zew ziemi

Udaliśmy się do regionu Jarosławia do powiatu Peresław-Zaleskiego, gdzie od około 10 lat osiedliło się jednocześnie kilka ekowiosek, niedaleko od siebie. Wśród nich są „Anastazjanie”, którzy popierają idee serii książek V. Megre „Dzwoniące cedry Rosji”, jest ośrodek joginów, którzy głoszą zdrowy tryb życia, jest osada rodzinnych majątków, które nie są spięte przez jakąkolwiek ideologię. Postanowiliśmy zapoznać się z takimi „wolnymi artystami” i poznać powody ich przeprowadzki z miasta na wieś.

Dom Wai

Siergiej i Natalia Sibilewowie, założyciele wspólnoty rodzinnych posiadłości „Lesnina” w pobliżu wsi Rachmanowo, obwód perejasławsko-zaleski, nazwali swój majątek „Domem Vaya”. Vaya to gałązki wierzby rozprowadzane w Niedzielę Palmową. W nazwach ziem tutaj wszyscy wykazują wyobraźnię, najbliżsi sąsiedzi, na przykład, nazywali swoją posiadłość „Solnyszkino”. Siergiej i Natalia mają dom z kopułą na 2,5 hektarach ziemi – prawie kosmiczną strukturę. Przeciętna moskiewska rodzina, jak sami siebie nazywają, przeprowadziła się tutaj w 2010 roku. A ich globalna migracja zaczęła się od tego, że pewnego dnia przybyli na Nowy Rok do znajomych w pobliskim wspólnocie rodzinnych domostw „Blagodat”. Widzieliśmy, że śnieg jest biały, a powietrze jest takie, że można go pić i…

„Żyliśmy „jak ludzie”, ciężko pracowaliśmy, aby zarobić pieniądze, aby nie mniej ciężko je wydać – mówi głowa rodziny Siergiej, były wojskowy i biznesmen. – Teraz rozumiem, że ten program jest zainstalowany w każdym z nas „domyślnie” i zjada prawie cały zasób, zdrowie, duchowość, tworząc tylko wygląd osoby, jego „wersję demo”. Zrozumieliśmy, że nie można już tak żyć, kłóciliśmy się, denerwowaliśmy i nie widzieliśmy, jak się poruszyć. Po prostu jakiś klin: warsztat-telewizja, w weekendy filmowy grill. W tym samym czasie przydarzyła nam się metamorfoza: zdaliśmy sobie sprawę, że nie da się żyć bez tego piękna, czystości i gwiaździstego nieba, a hektara własnej ziemi w ekologicznie czystym miejscu nie da się porównać z żadną infrastrukturą miejską. I nawet ideologia Megre nie odegrała tu żadnej roli. Potem przeczytałem kilka jego prac; moim zdaniem główna idea życia na łonie natury jest po prostu genialna, ale w niektórych miejscach jest mocno „zabrana”, co wielu ludzi odpycha (choć to czysto nasza opinia, nie chcemy nikogo urazić, wierząc, że najważniejszym prawem człowieka jest prawo wyboru, nawet błędnego). Wyraźnie odgadywał podświadome uczucia i aspiracje ludzi, przenosząc ich do życia w rodzinnych domostwach. Jesteśmy całkowicie „za”, cześć dla niego i za to chwalimy, ale sami nie chcemy żyć „zgodnie z kartą” i nie wymagamy tego od innych.

Początkowo rodzina mieszkała w Blagodat przez sześć miesięcy, zapoznała się ze sposobem życia i trudnościami osadników. Podróżowali po różnych regionach w poszukiwaniu swojego miejsca, aż osiedlili się na sąsiednich ziemiach. A potem para zrobiła decydujący krok: zamknęli swoje firmy w Moskwie – drukarnię i agencję reklamową, sprzedali sprzęt i meble, wynajęli dom w Rachmanowie, posłali swoje dzieci do wiejskiej szkoły i zaczęli powoli budować.

„Jestem zachwycona szkołą wiejską, odkryciem było dla mnie odkrycie, jaki to jest poziom” – mówi Natalia. – Moje dzieci uczyły się w fajnym moskiewskim gimnazjum z końmi i basenem. Oto nauczyciele starej szkoły sowieckiej, wspaniali ludzie sami. Mój syn miał kłopoty z matematyką, poszłam do dyrektora szkoły, ona też jest nauczycielką matematyki i poprosiła mnie, żebym dodatkowo odpłatnie uczyła się z dzieckiem. Spojrzała na mnie uważnie i powiedziała: „Oczywiście widzimy słabe punkty Sewy i już z nim pracujemy dodatkowo. A branie za to pieniędzy jest niegodne tytułu nauczyciela. Osoby te oprócz nauczania przedmiotów uczą także postaw wobec życia, rodziny, Nauczyciela z dużej litery. Gdzie widziałeś, jak dyrektor szkoły wraz z uczniami pracował nad subbotnikiem? Nie jesteśmy do tego nieprzyzwyczajeni, zapomnieliśmy, że tak może być. Teraz w Rachmanowie niestety szkoła jest zamknięta, ale we wsi Dmitrowski jest szkoła państwowa, a w Blagodat – organizowana przez rodziców. Moja córka jedzie do stanu.

Natalia i Siergiej mają troje dzieci, najmłodsze ma 1 rok i 4 miesiące. I wydają się być doświadczonymi rodzicami, ale są zdziwieni rodzinnymi relacjami przyjętymi we wsi. Na przykład fakt, że rodzice nazywają się tutaj „ty”. Że mężczyzna w rodzinie zawsze jest głową. Że dzieci od najmłodszych lat są przyzwyczajone do pracy, a to bardzo organiczne. A wzajemna pomoc, uwaga na sąsiadów są zaszczepiane na poziomie naturalnych instynktów. Zimą rano wstają, patrz – moja babcia nie ma ścieżki. Pójdą i zapukają do okna – w razie potrzeby żywi lub nie – i będą kopać śnieg i przynosić jedzenie. Nikt ich tego nie uczy, nie jest to napisane na transparentach.

„W Moskwie nie ma czasu nawet na myślenie o sensie życia” – mówi Natalia. „Najsmutniejsze jest to, że nie zauważasz, jak leci czas. A teraz dzieci dorosły i okazało się, że mają swoje wartości, a ty w tym nie brałeś udziału, bo cały czas pracowałeś. Życie na ziemi pozwala zwrócić uwagę na to, co najważniejsze, o czym piszą wszystkie książki, o czym śpiewają wszystkie piosenki: że trzeba kochać bliskich, kochać swoją ziemię. Ale to nie tylko słowa, nie patos, ale twoje prawdziwe życie. Jest tu czas, aby pomyśleć o Bogu i podziękować za wszystko, co robi. Zaczynasz inaczej patrzeć na świat. Mogę powiedzieć o sobie, że wydawało mi się, że znalazłem nową wiosnę, jakbym się odrodził.

Oboje małżonkowie mówią jedno: w Moskwie oczywiście poziom życia jest wyższy, ale tutaj jakość życia jest wyższa, a to są wartości nieporównywalne. Jakość to czysta woda, czyste powietrze, naturalne produkty kupowane od lokalnych mieszkańców (tylko zboża w sklepie). Sibilevowie nie mają jeszcze własnej farmy, ponieważ postanowili najpierw zbudować dom, a następnie nabyć wszystko inne. Głowa rodziny Siergiej zarabia: zajmuje się kwestiami prawnymi, pracuje zdalnie. Wystarczy na życie, bo poziom wydatków na wsi jest o rząd wielkości niższy niż w Moskwie. Natalia jest kiedyś artystką-projektantką, teraz inteligentna wiejska dama. Będąc przekonaną „sową” w mieście, dla której wczesny wstawanie oznaczało wyczyn, tutaj z łatwością wstaje ze słońcem, a jej zegar biologiczny sam się wyregulował.

„Wszystko się tu układa” – mówi Natalia. – Mimo oddalenia od wielkiego miasta nie czuję się już samotny! W mieście zdarzały się chwile depresji lub zmęczenia psychicznego. Nie mam tu ani jednej wolnej minuty.

Ich przyjaciele, znajomi i krewni wkrótce dołączyli do wolnych osadników – zaczęli kupować sąsiednie ziemie i budować domy. Osada nie posiada własnych zasad ani statutu, wszystko opiera się na zasadach dobrego sąsiedztwa i troskliwego stosunku do ziemi. Nie ma znaczenia jaką jesteś religią, wyznaniem czy rodzajem diety – to twoja sprawa. Właściwie jest minimum typowych pytań: drogi gminne są sprzątane przez cały rok, elektryczność jest zapewniona. Ogólnym pytaniem jest zebranie wszystkich 9 maja na pikniku, aby opowiedzieć dzieciom o tym, jak walczyli ich dziadkowie i porozmawiać ze sobą po długiej zimie. To znaczy minimum rzeczy, które oddzielają. „Dom Vaii” za to, co jednoczy.

W leśnej izbie

Po drugiej stronie Rachmanowa, w lesie (mocno zarośnięte pole) na wzgórzu znajduje się przebieralnia rodziny Nikołajewów, która przybyła tu z Korolowa pod Moskwą. Alena i Vladimir kupili w 6,5 roku 2011 hektara ziemi. Do kwestii wyboru miejsca podeszli bardzo skrupulatnie, podróżowali po regionach Tweru, Włodzimierza, Jarosławia. Początkowo chcieli mieszkać nie w osadzie, ale osobno, aby nie było powodu do sporów z sąsiadami.

– Nie mamy żadnego pomysłu ani filozofii, jesteśmy nieformalni – śmieje się Alena. „Po prostu lubimy kopać w ziemi. W rzeczywistości oczywiście jest – głęboką istotę tej ideologii oddaje praca Roberta Heinleina „Drzwi do lata”. Bohater tego dzieła sam zaaranżował dla siebie mały indywidualny cud, pokonując swoją krętą i fantastyczną ścieżkę. Sami wybraliśmy dla siebie piękne miejsce: zależało nam na południowym zboczu wzgórza tak, aby widać było horyzont, a w pobliżu płynęła rzeka. Marzyliśmy, że będziemy uprawiać tarasy, będziemy budować piękne kaskady stawów… Ale rzeczywistość sama się dostosowała. Kiedy przyjechałem tu pierwszego lata i zostałem zaatakowany przez takie komary z gzami (pokazuje rozmiar jak prawdziwy rybak), byłem w szoku. Wprawdzie dorastałem we własnym domu, mieliśmy ogródek, ale tutaj wszystko potoczyło się inaczej, teren jest skomplikowany, wszystko szybko zarasta, musiałem przypomnieć sobie zwyczaje jakiejś babci, czegoś się nauczyć. Postawiliśmy dwa ule, ale jak dotąd nasze ręce nawet do nich nie dotarły. Pszczoły żyją tam same, nie dotykamy ich i wszyscy są szczęśliwi. Zdałem sobie sprawę, że moim ograniczeniem jest tutaj rodzina, ogród, pies, kot, ale Wołodia nie rezygnuje z pomysłu posiadania kilku kudłatych lam dla duszy, a może perliczek dla jajek.

Alena jest projektantką wnętrz i pracuje zdalnie. Na zimę stara się przyjmować złożone zamówienia, bo latem jest zbyt wiele rzeczy na ziemi, które chce robić. Ulubiony zawód przynosi nie tylko zarobki, ale także samorealizację, bez której nie wyobraża sobie siebie. I mówi, że nawet mając dużo pieniędzy, jest mało prawdopodobne, aby rzucił pracę. Na szczęście teraz w lesie jest Internet: w tym roku po raz pierwszy zimowaliśmy na naszym osiedlu (wcześniej mieszkaliśmy tylko latem).

„Za każdym razem, gdy budzę się rano i słyszę śpiew ptaków, cieszę się, że mój prawie trzyletni syn dorasta tutaj, otoczony dziką przyrodą” – mówi Alena. – Co wie i już umie rozpoznawać po głosie ptaki: dzięcioła, kukułki, słowika, latawca i inne ptaki. Że widzi, jak słońce wschodzi i jak zachodzi za lasem. I cieszę się, że się wchłania i ma okazję oglądać to od dzieciństwa.

Młode małżeństwo i ich synek do tej pory osiedlili się w dobrze wyposażonej stodole, którą zbudował mąż „złotych rąk” Włodzimierz. Projekt stodoły z elementami energooszczędnymi: dach z poliwęglanu, który daje efekt szklarni, oraz piec, który pozwolił przetrwać mrozy do -27. Mieszkają na pierwszym piętrze, na drugim suszą i suszą herbatę wierzbową, której produkcja przynosi niewielki dodatkowy dochód. W planach jest wybudowanie piękniejszych stołecznych mieszkań, wywiercenie studni (teraz woda sprowadzana jest ze źródła), zasadzenie ogrodu-lasu, w którym wraz z owocami będą rosły różne inne. Podczas gdy na ziemi posadzono sadzonki śliwek, rokitnika, wiśni, borówek, małych dębów, lip i cedrów, Władimir wyhodował ostatnie z nasion przywiezionych z Ałtaju!

„Oczywiście, jeśli ktoś mieszka na Mira Avenue przez 30 lat, będzie to dla niego eksplozja mózgu” – mówi właściciel. – Ale stopniowo, kiedy wchodzisz na ziemię, uczysz się na niej żyć, łapiesz nowy rytm – naturalny. Wiele rzeczy zostało ci objawionych. Dlaczego nasi przodkowie ubierali się na biało? Okazuje się, że gzy mniej siedzą na białym. A krwiopijcy nie lubią czosnku, więc wystarczy nosić ząbki czosnku w kieszeni, a prawdopodobieństwo złapania kleszcza w maju zmniejsza się o 97%. Kiedy przyjeżdżasz tu z miasta, wysiadasz z samochodu, otwiera się nie tylko inna rzeczywistość. Tutaj bardzo wyraźnie odczuwa się, jak Bóg budzi się w środku i zaczyna rozpoznawać boskość w otoczeniu, a środowisko z kolei uporczywie budzi w tobie stwórcę. Jesteśmy zakochani w zdaniu „Wszechświat się zamanifestował i postanowił spojrzeć na siebie naszymi oczami”.

W żywieniu Nikołajewie nie są wybredni, naturalnie odeszli od mięsa, we wsi kupują wysokiej jakości twarożek, mleko i ser.

„Wołodia robi wspaniałe naleśniki”, Alena jest dumna ze swojego męża. Kochamy gości. Ogólnie rzecz biorąc, kupiliśmy tę stronę przez pośredników w handlu nieruchomościami i myśleliśmy, że jesteśmy tu sami. Rok później okazało się, że tak nie jest; ale mamy dobre stosunki z sąsiadami. Kiedy brakuje nam ruchu, jedziemy do siebie lub do Grace na święta. W naszym okręgu mieszkają różni ludzie, głównie Moskali, ale są też ludzie z innych regionów Rosji, a nawet z Kamczatki. Najważniejsze, że są adekwatni i chcą jakiejś samorealizacji, ale to nie znaczy, że nie wyszło im w mieście lub przed czymś uciekli. To zwykli ludzie, którym udało się spełnić swoje marzenie lub idą w jego kierunku, a nie martwe dusze… Zauważyliśmy też, że w naszym środowisku jest wiele osób o kreatywnym podejściu, tak jak my. Można powiedzieć, że prawdziwa kreatywność to nasza ideologia i styl życia.

Z wizytą u Ibrahima

Pierwszą osobą, którą Alena i Władimir Nikołajew spotkali w swojej leśnej krainie, był Ibraim Cabrera, który przyszedł do nich w lesie, aby zbierać grzyby. Okazało się, że jest wnukiem Kubańczyka i ich sąsiada, który kupił pobliską działkę. Od kilku lat swojego kawałka ziemi szuka również mieszkaniec Chimek pod Moskwą: przemierzył zarówno pas czarnoziemu, jak i regiony graniczące z Moskwą, wybór padł na cholmogory jarosławskie. Przyroda tego regionu jest piękna i niesamowita: na północ jest wystarczająco na takie jagody jak żurawina, maliny moroszki, borówki, ale na południe do uprawy jabłek i ziemniaków. Czasem zimą widać zorzę polarną, a latem – białe noce.

Ibraim mieszka w Rachmanowie od czterech lat – wynajmuje wiejski dom i buduje własny, który sam zaprojektował. Mieszka w towarzystwie surowego, ale życzliwego psa i bezpańskiego kota. Ponieważ okoliczne pola są latem liliowe z powodu herbaty wierzbowej, Ibraim opanował jej produkcję, stworzył mały artel mieszkańców i otworzył sklep internetowy.

„Niektórzy z naszych osadników hodują kozy, robią sery, ktoś hoduje rośliny, na przykład kobieta przyjechała z Moskwy i chce uprawiać len” – mówi Ibraim. – Niedawno ziemia kupiła rodzina artystów z Niemiec – ona jest Rosjanką, on Niemcem, będą zajmować się twórczością. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Możesz na przykład opanować rzemiosło ludowe, garncarstwo, a jeśli zostaniesz mistrzem swojego rzemiosła, zawsze możesz się wyżywić. Kiedy tu przyjechałem, miałem zdalną pracę, zajmowałem się marketingiem internetowym, miałem dobre dochody. Teraz mieszkam tylko na herbacie Iwan, sprzedaję ją przez mój sklep internetowy w małej hurtowni – od kilograma. Mam herbatę granulowaną, herbatę liściastą i po prostu zielony suszony liść. Ceny są dwa razy niższe niż w sklepach. Na sezon zatrudniam miejscowych – ludzie to lubią, bo w wiosce jest mało pracy, pensje są niewielkie.

W chacie Ibraima możesz też kupić herbatę i kupić do niej słoik z kory brzozowej – dostaniesz przydatny prezent z przyjaznego dla środowiska miejsca.

Ogólnie rzecz biorąc, być może najważniejszą rzeczą, jaką odczuwa się w przestrzeniach Jarosławia, jest czystość. Z niedogodnościami codziennego życia i wszystkimi zawiłościami wiejskiego życia nie chce się stąd wracać do miasta.

„W dużych miastach ludzie przestają być ludźmi” – przekonuje Ibraim, częstując nas gęstym, smacznym kompotem z jagód i suszonych owoców. – I jak tylko doszedłem do tego zrozumienia, postanowiłem przenieść się na ziemię.

***

Oddychając czystym powietrzem, rozmawiając ze zwykłymi ludźmi o ich ziemskiej filozofii, staliśmy w korku na Moskwie i marzyliśmy w ciszy. O rozległych przestrzeniach pustych ziem, o tym, ile kosztują nasze mieszkania w miastach i oczywiście o tym, jak możemy wyposażyć Rosję. Stamtąd, z ziemi, wydaje się to oczywiste.

 

Dodaj komentarz