopatki. Zamknął wewnętrznie oczy i osłonił twarz dużym pudełkiem puzzli.

„Muszę iść do college'u za sześć miesięcy!” Czego już ode mnie chcesz? – krzyknął nerwowo i uciekł z planu. Standardowa historia: coraz więcej nastolatków, do których przychodzimy kręcić na videoanket, odmawia siedzenia przed kamerą.

Pytałem wielu facetów: dlaczego nie chcesz grać, bo to może ci pomóc znaleźć rodzinę? W odpowiedzi milczą. Odwracają się. Ale w rzeczywistości po prostu w to nie wierzą. Już w to nie wierzą. Zbyt wiele razy ich marzenia i nadzieje na znalezienie domu były deptane, rozdzierane i wysadzane w pył na podwórkach sierocińców ze skrzypiącymi huśtawkami. I nie ma znaczenia, kto to zrobił (a z reguły wszystko jest trochę po trochu): nauczyciele, własne lub wychowawcze mamy i tatusiowie, od których sami uciekli, a może zostali z powrotem zawróceni do niewygodnych instytucji z nazwy suche jak śnieg skrzypiący pod stopami: „sierociniec”, „internat”, „ośrodek resocjalizacji”…

„Ale ja bardzo kocham konie”, nagle Lera zaczyna nieśmiało opowiadać o sobie i prawie niesłyszalnie dodaje: „Och, jakie to w końcu straszne”. Jest przerażona i rozpaczliwie niewygodna usiąść przed kamerą i przedstawić się nam. To przerażające, niezręczne, a jednocześnie chcę, jak nieznośnie chce się pokazać, aby ktoś ją zobaczył, zapalił i być może pewnego dnia został tubylcem.

Dlatego specjalnie na sesję miała na sobie odświętne buty na wysokim obcasie i białą bluzkę. „Tak długo na ciebie czekała, przygotowywała się i była bardzo zmartwiona, nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo chciała, żebyś zabrał ją na wideo!” – mówi mi nauczycielka Lery szeptem, a ona przebiega obok i delikatnie całuje ją w policzek.

– Lubię jeździć konno i opiekować się nimi, a kiedy dorosnę, chcę móc je leczyć. – Kanciasta, zdezorientowana dziewczyna z każdą minutą coraz rzadziej chowa przed nami oczy – dwie świecące wiśnie – iw jej oczach nie ma już wyzwania i napięcia. Stopniowo, pęd po pędzie, zaczynają się pojawiać, pewność siebie, radość i pragnienie dzielenia się jak najszybciej wszystkim tym, co potrafi. A Lera mówi, że zajmuje się tańcem i szkołą muzyczną, ogląda filmy i kocha hip-hop, pokazuje swoje liczne rzemiosło, dyplomy i rysunki, wspomina, jak kręciła film w specjalnym kręgu i jak pisała scenariusz – wzruszające opowieść o dziewczynce, której matka zmarła i zostawiła jej na pamiątkę magiczną bransoletkę.

Matka Lery żyje i utrzymuje z nią kontakt. Kolejna pozornie zupełnie nielogiczna, ale wszechobecna smutna cecha życia osieroconych nastolatków – większość z nich ma żyjących krewnych. Kto się z nimi komunikuje i komu z różnych powodów jest łatwiej, gdy te dzieci nie mieszkają z nimi, ale w sierocińcach.

– Dlaczego nie chcesz iść do rodzin zastępczych? – pytam Leroux po tym, jak całkowicie się otworzyła, odrzuciła łuski swojej izolacji i okazała się prostą dziewczyną sympatyczną, zabawną, a nawet trochę wojowniczą.

– Tak, bo wielu z nas ma rodziców — — macha ręką w odpowiedzi, jakoś skazana na zagładę. – Jest moja matka. Ciągle obiecywała, że ​​mnie zabierze, a ja wierzyłem i wierzyłem. A teraz to wszystko! Cóż, ile mogę zrobić?! Powiedziałem jej pewnego dnia: albo zabierz mnie do domu, albo poszukam rodziny zastępczej.

Więc Lera stała przed naszą kamerą.

Nastolatkowie w sierocińcach są często określani jako brakujące pokolenie: zła genetyka, rodzice alkoholicy i tak dalej. Setki przedmiotów. Bukiety uformowanych stereotypów. Nawet wielu nauczycieli sierocińców szczerze pyta nas, dlaczego w ogóle kręcimy nastolatki na wideo. Przecież z nimi „tak trudno”…

Z nimi naprawdę nie jest łatwo. Ugruntowana postać, głębia bolesnych wspomnień, ich „chcę – nie chcę”, „chcę – nie chcę” i już bardzo dorosła, bez różowych kokardek i czekoladowych króliczków, widok na życie. Tak, znamy przykłady udanych rodzin zastępczych z nastolatkami. Ale jak przyciągnąć więcej uwagi do tysięcy dorosłych dzieci z domów dziecka? My w fundacji, szczerze mówiąc, nie znamy jeszcze końca.

Ale wiemy na pewno, że jednym ze sposobów działania jest powiedzenie, że te dzieci TAM ISTNIEJĄ i przynajmniej narysowanie ich portretów wideo cienkimi, przewiewnymi pociągnięciami i zapewnienie im możliwości opowiedzenia o sobie i podzielenia się swoimi marzeniami i aspiracje.

A jednak, po sfilmowaniu kilku tysięcy nastolatków w sierocińcach w całej Rosji, wiemy jeszcze jedno na pewno: WSZYSTKIE te dzieci rozpaczliwie, aż do bólu od zaciśniętych pięści, do łez, które przełykają, idąc do swoich sypialni, chcą żyć własne rodziny.

A 14-letnia Lera, która patrzy na nas z wyzwaniem, a potem z nadzieją, naprawdę chce być rodziną. I naprawdę chcemy pomóc jej to znaleźć. A więc pokazujemy to wideoanket.

Dodaj komentarz