Narodziny w domu: świadectwo Cécile

7:20: początek skurczów

Czwartek, 27 grudnia, godzina 7 Nie śpię. W podbrzuszu pojawia się ból. Zaczynam się do tego przyzwyczajać, działa już od jakiegoś czasu w oczekiwaniu na narodziny. To bardziej bolesne niż zwykle i dłuższe. Pięć minut później znowu zaczynamy ten sam cykl i kolejny itd. Wstaję, biorę kąpiel. Trwa, ale krok po kroku skurcz i ból łączą się. Dwie godziny, które się kurczą… Przy okazji… „Wszystkiego najlepszego moje serce! Ale nie stresuj się tak! ”. Dajemy dzieciom śniadanie, ubieramy je. Potem dzwonię do położnej Katarzyny. Będzie tam około 11:30…

W międzyczasie wyciągam René i Romy z łóżka. To oni zajmą się dziećmi podczas porodu. Wykorzystujemy czas, jaki upływa między dwoma skurczami, aby zorganizować jadalnię. Robimy miejsce, żebym mógł się ruszać, jak mi się podoba. René przybywa i wychodzi z dziećmi. Stajemy między sobą, kręcimy się w kółko, więc trochę sprzątamy (między dwoma skurczami), żeby za dużo nie „myśleć”, żeby coś się wydarzyło…

11:40: przyjeżdża położna

Przybywa Katarzyna. Kładzie swój sprzęt w kącie i ogląda mnie: „Między 4 a 5 nie jest źle…”, mówi. Bardzo szybko, skurcze są coraz bliższe, bardziej intensywne. Chodzę między dwoma. Doradza mi, żebym się podtrzymywała pochylając się do przodu podczas skurczów… Dziecko ma plecy przy moich plecach, dlatego skurcze kończą się na plecach. Kiedy zmieniam swoje zachowanie, od razu widzi, że dziecko angażuje się w miednicę… Potwierdzam, bo tam doznania naprawdę się zmieniają! Masuje mi plecy olejkami eterycznymi, Pierre pomaga mi wspierać skurcze, gdy się pochylam. około 14:30, W końcu znajduję swoją pozycję. Zaczynam mieć problemy z utrzymaniem się na nogach, więc idę i opieram się o kanapę. Na kolana. Pozwala mi utrzymać pozycję pochyloną do przodu. W zasadzie już nie opuszczam tego stanowiska…

13:XNUMX .: Tracę wodę

Tam bardzo wyraźnie wchodzę w nową fazę. Mam wrażenie, że trwa bardzo długo, podczas gdy w rzeczywistości wszystko pójdzie bardzo szybko. Dopiero od tego momentu Katarzyna będzie bardzo obecna. Do tego czasu była naprawdę dyskretna. Wokół mnie wszystko układa się na swoim miejscu: przestrzeń po porodzie, miska z gorącą wodą (na krocze… szczęście!)… No cóż, przyznam się, że nie wszystko śledziłam, eh !! Piotr trzyma mnie za rękę, ale tak naprawdę muszę się skupić na sobie. Trochę się zamykam. Katarzyna zachęca mnie, tłumaczy, że muszę towarzyszyć dziecku, a nie go powstrzymywać. To bardzo trudne… Zaakceptuj i odpuść, krok po kroku. To boli ! Czasami chce mi się płakać, innym razem krzyczeć. Z każdym skurczem łapię się (dosłownie, nie okazując złego humoru…) próbując mu towarzyszyć. Ufam Katarzynie i naciskam, tak jak mi radzi („pchanie przynosi ulgę…”). Kiedy mówi do mnie: „no chodź, to głowa”, myślę, że głowa zaczyna się pokazywać. Nogi mi się trzęsą, nie wiem jak się utrzymać. W tym momencie nie kontroluję zbyt wiele… „Jeśli możesz puścić, połóż rękę, poczujesz to!” Nie mogę, czuję, że upadnę, jeśli puszczę sofę!. Skurcz… Długi skurcz, który pali, ale zmusza mnie do wypuszczenia głowy (aby ją popchnąć…) i ramion… Fizycznie wielka ulga: ciało wyrzucone. I słyszę, jak krzyczy… ale zaraz!

13:30 .: Melissa jest tutaj!

Jest 13:30… Łapię swoje dziecko. Nawet nie wiem, jak dobrze to przyjąć. Pierre stoi „To Melissa!”. Moje dziecko jest w porządku. Mam go w ramionach… Kolejne godziny. Nie myjemy Melissy. Wycieramy to. Siadam na sofie, wspomagany przez Pierre'a i Catherine. Mam to wszystko przeciwko sobie, daję buziaki, pieszczoty. Kiedy sznur przestaje bić, Peter go przecina. Przyłożyłem córkę do piersi około 14 wieczorem…

Chcesz o tym porozmawiać między rodzicami? Aby wyrazić swoją opinię, złożyć swoje świadectwo? Spotykamy się na https://forum.parents.fr. 

Dodaj komentarz