Kup psa i szczeniaka w hodowli

Mój synek był karmiony przez wyżeł krótkowłosy. Pierwsze kroki stawiał, trzymając się za ogon spaniela, owczarek niemiecki toczył go na sankach, ale zakochał się raz na zawsze w beagle.

Toleruję zwierzęta. Zwłaszcza jeśli są obcy. W moim dzieciństwie były oczywiście chomiki, ryby i papugi, ale nie byłam przywiązana do żadnego zwierzaka. Ale mój syn uwielbiał roczną Sherri. A kiedy potrącił ją samochód, długo się smucił, obrażając się na wszystkich wokół. Nie wiedząc, jak uspokoić zdenerwowane dziecko, obiecałem mu dać psa na urodziny. Potem tak się nie stało, ale teraz ponownie poprosił o psa, już jako prezent na Nowy Rok. Oczywiście beagle, ta rasa była naszą Sherry.

Teraz, patrząc wstecz, po prostu nie rozumiem, o czym myślałam, gdy zaczęłam szukać psa, a nawet pojechałam do hodowli i prywatnych właścicieli, aby przyjrzeć się aplikantom o tytuł przyszłego członka rodziny.

Wybór w naszym mieście jest niewielki. Dlatego przez krótki czas jechaliśmy w poszukiwaniu odpowiedniego zwierzaka. Zhorik miał nieco ponad trzy miesiące. Właściciele opisali go jako posłusznego szczeniaka, przyzwyczajonego do jedzenia domowego jedzenia. Nie gryzł butów, był zabawny i wesoły.

A potem nadszedł dzień X. Syn zaczął przygotowywać mieszkanie na spotkanie z Żorikiem, a ja poszedłem po psa. Gospodyni ocierając łzy ucałowała chłopaka w mokry nos, zapięła smycz i podała nam. W samochodzie pies zachowywał się doskonale. Lekko przesunął się na siedzeniu, usiadł na moim kolanie i przez całą drogę spokojnie chrapał.

Podekscytowany Vovka czekał na niego przy wejściu. Przez około 20 minut bawili się na śniegu, przyzwyczajając się do siebie. Dziwne, ale nawet rano czułem, że coś jest nie tak: trzęsłem się z lekkim drżeniem z niewiadomego powodu. Myśl, że coś jest nie tak, nie pozwoliła mi odejść, nawet kiedy umyłem łapy Zhorika i pozwoliłem mu powąchać nasz dom. Ale nie miałem pojęcia, co mnie czeka.

Tak, zapomniałem powiedzieć: mam dwóch synów. Co wieczór mój dom zamienia się w arenę wojenną. Dwóch super aktywnych chłopaków, z których jeden wraca ze szkoły (tylko Vovka), a drugi z przedszkola, zaczyna odzyskiwać od siebie swoje terytorium. Używają poduszek, pistoletów, pistoletów, uszczypnięć, ugryzień, rękawic bokserskich i wszystkiego, co ma pod ręką. Pierwsze 10 minut staram się uspokoić ich zapał, bo sąsiedzi stali się częstymi gośćmi w moim mieszkaniu, a potem, zdając sobie sprawę, że wszystko jest bez sensu, chowam się w kuchni za obowiązkami domowymi i czekam, aż wszystko się uspokoi.

Wraz z pojawieniem się psa wszystko jakoś się zmieniło. Zhorik przyciągnął całą naszą uwagę. W tym czasie jednak Vovka zmienił jego nazwę, wymyślając głupi pseudonim Noise. Ale nie o to chodzi. Tego wieczoru nie zdążyliśmy spokojnie zjeść: pies cały czas usiłował włożyć nos w czyjś talerz. Co jakiś czas musiałem wstawać od stołu i pokazywać szczeniakowi, gdzie jest jego miejsce. Jeśli myślisz, że go nie karmiłem, to tak nie jest. Zjadł trzy miski zupy w trzy sekundy i zmielił ją z kiełbasą. Myślę, że więcej niż wystarczająco. A potem Zhorik mi podziękował. Umieścił swoją wdzięczność na samym środku dywanu w holu.

Moje oczy zdawały się być zasłonięte welonem. Syn widząc, że do matki zbliża się histeria, ubrał się w minutę, przypiął smycz do Noizika i pobiegł z nim na spacer na zewnątrz. Szczeniak cieszył się po raz trzeci w ciągu ostatnich kilku godzin – śnieg, szczekanie, pisk. Wracając do domu, syn przyznał, że pies nie zrobił ważnych rzeczy. W mojej głowie zaczęła bić myśl: gdzie on to zrobi? Na dywanie? Na podłodze w kuchni? Na gumowej macie do kąpieli? Przy drzwiach frontowych? A co najważniejsze, kiedy? Teraz czy całą noc?

Bolała mnie głowa. Wypiłem tabletkę cytramonu. Zwykle pomaga niemal natychmiast. Ale tym razem było inaczej. Nasza zwykła rutyna pękała w szwach. Zegar wskazywał 23:00. Pies był w wesołym nastroju. Chętnie rozdarł miękkiego misia i po kolei próbował wskoczyć na kanapę.

Dzieciak był kapryśny, Vovka zwrócił się do właściciela i próbował uspokoić Noyzika, surowym głosem każąc mu iść spać. Albo pies nie lubił tego miejsca, albo w ogóle nie lubił spać, tylko czas mijał, a spokój do niego nie przyszedł. Syn postanowił użyć siły, ale to też nie pomogło. Dało mi to jednak możliwość położenia dziecka do łóżka. Otarwszy pot z czoła i wypiwszy drugą tabletkę cytramonu, zajrzałem do pokoju Wowki. On, rozmazując łzy na twarzy, lamentował: „Dobrze, proszę, dobrze idź spać”. Było mi go żal.

„Synu, co robisz, uspokój się. On musi się do nas przyzwyczaić, a my musimy się do niego przyzwyczaić”. „Sam nie wierzyłem w to, co mówię.

„Teraz, kiedy nigdy, przenigdy nie będę miał wolnego czasu?” Zapytał mnie z nadzieją w głosie.

"Nie, nie będzie. Jutro gwiazda w ogóle się zacznie - dodałem niskim głosem. Do siebie nic głośno nie mówiłem, tylko pogłaskałem syna po głowie.

Mój syn jest niesamowitym śpiochem. W weekendy śpi do 12 i nie ma znaczenia, czy zasnął o 9, czy o północy. Bardzo, bardzo trudno go obudzić.

Pozostawiając mu do myślenia, poszedłem dokończyć prace domowe. Szczeniak zgłosił się na ochotnika, aby mi towarzyszyć. W kuchni usiadł przed lodówką i zaczął jęczeć. Oto żarłok! Dałam mu jedzenie. Kto wie, może musi zjeść przed snem? Po polizaniu miski, aż stała się krystalicznie czysta, ponownie grał. Nie był jednak zainteresowany zabawą w samotności i poszedł prosto do sypialni najmłodszego. Oczywiście się obudził.

A moje mieszkanie o 12 w nocy znów wypełniło się śmiechem, skrzeczeniem i tupaniem. Moje ręce opadły. Ja, w nadziei, że była kochanka zdradzi tajemnicę cudownej pigułki nasennej, napisałam do niej: „Jak położyć psa do łóżka?” Na co otrzymała krótką odpowiedź: „Wyłącz światło”.

Czy to takie proste? Byłem zachwycony. Teraz jest już po wszystkim. Poszliśmy do łóżka z dzieckiem. Pięć minut później powąchał słodko, a ja wysłuchałem nocnych przygód Noisika. Bez wątpienia czegoś szukał i nie miał zamiaru się pakować.

W końcu zasnął mój starszy – założył słuchawki i spokojnie odszedł w ramiona Morfeusza. Byłem w panice i nie wiedziałem, co robić. Chciałem spać brutalnie, nogi ugięły się od zmęczenia, oczy sklejały się. Ale nie mogłem się zrelaksować i pozwolić sobie na sen. W końcu po mieszkaniu błąkał się nieznany mi potwór, który Bóg wie, co może w każdej chwili wyrzucić.

A potem usłyszałem wycie. Pies usiadł przy drzwiach wejściowych i zaczął skomleć na różne sposoby. Wyraźnie prosił o powrót do domu. Błyskawicznie podjęłam decyzję: to wszystko, czas zakończyć nasz związek. Oczywiście jako osoba racjonalna rozważyłem plusy i minusy. Oto przeciwieństwo jednego „za”, było wiele „przeciw”. Co dała nam komunikacja z psem w ciągu tych pięciu godzin?

Ja – ból głowy, bezsenność i kłopoty, a chłopcy – kilkanaście zadrapań od ostrych pazurów zbyt wesołego szczeniaka.

Nie, nie i NIE. Nie jestem gotowa, by to hałaśliwe ogoniaste zwierzę zamieszkało w moim mieszkaniu. Bo wiem: będę musiała wstać o szóstej, żeby się nakarmić i pospacerować z nim, a od trzech lat mam syndrom chronicznego zmęczenia. I postanowiłem zrobić tak, jak jest napisane w inteligentnych książkach o psychologii: wysłuchać moich prawdziwych pragnień i spełnić je.

Bez wahania wykręciłem numer gospodyni: „Natalio, przepraszam, że jest tak późno. Ale zrobiliśmy coś głupiego. Twój pies nie jest dla nas. Zaraz tam będziemy. “

Spojrzałem na zegarek. To były 2 noce. Zadzwoniłem po taksówkę.

Następnego ranka dzieciak nawet nie zapytał o Noisik. Vovka wybuchnął łatwopalnymi łzami i nie poszedł do szkoły. A ja, szczęśliwa, że ​​nie mam już psa, szłam do pracy.

Dodaj komentarz