Psychologia

Jaka jest nasza relacja z ciałem? Czy możemy zrozumieć jego sygnały? Czy ciało naprawdę nie kłamie? I wreszcie, jak się z nim zaprzyjaźnić? Terapeuta Gestalt odpowiada.

Psychologie: Czy w ogóle czujemy, że nasze ciało jest częścią nas samych? Czy też osobno odczuwamy ciało, a osobno własną osobowość?

Marina Baskakowa: Z jednej strony każda osoba na ogół ma swój indywidualny stosunek do ciała. Z drugiej strony z pewnością istnieje pewien kontekst kulturowy, w którym odnosimy się do naszego ciała. Teraz popularne stały się wszelkiego rodzaju praktyki, które wspierają uwagę na ciele, jego sygnałach i możliwościach. Ci, którzy mają z nimi do czynienia, patrzą na to trochę inaczej niż ci, którzy są od nich daleko. W naszej kulturze chrześcijańskiej, zwłaszcza prawosławnej, ten cień podziału na ducha i ciało, duszę i ciało, siebie i ciało nadal pozostaje. Z tego powstaje tak zwana relacja przedmiotu do ciała. Oznacza to, że jest to rodzaj przedmiotu, z którym można sobie jakoś poradzić, ulepszyć go, ozdobić, zbudować masę mięśniową i tak dalej. I ta obiektywność uniemożliwia urzeczywistnienie siebie jako ciała, czyli jako całości osoby.

Do czego służy ta uczciwość?

Zastanówmy się, co to jest. Jak powiedziałem, w kulturze chrześcijańskiej, zwłaszcza prawosławnej, ciało było wyobcowane przez tysiące lat. Jeśli przyjmiemy szerszy kontekst społeczeństwa ludzkiego w ogóle, to pytanie brzmiało: czy ciało jest nosicielem jednostki, czy odwrotnie? Z grubsza mówiąc, kto nosi kogo.

Oczywiste jest, że jesteśmy fizycznie oddzieleni od innych ludzi, każdy z nas istnieje we własnym ciele. W tym sensie zwracanie uwagi na ciało, na jego sygnały, wspiera taką właściwość jak indywidualizm. Jednocześnie wszystkie kultury wspierają oczywiście pewne zjednoczenie ludzi: jesteśmy zjednoczeni, czujemy to samo, mamy wiele wspólnego. To bardzo ważny aspekt egzystencji. Coś, co tworzy więź między ludźmi tej samej narodowości, jednej kultury, jednego społeczeństwa. Ale wtedy pojawia się pytanie o równowagę między indywidualnością a społecznością. Jeśli np. ten pierwszy jest nadmiernie wspierany, to człowiek zwraca się ku sobie i swoim potrzebom, ale zaczyna wypadać ze struktur społecznych. Czasami staje się samotny, bo staje się taką alternatywą dla istnienia wielu innych. To zawsze powoduje zarówno zazdrość, jak i irytację. Za indywidualizm na ogół trzeba zapłacić. I odwrotnie, jeśli ktoś odwołuje się do ogólnie przyjętego „my”, do wszystkich istniejących dogmatów, norm, to zachowuje bardzo ważną potrzebę przynależności. Należę do pewnej kultury, pewnej społeczności, cieleśnie jestem rozpoznawalny jako osoba. Ale wtedy powstaje sprzeczność między jednostką a ogólnie przyjętym. A w naszej cielesności ten konflikt jest bardzo wyraźnie ucieleśniony.

Ciekawe, jak różni się postrzeganie cielesności w naszym kraju i np. we Francji. Zawsze mnie tam zdumiewa, kiedy ktoś, przybywszy na konferencję lub do świeckiej firmy, nagle wychodzi i mówi: „Idę zrobić wee-wee”. Traktują to jako zupełnie normalne. W naszym kraju trudno to sobie wyobrazić, choć tak naprawdę nie ma w tym nic nieprzyzwoitego. Dlaczego mamy zupełnie inną kulturę mówienia o najprostszych rzeczach?

Myślę, że w ten sposób objawia się charakterystyczne dla naszej kultury rozszczepienie na duchowe i cielesne, na górę i na dół. Wszystko, co dotyczy „małeczek”, funkcji przyrodniczych, znajduje się poniżej, w tej bardzo odrzuconej kulturowo części. To samo dotyczy seksualności. Chociaż wszystko wydaje się już o niej chodzić. Ale jak? Raczej pod względem przedmiotowym. Widzę, że pary, które przychodzą na przyjęcie, wciąż mają trudności z komunikowaniem się ze sobą. Chociaż wokół jest wiele tego, co można nazwać seksualizacją, to tak naprawdę nie pomaga ona ludziom w bliskich związkach, a raczej je zniekształca. Łatwo było o tym mówić, ale wręcz przeciwnie, trudno mówić o niektórych uczuciach, o ich niuansach. Jednak ta luka nadal się utrzymuje. Właśnie się odwrócił. A w kulturze francuskiej czy szerzej katolickiej nie ma tak żarliwego odrzucenia ciała i cielesności.

Czy uważasz, że każda osoba odpowiednio postrzega swoje ciało? Czy wyobrażamy sobie w ogóle jego rzeczywiste wymiary, parametry, wymiary?

Nie da się powiedzieć o wszystkich. Aby to zrobić, musisz spotkać się ze wszystkimi, porozmawiać i coś o nim zrozumieć. Mogę opowiedzieć o niektórych funkcjach, z którymi się spotykam. Całkiem sporo dochodzi do odbioru osób, które nie mają wyraźnej świadomości siebie zarówno jako osoby, jak i osoby ucieleśnionej w ciele. Są tacy, którzy mają zniekształcone postrzeganie własnego rozmiaru, ale nie zdają sobie z tego sprawy.

Na przykład dorosły, duży mężczyzna mówi do siebie „uchwyty”, „nogi”, używa innych zdrobniałych słów… O czym to może mówić? O tym, że w jakiejś części nie jest w tym samym wieku, ani w rozmiarze, w jakim jest. Coś w jego osobowości, w jego osobistym indywidualnym doświadczeniu, jest bardziej związane z dzieciństwem. Powszechnie nazywa się to infantylizmem. Kobiety mają jeszcze jedno zniekształcenie, które również obserwuję: chcą być mniejsze. Można przypuszczać, że jest to swego rodzaju odrzucenie ich wielkości.

Psychologowie mówią o tym, jak ważne jest, aby móc słyszeć sygnały swojego ciała — może to być zmęczenie, ból, drętwienie, rozdrażnienie. Jednocześnie w popularnych publikacjach często proponują nam dekodowanie tych sygnałów: coś znaczy ból głowy, a ból pleców coś. Ale czy naprawdę można je tak zinterpretować?

Kiedy czytam tego rodzaju wypowiedzi, widzę jedną ważną cechę. O ciele mówi się, jakby było odizolowane. Gdzie są sygnały ciała? Komu sygnały ciała? Sygnały ciała w jakiej sytuacji? Jeśli mówimy o psychosomatyce, niektóre sygnały są przeznaczone dla samej osoby. Ból, dla kogo to jest? Ogólnie ja. Przestać robić coś, co mnie boli. I w tym przypadku ból staje się bardzo szanowaną częścią nas. Jeśli weźmiesz pod uwagę zmęczenie, dyskomfort — ten sygnał odnosi się do jakiejś zaniedbanej, często ignorowanej części. W zwyczaju nie zauważamy zmęczenia. Czasami sygnał bólu jest przeznaczony dla osoby w związku, z którą ten ból występuje. Kiedy trudno nam powiedzieć, trudno jest wyrazić nasze uczucia lub nie ma reakcji na nasze słowa.

Wtedy objawy psychosomatyczne już mówią, że trzeba się od tego zdystansować, zrobić coś innego, wreszcie zwrócić na siebie uwagę, zachorować. Zachorować — to znaczy wyjść z traumatycznej sytuacji. Okazuje się, że jedna traumatyczna sytuacja zostaje zastąpiona inną, bardziej zrozumiałą. I możesz przestać być dla siebie zbyt surowym. Kiedy zachoruję, trochę mniej się wstydzę, że sobie z czymś nie radzę. Istnieje taki argument prawny, który wspiera mój szacunek do samego siebie. Uważam, że wiele chorób pomaga człowiekowi nieznacznie zmienić nastawienie do siebie na lepsze.

Często słyszymy zdanie „Ciało nie kłamie”. Jak to rozumiesz?

Co dziwne, to podchwytliwe pytanie. Terapeuci ciała często używają tego wyrażenia. Moim zdaniem brzmi pięknie. Z jednej strony to prawda. Na przykład matka małego dziecka bardzo szybko dowiaduje się, że jest chory. Widzi, że jej oczy przygasły, zniknęła żywotność. Ciało sygnalizuje zmianę. Ale z drugiej strony, jeśli przypomnimy sobie społeczną naturę człowieka, to połowa naszej cielesnej egzystencji polega na okłamywaniu innych na temat siebie. Siedzę prosto, chociaż chcę opaść, jakiś nastrój nie jest odpowiedni. Albo na przykład uśmiecham się, ale w rzeczywistości jestem zły.

Są nawet instrukcje, jak się zachowywać, aby sprawiać wrażenie pewnej siebie osoby…

Generalnie leżymy z naszymi ciałami od rana do wieczora, a także ze sobą. Na przykład, kiedy ignorujemy zmęczenie, wydaje się, że mówimy sobie: „Jestem znacznie silniejszy, niż próbujesz mi pokazać”. Terapeuta jako ekspert potrafi odczytywać sygnały ciała i na nich oprzeć swoją pracę. Ale reszta tego ciała kłamie. Niektóre mięśnie podtrzymują maskę, która jest prezentowana innym ludziom.

Jakie są sposoby, aby czuć się lepiej w swoim ciele, być bardziej świadomym tego, zrozumieć go, zaprzyjaźnić się z nim bardziej?

Są wspaniałe możliwości: tańcz, śpiewaj, chodź, pływaj, uprawiaj jogę i nie tylko. Ale tutaj ważnym zadaniem jest dostrzeżenie tego, co lubię, a czego nie. Naucz się rozpoznawać te sygnały ciała. Lubię lub jakoś trzymam się w ramach tej działalności. Po prostu lubię/nie lubię, chcę/nie chcę, nie chcę/ale będę. Ponieważ dorośli nadal żyją w tym kontekście. A samo poznanie siebie bardzo pomaga. Rób to, co kiedykolwiek chciałeś zrobić. Znajdź na to czas. Głównym pytaniem o czas nie jest to, że nie istnieje. I to, że tego nie wyróżniamy. Więc weź i w swoim harmonogramie przeznacz czas na przyjemność. Jeden idzie, drugi śpiewa, trzeci leży na kanapie. Zagospodarowanie czasu to słowo klucz.


Wywiad został nagrany dla wspólnego projektu magazynu Psychologie i radia «Kultura» «Status: w związku» w kwietniu 2017 roku.

Dodaj komentarz