Grigorij Mielechow z The Quiet Flows the Don: jaki byłby dzisiaj?

Każdemu młodemu człowiekowi trudno jest szukać siebie na przełomie ery. Zwłaszcza jeśli on, podobnie jak bohater The Quiet Flows the Don, wychowany jest w ugruntowanej od wieków tradycji kozackiej.

Życie Grigorija Mielechowa wydaje się proste i zrozumiałe: gospodarstwo rolne, praca, rodzina, zwykła służba kozacka. Chyba że czasami przeszkadza mu gorąca krew tureckiej babci i wybuchowa postać, popychająca go do protestu przeciwko przepisom. Ale jednocześnie gotowość do zawarcia małżeństwa, posłuszeństwo woli ojca i chęć podążania za swoją pasją, kochania cudzej żony, tworzą poważny konflikt wewnętrzny.

W spokojnym życiu Gregory staje po jednej lub drugiej stronie, ale wybuch wojny zaostrza konflikt niemal do granic nie do zniesienia. Grzegorz nie może znieść potwornej przemocy, niesprawiedliwości i bezsensu wojny, opłakuje śmierć pierwszego zabitego przez siebie Austriaka. Nie udaje mu się oddzielić, odciąć wszystkiego, co nie pasuje do psychiki: zrobić to, czego wielu ludzi używa, aby ratować się na wojnie. Nie próbuje też przyjąć żadnej jednej prawdy i żyć zgodnie z nią, jak wielu robiło w tamtych czasach pogranicza, uciekając przed bolesnymi wątpliwościami.

Grzegorz nie rezygnuje ze szczerych prób zrozumienia tego, co się dzieje. Jego rzut (czasem dla Białych, czasem dla Czerwonych) jest podyktowany nie tyle wewnętrznym konfliktem, co pragnieniem znalezienia swojego miejsca w tej gigantycznej redystrybucji. Młodzieńcza naiwna wiara w sprawiedliwość, zapał decyzji i chęć działania zgodnie z sumieniem ustępują stopniowo miejsca goryczy, rozczarowaniu, zniszczeniu ze strat. Był to jednak czas, w którym dorastaniu nieuchronnie towarzyszyła tragedia. A nie-bohaterski bohater Grigorij Mielechow wraca do domu, ora i kosi, wychowuje syna, uświadamia sobie męski archetyp rumpla, ponieważ prawdopodobnie już chciał wychowywać więcej niż walczyć i niszczyć.

Grzegorz w naszych czasach

Dzisiejsze czasy na szczęście nie wyglądają jeszcze na przełom epoki, dlatego dorastanie młodych ludzi nie odbywa się teraz tak heroicznie i boleśnie, jak to było u Grigorija Mielechowa. Ale wciąż nie było to tak dawno temu. A jakieś 20-30 lat temu, po rozpadzie ZSRR, równie trudno było, jak sądzę, dorastanie obecnych 50-latków.

A ci, którzy pozwolili sobie na wątpliwości, potrafili zintegrować całą niekonsekwencję, paradoks i złożoność ówczesnego życia, wpasowali się w nową erę, znajdując w niej miejsce dla siebie. A byli tacy, którzy „walczyli” (redystrybucja bez wojny i rozlewu krwi nie jest jeszcze naszą drogą) i byli tacy, którzy budowali: tworzyli biznes, budowali domy i gospodarstwa, wychowywali dzieci, mieszali się w kłopoty rodzinne, kochali kilka kobiet. Próbowali stać się mądrzejsi, szczerze próbując odpowiedzieć na odwieczne i codzienne pytanie: co ja, człowiek, mam robić, kiedy żyję?

Dodaj komentarz