Jacques – Yves Cousteau: człowiek za burtą

"Człowiek za burtą!" – taki krzyk może zaalarmować każdego na statku. Oznacza to, że musisz rzucić pracę i pilnie uratować umierającego towarzysza. Ale w przypadku Jacques-Yves Cousteau ta zasada nie działała. Ten człowiek-legenda spędził większość swojego życia „za burtą”. Ostatnie polecenie Cousteau, którego nikt chyba nie słyszał, było wezwaniem nie tylko do nurkowania w morzu, ale do życia w nim. 

Przepływ filozofii 

Sto lat temu, 11 czerwca 1910 roku, we Francji urodził się słynny badacz Oceanu Światowego, autor wielu filmów o morzu, Jacques-Yves Cousteau. Młody Jacques-Yves zaczął nurkować w głębokim błękitnym morzu w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Szybko uzależnił się od łowiectwa podwodnego. A w 1943 roku wraz z genialnym konstruktorem sprzętu podwodnego Emilem Gagnanem stworzył jednostopniowy regulator dopływu powietrza do systemu podtrzymywania życia nurka (w rzeczywistości był to młodszy brat współczesnego dwustopniowego). Oznacza to, że Cousteau faktycznie dał nam sprzęt do nurkowania, jaki znamy teraz – bezpieczny sposób na nurkowanie na dużych głębokościach. 

Ponadto u samych początków podwodnego fotografowania i filmowania wideo stał Jacques Cousteau, fotograf i reżyser. Zaprojektował i przetestował na głębokości dwudziestu metrów pierwszą kamerę 35 mm w wodoodpornej obudowie do podwodnego filmowania. Opracował specjalny sprzęt oświetleniowy, który umożliwiał fotografowanie na głębokości (a czułość filmu sięgała wówczas zaledwie 10 jednostek ISO), wynalazł pierwszy podwodny system telewizyjny… I wiele więcej. 

Prawdziwą rewolucją była mini łódź podwodna Diving Saucer (pierwszy model, 1957), stworzona pod jego kierownictwem i przypominająca latający spodek. Urządzenie okazało się najbardziej udanym przedstawicielem swojej klasy. Cousteau lubił nazywać siebie „technikiem oceanograficznym”, co oczywiście tylko częściowo odzwierciedla jego talent. 

I oczywiście Jacques-Yves podczas swojego długiego, produktywnego życia stworzył dziesiątki niesamowitych filmów popularno-naukowych. Pierwszy, przeznaczony dla masowego odbiorcy, film tego nieprofesjonalnego reżysera i parweniusza oceanologa (jak nazywali go czcigodni naukowcy) – „Świat milczenia” (1956) otrzymał „Oskara” i „Gałązkę palmową” Festiwal Filmowy w Cannes (był to zresztą pierwszy film non-fiction, który zdobył Złotą Palmę. Drugi film („Historia czerwonej ryby”, 1958) również otrzymał Oscara, udowadniając, że pierwszy Oscar został nie wypadek… 

W naszym kraju badaczka zdobyła miłość ludzi dzięki serialowi telewizyjnemu Podwodna Odyseja Cousteau. Nie sprawdza się jednak opinia, że ​​w masowej świadomości Cousteau pozostał tylko jako twórca serii popularnych filmów (i wynalazca nowoczesnego sprzętu do nurkowania). 

Kim naprawdę był Jacques-Yves, jest pionierem. 

kapitan planety 

Towarzysze nie bez powodu nazywali Cousteau aktorem i showmanem. Był niesamowicie dobry w znajdowaniu sponsorów i zawsze dostawał to, czego chciał. Na przykład znalazł swój statek „Calypso” na długo przed jego nabyciem, dosłownie podążając za nim (z rodziną) przez kilka lat, gdziekolwiek pływał… i wreszcie otrzymał statek w prezencie od irlandzkiego milionera Guinnessa. Piwny potentat, będąc pod wrażeniem działalności Cousteau, w 1950 roku dołożył większość kwoty potrzebnej na zakup upragnionego „Calypso” od brytyjskiej marynarki wojennej (jest to były trałowiec) i wydzierżawił Cousteau na czas nieokreślony za symbolicznego franka na rok … 

„Kapitan” – tak nazywa się go we Francji, czasem nazywany jest „Kapitanem planety”. A jego towarzysze nazywali go po prostu „Królem”. Wiedział, jak przyciągać do siebie ludzi, zarażać zainteresowaniem i miłością do głębin morskich, organizować i zbierać się w zespół, inspirować do poszukiwań graniczących z wyczynem. A potem poprowadź tę drużynę do zwycięstwa. 

Cousteau nie był bynajmniej samotnym bohaterem, chętnie wykorzystywał talenty otaczających go ludzi: inżynierski talent E. Gagnana, a później A. Labana, literacki dar współautora jego słynnej książki „Świat ciszy” F. Dumas, doświadczenie profesora Edgertona – wynalazcy elektronicznej lampy błyskowej – i wpływy jego teścia w firmie Air Liquide, która produkowała sprzęt podwodny… Cousteau lubił powtarzać: „Przy obiedzie zawsze wybieraj najlepsza ostryga. W ten sposób do samego końca wszystkie ostrygi będą najlepsze”. W swojej pracy zawsze wykorzystywał tylko najbardziej zaawansowany sprzęt, a to, czego nie było, wymyślił. To był prawdziwy Zwycięzca w amerykańskim znaczeniu tego słowa. 

Jego wierny towarzysz Andre Laban, którego Cousteau wziął jako marynarza z tygodniowym okresem próbnym i który następnie pływał z nim przez 20 lat, do samego końca, porównywał go z Napoleonem. Drużyna Cousteau kochała swojego kapitana, tak jak tylko żołnierze napoleońscy mogli kochać swojego idola. To prawda, Cousteau nie walczył o dominację nad światem. Walczył o sponsorowanie podwodnych programów badawczych, o badanie Oceanu Światowego, o poszerzenie granic nie tylko ojczystej Francji, ale całej ekumeny, zamieszkałego przez ludzi Wszechświata. 

Robotnicy, marynarze Cousteau rozumiał, że byli na statku bardziej niż wynajęci pracownicy. Byli to jego towarzysze broni, towarzysze broni, którzy zawsze byli gotowi iść za nim w ogień i oczywiście do wody, gdzie pracowali czasami całymi dniami, często za symboliczną opłatą. Cała załoga Calypso – ukochanego i jedynego statku Cousteau – zrozumiała, że ​​są Argonautami XX wieku i uczestniczyli w historycznej i poniekąd mitycznej podróży, w odkryciu stulecia, w krucjacie ludzkości w głąb oceanu, w zwycięskiej ofensywie w głąb nieznanego… 

Prorok Głębin 

W młodości Cousteau przeżył szok, który zmienił jego życie. W 1936 służył w lotnictwie marynarki wojennej, lubił samochody i duże prędkości. Konsekwencje tego hobby były najsmutniejsze dla młodego człowieka: miał poważny wypadek samochodowy w sportowym samochodzie ojca, przemieszczenie kręgów, wiele złamanych żeber, przebite płuco. Jego ręce były sparaliżowane… 

To właśnie tam, w szpitalu, w najtrudniejszym stanie, młody Cousteau doznał swego rodzaju oświecenia. Tak jak Gurdżijew, po zranieniu postrzałem, zdał sobie sprawę z niedopuszczalności użycia „wyjątkowej siły”, tak Cousteau, po nieudanym wyścigu, postanowił „podejść i rozejrzeć się, by spojrzeć na oczywiste rzeczy pod nowym kątem. Wznieś się ponad zgiełk i po raz pierwszy spójrz na morze…” Wypadek nadał karierze pilota wojskowego wielki, gruby krzyż, ale dał światu natchnionego badacza, co więcej – swego rodzaju proroka morza. 

Wyjątkowa siła woli i żądza życia pozwoliły Cousteau wyzdrowieć po ciężkiej kontuzji i w niecały rok stanąć na nogi. I od tego momentu jego życie łączyło się w zasadzie tylko z jednym – z morzem. A w 1938 poznał Philippe Tayeta, który został jego ojcem chrzestnym w nurkowaniu swobodnym (bez sprzętu do nurkowania). Cousteau wspominał później, że w tym momencie całe jego życie wywróciło się do góry nogami i postanowił całkowicie poświęcić się podwodnemu światu. 

Cousteau lubił powtarzać swoim przyjaciołom: jeśli chcesz coś osiągnąć w życiu, nie powinieneś się rozpraszać, iść w jednym kierunku. Nie próbuj zbyt mocno, lepiej zastosować stały, nieubłagany wysiłek. I to było być może credo jego życia. Poświęcił cały swój czas i energię na eksplorację morskich głębin – na ziarno, na kroplę, kładąc wszystko na jedną kartę. A jego wysiłki stały się naprawdę święte w oczach zwolenników. 

Według współczesnych posiadał wolę proroka i charyzmę rewolucjonisty. Błysnął i olśnił swoją wielkością, jak słynny francuski „Król Słońce” Ludwik XV. Towarzysze uważali swojego Kapitana nie tylko za osobę – twórcę prawdziwej „religii nurkowania”, mesjasza podwodnych badań. Ten mesjasz, człowiek nie z tego świata, człowiek za burtą, poza granicami, bardzo rzadko spoglądał w stronę lądu – tylko wtedy, gdy nie starczyło funduszy na kolejny projekt i tylko do czasu pojawienia się tych funduszy. Wydawało się, że brakuje mu miejsca na ziemi. Kapitan planety poprowadził swoich ludzi – nurków – w głębiny oceanu. 

I chociaż Cousteau nie był ani zawodowym nurkiem, ani oceanografem, ani certyfikowanym dyrektorem, wykonał rekordowe nurkowania i otworzył nową stronę w badaniach oceanów. Był kapitanem przez duże C, sternikiem Przemiany, zdolnym wysłać ludzkość w wielką podróż. 

Jego głównym celem (do którego Cousteau dążył przez całe życie) jest poszerzanie ludzkiej świadomości, a ostatecznie podbijanie nowych przestrzeni do życia. przestrzenie podwodne. „Woda pokrywa siedemdziesiąt procent powierzchni naszej planety”, powiedział André Laban, „i jest wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich ludzi”. Na lądzie „jest zbyt wiele praw i zasad, wolność zostaje rozwiązana”. Wyraźnie widać, że Laban, wypowiadając te słowa, wyraził nie tylko osobisty problem, ale ideę całego zespołu, ideę, która posunęła do przodu cały zespół Cousteau. 

W ten sposób Cousteau rozumiał perspektywy rozwoju Oceanu Światowego: poszerzanie granic ludzkich mieszkań, budowanie miast pod wodą. Fantastyka naukowa? Bielajew? Profesor Challenger? Może. A może misja, którą podjął się Cousteau, nie była tak fantastyczna. Przecież jego ambitne projekty badania możliwości długotrwałego przebywania pod wodą (a ostatecznie pełnego życia tam) zakończyły się pewnym sukcesem. „Domy podwodne”, „Precontinent-1”, „Precontinent-2”, „Precontinent-3”, „Homo aquaticus”. Eksperymenty prowadzono na głębokości do 110 metrów. Opanowano mieszanki helowo-tlenowe, opracowano podstawowe zasady resuscytacji i obliczania trybów dekompresyjnych… Generalnie powstał precedens. 

Warto zauważyć, że eksperymenty Cousteau nie były jakimś szalonym, bezużytecznym pomysłem. Podobne eksperymenty przeprowadzono także w innych krajach: w USA, na Kubie, w Czechosłowacji, Bułgarii, Polsce i krajach europejskich. 

Człowiek płazów 

Cousteau nigdy nie myślał o głębokościach mniejszych niż 100 metrów. Po prostu nie pociągały go nieporównywalnie łatwiejsze projekty na płytkich i średnich głębokościach 10–40 metrów, gdzie można zastosować sprężone powietrze lub mieszanki azotowo-tlenowe, na których w normalnych czasach wykonuje się zdecydowaną większość prac podwodnych. Jakby przeżył II wojnę światową, czekał na potężny globalny kataklizm, szykując się na to, że długo będzie musiał zejść głęboko… Ale to tylko domysły. W tym czasie władze odmówiły kontynuowania badań, zwracając uwagę na ich niezwykle wysoki koszt. 

Być może odstraszyły ich jakieś bardzo „zaburtowe”, „wyzywające” pomysły Cousteau. Marzył więc o wynalezieniu specjalnego automatu płucno-sercowego, który wstrzykiwałby tlen bezpośrednio do krwi człowieka. Całkiem nowoczesny pomysł. Ogólnie rzecz biorąc, Cousteau był po stronie interwencji chirurgicznej w ludzkim ciele w celu przystosowania go do życia pod wodą. Czyli chciałem docelowo stworzyć „nadludzkiego płaza” i osiedlić go w „wodnym świecie”… 

Cousteau zawsze pociągała głębia nie jako przyrodnik czy sportowiec, ale jako pionier nowych horyzontów życiowych. W 1960 roku brał udział w przygotowaniu historycznego (jedynego wykonanego przez ludzi!) nurkowania szwajcarskiego oceanologa prof. Głębokie”) – Rów Mariański (głęb. 10 920 m). Profesor zanurkował na rekordową głębokość 3200 metrów, po części powtarzając w prawdziwym życiu przygodę bohatera popularnonaukowego eposu Conan Doyle'a, na wpół szalonego profesora Challengera z powieści Maracot Abyss (1929). Cousteau zapewnił podwodne badania tej wyprawy. 

Ale należy zrozumieć, że tak jak Picard i Walsh nie nurkowali dla sławy, tak dzielni „Argonauci” Cousteau nie pracowali na rekord, w przeciwieństwie do niektórych, powiedzmy, profesjonalistów. Na przykład Laban bez ogródek nazwał takich sportowców „szalonymi”. Swoją drogą Laban, dobry artysta, pod koniec życia zaczął malować swoje marynistyczne obrazy… pod wodą. Możliwe, że prześladuje go dziś marzenie Cousteau o „Wyzwaniu”. 

Ekologia Cousteau 

Jak wiadomo „baron słynie nie z tego, że latał lub nie latał, ale z tego, że nie kłamie”. Cousteau nie nurkował dla zabawy, żeby oglądać ryby pływające między koralowcami, ani nawet nie kręcić ekscytującego filmu. Bez swojej wiedzy przyciągnął masową publiczność (która jest bardzo daleka od przekraczania granic znanego) do produktu medialnego, który jest obecnie sprzedawany pod markami National Geographic i BBC. Cousteau był obcy pomysłowi stworzenia po prostu pięknego ruchomego obrazu. 

Odyseja Cousteau dzisiaj 

Legendarny statek Jacques-Yves, który służył mu wiernie, zatonął w porcie Singapuru w 1996 roku, przypadkowo zderzając się z barką. W tym roku, z okazji setnej rocznicy urodzin Cousteau, jego druga żona, Francine, postanowiła podarować swojemu zmarłemu mężowi spóźniony prezent. Stwierdziła, że ​​w ciągu roku statek zostanie przywrócony do pełnej świetności. Obecnie statek odradza się, jest odrestaurowywany w dokach Consarno (Bretania) i przy użyciu wyłącznie materiałów przyjaznych środowisku (np. kadłub zostanie uszczelniony konopiami) – statek zgodnie z trendem mody , stanie się „zielona” … 

Wydawałoby się, że to powód do radości i życzeń „sześć stóp pod kilem”? Ta wiadomość pozostawia jednak podwójne uczucie: na stronie Cousteau Team czytamy, że statek ponownie będzie pływał po błękitnych przestrzeniach jako ambasador dobrej woli i nadzorował porządek ekologiczny na siedmiu morzach. Ale krążą pogłoski, że w rzeczywistości po renowacji statku Francine zamierza zorganizować sponsorowane przez Amerykanów muzeum na Karaibach z Calypso. Właśnie takiemu wynikowi sprzeciwił się sam Cousteau w 1980 roku, jasno określając swoje stanowisko: „Wolę to zalać, niż zamienić w muzeum. Nie chcę, aby ten legendarny statek został sprzedany, aby ludzie wchodzili na pokład i urządzali sobie pikniki na pokładach. Cóż, nie będziemy uczestniczyć w pikniku. Wystarczy, że przypomnimy sobie sen Cousteau, który wywołuje falę niepokoju – człowiek za burtą. 

Nadzieja, jak zawsze, na nowe pokolenie, a raczej na syna Jacquesa-Yvesa, który od dzieciństwa był wszędzie ze swoim ojcem, podzielał miłość do morza i podwodnych przygód, pływał pod wodą we wszystkich morzach od Alaski po Przylądek Horn, a gdy odkrył w sobie talent architekta, zaczął poważnie myśleć o domach, a nawet całych miastach… pod wodą! Zrobił nawet kilka kroków w tym kierunku. To prawda, że ​​do tej pory Jean-Michel, którego broda już poszarzała, choć jego niebieskie oczy wciąż płoną ogniem głęboko jak morze, rozczarował się swoim projektem „nowej Atlantydy”. „Po co dobrowolnie pozbawiać się światła dziennego i komplikować komunikację ludzi między sobą?” podsumował swoją nieudaną próbę przeniesienia ludzi pod wodę. 

Teraz Jean-Michel, który na swój sposób podjął pracę ojca, aktywnie angażuje się w projekty środowiskowe, próbując ratować głębiny mórz i ich mieszkańców przed śmiercią. A jego praca jest nieubłagana. W tym roku Cousteau kończy 100 lat. W związku z tym Organizacja Narodów Zjednoczonych ogłosiła rok 2010 Międzynarodowym Rokiem Różnorodności Biologicznej. Według niej na skraju wyginięcia na planecie znajduje się od 12 do 52 proc. gatunków znanych nauce…

Dodaj komentarz