Skąd bierze się nasza złość na tych, którzy zachorowali na koronawirusa?

Strach przed wirusem, przybierający niemal przesądne formy, może prowadzić do odrzucenia osób, które się nim zaraziły. W społeczeństwie istnieje negatywna tendencja do społecznego stygmatyzacji osób zarażonych lub mających kontakt z chorymi. Jakie uprzedzenia leżą u podstaw tego zjawiska, jakie niesie ze sobą zagrożenia i jak pozbyć się takiej stygmatyzacji – wyjaśnia psycholog Patrick Corrigan.

Dla współczesnego człowieka przyzwyczajonego do aktywnego trybu życia zagrożenie pandemią i koniecznością pozostania w domu jest przerażającym, a nawet surrealistycznym przeżyciem. Zamieszanie potęgują wiadomości i teorie spiskowe, które rozpowszechniane są w Internecie, a niektóre z nich podają w wątpliwość rzeczywistość. A do samej rzeczywistości nie jest łatwo przyzwyczaić się.

Człowiek nie jest chorobą

Psycholog i badacz Patrick Corrigan, redaktor Journal of Stigma and Health Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, mówi, że jesteśmy na niezbadanym terytorium, jeśli chodzi o kwestie pandemii i stygmatyzacji. Oznacza to, że zjawisko negatywnych postaw, wyobcowania i stygmatyzacji społecznej osób, które zachorowały w takich warunkach, nie zostało zbadane przez współczesną naukę. Zgłębia problem i dzieli się swoją oceną sytuacji.

Jego zdaniem ogólne zamieszanie staje się wylęgarnią stereotypów, uprzedzeń i dyskryminacji. Specyfika psychiki rodzi w nas potrzebę zrozumienia zdarzeń, szczególnie groźnych i bezprecedensowych. Dlaczego pandemia koronawirusa dotyka ludzkość? Co jest winne?

Wirus został nazwany „chińskim”, a ta definicja w ogóle nie przyczynia się do zrozumienia zagrożenia

Oczywistą odpowiedzią jest sam wirus. Jako społeczeństwo możemy zebrać się, aby walczyć z zagrożeniem, dążąc do powstrzymania jego rozprzestrzeniania się, izolując się od siebie.

Problem stygmatyzacji pojawia się, gdy w naszych głowach miesza się wirus i chory. W tym przypadku zmieniamy pytanie z „Co jest winne?” do „Kogo winien?” Ponad 20 lat badań wykazało, że stygmatyzacja, społeczne etykietowanie osób z określonymi chorobami, może być równie szkodliwe, jak sama choroba.

Profesor Corrigan mówi o absurdalnych przykładach szerzenia się zaniepokojenia koronawirusem. Na przykład nazwano ją „chińską”, a ta definicja wcale nie przyczynia się do zrozumienia zagrożenia, ale podsyca ogień fanatyzmu etnicznego. Oto, pisze badaczka, niebezpieczeństwo stygmatyzacji: podobny termin wielokrotnie łączy doświadczenie pandemii z rasizmem.

Społecznie napiętnowane ofiary wirusa

Kogo może dotknąć stygmatyzacja koronawirusa? Najbardziej oczywistymi ofiarami są osoby z objawami lub pozytywnym wynikiem testu. Socjolog Irving Hoffman powiedziałby, że z powodu wirusa ich tożsamość jest „skorumpowana”, „zanieczyszczona”, co w oczach innych wydaje się usprawiedliwiać uprzedzenia wobec nich. Do chorych dołączy rodzina i krąg znajomych — oni też zostaną napiętnowani.

Naukowcy ustalili, że jednym ze skutków napiętnowania jest dystans społeczny. Społecznie napiętnowane, „skorumpowane” jednostki są unikane przez społeczeństwo. Człowieka można ominąć jak trędowatego lub zdystansować psychologicznie.

Ryzyko napiętnowania występuje, gdy odległość od wirusa miesza się z odległością od zarażonego

Corrigan, który bada stygmatyzację osób z diagnozami psychiatrycznymi, pisze, że może się to objawiać w różnych obszarach. Według niego osoby z „piętnem” pewnych chorób mogą być odrzucane przez wychowawców, niezatrudnione przez pracodawców, odmawiane czynszu przez właścicieli, wspólnoty religijne mogą nie przyjmować go w swoje szeregi, a lekarze mogą być zaniedbywani.

W sytuacji z koronawirusem nakłada się to na rzeczywistą potrzebę zachowania dystansu w celu zmniejszenia wskaźnika infekcji. Organizacje zdrowotne apelują, jeśli to możliwe, aby nie zbliżać się do innych osób na odległość większą niż 1,5-2 metry. „Ryzyko napiętnowania pojawia się, gdy odległość od wirusa miesza się z odległością od zarażonej osoby” – pisze Corrigan.

Nie sugerując w żaden sposób ignorowania zaleceń dotyczących dystansu społecznego i uznając potrzebę zastosowania tego środka w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, wzywa jednocześnie do zwrócenia uwagi na piętno, jakie może przenosić się na osobę zarażoną.

stygmatyzacja zagrożeń

Co więc zrobić z napiętnowaniem podczas pandemii? Przede wszystkim, mówi Corrigan, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Rozpoznaj, że jest problem. Osoby chore mogą być dyskryminowane i lekceważone, a to jest tak samo złe, jak wszelkie formy rasizmu, seksizmu i ageizmu. Ale choroba to nie to samo, co osoba, którą zaraża, i ważne jest, aby oddzielić jedną od drugiej.

Społeczna stygmatyzacja chorych szkodzi im na trzy sposoby. Po pierwsze, jest to publiczna stygmatyzacja. Kiedy ludzie postrzegają chorych jako „rozpieszczonych”, może to prowadzić do jakiejś formy dyskryminacji i krzywdy.

Po drugie, to autostygmatyzacja. Osoby zakażone lub narażone na wirusa uwewnętrzniają stereotypy narzucone przez społeczeństwo i uważają się za „rozpieszczonych” lub „brudnych”. Nie tylko sama choroba jest trudna do zwalczenia, ludzie nadal muszą się wstydzić.

Etykiety najczęściej pojawiają się w związku z doświadczeniami z testowaniem lub leczeniem

Po trzecie, unikanie etykiet. Irving Goffman powiedział, że stygmatyzacja wiąże się z oczywistym i obserwowalnym znakiem: kolorem skóry w przypadku rasizmu, budową ciała w seksizmie czy np. siwymi włosami w przypadku wieku. Jednak w przypadku chorób wszystko jest inne, ponieważ są ukryte.

Nikt nie wie, która ze stu osób zgromadzonych na sali jest nosicielem COVID-19, w tym być może on sam. Stygmatyzacja pojawia się, gdy pojawia się etykieta: „To jest Max, on jest zarażony”. A etykiety najczęściej pojawiają się w związku z doświadczeniem testowania lub leczenia. „Właśnie zobaczyłem, jak Max wychodzi z laboratorium, gdzie robią test na koronawirusa. Musi być zarażony!»

Oczywiście ludzie unikną etykietowania, co oznacza, że ​​prawdopodobnie będą unikać testów lub izolacji, jeśli uzyskają wynik pozytywny.

Jak zmienić sytuację?

W literaturze naukowej można znaleźć dwa podejścia do zmiany piętna: edukację i kontakt.

Edukacja

Liczba mitów na temat choroby zmniejsza się, gdy ludzie poznają fakty dotyczące jej przenoszenia, rokowania i leczenia. Według Corrigana każdy może wnieść swój wkład, pomagając edukować opinię publiczną w tych sprawach. Oficjalne serwisy informacyjne regularnie publikują przydatne informacje o chorobie.

Szczególnie ważne jest, aby nie wspierać rozpowszechniania niezweryfikowanych i często nieprawdziwych informacji. Takich przypadków było wiele, a próba radzenia sobie z konsekwencjami dezinformacji może prowadzić do sporów i wzajemnych zniewag — czyli do walki poglądów, a nie wymiany wiedzy. Zamiast tego Corrigan zachęca do dzielenia się nauką stojącą za pandemią i zachęcania czytelników do myślenia.

Kontakt

Jego zdaniem jest to najlepszy sposób na złagodzenie negatywnych uczuć u osoby, która została napiętnowana. Badania pokazują, że interakcja między takimi ludźmi a społeczeństwem jest najlepszym sposobem na wyeliminowanie szkodliwych skutków napiętnowania.

Praktyka Corrigana obejmuje wielu chorych psychicznie klientów, dla których interakcja z innymi jest najskuteczniejszym sposobem zastąpienia uprzedzeń i dyskryminacji ideami uczciwości i szacunku. Proces ten jest najskuteczniejszy w przypadku komunikacji z rówieśnikami, osobami o podobnym statusie społecznym. Dlatego komunikacja między tymi, którzy są „naznaczeni” koronawirusem a społeczeństwem, pomoże usunąć piętno z tego pierwszego i zrobić różnicę.

Pacjent może albo opisać swoje uczucia, lęki, lęki i doświadczenia podczas choroby, albo porozmawiać o chorobie, już po wyzdrowieniu, radując się wraz ze życzliwymi słuchaczami lub czytelnikami z jego powrotu do zdrowia. Zarówno chory, jak i zdrowy, pozostaje taki sam jak wszyscy inni, osobą godną, ​​z prawem do szacunku i akceptacji.

Wpływa to również pozytywnie na to, że celebryci nie boją się przyznać, że są zarażeni.

W przypadku innych chorób najskuteczniejszy jest kontakt na żywo. Jednak podczas kwarantanny będą to oczywiście media i internet. „Blogi i filmy z perspektywy pierwszej osoby, w których ludzie z COVID-19 opowiadają historie o infekcji, chorobie i powrocie do zdrowia, będą miały pozytywny wpływ na postawy społeczne i zmniejszą piętno” – powiedział Corrigan. „Być może filmy w czasie rzeczywistym będą miały jeszcze większy wpływ, zwłaszcza te, w których widzowie mogą na własne oczy zobaczyć wpływ choroby na życie konkretnej osoby”.

Pozytywnie wpływa na sytuację i to, że celebryci nie boją się przyznać, że są zarażeni. Niektórzy opisują swoje uczucia. Daje to ludziom poczucie przynależności i zmniejsza stygmatyzację. Jednak badania pokazują, że słowa gwiazd mają mniejszy wpływ niż interakcja z przeciętną i bliższą nam osobą — kolegą, sąsiadem czy kolegą z klasy.

Po pandemii

Ekspert uważa, że ​​kampania przeciwko napiętnowaniu musi być kontynuowana po zakończeniu pandemii. W rzeczywistości utrzymującą się konsekwencją globalnej infekcji może być negatywny stosunek do osób, które wyzdrowiały z koronawirusa. W atmosferze strachu i zamieszania mogą przez długi czas pozostawać napiętnowane w oczach społeczeństwa.

„Kontakt to najlepszy sposób, by sobie z tym poradzić”, powtarza Patrick Corrigan. „Po pandemii musimy odłożyć na bok dominujące pojęcie dystansu społecznego ze względu na okoliczności i promować komunikację twarzą w twarz. Konieczne jest zwoływanie publicznych spotkań, na których osoby, które przeszły chorobę, będą opowiadać o swoich doświadczeniach i powrocie do zdrowia. Największy efekt osiąga się, gdy są z szacunkiem, szczerze witane przez znaczące osoby, w tym te o pewnym autorytecie.

Nadzieja i godność to leki, które pomogą nam poradzić sobie z pandemią. Pomogą również uporać się z problemem stygmatyzacji, który może pojawić się w przyszłości. „Wspólnie zadbajmy o jego rozwiązanie, dzieląc te wartości” – przekonuje profesor Corrigan.


O autorze: Patrick Corrigan jest psychologiem i badaczem specjalizującym się w socjalizacji osób z zaburzeniami psychicznymi.

Dodaj komentarz