Catherine Zeta-Jones: „Ważne jest, abym zobaczył swój cel”

Ma błyskotliwą karierę i zgraną rodzinę, wspaniałe dzieci oraz nieprzeciętną prezencję, talent i szyk. Wraz z nią są dwaj znani mężczyźni – Michael i „Oscar”… Spotkanie z Catherine Zeta-Jones, która jest przekonana, że ​​nic w życiu nie przychodzi za darmo.

Auć. O-o-o-o-o. Jestem zszokowany. Wchodzi do małego hotelowego baru, gdzie na nią czekam, i prawie zemdleję. Ta kobieta została znienawidzona przez inne kobiety. Ona świeci. Wszystko w niej błyszczy – jej włosy, jej oczy, jej gładka, błyszcząca oliwkowa skóra, tak gładka, że ​​cienka złota bransoletka na jej nadgarstku wydaje się nie być ozdobą, ale częścią niej. Jej oczy są znacznie jaśniejsze niż brązowookie – są albo bursztynowe, albo zielonkawe, a nawet całkowicie żółte. Przez ułamek sekundy wydaje mi się nawet, że byłem tym wszystkim zdenerwowany. Tak, to prawda: nikt nigdy tak nie będzie wyglądał, nawet w swoich najśmielszych snach… Ale ta kobieta szybko rozwiewa mgłę. Ledwo wyciągając rękę, zmniejsza dystans między nami, bo mówi, że w holu, przez który przechodziła, dzieci biegają i krzyczą, a to źle, bo hotel jest strasznie drogi, co oznacza, że ​​dzieci nie są biednymi ludźmi . I nikt ich nie kształci. A dzieci trzeba wychowywać od kołyski, bo „moje dzieci nie powinny być problemem innych ludzi!”. Tak, jest Catherine Zeta-Jones. Przychodzi na wywiad nie spóźniając się nawet o sekundę, ale udaje jej się zauważyć zarówno źle wychowane dzieci, jak i to, że dziś jest słońce… „Widziałeś jakie dziwne światło – jakby przez mgłę? Jednak bez chmur. I fakt, że recepcjonistka była czymś zdenerwowana: „Żal mi jej – musiała zachowywać się profesjonalnie, to znaczy skradać się przede mną, ale najwyraźniej nie miała na to czasu”. I to, że mam biały kołnierzyk, jak Piotruś Pan i jakąś chłopięcą koszulę: „Fajnie jest, gdy styl jest skromny!” Taka jest. Z łatwością schodzi z wyżyn swojego sukcesu, szczęścia i luksusu. Bo w ogóle nie patrzy na świat z góry. Mieszka wśród nas. W tym piękno – że mimo wszystko jej się to udaje.

Psychologie: Wokół twojego imienia krąży wiele legend: że myjesz włosy specjalnie stworzonym szamponem truflowym, a następnie smarujesz je czarnym kawiorem; że miałaś swojego pierwszego chłopaka, gdy miałaś 19 lat; że jesteś przekonany, że kluczem do udanego małżeństwa są oddzielne łazienki dla małżonków…

Catherine zeta jones: Czy powinienem się sprzeciwić? Proszę: myję truflami, smaruję czarnym kawiorem, potem kwaśną śmietaną, a na wierzchu lubię polerować szampanem. Wszystko podaję na zimno. Czy podoba Ci się ta odpowiedź? (patrzy na mnie badawczo.) Faktem jest, że w wielu głowach istnieję w statusie swego rodzaju Kopciuszka. Dziewczyna z wioski zagubionej w górach Walii, podbiła ekran (nie inaczej niż z pomocą wróżki), została gwiazdą królestwa Hollywood, poślubiła księcia filmowego, nie, dla całej arystokratycznej dynastii Douglasów! I nie kłócę się – świetna historia. Tylko nie o mnie.

Jaka jest historia o tobie?

K.-Z. D.: Moja historia jest mniej bajeczna i mniej poetycka. Opowieść o dziewczynie z Walii, która dorastała w robotniczej rodzinie, w której mama i tata byli sobie oddani. I nie mniej od siebie – musicale… Gdzie tata kochał powiedzenie „cierpliwość i praca wszystko zmiażdży”, tylko zawsze sprzeciwiał się „cierpliwości”: wierzył – i nadal tak uważa – że tylko praca, a cierpliwość – tak nie jest dla silnych ludzi… Gdzie moja mama miała szczególny dar do elegancji (i to się zachowało), a umiała szyć lepiej niż jakikolwiek Gucci i Versace, a ja musiałem tylko wsadzić palec w pismo: chcę tego… Gdzie u niektórych punkt wszyscy byli zmęczeni amatorskimi występami czteroletniej dziewczynki. A moja mama postanowiła posłać ją do szkoły tańca – żeby fontanna burzliwego show-energii dziecka w domu nikogo nie zmęczyła… Jak widać, cudów nie ma.

Ale twoi rodzice cudownie odgadli, jaki talent tkwi w małym dziecku.

K.-Z. D.: Moim zdaniem cudem jest to, że moja matka wyszła z moich skłonności. Nie narzucała mi swoich wyobrażeń, pozwoliła mi podążać własną drogą. Dużo później przyznała, że ​​w wieku 15 lat pozwoliła mi opuścić szkołę, wyjechać do Londynu i tam zamieszkać w domu nauczyciela, w gruncie rzeczy obcej osoby, tylko z jednego powodu. Bardziej niż niebezpieczeństwa wielkiego miasta moi rodzice bali się, że dorosnę i powiem im: „Gdybyś mi nie przeszkadzał, mógłbym…” Moi rodzice nie chcieli, abym poczuła poczucie straconej szansy w przyszłość. Ja też tak myślę: lepiej żałować tego, co zostało zrobione, niż tego, czego nie zrobiono… I to credo sprawdza się we wszystkim poza relacjami osobistymi. Tutaj musisz być szczuplejszy, a nie iść do przodu.

„BIZNES POWIĄZANYCH TO POMOC, STANOWIĆ SWOJE WŁASNE, NIGDY OD TEGO NIE UCIEKAJ. BYŁO TAK OD DZIECIŃSTWA W NASZEJ RODZINIE. TAK JEST DLA MNIE”.

A jeśli chodzi o relacje osobiste, czy masz własne credo?

K.-Z. D.: Na pewno. Nie sądzę, żebyś w ogóle mógł żyć bez stanowiska. I tutaj też mam mocne stanowisko: musisz być bardziej miękki. Zawsze, w każdych okolicznościach, musimy być dla siebie życzliwi. Do diabła, spotykamy w życiu tysiące ludzi i uważa się, że każdy powinien być uprzejmy. A ten, którego kochasz bardziej niż resztę, często nie otrzymuje naszej uprzejmości, prostej domowej życzliwości. To jest źle! Dlatego w naszej rodzinie staramy się być dla siebie życzliwi. Weź pod uwagę stan siebie nawzajem, plany każdego. Michael na przykład stara się uwolnić mnie do maksimum – zajmuje się głównie dziećmi, a kiedy proponują mi rolę i muszę iść do diabła, zawsze mówi: chodź, będę na służbie, pracuj, gdy jest bezpiecznik. Czasami jest to nawet zabawne. Dylan – miał wtedy cztery lata – pyta mnie, dlaczego znowu wyjeżdżam. Wyjaśniam czego potrzebujesz, pracuj. "Jaka praca?" pyta ponownie. Tłumaczę, że gram w kinie, robię filmy. Dylan myśli przez chwilę i mówi, tak, rozumiem, mama kręci filmy, a tata robi naleśniki! Cóż, naprawdę: był przyzwyczajony do oglądania Michaela w kuchni przy śniadaniu, kiedy piekł naleśniki! Michael następnie zauważył: „No cóż, przeżyli: dziesiątki filmów, dwa Oscary, a dziecko jest przekonane, że jedyne, co mogę zrobić, to naleśniki… Z drugiej strony nie pokazuj mu podstawowego instynktu!

Dlaczego zasady są dla ciebie tak ważne w życiu?

K.-Z. D.: Jestem fanem dyscypliny. Być może to jest moje zaplecze taneczne, wszystko opiera się na harmonogramie, samodyscyplinie i pracy, pracy, pracy. Bardzo dorosłam: od 11 roku życia występowałam na scenie niemal profesjonalnie. Sześć godzin lekcji muzyki i tańca dziennie. I tak od 7 do 15 lat. Wtedy liczba tych godzin tylko wzrosła. I oczywiście to prawda: pierwszego chłopaka miałam, gdy nie miałam nawet 19 – 20 lat! Zawsze byłem bardzo… skupiony. Interesowała mnie tylko praca. W wieku 11 lat, kiedy moi rówieśnicy błogo kręcili się po szkole w miejscowym McDonaldzie, pospieszyłem na lekcje chóru. W wieku 13 lat, kiedy po cichu „przymierzali” pierwsze kosmetyki w domu towarowym, pospieszyłam do choreografii. W wieku 14 lat, kiedy przeżywali burzliwe romanse z chłopakami z liceum, pospieszyłem na wystawienie plastiku. I nigdy im nawet nie zazdrościłem – ciekawie było dla mnie pospieszyć tam, gdzie w końcu dostałem się na scenę! Jednym słowem, jeśli jest we mnie coś z Kopciuszka, to to, że zdecydowanie wygrzebałem popiół. I zakorzeniła się we mnie dyscyplina. Dlaczego mając dzieci, nie da się bez tego żyć.

„Lepiej żałować tego, co zrobiłeś, niż tego, czego nie zrobiłeś. DZIAŁA WSZYSTKO Z WYJĄTKIEM RELACJI OSOBISTYCH.”

Czy jesteś równie pryncypialny wobec dzieci?

K.-Z. D.: Ogólnie tak. W naszym domu wszystko odbywa się zgodnie z planem: obiad to 30 minut, potem 20 minut bajek w telewizji, potem… W każdym zakątku świata, który kręciłem, gdy dzieci były małe, o siódmej wieczorem czasu bermudzkiego lubiłem dzwonić do domu i zapytaj: hej ludzie, a nie idziesz spać? Bo o 7.30 dzieci powinny być w łóżkach, ao 7 rano już są na nogach jak bagnet. Michael i ja próbujemy sami położyć dzieci do łóżka. Ale nigdy nie słuchamy pod drzwiami – na wypadek, gdyby dziecko się obudziło i zadzwoniło. W typowej rodzicielskiej nadziei, że nas potrzebuje. Dzięki temu nasze dzieci nie wiszą na nas, nie ma takiego nawyku, a syn i córka czują się całkowicie niezależni od czwartego roku życia. A po części dlatego, że mamy harmonogram i dyscyplinę. U nas nikt nie jest kapryśny, nie wstaje od stołu bez dokończenia swojej porcji, nie odpycha talerzy z jedzeniem, które mu się nie podobało. Wychodzimy na powitanie gości i nie zatrzymujemy się wśród dorosłych. Jeśli idziemy do restauracji, dzieci siedzą cicho przy stole przez dwie godziny i nikt nie biega wokół stołu z krzykiem. Nie wchodzimy do łóżka rodziców, bo między rodzicami a dziećmi powinien być zdrowy dystans: jesteśmy sobie najbliżsi, ale nie równi. Chodzimy do zwykłej szkoły – dzięki Bogu, na Bermudach, gdzie mieszkamy, jest to możliwe. W Los Angeles, chcąc nie chcąc, wylądowaliby w szkole, w której wszyscy dookoła są „takim a takim synem” i „takim a takim córką”. I to jest główny powód, dla którego na rodzinny dom wybraliśmy Bermudy, miejsce narodzin matki Michaela – Dylan i Carys mają tutaj normalne, ludzkie, a nie gwiezdne dzieciństwo. Posłuchaj, moim zdaniem, nie ma nic bardziej obrzydliwego niż bogate rozpieszczone dzieci! Nasze dzieci są już uprzywilejowane, po co jeszcze i nieokiełznanie?!

Syn pani męża z pierwszego małżeństwa został skazany za handel narkotykami. Co czułeś?

K.-Z. D.: Co powinienem był czuć? Jesteśmy rodziną, Cameron (syn Michaela Douglasa – red. ok.) nie jest mi obcy. A jak nieznajomy, który tak dużo bawił się z twoim dzieckiem, może być obcym? A Cameron dużo pracował nad naszym Dylanem, kiedy był jeszcze niemowlakiem. Poczułem… kłopoty. Tak, kłopoty. Kłopoty przydarzyły się ukochanej osobie, potknął się. Myślę, że nie powinnam go osądzać. Zadaniem bliskich jest pomaganie, stawanie w obronie własnego, nigdy się z tego nie wycofując. Tak było zawsze w mojej rodzinie, moich rodzicach. I ja też. Jesteśmy różni, ale jakoś jednością.

Ale co z twoją słynną maksymą dotyczącą różnych łazienek?

K.-Z. D.: Tak, nie mamy różnych łazienek, bez względu na to, co myślę. Więc nie. Pewnie dlatego, że w głębi duszy jestem romantykiem. Staromodny romantyk. Na przykład uwielbiam, gdy ludzie całują się na ulicy. Niektórym się to nie podoba, ale ja to kocham.

I prawdopodobnie urzekło Cię zdanie, które podobno wypowiedział Douglas, kiedy się poznałeś: „Chciałbym zostać ojcem twoich dzieci”?

K.-Z. D.: Cóż, to był żart. Ale w każdym dowcipie… Wiesz, kiedy już się spotkaliśmy od jakiegoś czasu i stało się jasne, że wszystko jest na serio, postanowiłem postawić to pytanie wprost. I przyznała, że ​​nie wyobrażam sobie rodziny bez dzieci. Gdyby wtedy Michael powiedział coś w stylu: mam już syna, mam wiele lat i tak dalej, pewnie bym pomyślał… I bez wahania wypalił: „Dlaczego ja też!” Więc wszystko zostało postanowione. Bo – wiem na pewno – dzieci wzmacniają małżeństwa. I wcale nie chodzi o to, że trudniej się rozstać, że nie jest łatwo wyjechać do kogoś innego, mieć dzieci. Nie, chodzi o to, że dopóki nie będziesz mieć dzieci, myślisz, że nie możesz bardziej kochać osoby. A kiedy widzisz, jak zadziera z twoimi dziećmi, rozumiesz, że kochasz bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.

A różnica wieku ćwierć wieku – czym jest dla Ciebie?

K.-Z. D.: Nie, myślę, że to bardziej zaleta. Jesteśmy na różnych etapach życia, więc Michael mówi mi: nie odrzucaj ofert w trosce o rodzinę, pracuj póki jest bezpiecznik. Stał się już wszystkim, osiągnął już wszystko w swojej karierze i może żyć bez zawodowych zobowiązań, robić tylko to, co teraz chce: czy grać w Wall Street 2, czy piec naleśniki… Tak, nawet dla niego nasze 25 lat różnicy bez problemu. Jest nieustraszoną osobą. Nie tylko poślubił kobietę młodszą od niego o 25 lat, ale także miał 55 lat. Nie boi się powiedzieć prawdy: w tej historii z Cameronem nie bał się publicznie przyznać, że był złym ojcem. Nie boi się podejmować drastycznych decyzji, nie boi się śmiać z siebie, co nie jest tak powszechne wśród gwiazd. Nigdy nie zapomnę, jak odpowiedział mojemu ojcu na krótko przed naszym ślubem! Ukryliśmy nasz związek, ale w pewnym momencie złapali nas paparazzi. Na jachcie, w moich ramionach… a ja byłam, że tak powiem, na górze… i topless… W ogóle nadszedł czas, aby przedstawić Michaela moim rodzicom, a oni jakoś przeżyli tę reklamę ze zdjęciem topless. A gdy tylko uścisnęli sobie ręce, ojciec poważnie zapytał Michaela: „Co robiłeś tam z moją córką na jachcie?” A on szczerze odpowiedział: „Wiesz David, cieszę się, że Katherine była na szczycie. Grawitacja działała dla niej. W przeciwieństwie do mnie!" Ojciec się roześmiał i zostali przyjaciółmi. Michael jest głęboko zdrowym człowiekiem, ma silne zasady, nigdy nie staje się niewolnikiem cudzych opinii. Jest w nim spokój – a ja potrafię się strasznie niepokoić, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci. Kiedy Dylan huśta się na huśtawce albo Carys chodzi wzdłuż brzegu basenu, balansując tak elegancko… Michael w takich przypadkach spokojnie spogląda na mnie i mówi: „Kochanie, czy miałaś już zawał serca czy jeszcze nie?”

Skąd masz spokój ducha?

K.-Z. D.: Mamy dom w Hiszpanii. Staramy się tam spędzić trochę czasu. Z reguły we dwoje – Michael i ja. Tylko pływanie, rozmowy, muzyka, długie obiady… I moja „fototerapia”.

Robisz zdjęcia?

K.-Z. D.: zachody słońca. Wiem, że słońce zachodzi każdego dnia i na pewno zajdzie… Ale za każdym razem jest inaczej. I nigdy nie zawodzi! Mam wiele takich zdjęć. Czasami je wyjmuję i oglądam. To jest fototerapia. To jakoś pomaga… no wiesz, nie być gwiazdą – nie zrywać z normą, z normalnymi ludzkimi wartościami. I myślę, że mi się to udaje. Zresztą nadal wiem ile kosztuje karton mleka!

I ile?

K.-Z. D.: 3,99 … Sprawdzasz mnie, czy zapomniałeś o sobie?

1/2

Prywatny biznes

  • 1969 W mieście Swansea (Walia, Wielka Brytania) David Zeta, pracownik fabryki słodyczy, i Patricia Jones, krawcowa, mieli córkę Katherine (w rodzinie jest jeszcze dwóch synów).
  • 1981 Katherine po raz pierwszy występuje na scenie w produkcjach muzycznych.
  • 1985 Przeprowadza się do Londynu, aby rozpocząć karierę jako aktorka teatru muzycznego; z sukcesem debiutuje w musicalu „42nd Street”.
  • 1990 Debiut na ekranie jako Szeherezada we francuskiej komedii Philippe'a de Broca 1001 nocy.
  • 1991 Osiąga status gwiazdy w Wielkiej Brytanii po występie w serialu telewizyjnym The Color of Spring Days; nawiązuje poważną osobistą relację z reżyserem Nickiem Hammem, z którym zrywa za rok.
  • 1993 serial telewizyjny „Kroniki młodego Indiany Jonesa” Jima O'Briena; romans z piosenkarzem Simply Red Mickiem Hucknallem.
  • 1994 Zeta-Jones zostaje zaręczona z aktorem Angusem Macfadyenem, ale partnerzy rozstają się po półtora roku.
  • 1995 „Catherine the Great” Marvin Jay Chomsky i John Goldsmith. 1996 Miniserial „Titanic” Roberta Liebermana.
  • 1998 Maska Zorro autorstwa Martina Campbella; nawiązuje osobistą relację z aktorem Michaelem Douglasem.
  • 2000 „Ruch drogowy” Stevena Soderbergha; narodziny syna Dylana; poślubia Douglasa.
  • 2003 „Oscar” za rolę w „Chicago” Roba Marshalla; narodziny córki Carys; „Niedopuszczalna przemoc” Joela Coena.
  • 2004 „Terminal” i „Ocean's Twelve” Stevena Soderbergha.
  • 2005 Legenda Zorro autorstwa Martina Campbella.
  • 2007 Smak życia Scotta Hicksa; „Liczba śmierci” Gillian Armstrong.
  • 2009 „Niania na telefon” Bart Freundlich.
  • 2010 Nagrodzony jednym z honorowych tytułów rycerskich Wielkiej Brytanii – Dame Commander Orderu Imperium Brytyjskiego; za debiut na Broadwayu w musicalu Stephena Sondheima A Little Night Music otrzymała nagrodę Tony; przygotowuje się do zagrania w musicalu Cleo Stevena Soderbergha.

Dodaj komentarz