Psychologia

Inna legenda o ateizmie jest następująca: człowiek musi koniecznie w coś wierzyć. W życiu często trzeba wierzyć w słowo. Hasło stało się modne: „Ludzie trzeba ufać!” Jedna osoba zwraca się do drugiej: „Nie wierzysz mi?” A odpowiedź „nie” jest trochę niezręczna. Wyznanie „nie wierzę” może być odbierane podobnie jak oskarżenie o kłamstwo.

Twierdzę, że wiara wcale nie jest potrzebna. Nic. Nie w bogach, nie w ludziach, nie w świetlanej przyszłości, w niczym. Możesz żyć nie wierząc w nic ani w nikogo. A może będzie uczciwiej i łatwiej. Ale proste powiedzenie „Nie wierzę w nic” nie zadziała. Będzie to kolejny akt wiary — wiara, że ​​w nic nie wierzysz. Będziesz musiał to lepiej zrozumieć, aby udowodnić sobie i innym, że jest to możliwe — nie wierzyć w nic.

Wiara do decyzji

Weź monetę i rzucaj nią jak zwykle. Z prawdopodobieństwem około 50% padnie jeden na jednego.

A teraz powiedz mi: czy naprawdę wierzyłeś, że upadnie? A może wierzyłeś, że spadnie ogon? Czy naprawdę potrzebowałeś wiary, aby poruszyć ręką i rzucić monetą?

Podejrzewam, że większość z nich jest w stanie rzucić monetą bez patrzenia w czerwony róg ikon.

Nie musisz wierzyć, aby zrobić prosty krok.

Wiara z powodu głupoty

Pozwolę sobie nieco skomplikować przykład. Powiedzmy, że jest dwóch braci, a ich matka żąda wyniesienia kosza na śmieci. Obaj bracia są leniwi, kłócą się o to, kogo znosić, mówią, że to nie moja kolej. Po zakładzie postanawiają rzucić monetą. Jeśli spadnie głową do góry, zanieś wiadro do młodszego, a jeśli ogona, to do starszego.

Różnica w przykładzie polega na tym, że coś zależy od wyniku rzutu monetą. Bardzo nieistotna sprawa, ale wciąż jest niewielkie zainteresowanie. Co w tym przypadku? Potrzebujesz wiary? Być może jakiś prawosławny leniwiec naprawdę zacznie modlić się do swojego ukochanego świętego, rzucając monetą. Ale myślę, że większość w tym przykładzie jest w stanie nie patrzeć w czerwony róg.

Zgadzając się na rzut monetą, młodszy brat mógł rozważyć dwa przypadki. Po pierwsze: moneta spadnie ogonami do góry, potem brat niesie wiadro. Drugi przypadek: jeśli moneta spadnie głową w górę, będę musiał ją nieść, ale dobrze, przeżyję.

Ale w końcu rozważmy dwa przypadki — w ten sposób trzeba nadwyrężać głowę (zwłaszcza bicepsy brwi podczas marszczenia brwi)! Nie każdy może to zrobić. Dlatego starszy brat, który jest szczególnie zaawansowany w sferze religijnej, szczerze wierzy, że „Bóg na to nie pozwoli”, a moneta wypadnie głową do góry. Kiedy próbujesz rozważyć inną opcję, w głowie pojawia się jakaś porażka. Nie, lepiej się nie przeciążać, bo inaczej mózg pomarszczy się i pokryje zwoje.

Nie musisz wierzyć w jeden wynik. Lepiej szczerze przyznać przed sobą, że możliwy jest również inny wynik.

Wiara jako metoda na przyspieszenie wyliczenia

Był widelec: jak moneta spadnie na głowę, to trzeba nieść wiadro, jeśli nie, to nie trzeba. Ale w życiu takich wideł jest niezliczona ilość. Wsiadam na rower, gotowy do pracy… Mogę normalnie jeździć, albo może pęka opona, albo jamnik wpada pod koła, albo drapieżna wiewiórka zeskakuje z drzewa, wypuszcza macki i ryczy „fhtagn!”

Istnieje wiele opcji. Jeśli weźmiemy pod uwagę je wszystkie, w tym te najbardziej niesamowite, to życie nie wystarczy. Jeśli brane są pod uwagę opcje, to tylko kilka. Reszta nie jest odrzucana, nawet nie jest brana pod uwagę. Czy to oznacza, że ​​wierzę, że jedna z rozważanych opcji się spełni, a inne nie? Oczywiście nie. Dopuszczam też inne opcje, po prostu nie mam czasu na ich rozważenie.

Nie musisz wierzyć, że wszystkie opcje zostały rozważone. Lepiej szczerze przyznać przed sobą, że nie było na to czasu.

Wiara jest jak środek przeciwbólowy

Ale są takie „widły” losu, gdy rozważenie jednej z opcji jest niemożliwe z powodu silnych emocji. I wtedy człowiek niejako odgradza się od tej opcji, nie chce jej widzieć i wierzy, że wydarzenia pójdą w drugą stronę.

Mężczyzna towarzyszy córce w podróży samolotem, wierzy, że samolot się nie rozbije, i nawet nie chce myśleć o innym wyniku. Bokser, który jest pewny swoich umiejętności wierzy, że wygra walkę, z góry wyobraża sobie zwycięstwo i chwałę. A bojaźliwy, wręcz przeciwnie, wierzy, że przegra, bojaźliwość nie pozwala mu nawet mieć nadziei na zwycięstwo. Jeśli masz nadzieję, a potem przegrasz, będzie jeszcze bardziej nieprzyjemnie. Zakochany młody człowiek wierzy, że jego ukochany nigdy nie odejdzie dla drugiego, bo nawet wyobrażenie tego jest bardzo bolesne.

Takie przekonanie jest w pewnym sensie korzystne psychologicznie. Pozwala nie zadręczać się nieprzyjemnymi myślami, uwolnić się od odpowiedzialności, przerzucając ją na innych, a potem wygodnie jęczeć i obwiniać. Dlaczego biega po sądach, próbując pozwać dyspozytora? Czy nie wiedział, że kontrolerzy czasami popełniają błędy, a samoloty czasami się rozbijają? Dlaczego więc wsadził córkę do samolotu? Tutaj, trenerze, uwierzyłem ci, ty sprawiłeś, że uwierzyłem w siebie i przegrałem. Jak to? Tu trenerze powiedziałem Ci, że mi się nie uda. Kochanie! Tak bardzo ci wierzyłem, a ty…

Nie musisz wierzyć w pewien wynik. Lepiej uczciwie przyznać się przed sobą, że emocje nie pozwalały na rozważenie innych skutków.

Wiara jako zakład

Wybierając widelce losu, niejako cały czas stawiamy zakłady. Wsiadłem do samolotu — założę się, że się nie rozbije. Posłał dziecko do szkoły — założył się, że maniak nie zabije go po drodze. Wkładam wtyczkę komputera do gniazdka — założę się, że jest 220 V, a nie 2200. Nawet zwykłe dłubanie w nosie oznacza zakład, że palec nie zrobi dziury w nozdrzu.

Obstawiając konie, bukmacherzy starają się rozdzielać zakłady według szans koni, a nie równo. Jeśli wygrane dla wszystkich koni są takie same, wszyscy obstawią faworytów. Aby stymulować zakłady na outsiderów, musisz obiecać im dużą wygraną.

Biorąc pod uwagę rozwidlenia wydarzeń w życiu codziennym, przyglądamy się także „zakładom”. Tylko zamiast obstawiania są konsekwencje. Jakie jest prawdopodobieństwo katastrofy lotniczej? Bardzo mało. Katastrofa lotnicza to słabszy koń, który prawie nigdy nie kończy jako pierwszy. A faworytem jest bezpieczny lot. Ale jakie są konsekwencje katastrofy lotniczej? Bardzo ciężki — zwykle śmierć pasażerów i załogi. Dlatego nawet jeśli katastrofa lotnicza jest mało prawdopodobna, ta opcja jest poważnie rozważana i podejmuje się wiele środków, aby jej uniknąć i uczynić ją jeszcze mniej prawdopodobną. Stawka jest zbyt wysoka.

Założyciele i kaznodzieje religii doskonale zdają sobie sprawę z tego zjawiska i zachowują się jak prawdziwi bukmacherzy. Podnoszą stawki. Jeśli będziesz dobrze się zachowywał, trafisz do raju z pięknymi hurysami i będziesz mógł cieszyć się wiecznie – obiecuje mułła. Jeśli źle się zachowasz, trafisz do piekła, gdzie na zawsze spłoniesz na patelni – straszy ksiądz.

Ale pozwól mi… wysokie stawki, obietnice — to zrozumiałe. Ale czy macie pieniądze, panowie bukmacherzy? Stawiasz na najważniejszą rzecz — na życie i śmierć, na dobro i zło i jesteś wypłacalny? W końcu zostałeś już złapany za rękę przy różnych okazjach wczoraj, przedwczoraj i trzeciego dnia! Powiedzieli, że ziemia jest płaska, to człowiek jest stworzony z gliny, ale pamiętacie oszustwo z odpustami? Tylko naiwny gracz postawi u takiego bukmachera, skuszony ogromną wygraną.

Nie ma potrzeby wierzyć w wspaniałe obietnice notorycznego kłamcy. Lepiej być ze sobą szczerym, że prawdopodobnie zostaniesz oszukany.

Wiara jako przenośnia

Kiedy ateista mówi „dziękuję” — nie oznacza to, że chce, abyś był zbawiony w Królestwie Bożym. To tylko zwrot wyrażający wdzięczność. Tak samo, jeśli ktoś ci powie: „OK, uwierzę ci na słowo” — nie oznacza to, że naprawdę wierzy. Możliwe, że przyznaje się do kłamstwa z twojej strony, po prostu nie widzi sensu w omawianiu tego. Uznanie «Wierzę» może być tylko zwrotem mowy, co oznacza wcale nie wiarę, ale niechęć do kłótni.

Jedni «wierzą» bliżej Boga, inni — do piekła. Niektóre „wierzę” oznaczają „wierzę jak Bóg”. Inne „wierzyć” oznacza „do diabła z tobą”.

wiara w naukę

Mówią, że nie będzie można osobiście zweryfikować wszystkich twierdzeń i badań naukowych, dlatego trzeba będzie brać na wiarę opinie autorytetów naukowych.

Tak, nie da się wszystkiego sprawdzić samemu. Dlatego stworzono cały system, który zajmuje się weryfikacją w celu usunięcia ciężaru nie do udźwignięcia z pojedynczej osoby. Mam na myśli system testowania teorii w nauce. System nie jest pozbawiony wad, ale działa. Tak po prostu, nadawanie do mas przy użyciu autorytetu nie zadziała. Najpierw musisz zdobyć ten autorytet. A żeby zdobyć wiarygodność, nie można kłamać. Stąd sposób, w jaki wielu naukowców wyraża się długo, ale ostrożnie: nie „najbardziej poprawną teorią jest…”, ale „teorią, która… spotkała się z szerokim uznaniem”

Fakt, że system działa, można zweryfikować na podstawie pewnych faktów, które są dostępne do osobistej weryfikacji. Środowiska naukowe różnych krajów rywalizują ze sobą. Istnieje duże zainteresowanie narobieniem bałaganu obcokrajowcom i podniesieniem rangi ich kraju. Chociaż, jeśli ktoś wierzy w światowy spisek naukowców, to nie ma z nim wiele do powiedzenia.

Jeśli ktoś przeprowadził ważny eksperyment, uzyskał ciekawe wyniki, a niezależne laboratorium w innym kraju niczego takiego nie znalazło, to ten eksperyment jest bezwartościowy. Cóż, ani grosza, ale po trzecim potwierdzeniu wielokrotnie wzrasta. Im ważniejsze, im bardziej krytyczne pytanie, tym częściej sprawdza się je pod różnymi kątami.

Jednak nawet w tych warunkach skandale oszustw zdarzają się rzadko. Jeśli przyjmiemy niższy poziom (nie międzynarodowy), to im niższy, tym słabsza wydajność systemu. Linki do dyplomów studenckich nie są już poważne. Okazuje się, że autorytet naukowca jest wygodny w ocenie: im wyższy autorytet, tym mniejsza szansa, że ​​kłamie.

Jeśli naukowiec nie mówi o swojej specjalizacji, to jego autorytet nie jest brany pod uwagę. Na przykład słowa Einsteina „Bóg nie gra w kości ze wszechświatem” mają zerową wartość. Badania matematyka Fomenko w dziedzinie historii budzą duże wątpliwości.

Główną ideą tego systemu jest to, że ostatecznie każde stwierdzenie powinno prowadzić wzdłuż łańcucha do dowodów materialnych i wyników eksperymentalnych, a nie do dowodów innego autorytetu. Jak w religii, gdzie wszystkie ścieżki prowadzą do dowodów władzy na papierze. Prawdopodobnie jedyną nauką (?), w której niezbędne są dowody, jest historia. Tam przedstawiany jest źródłom cały sprytny system wymagań, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo błędu, a teksty biblijne nie zdają tego testu.

I najważniejsze. Nie należy w ogóle wierzyć w to, co mówi wybitny naukowiec. Musisz tylko mieć świadomość, że prawdopodobieństwo kłamstwa jest dość małe. Ale nie musisz wierzyć. Nawet wybitny naukowiec może popełnić błąd, nawet w eksperymentach, czasami wkradają się błędy.

Nie musisz wierzyć w to, co mówią naukowcy. Lepiej być szczerym, że istnieje system zmniejszający ryzyko błędów, który jest skuteczny, ale nie doskonały.

Wiara w aksjomaty

To pytanie jest bardzo trudne. Wierzący, jak powiedziałby mój przyjaciel Ignatow, niemal natychmiast zaczynają „udawać głupka”. Albo wyjaśnienia są zbyt skomplikowane, albo coś innego…

Argument brzmi mniej więcej tak: aksjomaty są akceptowane jako prawda bez dowodów, więc są wiarą. Wszelkie wyjaśnienia wywołują monotonną reakcję: chichoty, żarty, powtarzanie poprzednich słów. Nigdy nie udało mi się uzyskać niczego bardziej znaczącego.

Ale nadal powtórzę moje wyjaśnienia. Może część ateistów będzie w stanie przedstawić je w bardziej zrozumiałej formie.

1. W matematyce są aksjomaty, w naukach przyrodniczych postulaty. To są różne rzeczy.

2. Aksjomaty w matematyce są przyjmowane jako prawda bez dowodów, ale to nie jest prawda (tj. ze strony wierzącego następuje zamiana pojęć). Akceptowanie aksjomatów jako prawdziwych w matematyce jest tylko założeniem, założeniem, jak rzut monetą. Załóżmy (przyjmijmy to za prawdę), że moneta wypadnie głową do góry… wtedy młodszy brat pójdzie wyjąć wiadro. A teraz przypuśćmy (przyjmijmy to za prawdę), że moneta spadnie ogonem do góry… wtedy starszy brat pójdzie wyciągnąć wiadro.

Przykład: jest geometria Euklidesa i jest geometria Łobaczewskiego. Zawierają aksjomaty, które nie mogą być jednocześnie prawdziwe, tak jak moneta nie może spaść na obie strony. Ale mimo wszystko w matematyce aksjomaty geometrii Euklidesa i aksjomaty geometrii Łobaczewskiego pozostają aksjomatami. Schemat jest taki sam jak w przypadku monety. Załóżmy, że aksjomaty Euklidesa są prawdziwe, wtedy… blablabla… suma kątów dowolnego trójkąta wynosi 180 stopni. A teraz załóżmy, że aksjomaty Łobaczewskiego są prawdziwe, wtedy… blablabla… ups… już mniej niż 180.

Kilka wieków temu sytuacja była inna. Aksjomaty uznano za prawdziwe bez żadnego „przypuszczania”. Odróżniano ich od wiary religijnej przynajmniej na dwa sposoby. Po pierwsze fakt, że za prawdę przyjęto bardzo proste i oczywiste założenia, a nie grube „księgi objawień”. Po drugie, kiedy zdali sobie sprawę, że to zły pomysł, porzucili go.

3. Teraz o postulatach w naukach przyrodniczych. To, że są uznawane za prawdę bez dowodów, jest po prostu kłamstwem. Są sprawdzane. Dowody są zwykle kojarzone z eksperymentami. Na przykład istnieje postulat, że prędkość światła w próżni jest stała. Więc biorą i mierzą. Czasem postulat nie da się zweryfikować bezpośrednio, wtedy sprawdza się go pośrednio poprzez nietrywialne przewidywania.

4. Często w niektórych naukach stosuje się system matematyczny z aksjomatami. Wtedy aksjomaty zastępują postulaty lub konsekwencje z postulatów. W tym przypadku okazuje się, że aksjomaty muszą być udowodnione (bo postulaty i ich konsekwencje muszą być udowodnione).

Nie trzeba wierzyć w aksjomaty i postulaty. Aksjomaty to tylko założenia, a postulaty muszą być udowodnione.

Wiara w materię i obiektywną rzeczywistość

Kiedy słyszę terminy filozoficzne, takie jak „materia” czy „rzeczywistość obiektywna”, moja żółć zaczyna intensywnie płynąć. Postaram się powstrzymać i odfiltrować wypowiedzi absolutnie nieparlamentarne.

Kiedy kolejny ateista radośnie wbiega w tę… dziurę, chcę krzyczeć: przestań, bracie! To jest filozofia! Kiedy ateista zaczyna używać terminów „materia”, „obiektywna rzeczywistość”, „rzeczywistość”, pozostaje tylko modlić się do Cthulhu, aby piśmienny wierzący nie pojawił się w pobliżu. Wtedy ateista kilkoma ciosami łatwo wpędza się w kałużę: okazuje się, że wierzy w istnienie materii, obiektywnej rzeczywistości, rzeczywistości. Może te koncepcje są bezosobowe, ale mają wymiary uniwersalne, a przez to niebezpiecznie bliskie religii. To pozwala wierzącemu powiedzieć: wow! Ty też jesteś wierzący, tylko w Materię.

Czy to możliwe bez tych koncepcji? Jest to możliwe i konieczne.

Co zamiast materii? Zamiast materii słowa „substancja” lub „masa”. Czemu? Ponieważ w fizyce są jasno opisane cztery stany materii — stały, ciekły, gazowy, plazmowy i jakie właściwości muszą mieć obiekty, aby można je było nazwać. To, że przedmiot ten jest kawałkiem materii stałej, możemy udowodnić doświadczeniem… kopiąc go. To samo z masą: jest jasno określone, w jaki sposób jest mierzona.

A co z materią? Czy możesz jasno powiedzieć, gdzie jest materia, a gdzie nie? Grawitacja jest materią czy nie? A co ze światem? A co z informacjami? A co z fizyczną próżnią? Nie ma wspólnego zrozumienia. Dlaczego więc jesteśmy zdezorientowani? Ona wcale tego nie potrzebuje. Przetnij go brzytwą Ockhama!

Obiektywną rzeczywistość. Najprościej wciągnąć Cię w mroczne filozoficzne lasy sporów o solipsyzm, idealizm, znowu o materię i jej prymat/wtórność w stosunku do ducha. Filozofia nie jest nauką, w której nie będziesz miał jasnych podstaw do wydania ostatecznego osądu. To w nauce Jego Wysokość będzie osądzał każdego eksperymentalnie. A w filozofii nie ma nic prócz opinii. W rezultacie okazuje się, że ty masz własne zdanie, a wierzący ma własne.

Co zamiast tego? Ale nic. Niech filozofują filozofowie. Bóg gdzie? W subiektywnej rzeczywistości? Nie, bądź prostszy, bardziej logiczny. Biologiczny. Wszyscy bogowie są w głowach wierzących i opuszczają czaszkę tylko wtedy, gdy wierzący przekodowuje swoje myśli na tekst, obrazy itp. Każdy bóg jest poznawalny, ponieważ ma postać sygnałów w istocie szarej. Rozmowa o niepoznawalności jest też rozpoznawalna jako lekka mentalna… oryginalność.

Rzeczywistość to te same jajka, co «rzeczywistość obiektywna», widok z boku.

Chciałbym również przestrzec przed nadużywaniem słowa „istnieje”. Od niego jeden krok do „rzeczywistości”. Środek zaradczy: rozumienie słowa „istnieje” wyłącznie w sensie egzystencjalnego kwantyfikatora. Jest to wyrażenie logiczne, które oznacza, że ​​wśród elementów zbioru znajduje się element o określonych cechach. Na przykład są brudne słonie. Tych. wśród wielu słoni są te brudne. Ilekroć używasz słowa «istnieje», zadaj sobie pytanie: istnieje… gdzie? wśród których? wśród czego? Bóg istnieje… gdzie? W umysłach wierzących i w świadectwach wierzących. Bóg nie istnieje… gdzie? Wszędzie indziej, z wyjątkiem wymienionych miejsc.

Nie trzeba stosować filozofii — wtedy nie trzeba się rumienić za wiarę w bajki filozofów zamiast bajek księży.

Wiara w okopach

«W okopach pod ostrzałem nie ma ateistów.» Oznacza to, że w obawie przed śmiercią człowiek zaczyna się modlić. Na wszelki wypadek, prawda?

Jeśli ze strachu i na wszelki wypadek, to jest to przykład wiary jako środka przeciwbólowego, przypadek szczególny. W rzeczywistości samo stwierdzenie jest wątpliwe. W krytycznej sytuacji ludzie myślą o różnych rzeczach (jeśli weźmiemy pod uwagę dowody samych ludzi). Silny wierzący prawdopodobnie pomyśli o Bogu. Dlatego projektuje swoje pomysły, jak uważa, że ​​powinno być na innych.

Wnioski

Rozważano różne przypadki, kiedy rzekomo trzeba było wierzyć. Wydaje się, że we wszystkich tych przypadkach można zrezygnować z wiary. Zawsze jestem gotów wysłuchać dodatków. Być może pominięto jakąś sytuację, ale to będzie tylko oznaczać, że dla mnie nie miała ona większego znaczenia. Okazuje się więc, że wiara nie jest koniecznym składnikiem myślenia iw zasadzie. Człowiek może konsekwentnie wykorzenić przejawy wiary w siebie, jeśli pojawi się takie pragnienie.

Dodaj komentarz