Psychologia

Wierzymy w lepszą przyszłość i nie doceniamy teraźniejszości. Zgadzam się, to jest niesprawiedliwe do dzisiaj. Ale jest głębsze znaczenie tego, że nie możemy być szczęśliwi tu i teraz przez długi czas, mówi psycholog społeczny Frank McAndrew.

W latach 1990. psycholog Martin Seligman stał na czele nowej gałęzi nauki, psychologii pozytywnej, w której w centrum badań znalazło się zjawisko szczęścia. Ruch ten przejął idee z psychologii humanistycznej, która od końca lat pięćdziesiątych podkreślała wagę realizowania przez każdego swojego potencjału i tworzenia własnego sensu życia.

Od tego czasu przeprowadzono tysiące badań i opublikowano setki książek z wyjaśnieniami i wskazówkami, jak osiągnąć dobre samopoczucie. Czy właśnie staliśmy się szczęśliwsi? Dlaczego ankiety pokazują, że nasza subiektywna satysfakcja z życia nie zmienia się od ponad 40 lat?

A co, jeśli wszelkie wysiłki zmierzające do osiągnięcia szczęścia są tylko daremną próbą płynięcia pod prąd, ponieważ tak naprawdę jesteśmy zaprogramowani, aby przez większość czasu pozostawać nieszczęśliwi?

Nie mogę dostać wszystkiego

Częściowo problem polega na tym, że szczęście nie jest pojedynczą jednostką. Poetka i filozofka Jennifer Hecht sugeruje w Micie szczęścia, że ​​wszyscy doświadczamy różnych rodzajów szczęścia, ale niekoniecznie się one uzupełniają. Niektóre rodzaje szczęścia mogą nawet ze sobą kolidować.

Innymi słowy, jeśli jesteśmy bardzo szczęśliwi w jednej rzeczy, to pozbawia nas możliwości przeżycia pełnego szczęścia w czymś innym, w trzeciej… Nie da się uzyskać wszystkich rodzajów szczęścia na raz, zwłaszcza w dużych ilościach.

Jeśli poziom szczęścia wzrasta w jednym obszarze, to nieuchronnie spada w innym.

Wyobraź sobie na przykład całkowicie satysfakcjonujące, harmonijne życie, oparte na udanej karierze i dobrym małżeństwie. To szczęście, które ujawnia się przez długi czas, nie od razu staje się jasne. Wymaga dużo pracy i odrzucenia chwilowych przyjemności, takich jak częste imprezy czy spontaniczne podróże. Oznacza to również, że nie możesz spędzać zbyt dużo czasu ze znajomymi.

Ale z drugiej strony, jeśli popadniesz w obsesję na punkcie swojej kariery, wszystkie inne przyjemności w życiu zostaną zapomniane. Jeśli poziom szczęścia wzrasta w jednym obszarze, to nieuchronnie spada w innym.

Różowa przeszłość i przyszłość pełna możliwości

Ten dylemat potęguje sposób, w jaki mózg przetwarza uczucia szczęścia. Prosty przykład. Pamiętaj, jak często zaczynamy zdanie od frazy: „Byłoby wspaniale, gdyby… (pójdę na studia, znajdę dobrą pracę, wyjdę za mąż itp.)”. Osoby starsze zaczynają zdanie od nieco innej frazy: „Naprawdę było super, gdy…”

Pomyśl, jak rzadko rozmawiamy o chwili obecnej: „To wspaniale, że właśnie teraz…” Oczywiście przeszłość i przyszłość nie zawsze są lepsze niż teraźniejszość, ale nadal tak myślimy.

Te przekonania blokują część umysłu zajętą ​​myślami o szczęściu. Z nich zbudowane są wszystkie religie. Niezależnie od tego, czy mówimy o Edenie (kiedy wszystko było takie wspaniałe!), czy o obiecanym niepojętym szczęściu w raju, Walhalli czy Waikuncie, wieczne szczęście to zawsze marchewka zwisająca z magicznej różdżki.

Lepiej odtwarzamy i zapamiętujemy przyjemne informacje z przeszłości niż nieprzyjemne

Dlaczego mózg działa tak, jak działa? Większość jest zbyt optymistyczna — myślimy, że przyszłość będzie lepsza niż teraźniejszość.

Aby zademonstrować tę cechę studentom, na początku nowego semestru mówię im, jaki średni wynik uzyskali moi studenci w ciągu ostatnich trzech lat. A potem proszę ich, aby anonimowo zgłosili, jakiej oceny sami oczekują. Wynik jest ten sam: oczekiwane oceny są zawsze znacznie wyższe niż to, czego mógłby się spodziewać poszczególny uczeń. Mocno wierzymy w najlepszych.

Psychologowie poznawczy zidentyfikowali zjawisko, które nazywają zasadą Pollyanny. Termin zapożyczony jest z tytułu książki amerykańskiej pisarki dziecięcej Eleanor Porter „Pollyanna”, wydanej w 1913 roku.

Istotą tej zasady jest to, że lepiej odtwarzamy i zapamiętujemy przyjemne informacje z przeszłości niż nieprzyjemne. Wyjątkiem są osoby podatne na depresję: zwykle rozpamiętują minione niepowodzenia i rozczarowania. Ale większość skupia się na dobrych rzeczach i szybko zapomina o codziennych kłopotach. Dlatego stare dobre czasy wydają się takie dobre.

Oszukiwanie samego siebie jako zaleta ewolucyjna?

Te iluzje dotyczące przeszłości i przyszłości pomagają psyche rozwiązać ważne zadanie adaptacyjne: takie niewinne samooszukiwanie się w rzeczywistości pozwala skupić się na przyszłości. Jeśli przeszłość jest wspaniała, to przyszłość może być jeszcze lepsza, a wtedy warto się postarać, popracować trochę więcej i wydostać się z nieprzyjemnej (lub powiedzmy prozaicznej) teraźniejszości.

Wszystko to wyjaśnia przemijanie szczęścia. Badacze emocji od dawna znają tzw. bieżnię hedoniczną. Ciężko pracujemy, aby osiągnąć cel i czekamy na szczęście, jakie przyniesie. Ale niestety, po krótkotrwałym rozwiązaniu problemu, szybko cofamy się do początkowego poziomu (nie)zadowolenia z naszej zwykłej egzystencji, aby potem gonić za nowym marzeniem, które – teraz na pewno – sprawi, że będziemy szczęśliwy.

Moi uczniowie wkurzają się, kiedy o tym opowiadam. Tracą panowanie nad sobą, kiedy sugeruję, że za 20 lat będą tak samo szczęśliwi, jak teraz. Na kolejnych zajęciach może ich zachęcić fakt, że w przyszłości z nostalgią będą wspominać, jak szczęśliwi byli na studiach.

Istotne zdarzenia w dłuższej perspektywie nie wpływają znacząco na nasz poziom zadowolenia z życia

Tak czy inaczej, badania na temat wielkich zwycięzców loterii i innych osób, które zdobyły wysokie notowania — tych, którzy teraz wydają się mieć wszystko — są okresowo otrzeźwiające jak zimny prysznic. Rozwijają błędne przekonanie, że otrzymawszy to, czego pragniemy, możemy naprawdę zmienić życie i stać się szczęśliwszymi.

Badania te wykazały, że jakiekolwiek znaczące wydarzenie, czy to szczęśliwe (wygrana miliona dolarów), czy smutne (problemy zdrowotne wynikające z wypadku), nie wpływa znacząco na długofalową satysfakcję z życia.

Starszy wykładowca, który marzy o zostaniu profesorem i prawnicy, którzy marzą o zostaniu partnerami biznesowymi, często zastanawiają się, gdzie tak się spieszyli.

Po napisaniu i opublikowaniu książki poczułem się zdruzgotany: byłem przygnębiony tym, jak szybko mój radosny nastrój „napisałem książkę!” zmienił się na przygnębiający „Napisałem tylko jedną książkę”.

Ale tak powinno być, przynajmniej z ewolucyjnego punktu widzenia. Niezadowolenie z teraźniejszości i marzenia o przyszłości motywują Cię do pójścia naprzód. O ile ciepłe wspomnienia z przeszłości utwierdzają nas w przekonaniu, że doznania, których szukamy, są dla nas dostępne, to my już je przeżyliśmy.

W rzeczywistości bezgraniczne i niekończące się szczęście może całkowicie podważyć naszą wolę działania, osiągnięcia i ukończenia czegokolwiek. Wierzę, że ci z naszych przodków, którzy byli całkowicie zadowoleni ze wszystkiego, szybko we wszystkim prześcignęli ich krewni.

Mnie to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Uświadomienie sobie, że szczęście istnieje, ale pojawia się w życiu jako idealny gość, który nigdy nie nadużywa gościnności, pomaga jeszcze bardziej docenić jego krótkotrwałe wizyty. A zrozumienie, że nie da się doświadczyć szczęścia we wszystkim i naraz, pozwala cieszyć się tymi obszarami życia, których ono dotknęło.

Nie ma nikogo, kto otrzymałby wszystko od razu. Przyznając to, pozbędziesz się poczucia, które, jak od dawna wiedzą psychologowie, bardzo przeszkadza w szczęściu — zazdrości.


O autorze: Frank McAndrew jest psychologiem społecznym i profesorem psychologii w Knox College w USA.

Dodaj komentarz