Psychologia

Pod tą koncepcją mieści się znacząca klasa naszych podstawowych instynktownych impulsów. Obejmuje to samozachowawczość cielesną, społeczną i duchową.

Obawy dotyczące osoby fizycznej. Wszelkie doraźne i odruchowe czynności oraz ruchy odżywiania i ochrony stanowią akty samozachowawczej ciała. W ten sam sposób strach i gniew powodują celowy ruch. Jeśli przez troskę o siebie zgadzamy się rozumieć dalekowzroczność w przyszłości, w przeciwieństwie do samozachowawczości w teraźniejszości, możemy przypisać gniew i strach instynktom, które skłaniają nas do polowania, poszukiwania pożywienia, budowania domostw, tworzenia użytecznych narzędzi i dbać o nasze ciała. Jednak ostatnie instynkty związane z uczuciem miłości, uczucia rodzicielskiego, ciekawości i współzawodnictwa dotyczą nie tylko rozwoju naszej osobowości cielesnej, ale całego naszego materialnego „ja” w najszerszym tego słowa znaczeniu.

Nasza troska o osobowość społeczną wyraża się bezpośrednio w poczuciu miłości i przyjaźni, w pragnieniu zwrócenia na siebie uwagi i wzbudzenia w innych zdziwieniu, w poczuciu zazdrości, chęci rywalizacji, pragnienia sławy, wpływu i władzy ; pośrednio przejawiają się we wszystkich motywach materialnych trosk o siebie, ponieważ te ostatnie mogą służyć jako środek do realizacji celów społecznych. Łatwo zauważyć, że natychmiastowe potrzeby dbania o własną osobowość społeczną sprowadzają się do prostych instynktów. Chęć zwrócenia uwagi innych jest charakterystyczna, że ​​jej intensywność nie zależy bynajmniej od wartości godnych uwagi zasług tej osoby, wartości, która byłaby wyrażona w jakiejkolwiek namacalnej lub rozsądnej formie.

Jesteśmy wykończeni, aby otrzymać zaproszenie do domu, w którym jest duża społeczność, aby na wzmiankę o jednym z gości, którego widzieliśmy, możemy powiedzieć: „Dobrze go znam!” — i kłaniaj się na ulicy z prawie połową napotkanych osób. Oczywiście najprzyjemniej jest dla nas mieć przyjaciół wyróżniających się rangą lub zasługami oraz wzbudzać u innych entuzjastyczne uwielbienie. Thackeray w jednej ze swoich powieści prosi czytelników o szczere wyznanie, czy każdy z nich byłby dla nich szczególną przyjemnością chodzenie po Pall Mall z dwoma książętami pod pachą. Ale nie mając książąt w kręgu znajomych i nie słysząc pomruku zawistnych głosów, nie przeoczamy nawet mniej znaczących przypadków, by zwrócić na siebie uwagę. Są namiętni miłośnicy nagłaśniania swojego nazwiska w gazetach — nie obchodzi ich, do jakiej gazety będzie przynależeć ich nazwisko, czy to w kategorii przyjazdów i wyjazdów, prywatnych ogłoszeń, wywiadów czy miejskich plotek; z braku najlepszych nie mają nic przeciwko zagłębianiu się nawet w kronikę skandali. Guiteau, morderca prezydenta Garfielda, jest patologicznym przykładem skrajnego pragnienia rozgłosu. Horyzont mentalny Guiteau nie opuszczał sfery gazetowej. W umierającej modlitwie tego nieszczęśnika jedno z najszczerszych wyrażeń brzmiało: „Prasa miejscowa jest odpowiedzialna przed Tobą, Panie”.

Nie tylko ludzie, ale miejsca i przedmioty, które są mi znane, w pewnym metaforycznym sensie, poszerzają moje społeczne ja. «Ga me connait» (zna mnie) — powiedział jeden z francuskich robotników, wskazując na instrument, który opanował doskonale. Osoby, których opinii w ogóle nie cenimy, to jednocześnie osoby, których uwagi nie lekceważymy. Ani jeden wielki mężczyzna, ani jedna kobieta, wybredna pod każdym względem, z trudem odrzuci uwagę nic nie znaczącego dandysa, którego osobowością pogardzają z głębi serca.

W UEIK «Troska o osobowość duchową» powinna zawierać całość pragnienia postępu duchowego — umysłowego, moralnego i duchowego w wąskim znaczeniu tego słowa. Trzeba jednak przyznać, że tak zwane troski o osobowość duchową stanowią, w tym węższym znaczeniu tego słowa, jedynie troskę o osobowość materialną i społeczną w życiu pozagrobowym. W pragnieniu Mahometa, aby dostać się do nieba lub w pragnieniu Chrześcijanina, aby uciec od mąk piekielnych, materialność upragnionych korzyści jest oczywista. Z bardziej pozytywnego i wyrafinowanego punktu widzenia przyszłego życia, wiele jego dobrodziejstw (komunia ze zmarłymi bliskimi i świętymi oraz współobecność Boskości) to jedynie dobrodziejstwa społeczne najwyższego rzędu. Jedynie pragnienie odkupienia wewnętrznej (grzesznej) natury duszy, osiągnięcia jej bezgrzesznej czystości w tym lub przyszłym życiu można uznać za troskę o naszą duchową osobowość w jej najczystszej postaci.

Nasz szeroki, zewnętrzny przegląd zaobserwowanych faktów i życia jednostki byłby niepełny, gdybyśmy nie wyjaśnili kwestii rywalizacji i starć między jej poszczególnymi stronami. Natura fizyczna ogranicza nasz wybór do jednego z wielu dóbr, które nam się jawią i nas pragną, ten sam fakt obserwujemy w tej dziedzinie zjawisk. Gdyby tylko było to możliwe, to oczywiście nikt z nas od razu nie odmówiłby bycia przystojnym, zdrowym, dobrze ubranym człowiekiem, wielkim silnym mężczyzną, bogatym z milionowym rocznym dochodem, dowcipem, bon Vivant, zdobywca kobiecych serc i jednocześnie filozof. , filantrop, mąż stanu, dowódca wojskowy, afrykański odkrywca, modny poeta i święty człowiek. Ale jest to zdecydowanie niemożliwe. Działalność milionera nie godzi się z ideałem świętego; filantrop i bon vivant są pojęciami nie do pogodzenia; dusza filozofa nie dogaduje się z duszą bicie serca w jednej cielesnej powłoce.

Zewnętrznie tak różne postacie wydają się naprawdę pasować do jednej osoby. Ale naprawdę warto rozwinąć jedną z właściwości charakteru, aby od razu zagłuszała pozostałe. Człowiek musi uważnie rozważyć różne aspekty swojej osobowości, aby szukać zbawienia w rozwoju najgłębszej, najsilniejszej strony swojego „ja”. Wszystkie inne aspekty naszego „ja” są iluzoryczne, tylko jeden z nich ma realną podstawę w naszym charakterze i dlatego jest zapewniony jego rozwój. Niepowodzenia w rozwoju tej strony charakteru to prawdziwe porażki przynoszące wstyd, a sukcesy to prawdziwe sukcesy, które przynoszą nam prawdziwą radość. Fakt ten jest doskonałym przykładem umysłowego wysiłku wyboru, na który tak dobitnie zwróciłem uwagę. Przed dokonaniem wyboru nasza myśl oscyluje między kilkoma różnymi rzeczami; w tym przypadku wybiera jeden z wielu aspektów naszej osobowości lub naszego charakteru, po którym nie czujemy wstydu, ponosząc porażkę w czymś, co nie ma nic wspólnego z tą właściwością naszego charakteru, która skupiła naszą uwagę wyłącznie na sobie.

To tłumaczy paradoksalną historię człowieka zawstydzonego na śmierć przez fakt, że nie był pierwszym, ale drugim bokserem czy wioślarzem na świecie. To, że może pokonać każdego człowieka na świecie, z wyjątkiem jednego, nic dla niego nie znaczy: dopóki nie pokona pierwszego w konkurencji, nic nie jest przez niego brane pod uwagę. Nie istnieje we własnych oczach. Słaby człowiek, którego każdy może pokonać, nie denerwuje się z powodu swojej fizycznej słabości, ponieważ dawno porzucił wszelkie próby rozwijania tej strony osobowości. Bez prób nie może być porażki, bez porażki nie może być wstydu. Tak więc nasze zadowolenie z siebie w życiu jest całkowicie zdeterminowane przez zadanie, któremu się poświęcamy. Poczucie własnej wartości jest określane przez stosunek naszych rzeczywistych zdolności do potencjalnych, domniemanych — ułamek, w którym licznik wyraża nasz rzeczywisty sukces, a mianownik nasze twierdzenia:

~C~Szacunek dla samego siebie = Sukces / Twierdzenie

Wraz ze wzrostem licznika lub spadkiem mianownika ułamek wzrośnie. Rezygnacja z roszczeń daje nam taką samą pożądaną ulgę, jak ich realizacja w praktyce, i zawsze będzie rezygnacja z roszczenia, gdy rozczarowania nie ustają, a walka nie ma końca. Najbardziej wyrazistym tego przykładem jest historia teologii ewangelicznej, w której znajdujemy przekonanie o grzeszności, rozpacz we własnych siłach i utratę nadziei na zbawienie jedynie przez dobre uczynki. Ale podobne przykłady można znaleźć w życiu na każdym kroku. Człowiek, który rozumie, że jego znikomość w jakiejś dziedzinie nie pozostawia wątpliwości dla innych, odczuwa dziwną, serdeczną ulgę. Nieubłagane „nie”, całkowita, stanowcza odmowa zakochanemu mężczyźnie wydaje się łagodzić jego gorycz na myśl o utracie ukochanej osoby. Wielu mieszkańców Bostonu, crede experto (ufaj temu, który doświadczył) (obawiam się, że to samo można powiedzieć o mieszkańcach innych miast), mogłoby z lekkim sercem zrezygnować ze swojego muzycznego „ja”, aby móc mieszać zestaw dźwięków bez wstydu z symfonią. Jak miło jest czasem porzucić pretensje do wyglądu młodego i szczupłego! „Dzięki Bogu”, mówimy w takich przypadkach, „te iluzje minęły!” Każde rozszerzenie naszego „ja” jest dodatkowym obciążeniem i dodatkowym roszczeniem. Jest taka opowieść o pewnym panu, który w ostatniej wojnie amerykańskiej do ostatniego centa stracił cały majątek: został żebrakiem, dosłownie tarzał się w błocie, ale zapewniał, że nigdy nie czuł się szczęśliwszy i bardziej wolny.

Nasze samopoczucie, powtarzam, zależy od nas samych. „Zrównaj swoje roszczenia do zera”, mówi Carlyle, „a cały świat będzie u twoich stóp. Najmądrzejszy człowiek naszych czasów słusznie napisał, że życie zaczyna się dopiero od momentu wyrzeczenia.

Ani groźby, ani napomnienia nie mogą mieć wpływu na osobę, jeśli nie wpływają na jeden z możliwych przyszłych lub obecnych aspektów jej osobowości. Ogólnie rzecz biorąc, tylko wpływając na tę osobę, możemy przejąć kontrolę nad czyjąś wolą. Dlatego najważniejszą troską monarchów, dyplomatów iw ogóle wszystkich dążących do władzy i wpływów jest odnalezienie w swojej „ofiarze” najsilniejszej zasady szacunku dla samego siebie i uczynienie z wywierania na nią ostatecznego celu. Ale jeśli ktoś porzucił to, co zależy od woli innej osoby i przestał patrzeć na to wszystko jako na część swojej osobowości, to stajemy się prawie całkowicie bezsilni, aby na niego wpłynąć. Stoicką zasadą szczęścia było z góry uważać się za pozbawionych wszystkiego, co nie zależy od naszej woli — wtedy ciosy losu staną się niewrażliwe. Epiktet radzi nam uczynić naszą osobowość niewrażliwą, zawężając jej treść, a jednocześnie wzmacniając jej stabilność: „Muszę umrzeć — dobrze, ale czy muszę umrzeć niezawodnie narzekając na swój los? Otwarcie powiem prawdę, a jeśli tyran powie: „Za twoje słowa zasługujesz na śmierć”, odpowiem mu: „Czy kiedykolwiek ci mówiłem, że jestem nieśmiertelny? Ty wykonasz swoją pracę, a ja wykonam swoją: twoim zadaniem jest wykonanie, a moim jest nieustraszona śmierć; Twoim zadaniem jest wyrzucanie, a moim jest nieustraszone oddalanie się. Co robimy, gdy wybieramy się w podróż morską? Wybieramy sternika i marynarzy, ustalamy czas odpłynięcia. Na drodze ogarnia nas burza. Co zatem powinno być naszym zmartwieniem? Nasza rola została już spełniona. Dalsze obowiązki spoczywają na sterniku. Ale statek tonie. Co powinniśmy zrobić? Jedyne, co jest możliwe, to nieustraszone czekanie na śmierć, bez płaczu, bez narzekania na Boga, ze świadomością, że każdy, kto się narodzi, musi kiedyś umrzeć.

W swoim czasie, na swoim miejscu, ten stoicki punkt widzenia mógłby być całkiem użyteczny i heroiczny, ale trzeba przyznać, że możliwe jest tylko przy stałej skłonności duszy do rozwijania wąskich i niesympatycznych cech charakteru. Stoik działa poprzez powściągliwość. Jeśli jestem stoikiem, to dobra, które mógłbym sobie przywłaszczyć, przestają być moimi dobrami i istnieje we mnie tendencja do odmawiania im wartości jakichkolwiek dóbr. Ten sposób utrzymywania się przez wyrzeczenie, wyrzeczenie się dóbr, jest bardzo powszechny wśród osób, których pod innymi względami nie można nazwać stoikami. Wszyscy ciasni ludzie ograniczają swoją osobowość, oddzielają od niej wszystko, czego nie posiadają. Patrzą z zimną pogardą (jeśli nie z prawdziwą nienawiścią) na ludzi, którzy różnią się od nich lub nie są podatni na ich wpływ, nawet jeśli ci ludzie mają wielkie cnoty. „Kto nie jest dla mnie, nie istnieje dla mnie, to znaczy, o ile to ode mnie zależy, staram się zachowywać tak, jakby w ogóle dla mnie nie istniał”, w ten sposób ścisłość i pewność granic osobowość może zrekompensować niedostatek jej treści.

Ludzie ekspansywni działają na odwrót: poszerzając swoją osobowość i wprowadzając do niej innych. Granice ich osobowości są często raczej nieokreślone, ale bogactwo treści więcej niż wynagradza ich za to. Nihil hunnanum a me alienum puto (nic ludzkiego nie jest mi obce). „Niech gardzą moją skromną osobowością, niech mnie traktują jak psa; Dopóki w moim ciele jest dusza, nie odrzucę ich. Są rzeczywistościami, tak jak ja. Wszystko, co jest w nich naprawdę dobre, niech będzie własnością mojej osobowości. Hojność tych ekspansywnych natur jest czasami naprawdę wzruszająca. Osoby takie potrafią doświadczyć swoistego, subtelnego podziwu na myśl, że mimo choroby, nieatrakcyjnego wyglądu, złych warunków życia, mimo ich ogólnego zaniedbania, nadal stanowią nieodłączną część świata ludzi energicznych, mają towarzyszami mają udział w sile koni pociągowych, w szczęściu młodości, w mądrości mądrych i nie są pozbawieni jakiegoś udziału w korzystaniu z bogactw Vanderbiltów, a nawet samych Hohenzollernów.

W ten sposób, czasami zwężając się, czasami rozszerzając, nasze empiryczne „ja” próbuje zadomowić się w świecie zewnętrznym. Ten, który może zawołać z Markiem Aureliuszem: „Och, Wszechświat! Wszystko, czego ty pragniesz, ja też pragnę!”, ma osobowość, z której wszystko, co ogranicza, zawęża swoją treść, zostało usunięte do ostatniej linijki — treść takiej osobowości jest wszechogarniająca.

Dodaj komentarz