Wegańskie doświadczenie na Grenlandii

„Niedawno pracuję w rezerwacie przyrody Upernavik w północno-zachodniej Grenlandii, gdzie spędzę następne półtora miesiąca”, mówi Rebecca Barfoot, „W kraju, w którym niedźwiedź polarny jest narodowym daniem, a jego skóra często ozdabia dom z zewnątrz.

Przed wyjazdem na Grenlandię ludzie często pytali, co ja, zapalony weganin, bym tam zjadł. Podobnie jak większość północnych regionów planety, ta odległa i zimna kraina żywi się mięsem i owocami morza. Ponieważ od ponad 20 lat całkowicie zrezygnowałem z jedzenia jakiejkolwiek karmy dla zwierząt, do pewnego stopnia niepokoiła mnie kwestia żywienia podczas długiej podróży na Grenlandię. Perspektywa nie wydawała się jasna: albo głodować w poszukiwaniu warzyw, albo… wrócić do mięsa.

W każdym razie wcale nie wpadłem w panikę. Kierowała mnie pasja do projektu w Upernavik, uparcie szłam w nim do pracy, pomimo sytuacji żywieniowej. Wiedziałem, że mogę dostosować się do sytuacji na różne sposoby.

Ku mojemu zdziwieniu w Upernavik praktycznie nie ma polowań. W rzeczywistości: stare metody przetrwania w tym małym arktycznym mieście odchodzą w przeszłość z powodu topnienia lodowców morskich i rosnącego wpływu Europy. Liczba ryb i ssaków morskich znacznie spadła, a zmiany klimatyczne wywarły wpływ na polowania i dostępność zdobyczy.

W większości miejscowości istnieją małe rynki, chociaż wybór dla hardcorowych wegan jest dość ograniczony. Co przyniosę ze sklepu do domu? Zazwyczaj puszka ciecierzycy lub fasoli granatowej, mały bochenek chleba żytniego, być może kapusta lub banany, jeśli przybył statek z żywnością. W moim „koszyku” mogą być też dżemy, marynaty, marynowane buraki.

Wszystko tutaj jest bardzo drogie, zwłaszcza takie luksusy jak wegańskie jedzenie. Waluta jest niestabilna, wszystkie produkty sprowadzane są z Danii. Supermarkety są pełne ciasteczek, słodkich napojów gazowanych i słodyczy – proszę. O tak, i mięso 🙂 Jeśli chcesz ugotować fokę lub wieloryba (nie daj Boże), dostępne są mrożone lub pakowane próżniowo wraz z bardziej znanymi rodzajami ryb, kiełbasek, kurczaków i innych.

Kiedy tu przyjechałem, obiecałem, że będę ze sobą szczery: jeśli mam ochotę na rybę, to ją jem (tak jak wszystko inne). Jednak po wielu latach diety roślinnej nie miałam najmniejszego ochoty. I chociaż byłem prawie (!) gotowy do ponownego przemyślenia mojego poglądu na jedzenie podczas mojego pobytu tutaj, to jeszcze się nie wydarzyło.

Muszę też przyznać, że przyjechałam tu z 7 kilogramami swoich produktów, co, muszę przyznać, nie wystarczy na 40 dni. Przywiozłam fasolkę mung, którą lubię jeść kiełkującą (jadłam je tylko przez miesiąc!). Przywiozłam też migdały i siemię lniane, trochę suszonej zieleniny, daktyle, komosę ryżową i takie tam. Zdecydowanie zabrałbym ze sobą więcej, gdyby nie limit bagażu (Air Greenland dopuszcza 20 kg bagażu).

Krótko mówiąc, nadal jestem weganinem. Oczywiście odczuwalne jest załamanie, ale można żyć! Tak, czasami marzę o jedzeniu w nocy, nawet trochę ochoty na moje ulubione potrawy – tofu, awokado, nasiona konopi, kukurydziane tortille z salsą, koktajle owocowe i świeże warzywa, pomidory.

Dodaj komentarz