Maud Julien: „Matka właśnie wrzuciła mnie do wody”

Rodzina zamknięta w rezydencji gdzieś na północy Francji: fanatyczny ojciec z obsesją na punkcie wychowania córki nadludzkiej, matka o słabej woli i dziewczyna-ofiara. Okrutne eksperymenty, izolacja, przemoc… Czy można przetrwać w tak ekstremalnych warunkach i zachować w sobie wszystko, co ludzkie? Maud Julien podzieliła się swoją przerażającą historią w swojej książce Daughter's Tale.

W 1960 roku Francuz Louis Didier kupił dom w pobliżu Lille i udał się tam z żoną na emeryturę, aby zrealizować projekt swojego życia – wychować nadczłowieka ze swojej córeczki Maud.

Maud czekała na ścisłą dyscyplinę, testy siły woli, głód, brak najmniejszego ciepła i współczucia ze strony rodziców. Wykazując niesamowitą odporność i chęć do życia, Maud Julien dorosła, by zostać psychoterapeutką i znalazła siłę, by dzielić się swoim doświadczeniem publicznie. Publikujemy fragmenty jej książki „Córka opowieść”, wydawanej przez wydawnictwo Eksmo.

„Ojciec powtarza, że ​​wszystko, co robi, robi dla mnie. Że poświęca mi całe swoje życie, aby uczyć, kształtować, rzeźbić ode mnie wyższą istotę, którą mam się stać…

Wiem, że muszę wykazać się godnością zadań, które mi później postawi. Ale obawiam się, że nie będę w stanie spełnić jego wymagań. Czuję się za słaby, za niezdarny, za głupi. I tak się go boję! Nawet jego nadwaga, duża głowa, długie, szczupłe ramiona i stalowe oczy. Tak się boję, że moje nogi uginają się, gdy do niego podchodzę.

Jeszcze straszniejsze dla mnie jest to, że stoję samotnie przeciwko temu olbrzymowi. Od matki nie można oczekiwać komfortu ani ochrony. „Monsieur Didier” jest dla niej półbogiem. Kocha go i nienawidzi, ale nigdy nie ośmiela się mu zaprzeczyć. Nie mam innego wyjścia, jak zamknąć oczy i drżąc ze strachu schronić się pod skrzydłami mojego stwórcy.

Ojciec czasami mówi mi, że nigdy nie powinnam wychodzić z tego domu, nawet po jego śmierci.

Mój ojciec jest przekonany, że umysł może osiągnąć wszystko. Absolutnie wszystko: potrafi pokonać każde niebezpieczeństwo i pokonać każdą przeszkodę. Ale żeby to zrobić, potrzebne są długie, aktywne przygotowania, z dala od brudu tego nieczystego świata. Zawsze mówi: „Człowiek jest z natury zły, świat jest z natury niebezpieczny. Ziemia jest pełna słabych, tchórzliwych ludzi, których słabość i tchórzostwo zmuszają do zdrady.

Ojciec jest rozczarowany światem; często był zdradzany. „Nie wiesz, jakie masz szczęście, że oszczędzono ci skalania innych ludzi” — mówi mi. Po to jest ten dom, żeby trzymać z daleka miazmat świata zewnętrznego. Ojciec czasami mówi mi, że nie wolno mi opuszczać tego domu, nawet po jego śmierci.

Jego pamięć będzie żyć w tym domu i jeśli się nim zaopiekuję, będę bezpieczna. I czasami mówi, że później mogę robić, co chcę, mogę zostać prezydentem Francji, panią świata. Ale kiedy wyjdę z tego domu, nie zrobię tego, żeby żyć bezcelowym życiem „Miss Nobody”. Zostawię go, aby podbił świat i „osiągnął wielkość”.

***

„Matka uważa mnie za dziwaczne stworzenie, bezdenną studnię złej woli. Wyraźnie rozpryskuję atrament na papierze i równie celowo odłupałem kawałek w pobliżu szklanego blatu dużego stołu jadalnego. Celowo potykam się lub obieram skórę, kiedy wyrywam chwasty w ogrodzie. Ja też umyślnie upadam i zostaję podrapana. Jestem „kłamcą” i „udawaczem”. Zawsze staram się zwrócić na siebie uwagę.

W tym samym czasie, kiedy rozpoczęły się lekcje czytania i pisania, uczyłam się jeździć na rowerze. Miałem dziecięcy rowerek z kółkami treningowymi na tylnym kole.

„Teraz je zdejmiemy”, powiedziała pewnego dnia matka. Ojciec stał za nami, w milczeniu obserwując scenę. Mama zmusiła mnie do siedzenia na rowerze nagle niestabilny, chwycił mnie mocno obiema rękami i-whhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh silnie pogłębiany w dół podjazdu pochyłej.

Upadając, zerwałem nogę o żwir i rozpłakałem się z bólu i upokorzenia. Ale kiedy zobaczyłem te dwie beznamiętne twarze, które mnie obserwują, szloch ustał sam. Mama bez słowa wsadziła mnie z powrotem na rower i popychała mnie tyle razy, ile zajęło mi samodzielne nauczenie się balansowania.

Możesz więc oblać egzaminy i nadal nie być chodzącym rozczarowaniem.

Moje otarcia leczono na miejscu: mama mocno trzymała mnie za kolano, a ojciec wylewał alkohol medyczny bezpośrednio na bolące rany. Płacz i jęki były zabronione. Musiałem zgrzytać zębami.

Nauczyłem się też pływać. Oczywiście pójście na miejscowy basen nie wchodziło w rachubę. Latem, kiedy miałam cztery lata, mój ojciec zbudował basen „tylko dla mnie” na końcu ogrodu. Nie, nie piękny niebieski basen z wodą. Był to dość długi, wąski pas wody, ściśnięty z obu stron betonowymi ścianami. Woda była tam ciemna, lodowata, a dna nie widziałem.

Podobnie jak z rowerem, moja pierwsza lekcja była prosta i szybka: mama właśnie wrzuciła mnie do wody. Rzucałem się, krzyczałem i piłem wodę. Właśnie kiedy byłem gotowy zatonąć jak kamień, zanurkowała i wyłowiła mnie. I wszystko się powtórzyło. Znowu krzyknąłem, płakałem i krztusiłem się. Matka znowu mnie wyciągnęła.

– Zostaniesz ukarany za to głupie jęczenie – powiedziała, zanim bezceremonialnie wrzuciła mnie z powrotem do wody. Moje ciało walczyło o unoszenie się, podczas gdy mój duch za każdym razem zwijał się we mnie w nieco ciaśniejszą kulę.

„Silny mężczyzna nie płacze” – powiedział ojciec, obserwując to przedstawienie z daleka, stojąc tak, aby nie dosięgła woda. – Musisz nauczyć się pływać. Jest to niezbędne w przypadku, gdy spadniesz z mostu lub będziesz musiał uciekać, by ratować życie.

Stopniowo nauczyłem się trzymać głowę nad wodą. Z biegiem czasu stała się nawet dobrą pływaczką. Ale nienawidzę wody tak samo, jak nienawidzę tego basenu, na którym wciąż muszę trenować”.

***

(10 lat później)

„Pewnego ranka, schodząc na parter, zauważam kopertę w skrzynce na listy i prawie upadam, widząc na niej moje imię napisane pięknym pismem. Nikt nigdy do mnie nie pisał. Ręce trzęsą mi się z podniecenia.

Widzę na odwrocie listu, że to od Marie-Noelle, którą poznałam na egzaminach – dziewczyny pełnej radości i energii, a do tego piękna. Jej luksusowe czarne włosy są ściągnięte z tyłu głowy w kucyk.

– Posłuchaj, moglibyśmy korespondować – powiedziała wtedy. – Czy możesz podać mi swój adres?

Gorączkowo otwieram kopertę i rozkładam dwa pełne arkusze, pokryte z obu stron liniami niebieskiego atramentu, z kwiatami narysowanymi na marginesach.

Marie-Noelle mówi mi, że nie zdała egzaminów, ale to nie ma znaczenia, wciąż ma cudowne lato. Możesz więc oblać egzaminy i nadal nie być chodzącym rozczarowaniem.

Pamiętam, że powiedziała mi, że wyszła za mąż w wieku siedemnastu lat, ale teraz mówi, że pokłóciła się z mężem. Spotkała innego faceta i pocałowali się.

Potem Marie-Noel opowiada mi o swoich wakacjach, o „macie” i „tacie” io tym, jak bardzo się cieszy, że ich widzi, bo ma im tak wiele do powiedzenia. Ma nadzieję, że do niej napiszę i spotkamy się ponownie. Jeśli zechcę przyjechać i ją zobaczyć, jej rodzice chętnie mnie ugoszczą, a ja mogę zatrzymać się w ich letnim domku.

Jestem zachwycony: ona mnie pamięta! Jej szczęście i energia są zaraźliwe. A list napełnia mnie nadzieją. Okazuje się, że po nieudanych egzaminach życie toczy się dalej, że miłość się nie kończy, że są rodzice, którzy nadal rozmawiają z córkami.

O czym mógłbym jej napisać? Nie mam jej nic do powiedzenia… A potem myślę: nie, jest! Mogę jej opowiedzieć o książkach, które czytałam, o ogrodzie io Pete'u, który niedawno zmarł, przeżywszy dobre, długie życie. Mogę jej powiedzieć, jak w ostatnich tygodniach stał się „słabą kaczką” i jak przyglądałam się, jak kuśtyka z miłością.

Zdaję sobie sprawę, że nawet odcięta od świata, mam coś do powiedzenia, że ​​życie toczy się wszędzie.

Patrzę prosto w oczy ojca. O utrzymywaniu kontaktu wzrokowego wiem wszystko – nawet więcej niż on, bo to on odwraca wzrok.

W myślach piszę do niej list na kilku stronach; Nie mam ukochanej osoby, ale jestem zakochana w życiu, w naturze, w świeżo wyklutych gołębiach… Proszę mamę o piękny papier i pieczątki. Najpierw żąda, by pozwoliła jej przeczytać list Marie-Noelle i prawie dusi się z oburzenia:

„Tylko raz byłaś na zewnątrz, a już związałaś się z prostytutkami!” Dziewczyna, która wychodzi za mąż w wieku siedemnastu lat, jest prostytutką! I pocałowała innego faceta!

Ale ona się rozwodzi…

Matka konfiskuje list i surowo zabrania mi kontaktu z „taką brudną dziwką”. Jestem zniechęcony. Co teraz? Obchodzę klatkę i uderzam w kraty ze wszystkich stron. Jestem zarówno zirytowany, jak i obrażony przez bombastyczne przemówienia, które moja mama wygłasza przy stole.

„Chcieliśmy stworzyć z ciebie idealną osobę”, mówi, „i to właśnie otrzymaliśmy. Jesteś chodzącym rozczarowaniem.

Ojciec wybiera ten moment, żeby poddać mnie jednemu ze swoich szalonych ćwiczeń: podrzynaniu kurczakowi gardła i żądaniu, żebym pił jej krew.

– To dobrze dla mózgu.

Nie, to za dużo. Czy on nie rozumie, że nie mam już nic do stracenia? Co on ma wspólnego z kamikaze? Nie, on nie rozumie. Nalega, mówi, grozi… Kiedy zaczyna krzyczeć na tym samym basie, od którego krew mi płynęła w żyłach jako dziecko, eksploduję:

- Powiedziałem nie! Nie będę pił krwi kurczaka ani dzisiaj, ani w żaden inny dzień. A tak przy okazji, nie zamierzam opiekować się twoim grobem. Nigdy! A w razie potrzeby wypełnię go cementem, żeby nikt nie mógł z niego wrócić. O przygotowaniu cementu wiem wszystko – dzięki Wam!

Patrzę prosto w oczy mojego ojca, wytrzymując jego spojrzenie. Wiem też wszystko o utrzymywaniu kontaktu wzrokowego – wydaje się nawet bardziej niż on, bo odwraca wzrok. Jestem bliski omdlenia, ale zrobiłem to.”


Książka Maud Julien „Daughter's Tale” została opublikowana w grudniu 2019 r. przez wydawnictwo Eksmo.

Dodaj komentarz