Noszenie chusty pomaga w karmieniu wcześniaków

Okazuje się, że proste noszenie pomaga nawet w pielęgnacji wcześniaków – i to lepiej niż specjalny inkubator.

Gdy tylko pojawi się dziecko, natychmiast nakłada się go na pierś mamy – skóra do skóry. Potem jednak zabierają go. Ale wtedy tylko od rodziców zależy, jak często dziecko będzie miało z nimi tak bliski kontakt. A lekarze radzą: im częściej, tym lepiej. A im dłużej, tym cudowniej.

Mały Joshua urodził się przedwcześnie w 32 tygodniu ciąży. Został przyjęty na oddział intensywnej terapii. Ale jego rodzice bardzo często po kolei nosili chłopca na rękach. Śpiewaliśmy mu, czytaliśmy książki na głos. Dzieciak spędzał co najmniej dwie godziny dziennie przy piersi rodziców.

– Bardzo chciałem pomóc mojemu synowi. Na początku protestował, widocznie dlatego, że moja męska owłosiona klatka piersiowa bardzo różni się od mojej mamy, ale potem się do tego przyzwyczaił” – powiedział tata chłopca. – Patrząc na mnie, inni ojcowie zaczęli robić to samo – zdjęli koszule i przytulili swoje dzieci do piersi.

Joshua zaskakująco szybko dogonił swoich rówieśników, którzy urodzili się na czas. Lekarze są pewni: dziecko tak szybko przybierało na wadze i stawało się silniejsze właśnie dzięki kontaktowi ze skórą. Stawał się coraz zdrowszy na naszych oczach – znacznie szybciej niż inne dzieciaki, które wchodziły na oddział w tym samym czasie, ale spędzały znacznie mniej czasu na swoich rękach.

Joshua ma teraz dwa lata. Jest wesoły, zdrowy i sam opiekuje się młodszym bratem.

Fakt, że warto nosić dzieci na rękach lub w chuście, zauważono już w 1978 roku. Jako pierwszy zastosował tę metodę profesor neonatologii Edgar Sanabria z Bogoty. Przypadkiem: po prostu nie było wystarczająco dużo miejsc dla wszystkich w jego dziale. Pomyślał o… kangurze. Te zwierzęta noszą swoje dzieci w torbach przez okres do ośmiu miesięcy. Sanabria uznała, że ​​taka fizyczna bliskość może również pomóc wcześniakom. I miał rację.

Nieco później naukowcy rozpoczęli eksperyment, który trwał 20 lat. Porównali, jak dzieci nosiły w chustach rozwinięte i „nieoswojone” dzieci. Okazało się, że „kenguryats” dorastały jako spokojniejsze dzieci, lepiej się uczyły i wykazywały większe zainteresowanie nauką, ich poziom agresji był o 16 proc. niższy niż u zwykłych dzieci. Jako dorośli zarabiali więcej. I znacznie więcej – o 53 proc. Ponadto w rodzinach, które zostały już stworzone przez samych „kenguryatów”, zwykle panuje spokój, a dzieci nigdy nie są pozbawione uwagi. I nawet praktyka używania temblaka wpływa na rozwój mózgu – kangury mają bardziej rozwinięty mózg, większą objętość istoty szarej i kory mózgowej. To właśnie wpływa na zdolność uczenia się i rozwijania pamięci.

Według naukowców metoda chusty wpływa na rozwój dziecka z kilku powodów. Po pierwsze, pozwala wcześniakowi utrzymać normalną temperaturę – ciało matki pełni rolę regulatora. Po drugie, dziecko dostaje pierś, gdy tylko tego potrzebuje – i tutaj mówimy o wszystkich korzyściach płynących z karmienia piersią. Po trzecie, taki bliski kontakt poprawia stan psychiczny noworodków i jeszcze lepiej wpływa na procesy zachodzące w organizmie dziecka na poziomie molekularnym.

Okazuje się, że rodzic „chusta” staje się inkubatorem dla dziecka. Żyje – a to zawsze jest lepsze niż nawet najmądrzejsze urządzenie.

Dodaj komentarz