Dlaczego zaawansowana młodzież ucieka z miast z powrotem do natury?

Coraz więcej mieszkańców marzy o tym, by budzić się przy śpiewie ptaków, chodzić boso po rosie i mieszkać z dala od miasta, zarabiając na życie tym, co sprawia przyjemność. Samo zrealizowanie takiego pragnienia nie jest łatwe. Dlatego ludzie wyznający tę filozofię tworzą własne osady. Ekowioski – tak nazywają je w Europie. Po rosyjsku: ekowioski.

Jednym z najstarszych przykładów tej filozofii wspólnego życia jest ekowioska Grishino we wschodniej części obwodu leningradzkiego, prawie na granicy z Karelią. Pierwsi ekoosadnicy przybyli tu w 1993 roku. Mała wioska z dużym polem herbacianym Ivan nie wzbudziła wśród rdzennych mieszkańców podejrzeń, wręcz przeciwnie, dawała im pewność, że okolica będzie żyła i rozwijała się.

Jak mówią lokalni mieszkańcy, przez lata życia ekowioski wiele się w niej zmieniło: skład, liczba osób i forma relacji. Dziś jest to wspólnota rodzin niezależnych ekonomicznie. Ludzie przyjeżdżali tu z różnych miast, aby nauczyć się żyć na ziemi w zgodzie z naturą i jej prawami; nauczyć się budować ze sobą radosne relacje.

„Studiujemy i wskrzeszamy tradycje naszych przodków, doskonalimy rzemiosło ludowe i architekturę drewnianą, tworzymy rodzinną szkołę dla naszych dzieci, dążąc do zachowania równowagi z otoczeniem. W naszych ogródkach przez cały rok uprawiamy warzywa, w lesie zbieramy grzyby, jagody i zioła – mówią mieszkańcy ekowioski.

Wieś Grishino jest zabytkiem architektury i znajduje się pod ochroną państwa. Jednym z projektów ekomieszkańców jest utworzenie rezerwatu przyrodniczo-architektonicznego w pobliżu wsi Gryszyno i Soginica – specjalnie chronionego obszaru z unikalną zabudową i naturalnym krajobrazem. Rezerwat pomyślany jest jako baza dla turystyki ekologicznej. Projekt jest wspierany przez administrację obwodu podporożskiego i jest postrzegany jako obiecujący dla ożywienia wsi.

Mieszkańcy innej ekowioski o uroczej nazwie „Romashka”, wioski niedaleko stolicy Ukrainy, Kijowa, szczegółowo opowiadają o swojej filozofii. Kilka lat temu ta wioska miała nudny i daleki od szacunku wygląd. Zagrożone stokrotki, 120 kilometrów od Kijowa, odżyły wraz z pojawieniem się tutaj niezwykłych bosych mieszkańców. Pionierzy Peter i Olga Raevsky, kupiwszy opuszczone chaty za kilkaset dolarów, ogłosili wieś ekowioską. To słowo było również lubiane przez rdzennych mieszkańców.

Byli obywatele nie jedzą mięsa, nie trzymają zwierząt, nie użyźniają ziemi, rozmawiają z roślinami i chodzą boso aż do bardzo niskich temperatur. Ale te dziwactwa nie dziwią już nikogo z miejscowych. Wręcz przeciwnie, są dumni z nowo przybyłych. Przecież w ciągu ostatnich trzech lat liczba pustelników ekologicznych wzrosła do 20 osób, a do Romaszek przyjeżdża wielu gości. Co więcej, przyjeżdżają tu nie tylko znajomi i krewni z miasta, ale także nieznajomi, którzy o osadzie dowiedzieli się z Internetu.

O rodzinie Olgi i Piotra Raevskych – założycieli tej wsi – pisały gazety nie raz, nie raz i filmowały ich: stali się już swego rodzaju „gwiazdami”, do których bez powodu ktoś zaczyna żyć, bo „wszystko wystarczy” – 20-latek z Sumy czy podróżnik z Holandii.

Raevscy zawsze chętnie się komunikują, zwłaszcza z „ludźmi o podobnych poglądach”. Podobnie myślący ludzie dla nich to ci, którzy starają się żyć w zgodzie ze sobą i naturą (najlepiej w naturze), dążą do duchowego wzrostu, pracy fizycznej.

Petr, z zawodu chirurg, porzucił praktykę w prywatnej kijowskiej klinice, ponieważ zdał sobie sprawę z bezcelowości pracy:

„Celem prawdziwego lekarza jest pomóc osobie wejść na ścieżkę samoleczenia. W przeciwnym razie osoba nie zostanie wyleczona, ponieważ choroby są podawane, aby osoba zrozumiała, że ​​\uXNUMXb\uXNUMXbrobi coś złego w swoim życiu. Jeśli się nie zmieni, nie dorośnie duchowo, będzie przychodził do lekarza raz za razem. Niewłaściwe jest nawet branie za to pieniędzy” — mówi Peter.

Wychowanie zdrowych dzieci było celem Raevskych, kiedy 5 lat temu przeprowadzili się z Kijowa do Romaszek, co stało się wówczas „katastrofą” dla ich rodziców. Dziś mała Ulanka nie lubi jeździć do Kijowa, bo jest tam tłoczno.

„Życie w mieście nie jest dla dzieci, nie ma miejsca, nie mówiąc już o czystym powietrzu czy jedzeniu: mieszkanie jest za ciasne, a na ulicy wszędzie samochody… A tu jest dwór, jezioro, ogród . Wszystko jest nasze” – mówi Olya, z wykształcenia prawniczka, czesząc dziecko palcami i zaplatając warkocze.

„Poza tym Ulyanka jest zawsze z nami” — podnosi Peter. A jak w mieście? Cały dzień dziecko, jeśli nie w przedszkolu, to w szkole, aw weekendy – wycieczka kulturalna do McDonalda, a potem – z balonami – do domu…

Raevsky'emu nie podoba się też system edukacji, ponieważ ich zdaniem dzieci do 9 roku życia powinny rozwijać swoją duszę: uczyć ich miłości do przyrody, ludzi, a wszystko, czego trzeba się uczyć, powinno budzić zainteresowanie i przynosić satysfakcję.

– specjalnie nie próbowałem uczyć Ulyanki liczenia, ale ona bawi się kamyczkami i sama zaczyna je liczyć, pomagam; Ostatnio zacząłem interesować się literami – więc trochę się uczymy – powiedziała Olya.

Jeśli spojrzeć wstecz na historię, to pokolenie hippisów rozpowszechniło idee tworzenia mikrospołeczeństwa na Zachodzie w latach 70. Zmęczeni stylem życia rodziców polegającym na pracy, by żyć lepiej i kupować więcej, młodzi buntownicy wyprowadzili się z miast w nadziei na zbudowanie lepszej przyszłości na łonie natury. Dobra połowa tych gmin nie przetrwała nawet kilku lat. Narkotyki i niezdolność do życia z reguły pogrzebały romantyczne próby. Ale niektórym osadnikom, dążącym do duchowego wzrostu, udało się zrealizować swoje pomysły. Najstarszą i najpotężniejszą osadą jest Fenhorn w Szkocji.

Na podstawie materiałów z http://gnozis.info/ i segodnya.ua

Dodaj komentarz