Psychologia

Gwiazda, która prawie porzuciła karierę dla Greenpeace. Francuzka z Oscarem. Zakochana kobieta domagająca się wolności. Marion Cotillard jest pełna sprzeczności. Ale rozwiązuje je łatwo i naturalnie, kiedy oddycha.

Teraz jej partner jest na drugim końcu świata. Pięcioletni syn spaceruje z nianią nad brzegiem rzeki Hudson w pobliżu wieżowca, w którym mieszkają — ona, aktor i reżyser Guillaume Canet i ich syn Marcel. Siedzimy tutaj, na dziesiątym piętrze, w dużym, jasnym, skromnie urządzonym nowojorskim mieszkaniu. „Rola luksusu wnętrza odgrywana jest przez wygląd zewnętrzny” – żartuje Marion Cotillard. Ale ten pomysł — zastąpienie projektu widokiem na ocean — wiele o niej mówi.

Ale nie umie mówić o sobie. Dlatego nasza rozmowa to nawet nie bieganie, ale chodzenie z przeszkodami. Wspinamy się po pytaniach, które nadają osobie Marion „nietypowe znaczenie”, prawie nie mówimy o jej życiu osobistym i nie dlatego, że podejrzewa mnie o chciwych paparazzi, ale dlatego, że „wszystko widać: poznałem mojego mężczyznę, wpadłem miłość, wtedy narodziła się Marsylia. I wkrótce urodzi się ktoś inny.»

Chce opowiedzieć o kinie, rolach, reżyserach, których podziwia: o Spielbergu, Scorsese, Mannie, o tym, że każdy z nich tworzy w filmie swój świat… A ja z jakiegoś powodu przyjechałam na wywiad, jak sposób, w jaki delikatnie odrzuca moje pytania. Podoba mi się, że w całej rozmowie ruszyła się tylko raz — żeby odebrać telefon: „Tak, kochanie… Nie, idą, a ja mam wywiad. … I kocham Cię."

Uwielbiam sposób, w jaki jej głos zmiękł przy tej krótkiej frazie, która wcale nie brzmiała jak formalne pożegnanie. A teraz już nie wiem, czy udało mi się nagrać tę Marion Cotillard, kobietę z mieszkania „umeblowanego” z widokiem na ocean, po usłyszeniu tego.

Psychologie: Jesteś jedną z najsłynniejszych aktorek na świecie. Grasz hollywoodzkie hity, mówisz po amerykańskim angielskim bez akcentu, grasz na instrumentach muzycznych. Pod wieloma względami jesteś wyjątkiem. Czy czujesz, że jesteś wyjątkiem?

Marion Cotilard: Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. To wszystko są fragmenty z osobistych akt! Co to ma wspólnego ze mną? Jaki jest związek między żyjącym ja a tym certyfikatem?

Czy nie ma związku między tobą a twoimi osiągnięciami?

Ale nie mierzy się go Oscarami i godzinami spędzonymi z nauczycielem fonetyki! Istnieje związek między umiejętnością pełnego zanurzenia się w pracy a rezultatem. A między umiejętnościami a nagrodami… dla mnie jest to dyskusyjne.

Najczystsze, najczystsze poczucie osobistych osiągnięć, jakie miałem, kiedy kupiłem swoje pierwsze białe trufle! Nieszczęsna paczka była warta 500 franków! To było bardzo drogie. Ale kupiłem go, ponieważ czułem, że w końcu zarabiam wystarczająco dla siebie. Kupiony i zabrany do domu jak Święty Graal. Pokroiłam awokado, dodałam mozzarellę i naprawdę poczułam święto. Te trufle ucieleśniały moje nowe poczucie siebie — osobę, która może żyć pełnią życia.

Nie lubię słowa «związek», kiedy mówimy o moim, że tak powiem, życiu towarzyskim. Istnieje związek między mną a moim dzieckiem. Między mną a tym, którego wybrałem. Komunikacja to coś emocjonalnego, bez czego nie wyobrażam sobie życia.

A bez kariery okazuje się, myślisz?

Nie chcę wyglądać na niewdzięcznego hipokrytę, ale oczywiście nie całe moje życie to zawód. Moja kariera jest raczej wynikiem jednej dziwnej cechy mojej osobowości — obsesji. Jeśli coś zrobię, to całkowicie, bez śladu. Jestem dumny z Oscara nie dlatego, że jest Oscarem, ale dlatego, że otrzymał go za rolę Edith Piaf. Weszła we mnie całkowicie, napełniła się sobą, nawet po kręceniu nie mogłam się jej pozbyć przez długi czas, ciągle o niej myślałam: o jej lęku przed samotnością, który zadomowił się w niej od dzieciństwa, o próbie znalezienia nierozerwalnego obligacje. O tym, jaka była nieszczęśliwa, pomimo światowej sławy i uwielbienia milionów. Czułam to w sobie, chociaż sama jestem zupełnie inną osobą.

Potrzebuję dużo czasu osobistego, przestrzeni, samotności. To doceniam, a nie wzrost opłat i wielkość mojego nazwiska na plakacie

Uwielbiam być sama, a przed narodzinami syna nawet odmówiłam życia z partnerem. Potrzebuję dużo czasu osobistego, przestrzeni, samotności. To doceniam, a nie wzrost opłat i wielkość mojego nazwiska na plakacie. Wiesz, nawet myślałem o rzuceniu aktorstwa. Okazało się to bez znaczenia. Genialna sztuczka. Grałem w słynnej «Taxi» Luca Bessona i zostałem gwiazdą we Francji. Ale po «Taxi» proponowano mi tylko takie role — lekkie. Brakowało mi głębi, sensu.

W młodości marzyłam o zostaniu aktorką, bo nie chciałam być sobą, chciałam być innymi ludźmi. Ale nagle zdałem sobie sprawę: wszyscy żyją we mnie. A teraz byłem jeszcze mniejszy i mniejszy od siebie! I powiedziałem agentowi, że zrobię sobie przerwę na czas nieokreślony. Miałem iść do pracy w Greenpeace. Zawsze im pomagałem, a teraz zdecydowałem się na „pełny etat”. Ale agent poprosił mnie, żebym poszedł na ostatnie przesłuchanie. I to była Wielka Ryba. Sam Tim Burton. Inna skala. Nie, inna głębia! Więc nie wyszedłem.

Co to znaczy „w młodości nie chciałem być sobą”? Czy byłeś trudnym nastolatkiem?

Być może. Dorastałem w Nowym Orleanie, potem przenieśliśmy się do Paryża. W biednej nowej okolicy, na peryferiach. Zdarzyło się, że w wejściu strzykawki skrzypiały pod stopami. Nowe środowisko, potrzeba autoafirmacji. Protest przeciwko rodzicom. Cóż, jak to bywa z nastolatkami. Postrzegałem siebie jako porażkę, otaczających mnie agresorów, a moje życie wydawało się nędzne.

Co cię pogodziło — z samym sobą, z życiem?

Nie wiem. W pewnym momencie sztuka Modiglianiego stała się dla mnie najważniejsza. Spędziłem godziny przy jego grobie w Père Lachaise, przeglądając albumy. Robiła dziwne rzeczy. Widziałem w telewizji reportaż o pożarze w banku Crédit Lyonnais. I tam, w budynku płonącego banku, mężczyzna w zielonej marynarce udzielił wywiadu — przyszedł, bo trzymał w bankowym sejfie portret Modiglianiego.

Pobiegłem do metra — w różnych tenisówkach i jednej skarpetce, żeby złapać tego mężczyznę i namówić go, żeby pozwolił mi obejrzeć portret z bliska, jeśli się nie spłonie. Pobiegłem do banku, byli policjanci, strażacy. Biegała od jednego do drugiego, wszyscy pytali, czy widzieli mężczyznę w zielonej kurtce. Myśleli, że uciekłem ze szpitala psychiatrycznego!

Twoi rodzice, tak jak ty, są aktorami. Czy w jakikolwiek sposób wpłynęli na ciebie?

To tata stopniowo pchał mnie do odkryć, do sztuki, by wreszcie uwierzyć w siebie. Generalnie uważa, że ​​najważniejsze jest rozwijanie w człowieku kreatywności, a wtedy może zostać… „tak, przynajmniej kasiarzem” — tak mówi tata.

Jest głównie mimem, jego sztuka jest tak konwencjonalna, że ​​w życiu nie ma dla niego żadnych konwencji! Ogólnie rzecz biorąc, to on twierdził, że powinnam spróbować zostać aktorką. Może teraz jestem dzięki tacie i Modigliani. To oni odkryli dla mnie piękno stworzone przez człowieka. Zacząłem doceniać zdolności ludzi wokół mnie. To, co wydawało się wrogie, nagle stało się fascynujące. Cały świat się dla mnie zmienił.

Zwykle kobiety mówią tak o narodzinach dziecka…

Ale nie powiedziałbym tego. Świat się wtedy nie zmienił. Zmieniłem się. A jeszcze wcześniej, przed narodzinami Marsylii, w czasie ciąży. Pamiętam to uczucie — minęły dwa lata, ale staram się utrzymać je na długo. Niesamowite uczucie nieskończonego spokoju i wolności.

Wiesz, mam duże doświadczenie w medytacji, jestem buddystką zen, ale moje najbardziej znaczące medytacje to ciąże. Znaczenie i wartość pojawiają się w tobie, niezależnie od ciebie. W tym stanie jestem niesamowicie, głęboko spokojna. Po raz pierwszy z Marcelem zapytali mnie: „Ale jak zdecydowałeś? Przerwa u szczytu kariery!” Ale dla mnie posiadanie dziecka stało się koniecznością.

A kiedy się urodził, znowu się zmieniłam — stałam się po prostu kryminalnie wrażliwa. Guillaume powiedział, że to rodzaj depresji poporodowej: zaczynam płakać, gdy widzę w telewizji nieszczęśliwe dziecko. Ale wydaje mi się, że to nie jest zła depresja — ostre współczucie.

Jak sława wpływa na ciebie? Ostatnio wszyscy mówili o twoim rzekomym związku z Bradem Pittem…

Och, to zabawne. Nie zwracam uwagi na te plotki. Nie mają gleby. Ale tak, trzeba zrobić „zasiłek na szew”, jak mawiała moja babcia. Musiałam nawet ogłosić, że jestem w ciąży z naszym drugim dzieckiem z Guillaume.

… A jednocześnie powiedzieć o Guillaume, że 14 lat temu spotkałeś mężczyznę swojego życia, swojego kochanka i najlepszego przyjaciela … Ale chyba nieprzyjemne jest takie wyznanie publicznie? Prawdopodobnie istnienie w takim trybie zmienia coś w człowieku?

Ale w ogóle nie identyfikuję się z moim publicznym wizerunkiem! Widać, że w tym zawodzie trzeba «błyszczeć», uważać na twarz… A przecież każdy głupiec może zabłysnąć… Widzisz, byłem zachwycony, że dostałem Oscara. Ale tylko dlatego, że dostałem go dla Piaf, w którą tak bardzo zainwestowałem! Sława to przyjemna i, wiesz, opłacalna rzecz. Ale pusty.

Wiesz, trudno uwierzyć celebrytom, kiedy mówią: „Co ty, jestem zupełnie zwyczajną osobą, miliony opłat to bzdury, błyszczące okładki nie mają znaczenia, ochroniarze — kto je zauważa?” Czy w takich okolicznościach można zachować tożsamość?

Kiedy kręciłem z Michaelem Mannem w Johnny D., spędziłem miesiąc w rezerwacie Indian Menominee — to było konieczne do tej roli. Tam spotkałem człowieka z dużym doświadczeniem… podróże krajowe, tak bym to nazwała. Jest blisko mnie. Wyznałem mu więc, że chciałbym żyć prosto, bo najwyższa mądrość tkwi w prostocie i coś mnie pociąga do autoafirmacji. A ten Hindus odpowiedział mi: jesteś jednym z tych, którzy nie osiągną prostoty, dopóki nie zostaniesz zauważony i kochany. Twoja droga do mądrości wiedzie przez uznanie i sukces.

Nie wykluczam, że miał rację, a tak udana kariera to moja droga do mądrości. Więc interpretuję to dla siebie.

Widzisz, moja babcia dożyła 103 lat. Ona i jej dziadek przez całe życie byli rolnikami. I najszczęśliwsi i najbardziej harmonijni ludzie, jakich kiedykolwiek znałem. Mam dom poza miastem. Chociaż nie było Marsylii i tyle rzeczy do zrobienia, zajmowałem się ogrodnictwem i ogrodnictwem. Poważnie, dużo. Dla mnie wszystko urosło! Na południu Francji są figi, brzoskwinie, fasola, bakłażany i pomidory! Sama gotowałam dla rodziny i przyjaciół, własne warzywa.

Uwielbiam potrząsać wykrochmalonym obrusem nad stołem. Uwielbiam zachód słońca nad moim ogrodem… Nawet teraz staram się być bliżej ziemi. Czuję ziemię.

Dodaj komentarz