Robert Pattinson: „Moja sława pochodzi ze wstydu”

Miał niewiele ponad 20 lat, gdy wyprzedziła go światowa sława. Aktor ma na swoim koncie dziesiątki ról i dziesiątki milionów na swoich kontach. Stał się ideałem dla pokolenia kobiet i jednym z najbardziej obiecujących aktorów swojego pokolenia. Ale dla Roberta Pattinsona życie nie jest pasmem dokonań, ale ścieżką z przeciwieństwa… do przyjemnego.

Wyraźnie chce, abyś czuł się komfortowo w jego obecności. Napełnia twoją herbatę, wyciąga dla ciebie serwetkę z serwetnika, prosi o pozwolenie na palenie. Aktor filmu „High Society”, który wejdzie do rosyjskich kin 11 kwietnia, ma dziwny i wzruszający sposób ciągłego czesania włosów. Ma w sobie niepewność, niepokój, chłopięcość.

Często i na wiele sposobów śmieje się — chichocze, uśmiecha się, czasem śmieje — zwykle z siebie, ze swoich niepowodzeń, śmiesznych działań lub słów. Ale cały jego wygląd, jego łagodny sposób bycia jest zaprzeczeniem niepokoju. Wygląda na to, że Robert Pattinson po prostu nie stawia czoła pytaniom, które zawsze martwią nas wszystkich, resztę, — czy jestem wystarczająco mądry, czy powiedziałem to teraz, jak ogólnie wyglądam…

Pytam, jak się do niego zwracać — Robert czy Rob, odpowiada: tak, jak chcesz. Czy wygodnie siedzi przy oknie? W nowojorskiej kawiarni po obiedzie nie ma nikogo, możemy przenieść się w miejsce, w którym na pewno nie będzie przeciągów. Odpowiada, jak mówią, ważne, żeby było mi wygodnie, bo jestem tu w pracy. Czy jest tu dla przyjemności? – krzyczę, nie mogąc się oprzeć. Rob bez cienia wątpliwości odpowiada, że ​​kiedyś zdecydował: wszystko w jego życiu będzie zabawą — i pracą też. I ta harmonia wyznacza cały jego wygląd.

Po prostu emanuje spokojem osoby, która wie, o jakie powody się martwić, a które nie są cholernie warte, na co przeznaczyć doświadczenia, a co po prostu wymaga podjęcia decyzji. „Ściśle rzeczowy”, jak to ujął. Zazdroszczę mu — ani jego powszechnej sławy, ani wyglądu, ani nawet bogactwa, chociaż honoraria każdej z trzech głównych gwiazd sagi filmowej „Zmierzch” sięgają dziesiątek milionów.

Zazdroszczę mu niewrażliwości na niepokój, pragnienia bycia niezmiennie miłym rozmówcą nawet dla dziennikarza, choć chyba bardziej niż ktokolwiek cierpiał z powodu tabloidów. Nie rozumiem, w jaki sposób udało mu się osiągnąć ten oświecony spokój, chociaż burzliwe wyrażenia, że ​​jego wczesna „zmierzchowa” sława przyczyniły się do rozwoju dokładnie przeciwnych właściwości. I postanawiam zacząć od tego tematu.

Psychologia: Rob, ile miałeś lat, kiedy stałeś się idolem każdej nastolatki na Ziemi?

Roberta Pattisona: Kiedy wyszedł Twilight? 11 lat temu. Miałem 22 lata.

Światowa sława cię okryła. I ta burza uwielbienia trwała pięć lat, nie mniej…

A teraz czasem to przytłacza.

Więc jak to wszystko wpłynęło na ciebie? Gdzie się stałeś po „Zmierzchu”? Co zmieniło twoją wczesną sławę? Może ranny? Logiczne jest założenie, że…

Och, zarówno przed Zmierzchem, jak i po, za każdym razem, gdy widzę komuś to pytanie, myślę: teraz inny palant opowie, jak go dopadli paparazzi, jakie niesamowite plotki o nim krążą, jak to wszystko nie pasuje do jego czysta i bogata osobowość i jak straszna jest sława! Generalnie moim celem nie było bycie jednym z tych palantów. Ale to naprawdę niewygodne — jak nie możesz wyjść na ulicę, a jak już wyszedłeś, to z pięcioma ochroniarzami, którzy chronią cię przed tłumem dziewczyn…

Czytałem, że w Gułagu najwyższy odsetek ocalałych był wśród arystokratów

A poza tym, ha, śmiesznie wyglądam wśród nich pilnujących mojego, że tak powiem, ciała. To duzi faceci, a ja jestem wampirem wegetarianinem. Nie śmiej się, prawda to niekorzystne tło. Ale nie szukam sprzyjającego tła, ale w takiej sławie widzę… cóż, coś społecznie użytecznego. Na przykład: dotknęłaś jakiejś czułej nici w duszach, pomogłaś wydobyć ukryte uczucia, może to nie twoja zasługa, ale stałaś się obrazem czegoś wzniosłego, czego tak bardzo brakowało tym dziewczynom. To jest złe? A w połączeniu z opłatami ogólnie jest cudownie… Myślisz, że to cyniczne?

Zupełnie nie. Po prostu nie wierzę, że kiedy trzy tysiące nastolatków podąża za tobą dzień i noc, możesz zachować spokój. I to jest zrozumiałe: taka sława cię ogranicza, pozbawia zwykłego komfortu. Jak można to potraktować filozoficznie i nie zmieniać, nie wierzyć w swoją wyłączność?

Słuchaj, jestem z Wielkiej Brytanii. Pochodzę z zamożnej, pełnej rodziny. Uczyłem się w prywatnej szkole. Tata handlował autovintage — zabytkowymi samochodami, to jest biznes dla VIP-ów. Mama pracowała w agencji modelek i jakoś popchnęła mnie, wtedy młodszą nastolatkę, do branży modelek. Reklamowałem tam coś takiego, ale nawiasem mówiąc, byłem okropnym modelem — już wtedy ponad metr osiemdziesiąt, ale z twarzą sześciolatka, grozy.

Miałem dostatnie dzieciństwo, dość pieniędzy, związki w naszej rodzinie… wiesz, nie rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi, kiedy czytałem o znęcaniu się psychicznym – o tym całym gaslightingu i czymś w tym rodzaju. Nie miałam nawet cienia takiego doświadczenia — presja rodziców, rywalizacja z siostrami (swoją drogą mam dwie). Przeszłość była dość bezchmurna, zawsze robiłem to, co chciałem.

Oczywiście nie uczyłem się dobrze. Ale rodzice uważali, że brak pewnych zdolności rekompensuje inny rodzaj talentu — tak zawsze powtarzał tata. Musisz je tylko znaleźć. Pomogli mi w tym rodzice: wcześnie zacząłem uczyć się muzyki, grając na pianinie i gitarze. Nie musiałem się bronić, odzyskać swoje terytorium.

Więc gdzie mam obsesję na punkcie nienaruszalności mojego życia osobistego? Mam szczęście, więc mogę się podzielić, jeśli ktoś tego potrzebuje. Niedawno przeczytałem, że w Rosji, w Gułagu, najwyższy odsetek ocalałych stanowili byli arystokraci. Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że mieli przeszłość, która nie pozwalała im rozwinąć poczucia niższości, pogłębić kłopoty użalaniem się nad sobą. Byli bardziej odporni, ponieważ wiedzieli, ile są warte. To z dzieciństwa.

Nie porównuję okoliczności mojej „zmierzchowej” sławy z gułagami, ale trzeźwą postawę wobec własnej osoby na pewno postawiła moja rodzina. Chwała to rodzaj testu. Oczywiście frustrujące jest to, że ekipa małego artystycznego filmu jest zmuszona przez ciebie zjeść obiad w pokoju hotelowym, a nie w restauracji, i krzyczy w stylu „Rob, chcę cię!” i latają kamienie, zawinięte w nuty mniej więcej tej samej treści… No cóż, wstyd przed kolegami. Ta moja sława kojarzy mi się bardziej z tego rodzaju wstydem niż z prawdziwymi niedogodnościami. Cóż, ze współczuciem. I kocham ten biznes.

Kiedy współczujesz?!

No tak. Jest kilka prawdziwych powodów, ale każdy potrzebuje osobistej uwagi. Fani nie zwracają na mnie uwagi. Uwielbiają tego pięknego wampira, który był ponad seksem ze swoją ukochaną.

Będziesz też musiał zapytać o tego ukochanego. Pozwoli pan? To jest piękne…

Delikatny temat? Nie, zapytaj.

Ty i Kristen Stewart połączyliście strzelając w Zmierzchu. Graliście kochanków i w rzeczywistości okazaliście się parą. Projekt się skończył, a wraz z nim związek. Nie sądzisz, że powieść została wymuszona, a więc zakończona?

Nasz związek się rozpadł, ponieważ mieliśmy po dwudziestce, kiedy się spotkaliśmy. To był pośpiech, lekkość, prawie żart. Cóż, naprawdę, wtedy spotykałem się z dziewczynami w ten sposób: podejdź do tej, którą lubisz i zapytaj, czy kiedykolwiek wyjdzie za mnie, no cóż, na czas. Jakoś to zadziałało.

Głupota bywa urocza, tak. Moja miłość do Kristen była jak ten żart. Jesteśmy razem, ponieważ w tych okolicznościach jest to łatwe i właściwe. To była przyjaźń-miłość, a nie miłość-przyjaźń. I byłam nawet oburzona, kiedy Chris musiał przeprosić za historię z Sandersem! (Krótki romans Stuarta z Rupertem Sandersem, reżyserem filmu Królewna Śnieżka i Łowca, w którym zagrała, stał się publiczny. Stewart musiała publicznie przeprosić „tych, których nieświadomie skrzywdziła”, czyli żonę Sandersa i Pattinsona. — Uwaga red.) Nie miała za co przepraszać!

Miłość się kończy, może przydarzyć się każdemu i zdarza się cały czas. A potem… Cały ten hałas wokół naszej powieści. Te zdjęcia. Te gratulacje. Ta udręka to romantyczni bohaterowie romantycznego filmu w romantycznym związku w naszej nieromantycznej rzeczywistości… Od dawna czuliśmy się częścią kampanii marketingowej projektu.

Jeden z producentów powiedział wtedy coś w stylu: jak trudno będzie zrobić nowy film o wiecznej miłości bohaterów teraz, kiedy ich miłość nie jest wieczna. Cholera! Oboje staliśmy się zakładnikami Zmierzchu, narzędzi publicznego biznesu rozrywkowego. I to mnie zaskoczyło. Jestem zmieszany.

I czy coś zrobili?

Cóż… przypomniałem sobie coś o sobie. Wiesz, nie mam specjalistycznego wykształcenia — tylko zajęcia w szkolnym kole teatralnym i okazjonalne treningi. Po prostu chciałem być artystą. Po jednej produkcji teatralnej dostałem agentkę, która załatwiła mi rolę w Vanity Fair, miałem 15 lat, grając syna Reese Witherspoon.

Mój najlepszy przyjaciel Tom Sturridge też tam kręcił, nasze sceny były jedna po drugiej. I oto siedzimy na premierze, scena Toma mija. Jesteśmy nawet jakoś zaskoczeni: wszystko wydawało nam się grą, ale tutaj wydaje się, że tak, okazało się, że jest aktorem. Cóż, moja scena jest następna… Ale jej nie ma. Nie, to wszystko. Nie znalazła się w filmie. Och, to było ra-zo-cha-ro-va-nie! Rozczarowanie numer jeden.

To prawda, że ​​wtedy ucierpiała reżyserka castingu, bo nie ostrzegła mnie, że scena nie została uwzględniona w ostatecznym montażu «Targów…». I w rezultacie z poczucia winy przekonałem twórców Harry'ego Pottera i Czary Ognia, że ​​to ja powinienem zagrać Cedrica Diggory'ego. A to miała być przepustka do wielkiego przemysłu filmowego. Ale tak się nie stało.

„Zmierzch” wskazał mi właściwą drogę — udział w poważnym filmie, bez względu na to, jak niskobudżetowy to był

Później, na kilka dni przed premierą, zostałem usunięty z roli w spektaklu na West Endzie. Poszedłem na przesłuchania, ale nikt nie był zainteresowany. Szedłem już pod wpływem impulsu. Postanowiłem już zostać muzykiem. Grał w klubach w różnych grupach, czasem solo. Nawiasem mówiąc, to poważna szkoła życia. W klubie, aby zwrócić uwagę na siebie i swoją muzykę, aby goście odciągali uwagę od picia i rozmów, musisz być wyjątkowo interesujący. I nigdy nie myślałem o sobie jako takim. Ale po epizodzie z aktorstwem chciałem zacząć coś zupełnie innego — nie związanego z cudzymi słowami i pomysłami, coś własnego.

Dlaczego zdecydowałeś się wrócić do aktorstwa?

Nieoczekiwanie zostałem obsadzony w Chaser Toby'ego Jugga, skromnym filmie telewizyjnym. Przesłuchałem tylko dlatego, że wydawało mi się to interesujące — grać osobę niepełnosprawną bez wstawania z wózka inwalidzkiego, a nie używać zwykłej plastyczności. Było w tym coś ożywczego…

Pamiętałem to wszystko, kiedy zaczęło się zamieszanie w Zmierzchu. O tym, że czasem tak toczy się życie… I zdałem sobie sprawę, że muszę wydostać się ze Zmierzchu. Do światła Do każdego światła — dziennego, elektrycznego. Chodzi mi o to, że muszę spróbować zagrać w małych filmach, których twórcy wyznaczają sobie cele artystyczne.

Kto by wtedy pomyślał, że sam David Cronenberg zaoferuje mi tę rolę? (Pattinson zagrał w swoim filmie Mapa gwiazd. — wyd. ok.). Że dostanę naprawdę tragiczną rolę w Zapamiętaj mnie? Zgodziłem się też na „Woda dla słoni!” — całkowite zaprzeczenie fantazji i romansu „Zmierzchu”. Widzisz, naprawdę nie wiesz, gdzie znajdziesz, gdzie stracisz. W projektach artystycznych jest więcej swobody. Bardziej zależy od Ciebie, czujesz swoje autorstwo.

Jako dziecko uwielbiałem opowieści mojego ojca o technikach sprzedaży, z powołania jest on dealerem samochodowym. To rodzaj sesji psychoterapeutycznej — specjalista musi „przeczytać” pacjenta, aby poprowadzić go po ścieżce uzdrowienia. Wydaje mi się, że jest to bliskie aktorstwa: pokazujesz widzowi drogę do zrozumienia filmu. Oznacza to, że sprzedanie czegoś dla mnie jest obok pełnienia roli.

Część mnie kocha sztukę marketingu. Jest w tym coś sportowego. I nie rozumiem, kiedy aktorzy nie chcą myśleć o komercyjnym losie filmu, nawet artystycznego. To także nasza odpowiedzialność. Ale ogólnie rzecz biorąc, w końcu „Zmierzch” wskazał mi właściwą drogę — udział w poważnym filmie, bez względu na to, jak niskobudżetowy to był.

Powiedz mi, Rob, czy zakres twoich osobistych relacji również zmienił się z biegiem czasu?

Nie, nie to… Zawsze zazdrościłam ludziom w moim wieku i płci, którzy płynnie przechodzą z jednego związku do drugiego. I bez obrazy. Ja nie. Związki są dla mnie czymś wyjątkowym. Jestem z natury samotnikiem i widocznym obaleniem teorii, że ten, kto miał szczęśliwą rodzinę w dzieciństwie, stara się stworzyć własną. Ja nie.

Czy chcesz założyć rodzinę?

Nie, nie o to chodzi. Po prostu mój związek jest jakoś… łatwiejszy, czy coś. Nie żeby były frywolne, są proste. Jesteśmy razem tak długo, jak się kochamy. I to wystarczy. Ja jakoś… nie zapuszczam korzeni, czy coś. Na przykład wszystko, co materialne, jest mi obojętne. Nie uważam tego za przejaw mojej szczególnej duchowości, jestem zwykłą osobą, której życie rozwinęło się niezwykle i to wszystko.

Ale to, że nie przepadam za pieniędzmi, zwrócił mi ostatnio znajomy. I z wyrzutem. „Rozstań się na chwilę z książką, zapomnij o Pabst i przyjrzyj się rzeczom trzeźwo” – powiedziała o moich zwykłych czynnościach — oglądaniu filmów i czytaniu. Ale dla mnie pieniądze są tylko synonimem wolności, a rzeczy… nas ugruntowują. Mam mały – i nie jak na standardy Hollywoodu, ale w ogóle – domek w Los Angeles, bo lubię przebywać wśród namorzynów i palm, a moja mama uwielbia opalać się przy basenie, i penthouse w Nowym Jorku – bo mój ojciec ma obsesję na punkcie historycznego Brooklynu. Ale dla mnie nie było problemu z mieszkaniem w wynajętym mieszkaniu. Po prostu nie chciałem się już ruszać… Może to oznacza, że ​​zaczynam się zapuszczać?

Trzy z jego ulubionych filmów

«Latający nad kukułczym gniazdem»

Obraz Milosa Formana zrobił wrażenie na nastoletnim Robecie. „Grałem go, gdy miałem 12 lub 13 lat” – mówi aktor o McMurphy, bohaterze filmu. „Byłem strasznie nieśmiały, a Nicholson-McMurphy jest uosobieniem zdecydowania. Można powiedzieć, że w pewnym sensie uczynił mnie tym, kim jestem.

«Sekrety duszy»

Film powstał w 1926 roku. To niewiarygodne!» mówi Pattinson. I rzeczywiście, teraz film wygląda, choć stylizowany, ale całkowicie nowoczesny. Naukowiec cierpi na irracjonalny lęk przed ostrymi przedmiotami i chęć zabicia żony. Georg Wilhelm Pabst był jednym z pierwszych filmowców, który za pionierami psychologii odważył się zajrzeć w mroczne zakamarki ludzkiej duszy.

«Kochankowie z Nowego Mostu»

Ten film to czysta metafora, mówi Pattinson. I kontynuuje: „Nie chodzi o ślepego buntownika i kloszarda, ale o wszystkie pary, o etapy, przez które przechodzą związki: od ciekawości do drugiego — po bunt przeciwko sobie i ponowne połączenie na nowym poziomie miłości”.

Dodaj komentarz