«Być jeziorem»: jak natura pomaga nam zachować spokój ducha

Poza miastem możemy nie tylko oddychać czystym powietrzem i cieszyć się widokami, ale także zajrzeć w głąb siebie. Psychoterapeuta Władimir Daszewski opowiada o swoich odkryciach io tym, jak przyroda za oknem pomaga w procesie terapeutycznym.

Zeszłego lata moja żona i ja postanowiliśmy wynająć daczę, aby uciec ze stolicy, gdzie spędziliśmy samoizolację. Studiując ogłoszenia o wynajmie wiejskich domów, zakochaliśmy się w jednym zdjęciu: jasny salon, szklane drzwi na werandę, jakieś dwadzieścia metrów dalej — jezioro.

Nie mogę powiedzieć, że od razu straciliśmy głowę z tego miejsca, kiedy do niego dotarliśmy. Wieś jest niezwykła: domki z piernika, jak w Europie, nie ma wysokich płotów, tylko niskie płoty między działkami, zamiast drzew, młodych żywotników, a nawet trawników. Ale była ziemia i woda. A ja pochodzę z Saratowa i dorastałem nad Wołgą, więc od dawna chciałem mieszkać w pobliżu wody.

Nasze jezioro jest płytkie, można brodzić i jest w nim zawiesina torfu — nie można pływać, można tylko oglądać i fantazjować. Latem rytuał rozwinął się sam: wieczorami słońce zachodziło za jeziorem, siedzieliśmy na werandzie, piliśmy herbatę i podziwialiśmy zachody słońca. A potem nadeszła zima, jezioro zamarzło i ludzie zaczęli po nim jeździć na łyżwach, nartach i skuterach śnieżnych.

To niesamowity stan, który w mieście jest niemożliwy, spokój i równowaga wynikają po prostu z tego, że wyglądam przez okno. To bardzo dziwne: bez względu na to, czy jest słońce, deszcz czy śnieg, jest poczucie, że jestem wpisany w bieg wydarzeń, jakby moje życie było częścią wspólnego planu. A moje rytmy, czy mi się to podoba, czy nie, synchronizują się z porą dnia i rokiem. Łatwiejsze niż wskazówki zegara.

Założyłem swoje biuro i pracuję online z niektórymi klientami. Pół lata patrzyłem na wzgórze, a teraz odwróciłem stół i widzę jezioro. Natura staje się moim punktem oparcia. Kiedy klient ma nierównowagę psychiczną, a mój stan jest zagrożony, wystarczy spojrzeć przez okno, aby odzyskać spokój. Świat na zewnątrz działa jak balanser, który pomaga linoskoczkowi utrzymać równowagę. I najwyraźniej przejawia się to w intonacji, w umiejętności nie pośpiechu, zatrzymania się.

Nie mogę powiedzieć, że używam go świadomie, wszystko dzieje się samo. Są chwile w terapii, kiedy nie jest zupełnie jasne, co robić. Zwłaszcza, gdy klient ma dużo silnych emocji.

I nagle czuję, że nie muszę nic robić, po prostu muszę być, a wtedy też dla klienta staję się w pewnym sensie częścią natury. Jak śnieg, woda, wiatr, coś, co po prostu istnieje. Coś, na czym można polegać. Wydaje mi się, że to jest największe, co terapeuta może dać, nie słowa, ale jakość swojego istnienia w tym kontakcie.

Jeszcze nie wiem, czy tu zostaniemy: moja córka musi iść do przedszkola, a gospodyni ma własne plany na działkę. Ale jestem pewien, że kiedyś będziemy mieli własny dom. A jezioro jest w pobliżu.

Dodaj komentarz