Antybiotyki VS Bakteriofagi: alternatywa czy nadzieja?

Wydawałoby się, że całkiem niedawno świat przyklasnął odkryciu Aleksandra Fleminga. Minęło mniej niż sto lat od „królewskiego” daru dla całego schorowanego świata, najpierw penicyliny, a potem wielowymiarowej serii antybiotyków. Wtedy, w 1929 roku, wydawało się, że teraz – teraz ludzkość pokona dolegliwości, które ją dręczą. I było się czym martwić. Cholera, tyfus, gruźlica, zapalenie płuc atakowały bezlitośnie i porywały z tą samą bezwzględnością zarówno pracowitych pracowników, jak i najjaśniejsze umysły zaawansowanej nauki i wzniosłych artystów… Historia antybiotyków. A. Fleming odkrył antybiotyczne działanie grzybów i, kontynuując badania, położył podwaliny pod tak zwaną erę „antybiotyków”. Kilkudziesięciu naukowców i lekarzy podniosło pałeczkę, co zaowocowało powstaniem pierwszych leków przeciwbakteryjnych dostępnych dla „zwykłej” medycyny. Był rok 1939. W zakładzie AKRIKHIN uruchomiono produkcję Streptocide. I muszę przyznać, że zaskakująco na czas. Nadciągały niespokojne czasy II wojny światowej. Wtedy w wojskowych szpitalach polowych dzięki antybiotykom nie uratowano ani tysiąca istnień ludzkich. Tak, zmętnienie epidemiologiczne w życiu cywilnym zostało wyjaśnione. Jednym słowem ludzkość zaczęła zasypiać znacznie spokojniej – przynajmniej bakteryjny wróg został pokonany. Wtedy zostanie uwolnionych wiele antybiotyków. Jak się okazało, pomimo idealności obrazu klinicznego, leki mają wyraźny minus – z czasem przestają działać. Specjaliści nazywają to zjawisko opornością bakteryjną lub po prostu uzależnieniem. Nawet A. Fleming był ostrożny w tym temacie, obserwując z czasem w swoich probówkach stale rosnący wskaźnik przeżywalności pałeczek bakteryjnych w towarzystwie penicyliny. Jednak było za wcześnie, by się martwić. Antybiotyki zostały napiętnowane, wynaleziono nowe pokolenia, bardziej agresywne, bardziej odporne… A świat nie był już gotowy na powrót do prymitywnych fal epidemii. A przecież na podwórku XX wieku – człowiek eksploruje przestrzeń! Era antybiotyków przybrała na sile, odsuwając na bok straszne dolegliwości – bakterie też nie spały, zmieniały się i nabierały coraz większej odporności na swoich wrogów, zamknięte w ampułkach i tabletkach. W środku ery „antybiotyków” stało się jasne, że to żyzne źródło, niestety, nie jest wieczne. Teraz naukowcy zmuszeni są krzyczeć o zbliżającej się impotencji. Wyprodukowano i nadal działa najnowsza generacja leków przeciwbakteryjnych – najsilniejszych, zdolnych przezwyciężyć bardzo złożone dolegliwości. Nie ma potrzeby mówić o skutkach ubocznych – nie jest to omawiany obowiązek ofiarny. Wydaje się, że farmakolodzy wyczerpali cały swój zasób i może się okazać, że nowe antybiotyki nie będą miały się gdzie pojawić. Ostatnia generacja narkotyków narodziła się w latach 70. ubiegłego wieku, a teraz wszelkie próby syntezy czegoś nowego to gry z przearanżowaniem terminów. I tak sławny. I wydaje się, że to, co nieznane, już nie istnieje. Na konferencji naukowo-praktycznej „Bezpieczna ochrona dzieci przed infekcjami” z dnia 4 czerwca 2012 r., w której wzięli udział czołowi klinicyści, mikrobiolodzy i przedstawiciele branży farmaceutycznej, rzucono okrzyk, że katastrofalnie nie ma już czasu, aby usiąść na starym metody antybakteryjne. A niepiśmienne stosowanie dostępnych antybiotyków przez pediatrów i samych rodziców – leki sprzedawane są bez recepty i przy „pierwszym kichnięciu” – skraca ten czas wykładniczo. Zadanie postawione przez krawędź można rozwiązać na co najmniej dwa oczywiste sposoby – z jednej strony szukać nowych możliwości w dziedzinie antybiotyków i pracować nad uregulowaniem wykorzystania wyczerpującej się rezerwy, a z drugiej strony poszukaj alternatywnych sposobów. I wtedy pojawia się bardzo ciekawa rzecz. Bakteriofagi. Na krótko przed nadejściem ery „antybiotyków” ze wszystkimi jej konsekwencjami naukowcy uzyskali rewolucyjne dane na temat antybakteryjnego działania fagów. W 1917 roku francusko-kanadyjski naukowiec F. D'Herelle oficjalnie odkrył bakteriofagi, ale jeszcze wcześniej nasz rodak NF Gamaleya w 1898 roku po raz pierwszy zaobserwował i opisał niszczenie szkodliwych bakterii przez przeciwnego „środka”. Jednym słowem świat zapoznał się z bakteriofagami – mikroorganizmami, które dosłownie żywią się bakteriami. Śpiewano na ten temat wiele pochwał, bakteriofagi zajmowały poczesne miejsce w systemie biologicznym, otwierając oczy naukowcom na początku wieku na wiele nieznanych dotąd procesów. W medycynie robili dużo hałasu. W końcu jest oczywiste, że skoro bakteriofagi zjadają bakterie, oznacza to, że choroby można leczyć, umieszczając kolonię fagów w osłabionym organizmie. Niech się pasą… Tak faktycznie było… Dopóki umysły naukowców nie przerzuciły się na dziedzinę antybiotyków, które się pojawiły. Paradoks historii, niestety, na pytanie „Dlaczego?” nie daje odpowiedzi. Sfera antybiotyków rozwijała się skokowo i krążyła po planecie z każdą minutą, odsuwając na bok zainteresowanie fagami. Stopniowo zaczęto o nich zapominać, produkcję ograniczano, a pozostałe okruchy naukowców – zwolenników – wyśmiewano. Nie trzeba dodawać, że na Zachodzie, a zwłaszcza w Ameryce, gdzie tak naprawdę nie mieli czasu na zajmowanie się bakteriofagami, wyparli się ich wszystkimi rękami, biorąc antybiotyki. A w naszym kraju, jak to już nie raz się zdarzało, za prawdę przyjęli obcy model. Napomnienie: „Jeśli Ameryka nie zajmuje się bakteriofagami, nie powinniśmy tracić czasu” brzmiało jak zdania na obiecujący kierunek naukowy. Teraz, gdy dojrzał prawdziwy kryzys w medycynie i mikrobiologii, grożący, zdaniem zgromadzonych na konferencji, rychłym wyrzuceniem nas już nie w erę „przedantybiotykową”, ale „poantybiotykową”, pojawia się potrzeba szybkiego podejmowania decyzji. Można się tylko domyślać, jak straszne jest życie w świecie, w którym antybiotyki stały się bezsilne, bo dzięki narastającemu uzależnieniu od bakterii nawet najbardziej „standardowe” choroby są teraz znacznie trudniejsze, a próg wielu z nich jest niepokonanie młodszy, podważanie immunitetu wielu narodów już w powijakach. Cena za odkrycie Fleminga okazała się zaporowo wysoka, w połączeniu z odsetkami narosłymi przez ponad sto lat… Nasz kraj, jako jeden z najbardziej rozwiniętych w dziedzinie mikrobiologii i najbardziej rozwinięty w dziedzinie badań bakteriofagowych, zachował zachęcające rezerwy. Podczas gdy reszta rozwiniętego świata zapominała o fagach, my jakoś zachowaliśmy, a nawet poszerzyliśmy naszą wiedzę na ich temat. Wyszła ciekawa rzecz. Bakteriofagi są naturalnymi „antagonistami” bakterii. W rzeczywistości mądra natura zatroszczyła się o wszystkie żywe istoty od samego początku. Bakteriofagi istnieją dokładnie tak długo, jak istnieje ich pożywienie – bakterie, a więc od samego początku od stworzenia świata. Dlatego ta para – fagi – bakterie – zdążyła się do siebie przyzwyczaić i doprowadzić do perfekcji mechanizm antagonistycznego istnienia. mechanizm bakteriofagowy. Obserwując bakteriofagi naukowcy odkryli zaskakujący i sposób tej interakcji. Bakteriofag jest wrażliwy tylko na własną bakterię, która jest tak wyjątkowa jak ona sama. Ten mikroorganizm, przypominający pająka z dużą głową, ląduje na bakterii, przebija jej ściany, wnika do środka i rozmnaża tam do 1000 takich samych bakteriofagów. Fizycznie rozrywają komórkę bakteryjną i muszą szukać nowej. I dzieje się to w ciągu kilku minut. Gdy tylko „pokarm” się skończy, bakteriofagi w stałej (i maksymalnej) ilości opuszczają organizm, który schronił się przed szkodliwymi bakteriami. Żadnych skutków ubocznych, żadnych nieoczekiwanych efektów. Działa dokładnie i w dosłownym tego słowa znaczeniu! Cóż, jeśli teraz osądzimy logicznie, bakteriofagi są naukowcami najbardziej prawdopodobną i co najważniejsze naturalną alternatywą dla pracy antybiotyków. Zdając sobie z tego sprawę, naukowcy poszerzają swoje badania i uczą się, aby uzyskać coraz więcej nowych bakteriofagów odpowiednich dla niektórych rodzajów szczepów bakteryjnych. Do tej pory wiele chorób wywołanych przez gronkowce, paciorkowce, czerwonkę i pałeczki Klebsiella jest skutecznie leczonych bakteriofagami. Proces ten zajmuje znacznie mniej czasu niż podobny kurs antybiotykowy, a co najważniejsze, jak podkreślają naukowcy, jest powrotem do natury. Bez przemocy na ciele i wrogiej „chemii”. Bakteriofagi są pokazywane nawet niemowlętom i przyszłym matkom – a ta publiczność jest najdelikatniejsza. Fagi są kompatybilne z każdą „firmą” lekową, w tym z tymi samymi antybiotykami, a przy okazji różnią się setkami razy wolniejszą opornością. Tak, i ogólnie rzecz biorąc, ci „chłopacy” wykonują swoją pracę sprawnie i polubownie od wielu tysięcy lat, zapobiegając niszczeniu całego żołądka na naszej planecie przez bakterie. I nie byłoby źle, gdyby ktoś zwrócił na to uwagę. Pytanie do przemyślenia. Ale w tym zachęcającym kierunku są pułapki. Rozpowszechnianie jakościowe idei stosowania bakteriofagów utrudnia niska świadomość lekarzy „w terenie”. Podczas gdy mieszkańcy naukowego Olimpu pracują dla dobra zdrowia narodu, ich bardziej przyziemni odpowiednicy w większości nie są ani marzy, ani duchowo świadomi nowych możliwości. Ktoś po prostu nie chce zagłębiać się w nowe i łatwiej jest postępować zgodnie z już „oklepanymi” schematami leczenia, komuś podoba się pozycja sprzedaży wzbogacenia z obrotu znacznie droższymi antybiotykami. Reklamy masowe i dostępność leków przeciwbakteryjnych całkowicie popycha przeciętną kobietę do zakupu antybiotyku w aptece z pominięciem gabinetu pediatry. A co najważniejsze, czy warto mówić o antybiotykach w hodowli zwierząt… Produkty mięsne są nimi nadziewane, jak babeczka z rodzynkami. Tak więc jedząc takie mięso spożywamy masę antybiotykową, która podważa naszą odporność osobistą i wpływa na globalną odporność bakterii. Tak więc bakteriofagi – mniejsi przyjaciele – otwierają niezwykłe możliwości dla dalekowzrocznych i piśmiennych ludzi. Aby jednak stać się prawdziwym panaceum, nie mogą powtórzyć błędu antybiotyków – wymknąć się spod kontroli w niekompetentną masę. Marina Kożewnikowa.  

Dodaj komentarz