Psychologia

Żyłem kiedyś i wszystko było ze mną źle. Piszę wprost, bo wszyscy już to wiedzą. W domu Sarah Bernhardt dokuczała mi z powodu mojego przygnębienia, moi koledzy — Carevna Nesmeyana, reszta po prostu zastanawiała się, dlaczego jestem tak cały czas zdenerwowana. A potem po drodze spotkałem psychologa. Jego zadaniem było nauczyć mnie żyć każdą minutą i cieszyć się nią.

Przywarłam do psychologa jak głucha stara kobieta do ostatniego aparatu słuchowego i w wyniku psychoterapii zaczęłam słyszeć, widzieć i wąchać wszystko, co się w tej chwili dzieje. Jak pewien pacjent Kaszpirowskiego, którego blizna zanikła, oświadczam: byłem leczony, a psycholog wykonał swoją pracę.

A teraz niektórzy zastanawiają się, dlaczego jestem taka aktywna, nie mogę się uspokoić i spokojnie siedzieć. Zamiast z niepokojem patrzeć w jutro, z zainteresowaniem zacząłem patrzeć na dzień dzisiejszy. Ale tego, kijów jodłowych, trzeba było się nauczyć. Właściwie można dopiero zacząć uczyć się relaksacji, nie ma ograniczeń co do tej perfekcji. I na usprawiedliwienie powiem, że wcześniej nie tylko ja, ale cały kraj bał się wypoczywać.

Tak więc moje letnie wakacje kończyły się zwykle już w pierwszym tygodniu sierpnia, kiedy moja mama wymownie wypadła: „Wkrótce do szkoły”. Założono, że szkoła powinna być trudna do przygotowania. Narysuj pola w nowych zeszytach czerwoną pastą, pogłaszcz krawat, powtórz — o zgrozo! — zaliczony materiał.

W przedszkolu przygotowywali się do pierwszej klasy, w szkole — do odpowiedzialnego wyboru zawodu, na uniwersytecie — do „wielkiego życia”

Ale to wszystko nie było najważniejsze. Najważniejsze były instalacje: „odpoczywaj, odpoczywaj, ale nie zapomnij” oraz „trzeba odpoczywać z pożytkiem”. Ponieważ na czele każdego zakrętu w tamtych czasach była moralna gotowość do nadchodzących procesów. W przedszkolu przygotowywali się do pierwszej klasy, w szkole — do odpowiedzialnego wyboru zawodu, na uniwersytecie — do „wielkiego życia”. A kiedy zaczęło się życie, kiedy nie było na co się przygotować i po prostu musiałem żyć, okazało się, że jestem absolutnie poza moją mocą.

A przecież wszyscy tak robili: oszczędzali na coś, zakładali książeczki oszczędnościowe, odkładali nieszczęsną pensję stu rubli na czarną godzinę (która natychmiast nadeszła następnego dnia). Zaopatrywali się w makaron na wypadek wojny z Amerykanami, bali się czegoś, niektórych „nagle” i „nigdy nie wiadomo”, niektórych planowanych trudności i dodatkowych nieszczęść.

Jak Shvonder śpiewał unisono w mieszkaniu nad głową zszokowanego profesora Preobrażenskiego: „Ciężkie lata odchodzą, tati-tat-tati-tat, inni przyjdą za nimi i będą też trudne”. Typ: nie możesz się zrelaksować, ponieważ ani wewnętrzny, ani nawet zewnętrzny wróg nie jest uśpiony. Budują intrygi. "Bądź gotów!" - "Zawsze gotowy!". Najpierw pokonamy wszystko, a dopiero potem…

Nieustanne oczekiwanie na świetlaną przyszłość przez dziesiątki milionów, kilka pokoleń ludzi nie zostało przez nikogo ośmieszane, ale wciąż nie wszyscy wiedzą, jak żyć. Niezależnie od tego, czy winna jest genetyka, czy trudne dzieciństwo, ale dla niektórych — na przykład dla mnie — tylko specjalnie przeszkolony doświadczony specjalista i długi okres leczenia może w tym pomóc. Więc wszystko działa.

Co robią teraz: żyją w długach, ale żyją dzisiaj

Chociaż wielu radzi sobie dobrze na własną rękę. Jakoś sami do niego doszli, zrozumieli: „Teraz albo nigdy!” Jest w duchu czasu. Dlatego to, co robią teraz: biorą kredyty, kupują wszystko, a potem albo oddają, albo nie. Żyją w długach, ale żyją dzisiaj.

A niektórzy wciąż wątpią w słuszność tej krótkowzroczności. A także frywolność. Ogólnie lekkość. Co, jeśli przyjmiemy skalę czysto ludzką, a nie państwową, militarną czy biznesowo-strategiczną, jest naszą jedyną szansą na szczęście. I jak się okazało, zgadzają się z tym pisarze dziecięcy, psychologowie, filozofowie, a nawet święte księgi. Szczęście, spokój, harmonia, radość, samo życie są możliwe tylko tu i teraz. A potem nic się nie dzieje. «Później» nie istnieje w naturze.

Ponownie, reklamodawcy (z których najlepsi obliczają wszystko) złapali trend i wykorzystują go tylko w ten sposób. W wesołych filmikach po prostu nie uratuję cię przed chuligańskimi staruszkami, szanowanymi menedżerami, którzy decydują się na zabawę w niegrzeczną, ciotkami zrywającymi obcasy i kąpiącymi się w fontannach…

Nikt nie pracuje, wszyscy żyją, cieszą się, co jakiś czas urządzamy sobie przerwy. „Buty do tego życia!”, „Żyj – graj!”, „Uczcij chwilę!”, „Zabierz wszystko z życia!”, „Smakuj życie”, a najprostsze i najbardziej cyniczne z paczki papierosów: „Żyj w teraźniejszość!” . Krótko mówiąc, nie chce się żyć z tych wszystkich wezwań do życia.

Ktoś, żeby nie cierpieć, musi czytać książki filozoficzne, a ja musiałam pisać długo i dziwnie lewą ręką

Jednak ze mną zawsze tak jest. Tylko trochę — nastrój spada i żyć… nie, nie chcę. Nie chce. Wszedłem w konflikt z wiecznie świętującym społeczeństwem, które już pojęło istotę nieznośnej lekkości bytu. Jak Madonna odpowiedziała dziennikarzowi na głupie pytanie: „Jaki jest sens życia?” „W nie cierpieniu”. I to jest słuszne.

Tylko ktoś, żeby nie cierpieć, musi czytać książki filozoficzne i rozwijać swój filozoficzny zez, ktoś potrzebuje butelki wódki Machaczkała, a ja musiałem pisać długo i dziwnie lewą ręką. To taka technika. Pisz lewą ręką różne rzeczy, w formie twierdzącej. Spróbuj przedostać się do podświadomości. To jak uczenie się od nowa pisania, jak uczenie się na nowo żyć. Wygląda jak modlitwa, jak poezja. „Bezpiecznie jest mi żyć”, „Bezpiecznie się raduję”, „Jestem szczęśliwa tu i teraz”.

W ogóle w to nie wierzyłem. Wszystkie te stwierdzenia można by mi przypisać tylko poprzez dodanie do każdej ogromnej cząstki NIE: „NIE jestem wolny”, „NIE jestem bezpieczny do życia”. A potem wydawało mi się, że puściło, łatwiej było mi oddychać, zapachy i dźwięki wróciły, jak po omdleniu. Pokochałam moje śniadanie, moje perfumy, moje wady, moje nowe buty, moje błędy, moje miłości, a nawet moją pracę. I naprawdę nie lubię tych, którzy po przeczytaniu „20 sposobów, aby stać się piękną” w dziale „psychologia” taniego magazynu dla kobiet, protekcjonalnie zauważają, że „to wszystko są kobiece kłopoty”.

Z jakiegoś powodu nikomu nigdy nie przychodzi do głowy chodzenie ze skręconą nogą, ale życie ze zwichniętym mózgiem jest uważane za normę.

„Czy jestem szalony, czy powinienem iść do psychologa?” O tak! Z jakiegoś powodu nikomu nigdy nie przychodzi do głowy chodzenie ze skręconą nogą, ale życie ze zwichniętym mózgiem, zatruwającym egzystencję siebie i innych, jest uważane za normę. Jak życie w wiecznym oczekiwaniu na kłopoty i wieczne nieprzygotowanie na radość. Więc w końcu jest bardziej znajomy: włosie — i nie będziesz zaskoczony!

Najeżeni ludzie, najeżone czasy, najeżone związki. Ale do tego nie wrócę. Nie chcę, żeby moje życie, jak te letnie wakacje, kończyło się w trakcie cieszenia się nim, tylko dlatego, że mój mózg jest przyzwyczajony do przygotowywania się na najgorsze.

„Aby życie nie wyglądało jak miód” lubił powtarzać szef, który, aby poradzić sobie z moim dobrym samopoczuciem, musiał mnie obciążyć dodatkową pracą. „To dziecko nie poradzi sobie z trudami życia” westchnęła moja mama, patrząc na moją córeczkę, całkowicie wykluczając możliwość, że trudy mogą nie nadejść.

„Dziś dużo się śmiejesz, jakbyś jutro nie musiał płakać” – zauważyła moja babcia. Wszyscy mieli swoje powody. Nie mam ich.

I lepiej być uważanym za nienormalnego pacjenta psychologa i pisać lewą ręką przez wiele dni, niż znowu ogłuchnąć, oślepnąć i stracić radosne przeczucia. Życie trzeba spędzić. A jeśli to pożyczka, to zgadzam się na wszelkie odsetki.

Dodaj komentarz