Alicia Silverstone: „Makrobiotyki nauczyły mnie słuchać swojego ciała”

Moja historia zaczęła się dość niewinnie – mała dziewczynka chciała uratować psy. Tak, zawsze byłem fanatykiem zwierząt. Moja mama też to zrobiła: gdybyśmy zobaczyli na ulicy psa, który wyglądał, jakby potrzebował pomocy, moja mama naciskała hamulce, a ja wyskakiwałem z samochodu i ścigałem się w kierunku psa. Zrobiliśmy świetny tandem. Do dziś prowadzę ratowanie psów.

Każde małe dziecko rodzi się z bezwarunkową wewnętrzną miłością do zwierząt. Zwierzęta są doskonałymi i różnymi stworzeniami, każde ma swoją osobowość, a dziecko wie, jak to zobaczyć. Ale potem dorastasz i mówią ci, że obcowanie ze zwierzętami jest takie dziecinne. Znam ludzi, którzy wychowali się na farmie, zostali przydzieleni do opieki nad prosięciem lub cielęciem. Kochali te zwierzęta. Ale nadszedł taki moment, kiedy jeden z rodziców zabrał zwierzaka do rzeźni ze słowami: „Czas na twardsze. To właśnie oznacza dorosnąć”.

Moja miłość do zwierząt zderzyła się z miłością do mięsa, gdy miałem osiem lat. Lecieliśmy z bratem samolotem, przywieźliśmy obiad – to była jagnięcina. Gdy tylko wbiłem w niego widelec, mój brat zaczął beczeć jak mała owieczka (miał wtedy już 13 lat i doskonale wiedział, jak sprawić, żebym cierpiała). Nagle w mojej głowie powstał obraz i byłem przerażony. To jak zabicie baranka własnymi rękami! Właśnie wtedy, podczas lotu, podjąłem decyzję o zostaniu wegetarianinem.

Ale co wiedziałem o odżywkach i ogólnie żywieniu – miałem tylko osiem lat. Przez następne kilka miesięcy nie jadłam nic poza lodami i jajkami. A potem moje przekonania zostały zachwiane. Zacząłem zapominać o mojej niechęci do mięsa – tak, tak bardzo lubiłem kotlety wieprzowe, boczek, stek i tak dalej…

W wieku 12 lat zacząłem studiować w studiu aktorskim. Lubię to. Lubiłem rozmawiać ze starszymi facetami. Lubiłam czuć, że mogę dotknąć innego świata, który daje tyle doświadczeń i możliwości. Wtedy zdałem sobie sprawę, do czego mam pasję, a jednocześnie zacząłem rozumieć znaczenie słowa „zaangażowanie”.

Ale moje „zobowiązanie” do niejedzenia zwierząt było jakoś niepewne. Obudziłem się rano i oświadczyłem: „Dzisiaj jestem wegetarianinem!”, ale tak trudno było dotrzymać słowa. Siedziałem w kawiarni z dziewczyną, zamówiła stek, a ja powiedziałem: „Słuchaj, masz zamiar to skończyć?” i zjadłem kawałek. „Myślałem, że jesteś teraz wegetarianinem?!” mój przyjaciel przypomniał mi, a ja odparowałem: „Wciąż nie możesz tego wszystkiego zjeść. Nie chcę, żeby stek poszedł do kosza”. Użyłem każdej wymówki.

Miałem 18 lat, kiedy wyszedł Clueless. Dorastanie to dziwny okres sam w sobie, ale zdobycie sławy w tym czasie jest naprawdę dzikim doświadczeniem. Wspaniale jest być rozpoznawanym jako aktor, ale po wydaniu Clueless czułem się, jakbym był w środku huraganu. Możesz myśleć, że sława przynosi więcej przyjaciół, ale w rzeczywistości kończysz w izolacji. Nie byłam już prostą dziewczyną, która potrafi popełniać błędy i cieszyć się życiem. Byłem pod ogromną presją, jakbym walczył o własne przetrwanie. I w tej sytuacji trudno było mi utrzymać kontakt z Alicją, jaką naprawdę byłam, to było niemożliwe.

Prawie niemożliwe. Jedną z korzyści upublicznienia jest to, że organizacje zajmujące się prawami zwierząt dowiedziały się o mojej miłości do psów i zaczęły mnie angażować. Uczestniczyłam we wszystkich akcjach: przeciwko testom na zwierzętach, przeciwko futrom, przeciwko sterylizacji i kastracji, a także w akcjach ratowania zwierząt. Dla mnie to wszystko miało sens, na tle ogólnego chaosu w moim życiu wyglądało na proste, zrozumiałe i poprawne. Ale wtedy nikt nie rozmawiał ze mną poważnie o wegetarianizmie, więc kontynuowałem grę – albo jestem wegetarianinem, albo nie.

Pewnego dnia wróciłam do domu po rozdzierającym serce dniu w schronisku dla zwierząt – przyniosłam do domu 11 psów, które miały zostać uśpione. A potem pomyślałem: „Co teraz?”. Tak, zrobiłam to, czego wymagało moje serce, ale jednocześnie zrozumiałam, że nie jest to realne rozwiązanie problemu: następnego dnia do schroniska będzie więcej psów… a potem więcej… i jeszcze więcej. Oddałem swoje serce, duszę, czas i pieniądze tym biednym stworzeniom. I wtedy to było jak porażenie prądem: jak mogę poświęcić tyle energii na ratowanie niektórych zwierząt, a jednocześnie są inne? To był głęboki kryzys świadomości. W końcu wszyscy są równymi żywymi istotami. Dlaczego kupujemy specjalne legowiska dla niektórych uroczych małych psów, a inne wysyłamy do rzeźni? I zadałam sobie pytanie bardzo poważnie – dlaczego nie miałabym zjeść psa?

Pomógł mi raz na zawsze utwierdzić się w swojej decyzji. Zrozumiałam, że dopóki będę wydawać pieniądze na mięso i wszelkie produkty, które kojarzą się z okrucieństwem i znęcaniem się nad zwierzętami, to cierpienie nigdy się nie skończy. Nie poprzestają tylko na mojej woli. Jeśli naprawdę chcę powstrzymać znęcanie się nad zwierzętami, muszę bojkotować tę branżę na wszystkich frontach.

Potem oznajmiłam mojemu chłopakowi Christopherowi (teraz mojemu mężowi): „Teraz jestem weganką. Na zawsze. Nie musisz też iść na weganizm. I zacząłem gadać bzdury o tym, jak chcę ratować krowy, jak zbuduję swoje nowe wegańskie życie. Zamierzałem wszystko przemyśleć i zaplanować. A Krzysztof spojrzał na mnie czule i powiedział: „Kochanie, ja też nie chcę sprawiać cierpienia świniom!”. I przekonało mnie, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi – bo Christopher zawsze mnie wspierał, od pierwszego dnia.

Tego wieczoru usmażyliśmy nasz ostatni stek, który był w zamrażarce i zasiedliśmy do naszej ostatniej niewegetariańskiej kolacji. Okazało się, że było bardzo uroczyście. Przeżegnałem się jako katolik, chociaż jestem Żydem, bo to był akt wiary. Nigdy nie gotowałem bez mięsa. Nie byłam pewna, czy jeszcze kiedykolwiek zjem coś pysznego.

Ale już dwa tygodnie po przejściu na dietę wegańską ludzie zaczęli mnie pytać: „Co się z tobą dzieje? Wyglądasz niesamowicie!" Ale zjadłem makaron, frytki i te wszystkie śmieciowe jedzenie (czasami nadal je jem). Zrezygnowałem tylko z mięsa i nabiału, a mimo to wyglądałem lepiej już po dwóch tygodniach.

Coś naprawdę dziwnego zaczęło się we mnie dziać. Całe moje ciało było lżejsze. Stałem się bardziej seksowny. Poczułam, że moje serce się otworzyło, ramiona rozluźniły, a ja zdawałam się być bardziej miękka. Nie nosiłem już w swoim ciele ciężkiego białka zwierzęcego – a jego strawienie pochłania dużo energii. No i nie musiałem już dźwigać ciężaru odpowiedzialności za cierpienie; kortyzol i adrenalina produkowane są w organizmie przestraszonych zwierząt przed ubojem, a hormony te otrzymujemy wraz z pokarmem mięsnym.

Coś się działo na jeszcze głębszym poziomie. Decyzja o przejściu na weganizm, decyzja, którą podjęłam wyłącznie dla siebie, była wyrazem mojego prawdziwego ja, moich prawdziwych przekonań. Po raz pierwszy moje „ja” powiedziało stanowcze „nie”. Zaczęła się ujawniać moja prawdziwa natura. I była potężna.

Pewnego wieczoru, po latach, Christopher wrócił do domu i ogłosił, że chce zostać makrobiotą. Czytał wywiady z osobami, które mówiły, że dzięki takiemu odżywianiu czują się harmonijnie i szczęśliwie, był zaintrygowany. Słyszałem (jak się później okazało, myliłem się), że makrobiotyki nadają się tylko dla osób chorych, a ryby to kluczowy produkt w takiej diecie. To nie było dla mnie! Potem spojrzał na mnie czule i powiedział: „Dobrze kochanie, spróbuję makrobiotyki, a ty nie musisz tego robić”.

Jak na ironię, w tym momencie eksperymentowałem z innym rodzajem jedzenia – surową dietą. Zjadłem tony owoców, orzechów i innych surowych smakołyków. Chociaż dobrze czułem się w słonecznej Kalifornii, kiedy musiałem jechać na zaśnieżony, zimny Manhattan – pracowaliśmy z Kathleen Taylor i Jasonem Biggsem w sztuce „Absolwent” – wszystko się zmieniło. Po kilku dniach pracy moje ciało stało się zimne, poziom energii spadł, ale nadal jadłem surowe jedzenie. Między próbami odważnie wkroczyłem w zimowe chłody w poszukiwaniu soku z trawy pszenicznej, ananasa i mango. Znalazłem ich – to był Nowy Jork – ale nie czułem się dobrze. Mój mózg nie chciał nic słyszeć, ale moje ciało nadal dawało sygnały, że nie jest w równowadze.

Inni członkowie naszego zespołu aktorskiego nieustannie dokuczali mi na temat „ekstremalnej” diety. Przysięgam, Jason zamówił kiedyś jagnięcinę i królika, żeby mnie zdenerwować. Za każdym razem, gdy ziewałem i wyglądałem na zmęczonego, reżyser oznajmiał: „To dlatego, że nie jesz mięsa!”.

To zabawne, jak pewnego dnia elementy układanki twojego życia pasują do siebie. Podczas tej samej wizyty w Nowym Jorku wszedłem do Candle Cafe i zobaczyłem Temple, kelnerkę, której nie widziałem od lat. Wyglądała niesamowicie – skóra, włosy, ciało. Temple powiedziała, że ​​szukała pomocy u konsultanta ds. makrobiotyki i jest teraz zdrowsza niż kiedykolwiek w swoim życiu. Postanowiłem, że udzielę Christopherowi konsultacji z tym specjalistą na urodziny. Wyglądała tak cudownie – ten makrobiotyk musi mieć sens.

Kiedy nadszedł czas konsultacji, moje obawy powróciły z nową energią. Weszliśmy do gabinetu specjalisty makrobiotyki i usiadłem, skrzyżowałem ręce na piersi i pomyślałem: „To głupie!” Konsultant grzecznie mnie zignorował i pracował tylko z Christopherem – wydając mu rekomendacje. Kiedy już mieliśmy wychodzić, nagle zwróciła się do mnie: „Może ty też powinieneś spróbować? Będziesz mieć więcej energii, a ja pomogę Ci pozbyć się trądziku.” Bzdury. Zauważyła. Tak, oczywiście, wszyscy to zauważyli. Odkąd przestałam brać tabletki antykoncepcyjne moja skóra stała się koszmarem z trądzikiem torbielowatym. Czasami musiałem prosić o drugie ujęcie podczas kręcenia, ponieważ moja skóra wyglądała tak źle.

Ale nie skończyła. „Czy wiesz, ile zasobów potrzeba, aby dostarczyć niektóre produkty spożywcze, które jesz? zapytała. – Z całego świata lecą tu kokosy, ananasy i mango. To ogromne marnotrawstwo paliwa”. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale zdecydowanie miała rację.

Poczułem, że moje uprzedzenia zniknęły. „Jak to jedzenie może ci odpowiadać w mroźną zimę w Nowym Jorku? Jeśli jesz produkt z innej strefy klimatycznej, co powinien z nim zrobić Twój organizm? Twoje ciało jest tutaj, w zimnym Nowym Jorku. A mango ma chłodzić ciała ludzi w klimacie tropikalnym”. Zostałem uzależniony. Trądzik, mango, przepełnienie paliwa, pokonała mnie. Postanowiłam dać jej szansę, a po tygodniu stosowania się do jej zaleceń stan mojej skóry – trądzik prześladował mnie przez wiele lat – znacznie się poprawił. To była magia.

Ale to jest prawdziwa dieta superbohatera. I nie oczekuję, że wszyscy z dnia na dzień staną się superbohaterami. Zalecenia zawierały prostą radę: do każdego posiłku dodawaj produkty pełnoziarniste. Prawie codziennie robiłam zupę miso i cały czas jadłam warzywa. Upewniłam się, że całe moje jedzenie było sezonowe i lokalne, kupując jabłka zamiast ananasów. Pożegnałam biały cukier i wszystkie słodziki. Przestałem jeść wypieki z białej mąki, gotowe potrawy kupione w sklepie i oczywiście nadal nie jadłem mięsa ani nabiału.

Kilka poprawek i wszystko całkowicie się zmieniło.

Chociaż jako weganin czułem się dobrze, po przejściu na makrobiotyki miałem jeszcze więcej energii. Jednocześnie stałam się bardzo spokojna i spokojna w środku. Łatwo mi się skoncentrowało, moje myślenie stało się bardzo jasne. Kiedy zostałam weganką, wyraźnie schudłam, ale tylko makrobiotyki pomogły zrzucić pozostałe zbędne kilogramy i bez dodatkowego wysiłku doprowadziły mnie do idealnej formy.

Po jakimś czasie stałem się bardziej wrażliwy. Zacząłem lepiej rozumieć istotę rzeczy i słuchać intuicji. Wcześniej, kiedy mówili: „Słuchaj swojego ciała”, nie miałem pojęcia, co mieli na myśli. „Co mówi moje ciało? Ale kto wie, po prostu istnieje! Ale potem zdałem sobie sprawę: moje ciało naprawdę cały czas próbuje mi coś powiedzieć, odkąd wymazałem wszystkie bariery i usłyszałem to.

Żyję bardziej w zgodzie z naturą i porami roku. Żyję w zgodzie ze sobą. Zamiast polegać na ludziach wokół mnie, którzy poprowadzą mnie dokąd iść, idę własną drogą. I teraz czuję – od środka – jaki krok zrobić dalej.

Z książki The KindDiet Alicii Silverstone w przekładzie Anny Kuznetsovej.

PS Alicia w bardzo przystępny sposób opowiedziała o swoim przejściu na makrobiotyki – o samym systemie żywienia w swojej książce „The Kind Diet” zawiera wiele ciekawych przepisów. Po urodzeniu dziecka Alicia wydała kolejną książkę – „The Kind Mama”, w której dzieli się swoimi doświadczeniami z ciąży i wychowywania wegańskiego dziecka. Niestety w chwili obecnej książki te nie zostały przetłumaczone na język rosyjski.

Dodaj komentarz