Angkor Wat. Sekrety wszechświata.

Ostatnio pojawił się trend w modzie, który mówi, że osoba zaawansowana powinna odwiedzać miejsca władzy. Ale często ludzie po prostu próbują oddać hołd modzie. Biblijny termin „marność nad marnościami” wcale nie brzmi nominalnie dla współczesnego człowieka. Ludzie uwielbiają się poganiać. Nie siedzą spokojnie. W swoich organizatorach robią długą listę tego, co, gdzie i kiedy odwiedzić. Dlatego wraz z Luwrem, Ermitażem, Delhi Ashvattham, egipskimi piramidami, Stonehenge, Angkor Wat jest mocno zakorzenione w umysłach tych, którzy hołdują modzie i odhaczają księgę życia: Byłem tutaj Odwiedziłem go, odnotowałem tutaj. 

Pomysł ten potwierdził mi mój przyjaciel Sasha, Rosjanin z Samary, który przyjechał do Angkor Wat i zakochał się w tym miejscu tak bardzo, że postanowił zostać i pracować tutaj jako przewodnik. 

Angkor Wat to największy zabytek historii, architektury i metafizyki, który Francuzi odkryli w kambodżańskiej dżungli na początku XIX wieku. Po raz pierwszy wielu z nas zapoznało się z wizerunkiem Angkor Wat, czytając bajki Kiplinga o opuszczonym mieście małp, ale prawda jest taka, że ​​opuszczone i opanowane przez dżunglę miasta wcale nie są bajką. 

Cywilizacje rodzą się i umierają, a natura wykonuje swoją wieczną pracę. A symbol narodzin i śmierci cywilizacji można zobaczyć tutaj, w starożytnych świątyniach Kambodży. Ogromne tropikalne drzewa zdają się próbować udusić ludzkie kamienne struktury w swoich ramionach, chwytając kamienne bloki swoimi potężnymi korzeniami i ściskając ramiona, dosłownie kilka centymetrów rocznie. Z czasem pojawiają się tu niesamowite epickie obrazy, w których wszystko, co tymczasowo stworzone przez człowieka, niejako powraca na łono matki natury.  

Zapytałem przewodnika Sashę – co robiłeś przed Kambodżą? Sasha opowiedział swoją historię. Krótko mówiąc, był muzykiem, pracował w telewizji, potem jadł kwas mrówkowy w ogromnym mrowisku zwanym Moskwą i postanowił przenieść się do Samary, gdzie zapoznał się z bhakti jogą. Saszy wydawało się, że wyjeżdża z Moskwy, aby zrobić coś ważnego i domowego. Marzył o sztuce z dużej litery, ale po poznaniu bhakti jogi zdał sobie sprawę, że prawdziwa sztuka to umiejętność patrzenia na świat oczami duszy. Po przeczytaniu Bhagavad Gity i Bhagavata Purany postanowiłem udać się tutaj, aby na własne oczy zobaczyć wielki pomnik starożytnej wedyjskiej kosmologii i zakochałem się w tych miejscach tak bardzo, że postanowiłem tu zostać. A ponieważ rosyjski turysta w większości mówi słabo po angielsku i chce się porozumieć z własnymi, dostał pracę jako przewodnik w lokalnym biurze podróży. Jak mówią, nie dla własnego interesu, ale po to, by dowiedzieć się więcej o tym od środka. 

Zapytałem go: „Więc jesteś wegetarianinem?” Sasha powiedziała: „Oczywiście. Uważam, że każda rozsądna osoba, która ma głębokie zrozumienie swojej natury, powinna być wegetarianinem, a nawet więcej. W notatkach jego szczerego, przekonującego głosu usłyszałem dwa stwierdzenia: pierwsze dotyczyło „wewnętrznej natury”, a drugie „wegetariańskie i nie tylko”. Bardzo ciekawiło mnie wyjaśnienie z ust młodego człowieka – nowej generacji dzieci Indigo. Zmrużyłem oczy i spytałem cichym głosem: „Wyjaśnij mi, co masz na myśli przez to słowo wewnętrzna natura? "

Rozmowa ta odbyła się w jednej z galerii świątyni, gdzie na niekończącej się ścianie wyrzeźbiono piękne freski przedstawiające ubijanie się mlecznego oceanu. Bogowie i demony ciągnęli uniwersalnego węża Vasuki, który był używany jako najdłuższa lina w historii stworzenia. I ta żywa lina pokryła uniwersalną górę Meru. Stała w wodach Oceanu Przyczyn i była wspierana przez swojego ogromnego żółwia-awatara, Kurmę, inkarnację samego Najwyższego Pana Wisznu. W miejscach mocy same pytania i odpowiedzi przychodzą do nas, jeśli szukamy. 

Twarz mojego przewodnika spoważniała, wydawało się, że otwierał i zamykał w swojej głowie wiele łączy komputerowych, bo chciał mówić krótko i o tym, co najważniejsze. Wreszcie przemówił. Kiedy Wedy opisują osobę, określają ją terminem dźiwatma (dźiwa-atma), czyli dusza. Jiva jest bardzo zgodna z rosyjskim słowem życie. Możemy powiedzieć, że dusza jest tym, co żyje. Druga część – atma – oznacza, że ​​jest indywidualna. Żadna dusza nie jest taka sama. Dusza jest wieczna i ma boską naturę. 

— Ciekawa odpowiedź — powiedziałem. „Ale do jakiego stopnia dusza jest według ciebie boska?” Sasha uśmiechnął się i powiedział: „Mogę odpowiedzieć tylko na to, co przeczytałem w Wedach. Moje własne doświadczenie to tylko moja wiara w słowa Wed. Nie jestem Einsteinem ani Vedavyasem, cytuję tylko słowa wielkich metafizycznych mędrców. Ale Wedy mówią, że istnieją dwa rodzaje dusz: jedna to te, które żyją w świecie materii i zależą od ciał fizycznych, rodzą się i umierają w wyniku karmy; inni to nieśmiertelne dusze zamieszkujące światy czystej świadomości, nie są świadomi związanego z nimi lęku przed narodzinami, śmiercią, zapomnieniem i cierpieniem. 

To świat czystej świadomości przedstawiony tutaj w centrum kompleksu świątynnego Angkor Wat. A ewolucja świadomości to tysiąc kroków, po których wznosi się dusza. Zanim wejdziemy na sam szczyt Świątyni, gdzie obecne jest Bóstwo Wisznu, będziemy musieli przejść przez wiele galerii i korytarzy. Każdy krok symbolizuje poziom świadomości i oświecenia. I tylko oświecona dusza ujrzy nie kamienny posąg, ale wieczną Boską Esencję, która patrzy radośnie, obdarzając miłosiernym spojrzeniem każdego, kto tu wejdzie. 

Powiedziałem: „Czekaj, masz na myśli, że esencja tej Świątyni była dostępna tylko dla oświeconych, a wszyscy inni widzieli kamienne stopnie, płaskorzeźby, freski i tylko wielcy mędrcy, wolni od osłony iluzji, mogli kontemplować Nadduszę , czy źródło wszystkich dusz – Wisznu czy Narajana? – Zgadza się – odparł Sasha. „Ale oświeceni nie potrzebują świątyń i formalności” – powiedziałem. „Ten, kto osiągnął oświecenie, może widzieć Pana wszędzie – w każdym atomie, w każdym sercu”. Sasha uśmiechnął się i odpowiedział: „To są oczywiste prawdy. Pan jest wszędzie, w każdym atomie, ale w Świątyni okazuje szczególne miłosierdzie, objawiając się ludziom oświeconym i zwykłym. Dlatego przybyli tu wszyscy – mistycy, królowie i zwykli ludzie. Nieskończony objawia się każdemu zgodnie z możliwościami postrzegającego, a także zgodnie z tym, jak bardzo chce nam ujawnić swój sekret. To jest indywidualny proces. Zależy to tylko od istoty relacji między duszą a Bogiem”.

Podczas rozmowy nawet nie zauważyliśmy, jak wokół nas zebrał się niewielki tłumek turystów wraz ze starszym przewodnikiem. Byli to oczywiście nasi rodacy, którzy słuchali nas z dużym zainteresowaniem, ale najbardziej uderzyło mnie to, że kambodżański przewodnik z aprobatą skinął głową, a potem powiedział po rosyjsku: „Tak, zgadza się. Król, który zbudował świątynię, sam był przedstawicielem Wisznu, Najwyższego, a uczynił to po to, aby każdy mieszkaniec jego kraju, niezależnie od kasty i pochodzenia, mógł otrzymać darszan – kontemplację boskiego obrazu Najwyższego. 

Ta świątynia reprezentuje cały wszechświat. Centralna wieża to złota góra Meru, która przenika cały wszechświat. Jest podzielony na poziomy reprezentujące płaszczyzny wyższych istot, takie jak Tapa-loka, Maha-loka i inne. Na tych planetach żyją wielcy mistycy, którzy osiągnęli wysoki poziom świadomości. Jest jak schody prowadzące do najwyższego oświecenia. Na szczycie tej drabiny znajduje się sam twórca Brahma, niczym potężny komputer z czterema procesorami – Brahma ma cztery głowy. W jego ciele intelektualnym, podobnie jak bifidobakterie, żyją miliardy mędrców. Wszystkie razem wyglądają jak ogromna tablica rajdów komputerowych, modelują nasz Wszechświat w formacie 3D, a po jego zniszczeniu, kończąc swoją służbę światu, przenoszą się do świata wyższej świadomości.”

„Co jest na dole?” Zapytałam. Przewodnik z uśmiechem odpowiedział: „Poniżej są niższe światy. To, co chrześcijanie nazywają piekłem. Ale nie wszystkie światy są tak straszne, jak opisywał je Dante lub kościół. Niektóre z niższych światów są bardzo atrakcyjne z materialnego punktu widzenia. Są przyjemności seksualne, skarby, ale tylko mieszkańcy tych światów są zapomniani o swojej wiecznej naturze, pozbawieni są wiedzy o boskości.  

Żartowałem: „Jak się mają Finowie, czy co? Żyją w swoim małym świecie ze swoimi małymi radościami i nie wierzą w nic poza sobą. Przewodnik nie rozumiał, kim byli Finowie, ale rozumiał resztę i uśmiechając się, skinął głową. Powiedział: „Ale nawet tam wielki wąż Ananta, awatar Wisznu, chwali Go tysiącem swoich głów, tak więc we Wszechświecie zawsze jest nadzieja dla każdego. A szczególnym szczęściem jest urodzić się jako człowiek” – odpowiedział przewodnik. 

Uśmiechnąłem się i zacząłem mówić w jego imieniu: „Właśnie dlatego, że tylko człowiek może spędzić cztery godziny jadąc do pracy w korku, dziesięć godzin do pracy, godzinę na jedzenie, pięć minut na seks, a rano wszystko zaczyna się od nowa. ” Przewodnik roześmiał się i powiedział: „No tak, masz rację, tylko współczesny człowiek potrafi tak bezsensownie spędzić życie. Gdy ma wolny czas, zachowuje się jeszcze gorzej, szukając próżnych przyjemności. Ale nasi przodkowie pracowali nie więcej niż 4 godziny dziennie, zgodnie z kanonem wedyjskim. To wystarczyło, by zaopatrzyć się w żywność i odzież. „Co robili przez resztę czasu?” – spytałem zjadliwie. Przewodnik (Khmer) uśmiechając się odpowiedział: „Ktoś wstał w okresie brahma-muhurta. Świat budzi się około czwartej nad ranem. Kąpał się, medytował, mógł nawet przez chwilę ćwiczyć jogę lub ćwiczenia oddechowe, aby skoncentrować swój umysł, potem odmawiał święte mantry i mógł na przykład udać się do świątyni tutaj, aby wziąć udział w ceremonii arati. 

„Co to jest arati?” Zapytałam. Khmer odpowiedział: „To mistyczna ceremonia, kiedy woda, ogień, kwiaty, kadzidło ofiarowane są Wszechmogącemu”. Zapytałem: „Czy Bóg potrzebuje elementów fizycznych, które stworzył, bo i tak wszystko należy do Niego?” Przewodnik docenił mój żart i powiedział: „We współczesnym świecie chcemy używać ropy i energii, aby służyć sobie, ale podczas ceremonii uwielbienia pamiętamy, że wszystko na tym świecie jest dla Jego szczęścia, a my jesteśmy tylko małymi cząstkami ogromny harmonijny świat i musi działać jak jedna orkiestra, wtedy wszechświat będzie harmonijny. Co więcej, kiedy ofiarujemy coś Wszechmogącemu, On nie przyjmuje elementów fizycznych, ale naszą miłość i oddanie. Ale jego uczucie w odpowiedzi na naszą miłość uduchowia je, więc kwiaty, ogień, woda stają się duchowe i oczyszczają naszą wulgarną świadomość. 

Jeden ze słuchaczy nie wytrzymał i zapytał: „Dlaczego musimy oczyszczać naszą świadomość?” Przewodnik z uśmiechem kontynuował: „Nasz umysł i nasze ciało podlegają nieustannemu zanieczyszczeniu – codziennie rano myjemy zęby i kąpiemy się. Kiedy oczyścimy nasze ciało, doświadczamy pewnej przyjemności, która pochodzi z czystości.” „Tak, to prawda” – odpowiedział słuchacz. „Ale nie tylko ciało jest skalane. Umysł, myśli, uczucia – wszystko to jest skalane na planie subtelnym; kiedy świadomość człowieka zostaje splugawiona, traci zdolność do doświadczania subtelnych doświadczeń duchowych, staje się ordynarna i nieduchowa.” Dziewczyna powiedziała: „Tak, nazywamy takich ludzi gruboskórnymi lub materialistami”, po czym dodała: „Niestety jesteśmy cywilizacją materialistów”. Khmer ze smutkiem potrząsnął głową. 

Aby zachęcić obecnych, powiedziałem: „Nie wszystko stracone, jesteśmy tu i teraz i rozmawiamy o tych rzeczach. Jak powiedział Kartezjusz, wątpię, dlatego istnieję. Oto mój przyjaciel Sasha, on również jest przewodnikiem i interesuje się bhakti jogą, a my przyszliśmy nakręcić film i zrobić wystawę”. Słysząc moją ognistą mowę, w duchu Lenina na opancerzonym samochodzie, przewodnik Khmer roześmiał się, rozszerzając swoje dziecinne oczy starca i uścisnął mi dłoń. „Studiowałem w Rosji, w Instytucie Patrice'a Lumumby, i nas, mieszkańców południa, zawsze fascynował fenomen rosyjskiej duszy. Zawsze zaskakujesz cały świat swoimi niesamowitymi czynami – albo lecisz w kosmos, albo wypełniasz swój międzynarodowy obowiązek. Wy, Rosjanie, nie możecie usiedzieć spokojnie. Bardzo się cieszę, że mam taką pracę – miejscowi już dawno zapomnieli o swoich tradycjach i przyjeżdżają tu tylko po to, by okazać szacunek dla kapliczek charakterystycznych dla Azjatów, ale wy, Rosjanie, chcecie do tego dojść, więc bardzo się ucieszyłem do zobaczenia. Pozwól, że się przedstawię – nazywam się Prasad.” Sasha powiedział: „A więc to jest w sanskrycie – konsekrowane jedzenie!” Przewodnik uśmiechnął się i powiedział: „Prasad to nie tylko oświecone pożywienie, ogólnie oznacza miłosierdzie Pana. Moja matka była bardzo pobożna i modliła się do Wisznu, aby przesłał jej miłosierdzie. I tak, urodziwszy się w biednej rodzinie, otrzymałem wyższe wykształcenie, studiowałem w Rosji, nauczałem, ale teraz pracuję tylko jako przewodnik, od czasu do czasu, kilka godzin dziennie, aby nie popaść w stagnację, poza tym Lubię mówić po rosyjsku. 

– Dobrze – powiedziałem. W tym czasie byliśmy już otoczeni przez całkiem przyzwoity tłum ludzi, a do grupy dołączyli inni przypadkowo przechodzący Rosjanie i nie tylko Rosjanie. Ta spontanicznie uformowana publiczność zdawała się znać od dawna. I nagle kolejna oszałamiająca osobowość: „Świetny występ”, usłyszałem rosyjską mowę ze znajomym indyjskim akcentem. Przede mną stał mały, chudy Indianin w okularach, w białej koszuli iz wielkimi uszami, jak u Buddy. Uszy naprawdę zrobiły na mnie wrażenie. W niezgrabnych okularach Olimpiady w stylu lat osiemdziesiątych błyszczały bystre oczy; grube szkło powiększające wydawało się, że są dwa razy większe, tak, pamiętano tylko wielkie oczy i uszy. Wydawało mi się, że Hindus jest kosmitą z innej rzeczywistości. 

Widząc moje zdziwienie, Hindus przedstawił się: „Profesor Chandra Bhattacharya. Ale moją żoną jest Mirra. Zobaczyłem pomarszczoną kobietę o pół głowy niższą, noszącą dokładnie takie same okulary iz dużymi uszami. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu i początkowo chciałem powiedzieć coś takiego: „Jesteście jak humanoidy”, ale złapał się i grzecznie powiedział: „Jesteś bardziej jak brat i siostra”. Para uśmiechnęła się. Profesor powiedział, że nauczył się rosyjskiego w latach aktywnej przyjaźni rosyjsko-indyjskiej, mieszkając przez kilka lat w Petersburgu. Teraz jest na emeryturze i podróżuje w różne miejsca, od dawna marzył o przyjeździe do Angkor Wat, a jego żona marzyła o obejrzeniu słynnych fresków z Krishną. Zmrużyłem oczy i powiedziałem: „To jest świątynia Wisznu, masz Krysznę w Indiach”. Profesor powiedział: „W Indiach Kryszna i Wisznu są jednym i tym samym. Ponadto Wisznu, chociaż Najwyższy, ale z punktu widzenia Vaisnavów, zajmuje jedynie ogólnie akceptowaną boską pozycję. Natychmiast mu przerwałem: „Co masz na myśli przez słowo ogólnie przyjęte?” „Moja żona ci to wyjaśni. Niestety nie mówi po rosyjsku, ale jest nie tylko krytykiem sztuki, ale także teologiem sanskrytu”. Uśmiechnąłem się z niedowierzaniem i pokiwałem głową. 

Czystość i klarowność języka żony profesora uderzyła mnie od pierwszych słów, chociaż mówiła wyraźnie „indyjskim angielskim”, ale czuło się, że delikatna pani jest doskonałym mówcą i wyraźnie doświadczonym nauczycielem. Powiedziała: „Spójrz w górę”. Wszyscy podnieśli głowy i zobaczyli starożytne płaskorzeźby stiukowe, które są bardzo słabo zachowane. Przewodnik Khmer potwierdził: „O tak, to są freski Kryszny, niektóre z nich są dla nas zrozumiałe, a niektóre nie”. Hinduska zapytała: „Które są niezrozumiałe?” Przewodnik powiedział: „No na przykład ten. Wydaje mi się, że jest tu jakiś demon i jakaś dziwna historia, której nie ma w Puranach. Pani powiedziała poważnym głosem: „Nie ma mowy, to nie są demony, to tylko mały Kryszna. Jest na czworakach, ponieważ jest nowonarodzonym Gopalem, jak dziecko jest trochę pulchny, a brakujące części jego twarzy dają wyobrażenie o nim jako o demonie. A oto sznur, który jego matka przywiązała do paska, żeby nie był niegrzeczny. Swoją drogą, bez względu na to, jak bardzo próbowała go związać, zawsze było za mało sznura, ponieważ Kryszna jest nieograniczony, a nieograniczonego można związać tylko sznurem Miłości. A to jest postać dwóch niebiańskich, których uwolnił, rezydujących w postaci dwóch drzew. 

Wszyscy wokół byli zdumieni, jak prosto i wyraźnie kobieta wyjaśniła fabułę na wpół wymazanej płaskorzeźby. Ktoś wyjął książkę ze zdjęciem i powiedział: „Tak, to prawda”. W tym momencie byliśmy świadkami niesamowitej rozmowy między przedstawicielami dwóch cywilizacji. Następnie przewodnik z Kambodży przeszedł na angielski i cicho zapytał żonę profesora, dlaczego w świątyni Wisznu na sufitach znajdują się freski Kriszny? I co to znaczy? Kobieta powiedziała: „Mówiliśmy już wam, że w Indiach Vaisnavowie wierzą, że Wisznu jest jakąś ogólną koncepcją Boga, taką jak: Najwyższy, Stwórca, Wszechmogący, Wszechmogący. Można go porównać do cesarza lub autokraty. Posiada takie bogactwa jak piękno, siła, sława, wiedza, moc, brak przywiązania, ale w postaci Wisznu jego głównymi aspektami są potęga i bogactwo. Wyobraź sobie: król, a wszyscy są zafascynowani jego potęgą i bogactwem. Ale czym lub kim jest zafascynowany sam car? Przysłuchująca się uważnie Rosjanka z tłumu podpowiedziała: „Car jest oczywiście zafascynowany carem”. „Dokładnie” – odpowiedziała żona profesora. „Bez królowej król nie może być całkowicie szczęśliwy. Król kontroluje wszystko, ale pałacem kieruje królowa – Lakszmi. 

Wtedy zapytałem: „A co z Kryszną? Wisznu-Lakszmi – wszystko jasne, ale co ma z tym wspólnego Kryszna? Żona profesora kontynuowała niewzruszenie: „Wyobraź sobie, że car ma wiejską rezydencję lub daczę”. Odpowiedziałem: „Oczywiście, mogę sobie wyobrazić, ponieważ rodzina Romanowów mieszkała w Liwadii na Krymie w daczy, było też Carskie Sioło”. „Dokładnie”, odpowiedziała z aprobatą: „Kiedy król wraz z rodziną, przyjaciółmi i krewnymi udaje się na emeryturę do swojej rezydencji, dostęp jest otwarty tylko dla elity. Tam król cieszy się pięknem natury, nie potrzebuje ani korony, ani złota, ani symboli władzy, ponieważ jest ze swoimi krewnymi i bliskimi, a to jest Kryszna – Pan, który śpiewa i tańczy. 

Khmer potrząsnął głową z aprobatą, po czym jeden z uważnych słuchaczy, który już brał udział w rozmowie, powiedział: „A więc płaskorzeźby na sufitach są wskazówką, że nawet Wisznu ma jakiś tajemny świat niedostępny zwykłym śmiertelnikom!” Khmer odpowiedział: „Jestem bardzo zadowolony z odpowiedzi indyjskiego profesora, ponieważ większość naukowców tutaj to Europejczycy, a oni są ateistami, mają tylko akademickie podejście. To, co powiedziała pani Bhattacharya, wydaje mi się bardziej duchową odpowiedzią. Żona profesora dość zdecydowanie odpowiedziała: „Duchowość to także nauka. Nawet we wczesnych latach otrzymałem inicjację do Gaudiya Math od nauczycieli Vaisnava, zwolenników Śri Caitanyi. Wszyscy byli znakomitymi koneserami sanskrytu i pism świętych, a ich głębokie zrozumienie spraw duchowych było tak doskonałe, że wielu uczonych może tylko pozazdrościć. Powiedziałem: „Nie ma sensu się kłócić. Naukowcy są naukowcami, mają swoje podejście, teologowie i mistycy widzą świat po swojemu, wciąż wierzę, że prawda jest gdzieś pośrodku – między religią a nauką. Doświadczenie mistyczne jest mi bliższe.”

Smażone sajgonki z orzeszkami ziemnymi 

Zupa wegetariańska z makaronem ryżowym 

Na tym się rozstaliśmy. Mój żołądek już skurczył się z głodu i od razu chciałem zjeść coś smacznego i gorącego. „Czy jest tu gdzieś restauracja wegetariańska?” Zapytałem Sashę, gdy szliśmy długimi alejkami Angkor Wat do głównego wyjścia. Sasha powiedział, że tradycyjna kuchnia Kambodży jest podobna do kuchni tajskiej, a w mieście jest kilka wegetariańskich restauracji. I prawie w każdej restauracji zaoferujemy bogate menu wegetariańskie: sałatki z papai, curry z ryżem, tradycyjne szaszłyki grzybowe, zupa kokosowa czy tom yum z grzybami, tylko trochę lokalnie. 

Powiedziałem: „Ale nadal chciałbym restaurację czysto wegetariańską, a najlepiej bliżej”. Następnie Sasha powiedział: „Jest tu małe centrum duchowe, w którym żyją Vaisnavowie. Planują otworzyć kawiarnię wedyjską z kuchnią indyjską i azjatycką. Jest bardzo blisko, przy wyjściu ze świątyni wystarczy skręcić w następną ulicę.” „Co, oni już pracują?” Sasha powiedziała: „Kawiarnia jest w trakcie uruchamiania, ale na pewno nas nakarmią, teraz jest pora lunchu. Myślę, że nawet za darmo, ale chyba trzeba zostawić darowizny. Powiedziałem: „Nie mam nic przeciwko paru dolarów, o ile jedzenie jest dobre”. 

Centrum okazało się małe, kawiarnia znajdowała się na pierwszym piętrze kamienicy, wszystko było bardzo czyste, higieniczne, na najwyższym poziomie. Na drugim piętrze znajduje się sala medytacyjna, na ołtarzu stał Prabhupada, Kriszna w miejscowym kambodżańskim wyglądzie, jak wyjaśnili mi założyciele Centrum, tutaj są te same Bóstwa, ale w przeciwieństwie do Indii mają różne pozycje ciała, postawy. Kambodżanie rozumieją je tylko w lokalnym wykonaniu. I oczywiście obraz Caitanyi w jego pięciu aspektach Pancha-tattva. Cóż, Buddo. Azjaci są bardzo przyzwyczajeni do wizerunku Buddy, poza tym jest on jednym z awatarów Wisznu. Ogólnie rzecz biorąc, rodzaj mieszanej mieszanki, ale zrozumiałej zarówno dla Kambodżan, jak i wyznawców tradycji Vaisnava. 

A z jedzeniem wszystko było bardzo zrozumiałe i doskonałe. Centrum prowadzi starszy Kanadyjczyk, który od wielu lat mieszka w Indiach i marzy o odrodzeniu kultury wedyjskiej w Kambodży. Pod jego przewodnictwem dwóch malezyjskich hinduskich nowicjuszy, bardzo skromnych facetów, ma tu społeczność rolniczą i farmę. Na farmie uprawiają organiczne warzywa według starożytnych technologii, a całe jedzenie jest najpierw ofiarowane Bóstwom, a następnie ofiarowane gościom. Ogólnie rzecz biorąc, mini-świątynia-restauracja. Byliśmy jednym z pierwszych gości, a jako dziennikarze magazynu „Wegetarianin” otrzymaliśmy szczególny zaszczyt. Przyjechał z nami profesor z żoną, kilka pań z grupy rosyjskiej, przestawiliśmy stoły i zaczęli nam wynosić smakołyki jeden po drugim. 

sałatka z kwiatów bananowca 

Warzywa smażone z orzechami nerkowca 

Pierwsza to sałatka z papai, dyni i kiełków oblana sokiem grejpfrutowym i przyprawami, która zrobiła szczególne wrażenie – rodzaj półsłodkiego dania z surowej żywności, bardzo apetyczny i na pewno szalenie zdrowy. Następnie poczęstowano nas prawdziwym indyjskim dal z pomidorami, lekko słodkim w smaku. Gospodarze uśmiechnęli się i powiedzieli: „To przepis ze starożytnej świątyni Jagannath”. „Naprawdę, bardzo smaczne”, pomyślałem, tylko trochę słodko. Widząc wątpliwości na mojej twarzy, starszy wyrecytował werset z Bhagavad Gity: „Jedzenie w gunie dobroci powinno być smaczne, tłuste, świeże i słodkie”. – Nie będę się z tobą kłócić – powiedziałam, przełykając talerz dalu i błagalnie wskazując oczami na suplement. 

Ale starszy odpowiedział surowo: „Cztery kolejne dania czekają na ciebie”. Zdałem sobie sprawę, że trzeba pokornie znosić i czekać. Następnie wynieśli tofu zapiekane z sezamem, sosem sojowym, śmietaną i warzywami. Potem słodkie ziemniaki z niesamowicie pysznym sosem chrzanowym, o którym później dowiedziałam się, że to marynowany imbir. Do ryżu dołączono kulki kokosowe, nasiona lotosu w słodkim sosie lotosowym i ciasto marchewkowe. A na koniec słodki ryż gotowany w pieczonym mleku z kardamonem. Kardamon przyjemnie mrożył język, właściciele uśmiechając się mówili, że kardamon chłodzi ciało podczas upałów. Wszystko zostało przygotowane zgodnie ze starożytnymi prawami Ajurwedy, a każde danie pozostawiało coraz bardziej niepowtarzalny posmak i aromat oraz wydawało się smaczniejsze niż poprzednie. Wszystko to popijano napojem szafranowo-cytrynowym z lekkim posmakiem cynamonu. Wydawało się, że jesteśmy w ogrodzie pięciu zmysłów, a bogate aromaty przypraw sprawiły, że egzotyczne potrawy stały się czymś nierealnym, magicznym, jak we śnie. 

Smażone czarne grzyby z tofu i ryżem 

Po obiedzie zaczęła się niesamowita zabawa. Wszyscy wybuchamy długim śmiechem, śmiejąc się bez przerwy przez około pięć minut, patrząc na siebie. Śmialiśmy się z wielkich uszu i okularów Indian; Hindusi prawdopodobnie śmiali się z nas; Kanadyjczyk śmiał się z naszego podziwu dla obiadu; Sasha śmiał się, ponieważ tak skutecznie przyprowadził nas do tej kawiarni. Dokonawszy hojnych darowizn, długo się śmialiśmy, wspominając dzisiejszy dzień. Po powrocie do hotelu odbyliśmy krótkie spotkanie, zaplanowaliśmy zdjęcia na jesień i zdaliśmy sobie sprawę, że musimy tu wrócić, i to na długo.

Dodaj komentarz