Boli mnie, boli: jak przetrwać utratę związku?

Jako dorośli i niezależni, nadal dotkliwie doświadczamy utraty relacji. Dlaczego nie unikamy cierpienia i jak możemy je złagodzić? Terapeuta Gestalt odpowiada.

Psychologia: dlaczego tak trudno jest zerwać?

Wiktoria Dubińska: Jest kilka powodów. Po pierwsze, na podstawowym, biologicznym poziomie potrzebujemy kogoś w pobliżu, bez związku, którego nie możemy. W połowie XX wieku neurofizjolog Donald Hebb eksperymentował z ochotnikami, próbując ustalić, jak długo mogą być sami. Nikt nie zrobił tego przez ponad tydzień. A następnie procesy umysłowe uczestników zostały zakłócone, zaczęły się halucynacje. Możemy obejść się bez wielu rzeczy, ale nie bez siebie nawzajem.

Ale dlaczego nie żyjemy w pokoju bez wszystkich?

VD: I to jest drugi powód: mamy wiele potrzeb, które możemy zaspokoić tylko w kontakcie ze sobą. Chcemy czuć się doceniani, kochani, potrzebni. Po trzecie, potrzebujemy innych, aby nadrobić to, czego brakowało w dzieciństwie.

Jeśli dziecko miało dalekich lub zimnych rodziców, którzy go wychowali, ale nie dali mu duchowego ciepła, w wieku dorosłym będzie szukało kogoś, kto wypełni tę emocjonalną dziurę. Takich deficytów może być kilka. I szczerze mówiąc, wszyscy doświadczamy pewnego rodzaju niedostatku. Na koniec wystarczy zainteresowanie: interesujemy się sobą nawzajem jako jednostki. Ponieważ wszyscy jesteśmy różni, każdy jest wyjątkowy i niepodobny do drugiego.

Czy będzie bolało, kiedy zerwiesz?

VD: Niekoniecznie. Ból jest reakcją na kontuzję, zniewagę, zniewagę, której często doświadczamy, ale nie zawsze. Zdarza się, że para rozpada się, że tak powiem, pięknie: bez krzyków, skandali, wzajemnych oskarżeń. Po prostu dlatego, że nie są już połączone.

Rozstanie za obopólną zgodą — i wtedy nie ma bólu, ale jest smutek. A ból ​​zawsze kojarzy się z raną. Stąd poczucie, że coś nam wyrwano. Na czym polega ten ból? Jest dla nas wyznacznikiem znaczenia innego. Jedno znika z naszego życia i nic się nie zmienia, jakby nigdy nie istniało. A inne liście i rozumiemy, jak bardzo wszystko z nim było związane! Doświadczamy relacji jako swego rodzaju kanału ruchu życia.

Gdy tylko wyobrażam sobie tego, którego kocham, od razu coś zaczyna powstawać w środku. Niewidzialna siła ciągnie w jego stronę. A jak jej tam nie ma, okazuje się, że kanał jest odcięty, po prostu nie mogę w pełni żyć tym, co chcę. Energia rośnie, ale nigdzie nie idzie. I czuję się sfrustrowany — nie mogę robić tego, co chcę! Nie mam nikogo. I to boli.

Komu najtrudniej jest zerwać?

VD: Ci, którzy są w związku emocjonalnie zależnym. Potrzebują tego, który wybrali jak tlenu, bez niego zaczynają się dusić. Miałem w praktyce przypadek, kiedy mężczyzna zostawił kobietę, a ona zachorowała przez trzy dni. Nic nie słyszałem ani nie widziałem, mimo że miała dziecko!

I została zabita, bo w jej rozumieniu wraz z odejściem tego człowieka życie się skończyło. Dla kogoś, kto jest emocjonalnie zależny, całe życie zawęża się do jednego tematu, który staje się niezastąpiony. A przy rozstaniu narkoman ma wrażenie, że został rozszarpany, usunięto podporę, został kaleczony. To nie do zniesienia. W Austrii zamierzają nawet wprowadzić nazwę nowej choroby — „nieznośne cierpienie miłosne”.

Jak jest uzależnienie emocjonalne i zraniona samoocena — „zostałem odrzucony”?

VD: To są linki w tym samym łańcuchu. Zranione poczucie własnej wartości bierze się z wątpliwości. A to, podobnie jak skłonność do uzależnień, jest wynikiem deficytu uwagi w dzieciństwie. W Rosji prawie każdy ma niską samoocenę, jak to miało miejsce w przeszłości. Nasi dziadkowie mieli krzemienie, a nasi rodzice są bardzo funkcjonalni — pracuj dla pracy, ciągnij wszystko na siebie. Jedno pytanie do dziecka: „Jaką ocenę dostałeś w szkole?” Nie chwalić, dopingować, ale ciągle czegoś domagać. A zatem nasza wewnętrzna pewność siebie, zrozumienie naszego znaczenia, jest słabo rozwinięta, a przez to wrażliwa.

Okazuje się, że niepewność jest naszą cechą narodową?

VD: Możesz tak powiedzieć. Inną cechą narodową jest to, że boimy się być bezbronnymi. Co nam mówiono w dzieciństwie, kiedy było źle? «Zachowaj spokój i idź dalej!» Dlatego ukrywamy, że cierpimy, rozweselamy, stwarzamy pozory, że wszystko jest w porządku i staramy się przekonać do tego innych. A ból ​​przychodzi w nocy, nie pozwala spać. Jest odrzucona, ale nie żyje. To jest złe. Bo ból trzeba z kimś dzielić, opłakiwać. Psycholog Alfried Lenglet mówi: „Łzy obmywają rany duszy”. I to prawda.

Jaka jest różnica między rozpadem a stratą?

VD: Zerwanie nie jest procesem jednokierunkowym, obejmuje co najmniej dwie osoby. I możemy coś zrobić: zareagować, powiedzieć, odpowiedzieć. A ta strata stawia nas przed faktem, z tym konfrontuje mnie życie i że muszę to jakoś rozpracować w sobie. A rozstanie jest już przetworzonym faktem, znaczącym.

Jak możesz złagodzić ból straty?

VD: W ten sposób przetwarzane straty stają się bardziej tolerowane. Powiedzmy, że zmagasz się z faktem starzenia. Przeanalizujmy, skąd pochodzi. Najczęściej trzymamy się młodości, kiedy czegoś w życiu nie zrealizowaliśmy i jakbyśmy chcieli cofnąć się w czasie i mieć na to czas. Jeśli znajdziemy ten powód, dla którego kiedyś tak nie skończyliśmy, to rozpracuj, możesz przenieść utratę młodości do rangi rozstania i odpuścić. I nadal potrzebujesz wsparcia. Dramat dzieje się, gdy ich nie ma. Zakochałem się, zerwałem, spojrzałem wstecz — ale nie ma na czym polegać. Potem rozstanie zamienia się w ciężką pracę. A jeśli są bliscy przyjaciele, ulubiony biznes, dobrobyt finansowy, to nas wspiera.

Dodaj komentarz