Psychologia

Zmieniły się relacje między rodzicami a nauczycielami. Nauczyciel nie jest już autorytetem. Rodzice stale monitorują proces uczenia się i coraz częściej wysuwają roszczenia do nauczycieli. Ale nauczyciele też mają pytania. Marina Belfer, nauczycielka języka rosyjskiego i literatury w moskiewskim gimnazjum nr 1514, opowiedziała o nich Pravmir.ru. Publikujemy ten tekst bez zmian.

Rodzice najlepiej wiedzą, jak uczyć

Nauczycielem zostałam przez babcię mojej uczennicy i moją babcię, która mnie opamiętała po absolutnej niemożności radzenia sobie z dziećmi. Kochali mnie, bo zresztą większość rodziców moich uczniów, choć nic nie mogłam zrobić, nie mogłam sobie poradzić z dyscypliną, cierpiało, to było bardzo trudne.

Ale zostałam nauczycielką, bo wiedziałam: ci rodzice mnie kochają, patrzą na mnie wspierająco, nie oczekują, że teraz będę uczyć wszystkich. Byli asystentami, ale nie weszli w istotę procesu pedagogicznego, którego wtedy nie miałem. A relacje z rodzicami w szkole, którą ukończyłem i do której przyjechałem do pracy, były przyjazne i życzliwe.

Mieliśmy dużo dzieci, uczyli się na dwie zmiany, a palce jednej ręki mi wystarczą, by policzyć tych rodziców, z którymi były nierozwiązane sprawy i przypadki, kiedy czułem się winny, gorszy, niekompetentny lub zraniony. Tak samo było nawet wtedy, gdy studiowałem: moi rodzice byli niezwykle rzadcy w szkole, nie było zwyczaju dzwonić do nauczyciela, a moi rodzice nie znali numerów telefonów do nauczycieli. Rodzice pracowali.

Dziś rodzice się zmienili, zaczęli coraz częściej chodzić do szkoły. Były matki, które widuję w szkole co drugi dzień.

Marina Moiseevna Belfer

Możliwe stało się dzwonienie do nauczyciela w dowolnym momencie i ciągła korespondencja z nim w elektronicznym dzienniku. Tak, dziennik sugeruje możliwość takiej korespondencji, ale biorąc pod uwagę to, czym i jak nauczyciel jest zajęty w ciągu dnia, to oczywiście powinno mieć miejsce w wyjątkowych przypadkach.

Ponadto nauczyciel musi teraz uczestniczyć w szkolnych czatach. Nigdy w tym nie brałem udziału i nie będę, ale z opowieści moich rodziców wiem, że w tej korespondencji jest wiele niebezpiecznych i szkodliwych moim zdaniem, od dyskutowania bezsensownych plotek po wymuszanie bezproduktywnych niepokojów i śmiesznych kłótni, które podważają twórczą i roboczą atmosferę, stworzoną przez nauczycieli i uczniów gimnazjum.

Nauczyciel, oprócz lekcji, poważnej, przemyślanej pracy pozalekcyjnej z dziećmi, samokształcenia i życia osobistego, ma wiele obowiązków: sprawdza pracę dzieci, przygotowuje do lekcji, zajęć fakultatywnych, kółek, jeździ na wycieczki, przygotowuje seminaria i obozy polowe, a on nie może porozumieć się z rodzicami.

Sam przez cały czas nie napisałem ani jednego listu w elektronicznym dzienniku i nikt ode mnie tego nie żądał. Jeśli mam problem, muszę zobaczyć mamę, poznać ją, spojrzeć jej w oczy, porozmawiać. A jeśli ja i większość moich uczniów nie mamy problemów, to o niczym nie piszę. Aby komunikować się z mamami i tatusiami, odbywa się spotkanie rodziców lub spotkania indywidualne.

Koleżanka, jedna z najlepszych nauczycielek w Moskwie, opowiadała, jak rodzice przeszkadzali jej na spotkaniu: nie przygotowuje dzieci do pisania. Chcą, żeby dzieci były trenowane esejem, wiedzą lepiej, jak je do niego przygotować, mając słabe pojęcie o tym, co na ogół dzieje się z nauczycielem na lekcji, że dzieci ciągle uczą się pracy z tekstem i jego struktura.

Rodzice mają oczywiście prawo do każdego pytania, ale często zadają je nieuprzejmie, nie po to, by zrozumieć, ale by kontrolować, czy nauczyciel robi wszystko z punktu widzenia rodzica.

Dzisiaj rodzice chcą wiedzieć, co i jak było na lekcji, chcą sprawdzić — dokładniej nie wiem, czy naprawdę chcą i mogą to zrobić, ale to nadają.

„I w tej klasie program wyglądał tak, a tutaj jest tak. Zmienili się miejscami tam, ale nie tutaj. Czemu? Ile godzin mijają cyfry zgodnie z programem? Otwieramy magazyn, odpowiadamy: 14 godz. Pytającemu wydaje się, że to nie wystarczy… Nie wyobrażam sobie, żeby moja mama wiedziała, ile lekcji uczyłam się liczebników.

Rodzice mają oczywiście prawo do każdego pytania, ale często zadają je nieuprzejmie, nie po to, by zrozumieć, ale by kontrolować, czy nauczyciel robi wszystko z punktu widzenia rodzica. Ale często sam rodzic nie wie, jak wykonać to lub inne zadanie, na przykład w literaturze, i dlatego uważa to za niezrozumiałe, nieprawidłowe, trudne. A na lekcji omówiono każdy etap rozwiązywania tego problemu.

Nie rozumie tego rodzica nie dlatego, że jest głupi, ale po prostu został inaczej uczony, a współczesna edukacja stawia inne wymagania. Dlatego czasami, gdy ingeruje w życie edukacyjne dziecka i w program nauczania, dochodzi do incydentu.

Rodzice uważają, że szkoła jest im winna

Wielu rodziców uważa, że ​​szkoła jest im winna, ale nie wiedzą, co są im winni. I wielu nie ma ochoty rozumieć i akceptować wymagań szkoły. Wiedzą, co powinien nauczyciel, jak powinien, dlaczego powinien, dlaczego. Oczywiście nie chodzi tu o wszystkich rodziców, ale około jedna trzecia jest teraz, w mniejszym stopniu niż wcześniej, gotowa na przyjacielską interakcję ze szkołą, zwłaszcza na poziomie średnim, bo przez starsze klasy uspokajają się, zaczynają rozumieć dużo, słuchaj i patrz z nami w tym samym kierunku.

Częste było również niegrzeczne zachowanie rodziców. Zmienił się nawet ich wygląd, kiedy przychodzą do gabinetu dyrektora. Wcześniej nie wyobrażałam sobie, że w upalny dzień ktoś przyjdzie do reżysera na spotkanie w krótkich spodenkach lub w dresie w domu. Za stylem, za sposobem mówienia często kryje się pewność: „Mam rację”.

Współcześni rodzice, jako podatnicy, uważają, że szkoła powinna zapewnić im zestaw usług edukacyjnych, a państwo ich w tym wspiera. A co powinni?

Nigdy nie mówię tego na głos i nie sądzę, że świadczymy usługi edukacyjne: bez względu na to, jak ktoś nas nazywa, nieważne jak nadzoruje nas Rosobrnadzor, jesteśmy tym, kim jesteśmy — nauczycielami. Ale może rodzice myślą inaczej. Nigdy nie zapomnę młodego ojca, który ze skrzyżowanymi nogami tłumaczył dyrektorowi, że mieszka obok i dlatego nie zamierza nawet szukać innej szkoły. Pomimo tego, że spokojnie z nim rozmawiali, wyjaśnili, że dziecku w szkole może być ciężko, w pobliżu jest inna szkoła, w której jego dziecku będzie wygodniej.

Współcześni rodzice, jako podatnicy, uważają, że szkoła powinna zapewnić im zestaw usług edukacyjnych, a państwo ich w tym wspiera. A co powinni? Czy zdają sobie sprawę, jak dobrze ich dziecko jest przygotowane do życia w szkole średniej dzięki ich wysiłkom? Czy umie przestrzegać zasad rutyny, słyszeć głos starszego, pracować samodzielnie? Czy w ogóle może coś zrobić sam, czy jego rodzina jest podatna na nadopiekuńczość? A co najważniejsze, jest to problem motywacji, z którym borykają się teraz nauczyciele, jeśli w rodzinie nie ma przygotowanego gruntu.

Rodzice chcą prowadzić szkołę

Wielu z nich stara się zagłębić we wszystkie szkolne sprawy i na pewno bierze w nich udział — to kolejna cecha współczesnych rodziców, zwłaszcza niepracujących matek.

Jestem przekonany, że pomoc rodziców jest potrzebna, gdy poprosi o nią szkoła lub nauczyciel.

Doświadczenie naszej szkoły pokazuje, że wspólne działania rodziców, dzieci i nauczycieli są udane i owocne w przygotowaniach do wakacji, w dni pracy w społeczności w szkole, w projektowaniu sal lekcyjnych w warsztatach kreatywnych, w organizacji złożonych spraw twórczych klasa.

Praca rodziców w radach zarządzających i powierniczych może i powinna być owocna, ale teraz istnieje uporczywe pragnienie rodziców, aby kierowali szkołą, mówili jej, co ma robić — także poza działalnością rady zarządzającej.

Rodzice przekazują dziecku swój stosunek do szkoły

Często zdarza się, że rodzic jest z czegoś niezadowolony i może powiedzieć przed dzieckiem o swoim nauczycielu: „Cóż, jesteś głupcem”. Nie wyobrażam sobie, żeby powiedzieli to moi rodzice i rodzice moich znajomych. Nie trzeba absolutyzować miejsca i roli nauczyciela w życiu dziecka — choć często jest to bardzo ważne, ale jeśli wybrałeś szkołę, chciałeś się do niej dostać, to chyba nie da się do niej iść bez szacunku dla tych, którzy go stworzyli i którzy w nim pracują. Szacunek przybiera różne formy.

Na przykład mamy w szkole dzieci, które mieszkają daleko, a kiedy rodzice zabierają je do szkoły, codziennie się spóźniają. Od kilku lat ten stosunek do szkoły jako miejsca, w którym można się spóźnić, przenosi się na dzieci, a jak idą same, to też ciągle się spóźniają, a mamy ich bardzo dużo. Ale nauczyciel nie ma mechanizmów oddziaływania, nie może nawet odmówić mu pójścia na lekcję — może tylko zadzwonić do matki i zapytać: jak długo?

Organy nadzorcze uważają, że każda klasa powinna mieć kamerę. W porównaniu z tym Orwell odpoczywa

Albo pojawienie się dzieci. Nie mamy mundurka szkolnego i nie ma sztywnych wymagań co do ubioru, ale czasami ma się wrażenie, że od rana nikt nie widział dziecka, że ​​nie rozumie dokąd idzie i dlaczego. A ubiór to także stosunek do szkoły, do procesu uczenia się, do nauczycieli. O tym samym nastawieniu świadczą częstsze wyjazdy rodziców z dziećmi na wakacje w godzinach szkolnych, pomimo przyjętej w naszym kraju liczby dni urlopowych. Dzieci bardzo szybko dorastają i przyjmują postawę przyjętą w rodzinie: „aby świat nie istniał, ale muszę pić herbatę”.

Szacunek dla szkoły, ponieważ nauczyciel zaczyna w dzieciństwie z szacunkiem dla autorytetu rodziców i oczywiście miłość się w niej rozpuszcza: „Nie możesz tego zrobić, ponieważ zdenerwuje to twoją matkę”. Dla wierzącego staje się to częścią przykazań, kiedy najpierw nieświadomie, a potem umysłem i sercem rozumie, co jest możliwe, a co nie. Ale każda rodzina, nawet niewierząca, ma swój własny system wartości i przykazań, a ich dziecko musi być konsekwentnie wpajane.

Za czcią, mówi filozof Sołowjow, pojawia się lęk — nie lęk jako lęk przed czymś, ale to, co osoba religijna nazywa lękiem przed Bogiem, a dla niewierzącego jest to lęk przed obrazą, obrazą, lęk przed zrobieniem czegoś złego. I ten strach staje się wtedy tak zwanym wstydem. I wtedy dzieje się coś, co w istocie czyni człowieka osobą: ma sumienie. Sumienie jest dla ciebie prawdziwym przesłaniem o sobie. I jakoś albo od razu rozumiesz, gdzie jest rzeczywistość, a gdzie wyobrażenie, albo sumienie cię dopada i dręczy. Każdy zna to uczucie.

Rodzice narzekają

Współcześni rodzice nagle otworzyli kanał komunikacji z wysokimi władzami, Rosobrnadzor, pojawiła się prokuratura. Teraz, gdy tylko jedno z rodziców nie jest usatysfakcjonowane szkołą, natychmiast rozbrzmiewają te okropne słowa. A donos staje się normą, doszliśmy do tego. To ostatni punkt w historii kontroli szkolnej. A zamiar zainstalowania kamer w biurach? Organy nadzorcze uważają, że każda klasa powinna mieć kamerę. Wyobraź sobie nauczyciela na żywo pracującego z dziećmi, który jest stale obserwowany przez kamerę.

Jaka będzie nazwa tej szkoły? Czy jesteśmy w szkole czy w bezpiecznej instytucji? Orwell odpoczywa w porównaniu. Skargi, telefony do przełożonych, roszczenia. To nie jest powszechna historia w naszej szkole, ale koledzy opowiadają straszne rzeczy. Wszyscy czegoś się nauczyliśmy, a nie jakoś, pracujemy od wielu lat w tej samej szkole, rozumiemy, że musimy wszystko wziąć spokojnie, ale mimo wszystko jesteśmy żywymi ludźmi, a kiedy nasi rodzice nas męczą, staje się to bardzo trudno nawiązać dialog. Jestem wdzięczna zarówno za dobre, jak i złe doświadczenia życiowe, ale teraz niezmierzona ilość energii wydaje się absolutnie nie na to, na co chciałbym ją wydać. W naszej sytuacji prawie rok staramy się, aby rodzice nowych dzieci byli naszymi sojusznikami.

Rodzice wychowują konsumentów

Inny aspekt współczesnego rodzicielstwa: wielu dość często stara się zapewnić dzieciom maksymalny poziom komfortu, najlepsze warunki we wszystkim: jeśli wycieczka, rodzice kategorycznie sprzeciwiają się metrze — tylko autobus, tylko wygodny, a najlepiej nowy , co jest znacznie bardziej męczące w moskiewskich korkach. Nasze dzieci nie jeżdżą metrem, niektóre z nich w ogóle tam nie były.

Kiedy niedawno organizowaliśmy wyjazd edukacyjny za granicę — a w naszej szkole nauczyciele zwykle wyjeżdżają na miejsce z wyprzedzeniem na własny koszt, aby wybrać zakwaterowanie i przemyśleć program — jedna mama była bardzo oburzona tym, jaki w rezultacie wybrano niewygodny lot ( staramy się znaleźć najtańszą opcję, aby każdy mógł jechać).

Rodzice wychowują kapryśnych konsumentów, zupełnie nieprzystosowanych do realnego życia, nie potrafiących zadbać nie tylko o innych, ale i o siebie

Nie jest to dla mnie jasne: pół życia spałem na matach podczas naszych szkolnych wycieczek, na motorowcach zawsze pływaliśmy w ładowni i to były cudowne, najpiękniejsze z naszych wycieczek. A teraz przesadzona jest troska o komfort dzieci, rodzice wychowują kapryśnych konsumentów, zupełnie nieprzystosowanych do realnego życia, nie potrafiących zatroszczyć się nie tylko o innych, ale i o siebie. Ale to nie jest temat relacji między rodzicami a szkołą — wydaje mi się, że to powszechny problem.

Ale są rodzice, którzy zostają przyjaciółmi

Ale mamy też wspaniałych rodziców, którzy zostają przyjaciółmi na całe życie. Osoby, które doskonale nas rozumieją, biorą serdeczny udział we wszystkim co robimy, można się z nimi skonsultować, coś przedyskutować, mogą na to spojrzeć życzliwie, potrafią powiedzieć prawdę, wytknąć błąd, ale jednocześnie starają się zrozumieć, nie zajmują stanowiska oskarżyciela, wiedzą, jak zająć nasze miejsce.

W naszej szkole dobrą tradycją jest przemówienie rodziców na balu maturalnym: przedstawienie rodziców, film, kreatywny prezent od rodziców dla nauczycieli i absolwentów. A rodzice, którzy są gotowi patrzeć z nami w tym samym kierunku, często żałują, że sami nie uczyli się w naszej szkole. Inwestują w nasze bale maturalne nie tyle materiał, ile siły twórcze, a to wydaje mi się najważniejszy i najlepszy rezultat naszej interakcji, jaki można osiągnąć w każdej szkole z wzajemnym pragnieniem wzajemnego słyszenia.

Artykuł opublikowany na stronie Pravmir.ru i przedrukowane za zgodą właściciela praw autorskich.

Dodaj komentarz