W Rosji nie ma warunków do selektywnego przetwarzania odpadów

Magazyn Russian Reporter przeprowadził eksperyment: przestali wrzucać baterie, plastikowe i szklane butelki do zsypu na śmieci. Postanowiliśmy spróbować recyklingu. Empirycznie okazało się, że aby regularnie oddawać wszystkie swoje śmieci do przetwarzania w rosyjskich warunkach, trzeba być: a) bezrobotnym, b) szalonym. 

Nasze miasta dławią się śmieciami. Nasze składowiska zajmują już 2 tysiące metrów kwadratowych. km – to dwa terytoria Moskwy – i co roku potrzebują kolejnych 100 metrów kwadratowych. km ziemi. Tymczasem na świecie są już kraje bliskie bezodpadowej egzystencji. Obroty firmy zajmującej się recyklingiem odpadów na planecie Ziemia wynoszą 500 miliardów dolarów rocznie. Udział Rosji w tej branży jest katastrofalnie mały. Jesteśmy jednymi z najdzikszych ludów na świecie pod względem naszej zdolności – a dokładniej naszej niezdolności – do radzenia sobie ze śmieciami. Zamiast zarabiać 30 miliardów rubli rocznie na recyklingu odpadów, nie licząc efektu ekologicznego, wywozimy nasze odpady na wysypiska, gdzie spalają się, gniją, przeciekają i ostatecznie wracają i uderzają w nasze zdrowie.

Eksperymentuje korespondentka specjalna Russian Reporter Olga Timofeeva. Przestała wyrzucać skomplikowane odpady z gospodarstwa domowego do zsypu na śmieci. Od miesiąca na balkonie gromadzą się dwa kufry – sąsiedzi spoglądają z potępieniem. 

Olga swoje dalsze przygody maluje kolorami: „Kosz na śmieci na moim podwórku oczywiście nie wie, co to jest selektywna zbiórka odpadów. Będziesz musiał sam tego poszukać. Zacznijmy od plastikowych butelek. Zadzwoniłem do firmy, która je przetwarza. 

„Właściwie są one do nas przywożone wozami, ale będziemy również zadowoleni z waszego drobnego wkładu” – odpowiedział miły kierownik. - Więc przynieś to. W Gusie-Khrustalnym. Albo do Niżnego Nowogrodu. Albo Orel. 

I bardzo grzecznie zapytał, dlaczego nie chcę oddawać butelek do automatów.

 „Spróbuj, a ci się uda” – zachęcał mnie głosem lekarza z Kaszczenki.

Najbliższe automaty do odbioru butelek znajdowały się przy metrze. Dwóm pierwszym zabrakło reszty – nie działały. Trzecia i czwarta były przepełnione – i też nie działały. Stałam z butelką w ręku na środku ulicy i poczułam, że cały kraj się ze mnie śmieje: PATRZ, ONA WYNAJEMU BUTELKI!!! Rozejrzałem się i złapałem tylko jedno spojrzenie. Patrzył na mnie automat – kolejny, po drugiej stronie ulicy, ostatni. On pracował! Powiedział: „Daj mi butelkę. Otwiera się automatycznie.

podniosłem to. Fandomat otworzył okrągłe drzwi, zabrzęczał i wydał przyjazny zielony napis: „Weź 10 kopiejek”. Jedna po drugiej połykał wszystkie dziesięć butelek. Złożyłem pustą torbę i rozejrzałem się jak przestępca. Dwaj faceci patrzyli z zainteresowaniem na automat, jakby pojawił się znikąd.

Trudniejsze okazało się mocowanie szklanych butelek i słoików. Na stronie Greenpeace znalazłem adresy moskiewskich punktów odbioru kontenerów. W niektórych telefonach nie odbierali, w innych mówili, że po kryzysie zaakceptują. W tym ostatnim mieściła się agencja ubezpieczeniowa. „Punkt odbioru butelek?” – zaśmiała się sekretarka: uznała, że ​​to mistyfikacja. Wreszcie na tyłach skromnego sklepu spożywczego w Fili, w ceglanym murze przy ziemi, znalazłem małe żelazne okienko. Był uchylony. Trzeba było prawie uklęknąć, żeby zobaczyć twarz recepcjonisty. Kobieta mnie uszczęśliwiła: bierze każdą szklankę – trafia do fiolek aptecznych. Cały stół wypełniam pojemnikami i oto mam w dłoni siedem monet. Cztery ruble osiemdziesiąt kopiejek.

 – I to wszystko? Zastanawiam się. Torba była taka ciężka! Ledwo ją dostałem.

Kobieta w milczeniu wskazuje na cennik. Ludzie wokół to najbiedniejsza klasa. Pomarszczony mały człowieczek w spranej sowieckiej koszuli — już tak ich nie robią. Kobieta z prążkowaną wargą. Paru starych ludzi. Wszyscy nagle jednoczą się i rywalizując ze sobą uczą: 

Przyniosłeś najtańsze. Nie bierz puszek, litrowych butelek też, szukaj piwa Diesel – kosztują rubla. 

Co jeszcze mamy na balkonie? Kupuj energooszczędne lampy – oszczędzaj przyrodę i swoje pieniądze! W końcu zużywają pięć razy mniej prądu i wytrzymują osiem lat.

Nie kupuj energooszczędnych lamp – zadbaj o naturę i swoje pieniądze! Służą nie dłużej niż rok i nie ma gdzie ich oddać, ale nie można ich wyrzucić, bo zawierają rtęć. 

Więc moje doświadczenie stało w konflikcie z postępem. W ciągu dwóch lat było osiem wypalonych lamp. Instrukcje mówią, że możesz zwrócić je do tego samego sklepu, w którym je kupiłeś. Może będziesz miał więcej szczęścia – ja nie.

 „Spróbuj udać się do DEZ”, radzą w Greenpeace. – Powinni to zaakceptować: dostają za to pieniądze od moskiewskiego rządu.

 Wychodzę z domu pół godziny wcześniej i idę do DES. Spotykam tam dwóch woźnych. Pytam gdzie można oddać lampy rtęciowe. Jeden natychmiast wyciąga rękę:

 – Chodźmy! Daję mu paczkę, nie wierząc, że wszystko zostało tak szybko rozstrzygnięte. Swoją wielką piątką bierze kilka kawałków na raz i podnosi rękę nad urną. 

- Czekać! Więc nie!

Odbieram od niego paczkę i patrzę na dyspozytora. Radzi czekać na elektryka. Przychodzi elektryk. Wyślij do technika. Technik siedzi na drugim piętrze – to kobieta z plikiem dokumentów i bez komputera. 

„Widzisz”, mówi, „miasto płaci za utylizację tylko tych lamp rtęciowych, których używamy przy wejściach. Takie długie rurki. Posiadamy tylko dla nich pojemniki. A te twoje lampy nie mają nawet gdzie ich postawić. A kto nam za nie zapłaci? 

Trzeba być dziennikarzem i napisać reportaż o śmieciach, aby dowiedzieć się o istnieniu firmy Ecotrom, która zajmuje się przetwarzaniem lamp rtęciowych. Wziąłem swoją niefortunną torbę i poszedłem na randkę z dyrektorem firmy, Vladimirem Timoshinem. I zabrał je. I powiedział, że to nie dlatego, że jestem dziennikarzem, ale po prostu ma sumienie ekologiczne, więc są gotowi wziąć lampy od każdego. 

Teraz kolej na elektronikę. Stary czajnik, spalona lampa stołowa, stos niepotrzebnych dysków, klawiatura komputerowa, karta sieciowa, zepsuty telefon komórkowy, zamek w drzwiach, garść baterii i wiązka przewodów. Kilka lat temu po Moskwie jeździła ciężarówka, która wywoziła duże AGD do recyklingu. Ten moskiewski rząd zapłacił za transport do przedsiębiorstwa Promotkhody. Program się skończył, samochód już nie jeździ, ale jeśli przyniesiesz własne elektroniczne śmieci, tutaj nie zostaniesz odrzucony. Przecież oni też coś z tego wydobędą – metal czy plastik – i potem to sprzedają. Najważniejsze to się tam dostać. Metro „Pechatniki”, minibus 38M do przystanku „Bachuninskaya”. Projektowane przejście 5113, budynek 3, obok parkingu. 

Ale dwóch stosów przeczytanych czasopism nie trzeba było nigdzie nosić – zabrała je fundacja charytatywna pomagająca domowi starców. Musiałem dołączyć duże plastikowe butelki (wezmą tylko małe automaty), pojemniki na olej słonecznikowy, pojemniki po jogurtach do picia, szamponach i chemii gospodarczej, puszki, żelazne wieczka od szklanych słoików i butelek, całą torbę jednorazowych toreb foliowych, plastikowe kubki z kwaśna śmietana i jogurt, tace z pianką spod warzyw i owoców oraz kilka tetrapaków z soku i mleka. 

Dużo już czytałem, spotkałem się z wieloma ludźmi i wiem, że technologia przetwarzania tego wszystkiego istnieje. Ale gdzie? Mój balkon stał się jak śmietnik, a sumienie ekologiczne trzyma się resztek sił. Sytuację uratowała firma „Centrum Inicjatyw Ekologicznych”. 

Mieszkańcy moskiewskiej dzielnicy Tagansky mogą być spokojni o swoje śmieci. Mają punkt zbiórki. W Broshevsky Lane, na Proletarce. W stolicy jest pięć takich punktów. To zmodernizowane wysypisko śmieci. Schludny, pod baldachimem, posiada kompaktor odpadów. Na ścianie wiszą rysunki: co jest przydatne w śmieciach i jak je oddać. Nieopodal stoi konsultant wujek Sanya – w ceratowym fartuchu i ogromnych rękawiczkach: odbiera torby od ludzi dbających o środowisko, wysypuje zawartość na duży stół, z przyzwyczajenia i szybko wybiera wszystko, na co jest rynek. To około połowa mojej paczki. Reszta: worki celofanowe, kruchy plastik, puszki i błyszczące tetrapaki – i tak zgniją na wysypisku.

Wujek Sanya zgarnia to wszystko na stos i wrzuca do pojemnika szorstką rękawicą. Oczywiście, mógłbym to wszystko zwrócić i pójść ponownie szukać kogoś, kto nauczył się to przetwarzać. Ale jestem zmęczony. Nie mam już siły. Jestem ponad to. Zrozumiałem najważniejsze – aby regularnie oddawać wszystkie swoje śmieci do przetwarzania w rosyjskich warunkach, trzeba być: a) bezrobotnym, b) szalonym.

Dodaj komentarz