Psychologia

W dzisiejszych czasach dużo się mówi o akceptowaniu siebie takimi, jakimi jesteśmy. Niektórzy z łatwością sobie z tym radzą, innym w ogóle się nie udaje — jak możesz kochać swoje słabości i niedociągnięcia? Czym jest akceptacja i dlaczego nie należy jej mylić z aprobatą?

Psychologia: Wielu z nas w dzieciństwie nauczono, że powinniśmy być wobec siebie krytyczni. A teraz więcej mówi się o akceptacji, o tym, że trzeba być dla siebie milszym. Czy to oznacza, że ​​powinniśmy pobłażać naszym niedociągnięciom, a nawet wadom?

Swietłana Krivtsova, psycholog: Akceptacja nie jest równoznaczna z protekcjonalnością lub aprobatą. „Zaakceptuj coś” oznacza, że ​​pozwalam temu zaistnieć w moim życiu, daję mu prawo do tego. Mówię spokojnie: „Tak, to znaczy”.

Pewne rzeczy są łatwe do zaakceptowania: to jest stół, siedzimy przy nim i rozmawiamy. Tutaj nie ma dla mnie zagrożenia. Trudno zaakceptować to, co postrzegam jako zagrożenie. Na przykład dowiaduję się, że mój dom zostanie zburzony.

Czy można być spokojnym, gdy nasz dom jest burzony?

Aby było to możliwe, musisz wykonać jakąś wewnętrzną pracę. Przede wszystkim zmuś się do zatrzymania, gdy chcesz uciec lub zareagować agresją na zagrożenie.

Zatrzymaj się i zbierz odwagę, by zacząć porządkować

Im głębiej studiujemy jakieś pytanie, tym szybciej dochodzimy do jasności: co tak naprawdę widzę? I wtedy możemy zaakceptować to, co widzimy. Czasami — ze smutkiem, ale bez nienawiści i strachu.

I nawet jeśli zdecydujemy się walczyć o nasz dom, zrobimy to rozsądnie i spokojnie. Wtedy będziemy mieli dość siły i głowa będzie czysta. Wtedy odpowiadamy nie reakcją, jak reakcja ucieczki czy agresji u zwierząt, ale czynem ludzkim. Mogę zostać pociągnięty do odpowiedzialności za swoje czyny. W ten sposób powstaje wewnętrzna równowaga, oparta na zrozumieniu i spokoju w obliczu tego, co widać: „Mogę być blisko tego, to mnie nie niszczy”.

Co mam zrobić, jeśli nie mogę czegoś zaakceptować?

Potem uciekam od rzeczywistości. Jedną z opcji lotu jest zniekształcenie percepcji, gdy nazywamy czarną bielą lub wprost nie dostrzegamy pewnych rzeczy. To jest nieświadome represje, o których mówił Freud. To, co stłumiliśmy, zamienia się w naładowane energetycznie czarne dziury w naszej rzeczywistości, a ich energia nieustannie utrzymuje nas w gotowości.

Pamiętamy, że jest coś, co wypieraliśmy, chociaż nie pamiętamy, co to jest.

Nie możesz tam iść iw żadnym wypadku nie możesz tego wypuścić. Wszystkie siły są wydawane na nie zaglądanie w tę dziurę, omijanie jej. Taka jest struktura wszystkich naszych lęków i obaw.

A żeby zaakceptować siebie, trzeba zajrzeć w tę czarną dziurę?

Tak. Zamiast zamykać oczy, wysiłkiem woli zwracamy się ku temu, co nam się nie podoba, co jest trudne do zaakceptowania i patrzymy: jak to działa? Czego tak się boimy? Może to nie jest takie straszne? W końcu najbardziej przerażające są zjawiska nieznane, zabłocone, niejasne, trudne do uchwycenia. Wszystko, co przed chwilą powiedzieliśmy o świecie zewnętrznym, dotyczy również naszej relacji z samym sobą.

Droga do samoakceptacji wiedzie przez poznanie niejasnych stron własnej osobowości. Jeśli coś wyjaśniłem, przestaję się tego bać. Rozumiem, jak można to zrobić. Akceptacja siebie oznacza ciągłe zainteresowanie sobą bez strachu.

XNUMX-wieczny duński filozof Søren Kierkegaard mówił o tym: „Żadna wojna nie wymaga takiej odwagi, której wymaga spojrzenie w siebie”. Rezultatem wysiłku będzie mniej lub bardziej realistyczny obraz siebie.

Ale są tacy, którym udaje się czuć dobrze ze sobą bez wkładania wysiłku. Co mają, czego nie mają inni?

Tacy ludzie mieli dużo szczęścia: w dzieciństwie obok nich okazywali się dorośli, którzy ich akceptowali, nie w „częściach”, ale w całości. Zwróćcie uwagę, nie mówię — bezwarunkowo kochana i jeszcze bardziej chwalona. To ostatnie jest generalnie niebezpieczną rzeczą. Nie. Tyle, że dorośli nie reagowali strachem czy nienawiścią na jakiekolwiek właściwości ich charakteru czy zachowania, starali się zrozumieć, jakie mają znaczenie dla dziecka.

Aby dziecko nauczyło się akceptować siebie, potrzebuje w pobliżu spokojnego dorosłego. Kto, dowiedziawszy się o walce, nie spieszy się z skarceniem ani wstydem, ale mówi: „Cóż, tak, Petya nie dał ci gumki. I ty? Zapytałeś Pete'a we właściwy sposób. TAk. A co z Petyą? Uciekać? Płakał? Więc co myślisz o tej sytuacji? Dobrze, więc co zamierzasz zrobić?

Potrzebujemy akceptującego dorosłego, który spokojnie słucha, zadaje pytania wyjaśniające, aby obraz stał się wyraźniejszy, interesuje się uczuciami dziecka: „Jak się masz? A co myślisz, szczerze mówiąc? Poszło ci dobrze czy źle?

Dzieci nie boją się tego, na co ich rodzice patrzą ze spokojnym zainteresowaniem

A jeśli dzisiaj nie chcę przyznać się do pewnych słabości w sobie, to prawdopodobnie strach przed nimi przejąłem od moich rodziców: niektórzy z nas nie mogą znieść krytyki, ponieważ nasi rodzice bali się, że nie będą mogli być dumni ze swoich dziecko.

Załóżmy, że decydujemy się zajrzeć w siebie. I nie podobało nam się to, co zobaczyliśmy. Jak sobie z tym poradzić?

Aby to zrobić, potrzebujemy odwagi i… dobrej relacji z samym sobą. Pomyśl o tym: każdy z nas ma przynajmniej jednego prawdziwego przyjaciela. Krewni i przyjaciele — w życiu wszystko może się zdarzyć — opuszczą mnie. Ktoś wyjedzie w inny świat, kogoś porwą dzieci i wnuki. Mogą mnie zdradzić, mogą się ze mną rozwieść. Nie mogę kontrolować innych. Ale jest ktoś, kto mnie nie opuści. I to jestem ja.

Jestem tym towarzyszem, wewnętrznym rozmówcą, który powie: „Zakończ swoją pracę, głowa już zaczyna boleć”. Jestem tym, który jest zawsze dla mnie, który stara się zrozumieć. Kto nie kończy w minucie niepowodzenia, ale mówi: „Tak, schrzaniłeś, mój przyjacielu. Muszę to naprawić, inaczej kim będę? To nie jest krytyka, to wsparcie dla kogoś, kto chce, żebym był w końcu dobry. A potem czuję ciepło w środku: w klatce piersiowej, w żołądku…

To znaczy, czy możemy czuć akceptację siebie nawet fizycznie?

Z pewnością. Kiedy z otwartym sercem podchodzę do czegoś wartościowego dla siebie, moje serce „rozgrzewa się” i czuję przepływ życia. W psychoanalizie nazwano ją libido — energią życia, aw analizie egzystencjalnej — witalnością.

Jej symbolem jest krew i limfa. Płyną szybciej, gdy jestem młody i szczęśliwy lub smutny, a wolniej, gdy jestem obojętny lub „zamrożony”. Dlatego, gdy ktoś coś lubi, jego policzki stają się różowe, jego oczy lśnią, przyspieszają procesy metaboliczne. Ma wtedy dobrą relację z życiem i samym sobą.

Co może cię powstrzymać przed zaakceptowaniem siebie? Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi mi do głowy, są niekończące się porównania z piękniejszymi, mądrzejszymi, odnoszącymi sukcesy…

Porównanie jest całkowicie nieszkodliwe, jeśli postrzegamy innych jak lustro. Poprzez sposób, w jaki reagujemy na innych, możemy się wiele o sobie dowiedzieć.

To jest ważne — poznać siebie, docenić własną wyjątkowość

I tu znowu mogą interweniować wspomnienia. Jakby w muzyce brzmiały w nas motywy odmienności wobec innych. Dla jednych muzyka jest niepokojąca i gorzka, dla innych piękna i harmonijna.

Muzyka zapewniona przez rodziców. Czasami osoba, będąc już dorosła, przez wiele lat próbuje „zmienić rekord”. Wątek ten wyraźnie przejawia się w reakcji na krytykę. Ktoś jest zbyt chętny do przyznania się do winy, nie mając nawet czasu, aby dowiedzieć się, czy miał szansę zrobić coś lepiej. Ktoś na ogół nie może znieść krytyki, zaczyna nienawidzić tych, którzy naruszają jego nieskazitelność.

To bolesny temat. I tak pozostanie na zawsze, ale do takich sytuacji możemy się przyzwyczaić. Albo nawet w końcu dojdziemy do ufnego stosunku do krytyków: „Wow, jak ciekawie mnie postrzega. Na pewno się nad tym zastanowię, dziękuję za uwagę.

Wdzięczny stosunek do krytyków jest najważniejszym wskaźnikiem samoakceptacji. Nie oznacza to oczywiście, że zgadzam się z ich oceną.

Ale czasami naprawdę robimy złe rzeczy i dręczy nas sumienie.

W dobrych relacjach z samym sobą sumienie jest naszym pomocnikiem i przyjacielem. Ma wyjątkową czujność, ale nie ma własnej woli. Pokazuje, co należałoby zrobić, aby być sobą, najlepiej, jak chcemy siebie poznać. A gdy zachowujemy się niewłaściwie, to nas to boli i dręczy, ale nic więcej…

Można odrzucić tę udrękę. Sumienie w zasadzie nie może zmusić czegoś do zrobienia, tylko po cichu podpowiada. Co dokładnie? Bądź znowu sobą. Powinniśmy być jej za to wdzięczni.

Jeśli znam siebie i ufam tej wiedzy, nie nudzę się sobą i słucham swojego sumienia — czy naprawdę akceptuję siebie?

Dla samoakceptacji niezbędne jest zrozumienie, gdzie jestem teraz, w jakim miejscu w moim życiu. W kierunku czego go buduję? Musimy zobaczyć całość, trochę „rzucamy” całość na dzisiaj, a potem nabiera to sensu.

Teraz wielu klientów przychodzi do psychoterapeutów z taką prośbą: „Odnoszę sukcesy, mogę kontynuować karierę, ale nie widzę sensu”. Lub: „W rodzinie wszystko w porządku, ale…”

Więc potrzebujesz globalnego celu?

Niekoniecznie globalne. Każdy cel zgodny z naszymi wartościami. A wszystko może być wartościowe: związki, dzieci, wnuki. Ktoś chce napisać książkę, ktoś chce uprawiać ogród.

Cel działa jako wektor, który strukturyzuje życie

Poczucie sensu życia nie zależy od tego, co robimy, ale od tego, jak to robimy. Kiedy mamy to, co lubimy i na co wewnętrznie się zgadzamy, jesteśmy spokojni, zadowoleni, a wszyscy wokół nas są spokojni i zadowoleni.

Być może nie da się zaakceptować siebie raz na zawsze. Czy nadal będziemy czasem wypadać z tego stanu?

Wtedy musisz wrócić do siebie. W każdym z nas, poza powierzchownością i codziennością — stylem, manierą, przyzwyczajeniami, charakterem — kryje się coś niesamowitego: wyjątkowość mojej obecności na tej ziemi, moja niezrównana indywidualność. A prawda jest taka, że ​​nigdy nie było nikogo takiego jak ja i nigdy więcej nie będzie.

Jeśli patrzymy na siebie w ten sposób, jak się czujemy? Niespodzianka, to jak cud. A odpowiedzialność — bo jest we mnie dużo dobra, czy może się ona objawiać w jednym ludzkim życiu? Czy robię dla tego wszystko? I ciekawostka, bo ta część mnie nie zamarza, zmienia się, każdego dnia czymś mnie zaskakuje.

Jeśli tak na siebie patrzę i tak siebie traktuję, nigdy nie będę sam. Wokół tych, którzy dobrze siebie traktują, zawsze są inni ludzie. Ponieważ sposób, w jaki traktujemy siebie, jest widoczny dla innych. I chcą być z nami.

Dodaj komentarz