Psychologia

Jesteś w ostatnich miesiącach ciąży lub właśnie zostałaś mamą. Przytłaczają Cię różne emocje: od zachwytu, czułości i radości po lęki i lęki. Ostatnią rzeczą, którą chcesz zrobić, to przystąpić do egzaminu i udowodnić innym, że miałeś (lub będziesz miał) „poprawny poród”. Socjolog Elizabeth McClintock opowiada o tym, jak społeczeństwo wywiera presję na młode matki.

Poglądy na temat tego, jak „prawidłowo” rodzić i karmić piersią, zmieniły się radykalnie nie raz:

...Do początku 90. wieku XNUMX% urodzeń miało miejsce w domu.

...w latach dwudziestych w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się era „snu o zmierzchu”: większość porodów miała miejsce w znieczuleniu z użyciem morfiny. Ta praktyka została przerwana dopiero po 1920 latach.

...w latach czterdziestych dzieci zabierano matkom zaraz po urodzeniu, aby zapobiec wybuchom infekcji. Kobiety rodzące przebywały w szpitalach położniczych do dziesięciu dni i nie wolno im było wstawać z łóżka.

...w latach pięćdziesiątych większość kobiet w Europie i USA praktycznie nie karmiła piersią swoich dzieci, ponieważ formuła była uważana za bardziej odżywczą i zdrowszą alternatywę.

...w latach 1990. co trzecie dziecko w krajach rozwiniętych urodziło się przez cesarskie cięcie.

Doktryna właściwego macierzyństwa każe kobietom wierzyć w rytuał idealnego porodu, który muszą wykonywać umiejętnie.

Od tego czasu wiele się zmieniło, ale przyszłe mamy nadal odczuwają dużą presję ze strony społeczeństwa. Wciąż trwa ożywiona debata na temat karmienia piersią: niektórzy eksperci wciąż twierdzą, że celowość, użyteczność i moralność karmienia piersią są wątpliwe.

Doktryna właściwego macierzyństwa każe kobietom wierzyć w rytuał idealnego porodu, który muszą wykonywać umiejętnie dla dobra dziecka. Z jednej strony zwolennicy porodu naturalnego opowiadają się za minimalną interwencją medyczną, w tym ze znieczuleniem zewnątrzoponowym. Uważają, że kobieta powinna samodzielnie kontrolować proces porodu i uzyskiwać odpowiednie doświadczenia związane z urodzeniem dziecka.

Z drugiej strony bez kontaktu z lekarzami niemożliwe jest zidentyfikowanie problemów w odpowiednim czasie i zmniejszenie ryzyka. Ci, którzy odwołują się do doświadczenia „narodzin w polu” („Nasze prababki urodziły — i nic!”), zapominają o katastrofalnych wskaźnikach śmiertelności matek i dzieci w tamtych czasach.

Stała obserwacja ginekologa i poród w szpitalu coraz częściej kojarzą się z utratą kontroli i samodzielności, zwłaszcza dla matek, które dążą do bycia bliżej natury. Z drugiej strony lekarze uważają, że doulas (pomoc przy porodzie. — ok. wyd.) i zwolennicy naturalnego porodu romantyzują je i ze względu na swoje złudzenia celowo zagrażają zdrowiu matki i dziecka.

Nikt nie ma prawa oceniać naszych wyborów i przewidywać, jak wpłyną one na nas i nasze dzieci.

A ruch na rzecz naturalnego porodu i „przerażające historie” lekarzy wywierają presję na kobietę, aby nie mogła wyrobić sobie własnego zdania.

W końcu po prostu nie możemy znieść presji. Zgadzamy się na naturalny poród jako specjalny test i znosimy piekielny ból, aby udowodnić nasze oddanie i gotowość do zostania matką. A jeśli coś nie idzie zgodnie z planem, dręczą nas poczucie winy i własnej porażki.

Nie chodzi o to, która z teorii jest słuszna, ale o to, że kobieta, która urodziła, chce czuć się szanowana i niezależna w każdych okolicznościach. Urodziła sama lub nie, w znieczuleniu lub bez, to nie ma znaczenia. Ważne jest, abyśmy nie odczuli porażki, zgadzając się na znieczulenie zewnątrzoponowe lub cesarskie cięcie. Nikt nie ma prawa oceniać naszych wyborów i przewidywać, jak wpłyną one na nas i nasze dzieci.


O Ekspercie: Elizabeth McClintock jest profesorem socjologii na Uniwersytecie Notre Dame w USA.

Dodaj komentarz