Psychologia

W tym roku jest pięć filmów z jej udziałem. Ale jest też teatr, praca w fundacji charytatywnej „Artysta” i remonty w wiejskim domu, co wymaga dużego wysiłku. W przeddzień premiery filmu „Miliard”, która odbędzie się 18 kwietnia, spotkaliśmy się z wykonawcą jednej z ról, aktorką Marią Mironową, która zarządza wszystkim — a jednocześnie spędza znacznie więcej czasu niż wcześniej z jej bliskimi i nią samą.

Mercedes Marii przyjeżdża na czas na zdjęcia. Jeździ sama: włosy upięte w kok, ani grama makijażu, jasna puchowa kurtka, dżinsy. W życiu codziennym aktorka Lenkom woli całkowicie niegwiazdowy wizerunek. A przed wejściem w kadr Mironova przyznaje: „Nie lubię się ubierać i malować. Dla mnie to „opowieść o straconym czasie”. Ulubione ubrania to T-shirty i dżinsy. Pewnie dlatego, że nie krępują ruchów i pozwalają jej szybko, szybko biegać tam, gdzie chce…

Psychologia: Maria, myślałam, że lubisz się przebierać. Na Instagramie (organizacja ekstremistyczna zakazana w Rosji) niezmiennie jesteś „na paradzie”.

Maria Mironowa: Potrzebuję Instagrama (organizacji ekstremistycznej zakazanej w Rosji) do pracy. W nim opowiadam o swoich premierach, premierach mojego syna, ogłaszam wydarzenia naszej Fundacji Artystów. A poza tym badam. Było dla mnie naprawdę interesujące dowiedzieć się, co sprawia, że ​​tysiące ludzi, tak jak w Dom-2, co 20 minut demonstrują coś innym. W końcu kryje się za tym utrata poczucia rzeczywistości, komunikacji. Widziałem strony z milionami subskrybentów — ich twórcy mają życie do sprzedania i nie ma w ogóle czasu na to, co tak naprawdę nazywa się życiem. Doszedłem nawet do takich rzeczy, jak statystyki, zaangażowanie, gdzie twoje posty są sortowane według liczby osób, które przyciągnąłeś, jednego lub miliona…

A co odkryłeś? Jakie zdjęcia w strojach kąpielowych przyciągają bardziej niż inne?

Cóż, to oczywiste. Lub interakcji z publicznością. Ale co innego odkryć te mechanizmy dla siebie, a co innego z nich korzystać. A ponieważ pewnie nie zdobędę miliona subskrybentów. Mogę udostępnić na przykład zdjęcie z Brazylii — jestem na wakacjach i jest tam tak pięknie, że aż zapiera dech w piersiach. Ale filmowanie siebie przed lustrem, te wszystkie uszy w kształcie serca… (śmiech) Nie, to nie moje. I Facebook (organizacja ekstremistyczna zakazana w Rosji): dużo rozumowania, ludzie siedzą na kanapie i decydują o losie kraju. Chociaż w życiu jest tyle rzeczy, które naprawdę możesz zrobić! Pod tym względem bardziej lubię Instagram (organizację ekstremistyczną zakazaną w Rosji), ponieważ tam „Och, jaka jesteś piękna!” — i kwiat.

Nie tylko wysyłają kwiaty. Są mężczyźni, którzy wyznają ci swoją miłość i zazdrośnie pytają: „Kiedy mnie poślubisz?” A są tacy, którzy potępiają — na przykład dlatego, że wysłałeś swoją matkę, słynną aktorkę Ekaterinę Gradove, do programu Idealna Naprawa, chociaż prawdopodobnie sam mogłeś naprawić jej mieszkanie.

Nie odpowiadam na wiadomości od zazdrosnych kochanków, bo od dawna jestem szczęśliwym mężem. Dawno temu. Po prostu tego nie reklamuję: są terytoria, które są mi bliskie i na które nie chcę wpuszczać obcych. A co do „Doskonałej Naprawy”… Widzisz, o każdym takim programie piszą: „Nie mogliby sobie pozwolić…” Mogli. To nie o to chodzi. Mama jest bardzo skromną osobą, od wielu lat nie pojawia się ani w prasie, ani na ekranie. Cieszyłam się, że wzięła udział w programie. I cieszyła się, że zespół Ideal Renovation chciał coś dla niej zrobić. Najbardziej podobały jej się krzesła z inicjałami — to teraz nasz rodzinny rarytas. Pomogły mi remonty w jej części domu, budowa to strasznie kosztowny biznes.

OK, więc. Czy szum w sieciach społecznościowych na temat filmów Cię nie dotyka? Niedawnym przykładem jest seria Garden Ring z tobą w roli tytułowej. Tyle o nim napisano — zarówno dobrych, jak i złych. Że są wszyscy łajdacy, że tego nie da się pokazać na kanale centralnym…

Nawet kiedy kręciłem, rozumiałem, że wywoła to burzę emocji. Ponieważ w „Pierścieniu Ogrodowym” wszyscy to nie tylko dranie i łajdacy, ale ludzie, których psychika od dzieciństwa była straumatyzowane. A gdyby można było sprawdzić wszystkich mieszkańców naszego kraju u psychoterapeutów, to byłaby ich większość — z urazami i dewiacjami, z kompleksami i nieumiejętnością kochania. Dlatego seria jest tak urzekająca. Widzowie byli poruszeni do żywego.

Twoja bohaterka, psycholog, przez długi czas żyła w różowych okularach z bogatym mężem. Ale kiedy jej syn znika, musi przejść przez dramat, spojrzeć na nowo na swoich bliskich, na życie, którym nie żyła, ale przeżyła, i poznać straszliwą prawdę o sobie – że nie wie, jak to zrobić. kocham. Czy ciężko ci było grać?

TAk. Nigdy nie miałem takiego zmęczenia harmonogramem (strzeliliśmy dużymi kawałkami, szybko, przez trzy miesiące), intensywnością namiętności. I z tego tylko mi się przydarzyło. Na przykład wyszedłem przez zamknięte szklane drzwi, kiedy kręciliśmy w mieszkaniu mojej bohaterki. Na drugim piętrze była łazienka ze szklanymi drzwiami, do której «wszedłem», mocno uderzając się w czoło. I raz będzie dobrze — trzy razy z rzędu!

Potem, w przerwie, reżyser obrazu (Aleksiej Smirnow. — red.) Rozmawialiśmy o czymś entuzjastycznie. Podczas kłótni zabrakło mi energii i postanowiłem usiąść — byłem pewien, że w kącie stało krzesło. I tak, kontynuując dyskusję o czymś z Aleksiejem, nagle — hop! — Padam na podłogę. Powinieneś zobaczyć jego minę! Nigdy mi się to nie zdarzyło. I to by się nie stało — ale z moją bohaterką równie dobrze mogłoby się wydarzyć. Otóż, kiedy według scenariusza dowie się o zniknięciu syna, zachorowałem fizycznie, musiałem nawet wezwać karetkę.

W filmie wszystkie postacie przechodzą próby, ale zmienia się tylko twoja postać. Czemu?

To wielka iluzja, że ​​próby muszą koniecznie zmienić człowieka. Mogą się zmienić lub nie. Albo może nie będzie żadnych trudnych wydarzeń, jak moja bohaterka, ale osoba nadal chce się zmienić, czuje taką potrzebę. Jak to było na przykład u mnie. Kiedyś rozmawialiśmy z koleżanką — jest kobietą sukcesu, ma wielki biznes — i powiedziała: „Łatwiej mi przełamać wszystkie bariery na drodze i przejść przez wszystkie przeszkody, niż przyznać, że jestem idzie w złym kierunku.» Dla mnie to zawsze było najtrudniejsze. Widziałem bramkę, szedłem do niej, ale po przejściu do połowy nie mogłem przyznać, że to nie był cel, nie mogłem odpuścić sytuacji.

A co ci pomogło?

Moja pasja do filozofii, która przerodziła się w pasję do psychologii. Ale jeśli filozofia jest martwą nauką, rozwija tylko intelekt, to psychologia żyje, chodzi o to, jak jesteśmy zorganizowani i jak wszyscy możemy stać się szczęśliwi. Jestem przekonany, że powinno się tego uczyć w szkołach. Aby już we wczesnym dzieciństwie człowiek odkrył dla siebie prawa, według których wszyscy współdziałamy, aby później nie napotykał dramatów życiowych, nierozwiązywalnych konfliktów. Aby nie bać się zwrócić do psychologa — przecież w naszym kraju wielu wciąż jest przekonanych, że to jakiś kaprys, kaprys bogatych ludzi. Jeśli znajdziesz profesjonalistę, będziesz w stanie pozbyć się złych postaw, będziesz mógł zmienić swoje życie — ponieważ zaczniesz inaczej patrzeć na to, co się dzieje, zmieni się punkt widzenia.

Co zmieniło twój pogląd na świat?

Kiedyś dostałem „Książkę nr 1 o szczęściu” Kline Carol i Shimoffa Marcy'ego — to jakaś literatura nawet dla dzieci, McDonald's dla czytelnika, gdzie wszystko jest jasne i dostępne. Na okładce znajdowało się lustro, a ten obraz bardzo mi się podobał! Całe nasze życie jest jak odbicie osoby, która patrzy w lustro. I z jakim spojrzeniem tam wygląda, to życie będzie takie. Ta książka jest prosta, jak wszystko genialne, wyjaśnia podstawowe prawo życia: ty i tylko ty możesz zmienić swój świat, swoje przeznaczenie. Nie trzeba cierpieć, próbować wpłynąć na dziecko, partnera, rodziców, innych. Możesz zmienić tylko siebie.

Pracowałeś z psychoterapeutą?

TAk. Chodziło tylko o trudności w uwolnieniu się od sytuacji. I starałem się kontrolować wszystko i wszystkich. Praca, dziecko… Rzadko się na coś spóźniałem, obliczałem wszystkie niuanse. Nigdy nie lubiłem jeździć z kierowcą, sam usiadłem za kierownicą – więc pojawiła się iluzja, że ​​wszystko jest naprawdę pod moją kontrolą. Ale kiedy wpadłam w sytuacje, w których nic ode mnie nie zależało – na przykład wsiadłam do samolotu – zaczęłam panikować. Wszyscy, którzy ze mną latali, żartowali z tego bez końca. Pasha Kaplevich (artysta i producent — red.) powiedział kiedyś: „Kiedy lecisz z Maszą Mironową, wydaje się, że ona, podobnie jak Atlas, trzyma na ramionach cały samolot. Myśli, że jeśli przestanie go trzymać, upadnie. (Śmiech) W pewnym momencie całkowicie zrezygnowałem z latania. Ale w końcu ten strach mi pomógł — bez niego nigdy nie zrozumiałbym powodu i nie zacząłbym pozbywać się tego kontrolującego nałogu. Który, nawiasem mówiąc, zjadł dużo czasu i wysiłku.

A miliony ludzi nic nie robią ze swoimi fobiami. Żyj z nimi, cierpij, doświadczaj.

Od dzieciństwa doskonale pamiętam frazę memento mori („pamiętaj, że jesteś śmiertelny”). I wydaje mi się dziwne, że wiele osób żyje jak na szkicu, jakby wszystko można było w każdej chwili przepisać. A przy tym nieustannie narzekają, osądzają, plotkują. Ci ludzie mają wszystko — życie, możliwości, ręce, nogi, ale oni — rozumiesz? — niezadowolony! Tak, wszystkie te nasze niezadowolenia są takie obrzydliwe (proszę o pozostawienie tego słowa) i niewdzięczność wobec ludzi, którzy przeżyli realne trudności — wojny, głód, choroby! Nawiasem mówiąc, pomogła mi w tym nasza Fundacja Artystów.

Razem z Jewgienijem Mironowem i Igorem Vernikiem pomagacie uhonorowanym artystom, weteranom sceny, wielu z nich w trudnych życiowych okolicznościach. Co Cię do tego motywuje?

Jeśli nie istniejesz w ramach „wyszedłem z domu — wsiadłem do samochodu — poszedłem do pracy — wróciłeś do domu”, ale przynajmniej trochę się rozejrzyj, to nie możesz nie zobaczyć, jak wielu żebraków cierpi wokół. I nie możesz pomóc, ale chcesz im pomóc. A ta akcja — pomoc — daje jakieś nierealne poczucie życia. Rozumiesz, dlaczego musisz wstać rano i gdzieś iść. To jak z siłownią — ciężko, niechętnie, ale idziesz i zaczynasz robić ćwiczenia. I… ups! — nagle zauważasz, że Twoje plecy już minęły, a w Twoim ciele pojawiła się lekkość, a Twój nastrój się poprawił. Budujesz harmonogram, biegasz gdzieś, odwiedzasz weterana przynajmniej na godzinę. A potem widzisz jego oczy i rozumiesz, że dana osoba musi się wypowiedzieć. I siedzisz z nim dwie godziny, trzy — i zapominasz o swoim głupim harmonogramie. I odchodzisz z poczuciem, że dzień nie był przeżyty na próżno.

Zawsze wydawało mi się, że problemem każdej fundacji charytatywnej jest ustalenie, kto bardziej potrzebuje pomocy. Jakie jest kryterium?

Nasz fundusz zaczął się od gabinetu dyrektor Domu Kina Margarity Aleksandrownej Eskiny, która sama przez ostatnie lata życia poruszała się na wózku inwalidzkim i nadal zbierała zamówienia dla weteranów scenicznych, próbowała znaleźć co najmniej trzy kopiejki i pomagać im, urządzając dla nich kolacje charytatywne. Po śmierci Margarity Aleksandrownej przekazano nam tę kartotekę. Zawiera nie tylko suche informacje o osobie — jest w niej wszystko: czy jest samotny, czy z rodziny, na co jest chory, jaka pomoc jest potrzebna. Stopniowo wyjechaliśmy poza obwodnicę Moskwy, zaopiekowaliśmy się weteranami w 50 małych miejscowościach… Pamiętam, że w drugim roku pracy Jude Law przyszedł na aukcję charytatywną zorganizowaną przez naszą fundację. Próbowałem mu wszystko wyjaśnić, ale nie rozumiał — komu zbierasz pieniądze? Po co? W Ameryce, jeśli zagrasz w co najmniej jednym filmie, do końca życia otrzymasz procent z czynszu. I są związki zawodowe, które pomagają. Nie sposób sobie wyobrazić, że na przykład Laurence Olivier zmarł w biedzie. W naszym kraju wyjeżdżają wielcy artyści, nie mogąc nawet kupić leków.

Teraz, gdy mówisz o wielkich artystach, myślałem o twojej mamie i tacie. Do którego z nich bardziej przypominasz? Czy jesteś Mironovskaya czy Gradovskaya?

Bóg jest mną. (Uśmiecha się) W tej samej rodzinie widzę tak różnych ludzi, że zastanawiasz się – skąd się wzięła ta kreska? A ten i ten? Weźmy na przykład mojego adoptowanego brata — zewnętrznie nie wygląda jak żaden z nas i to jest zrozumiałe, ale z natury jest absolutnie nasz, jakby dorastał ze mną od niemowlęctwa! Na kogo ja wyglądam… nie potrafię nawet powiedzieć, jak wygląda mój syn, jest w nim tyle rzeczy pomieszanych! (Śmiech) Ostatnio, tak przy okazji, rozmawialiśmy z nim i przyznał, że uwielbia marzyć. I mogę tylko marzyć przez półtorej minuty, a potem idę coś zrobić. Nie lubię snów ani wspomnień, to dla mnie napięta rozrywka. Życie jest tu i teraz. A kiedy dochodzisz do punktu, w którym nie pamiętasz i nie rzucasz oczekiwań w przyszłość, stajesz się naprawdę szczęśliwy.

Dodaj komentarz