Według lekarzy rodzinnych teleporce ujawniły, że jesteśmy upośledzeni technologicznie, nieodpowiedzialni i często kłamiemy
Start Informacje podstawowe Jak przygotować się do e-wizyty? Usługi telemedyczne E-recepta Często zadawane pytania Umów się na wizytę

Lekarze narzekają, że podczas teleportacji możemy dostać się pod ich skórę nie gorzej niż podczas tradycyjnej wizyty. Często jednak nie mamy na to szansy, bo rozmowa się nie odbywa. Jeśli możesz zadzwonić do swojego lekarza rodzinnego, specjaliści są prawie nieosiągalni przez telefon. Dlatego ci, którzy mieli być szczególnie chronieni, szturmują kliniki. Dobijają się do zamkniętych drzwi lub czuwają na parkingach szpitalnych.

  1. Rozwój telemedycyny w Polsce przyspieszył z powodu pandemii COVID-19. Pacjenci i lekarze muszą przyzwyczaić się do nowego sposobu kontaktu. Jak pokazują historie lekarzy, nie jest to łatwe
  2. „Niedawno miałam wizytę u zarejestrowanego przez żonę pacjenta, który wybrał się na ryby. Był bardzo zdziwiony, że dzwonię i nie mógł rozmawiać, bo odstraszył rybę od znajomych »- piszą lekarze
  3. Według lekarzy pacjenci nie traktują teleportacji poważnie. Nie są przygotowani do rozmowy, nie odbierają telefonów, dzwonią i wysyłają smsy późnym wieczorem, nie szanują swojego czasu i czasu swoich lekarzy

Teleporady w dobie naprawy

Wraz z pandemią koronawirusa telewizory stały się głównym obszarem kontaktu pacjent-lekarz. Przyspieszył wdrażanie e-technik: telekonsultacji, e-recept, e-skierowań i e-zwolnień. Z jednej strony jest to fantastyczne, bo oszczędzamy czas i unikamy infekcji, z drugiej jednak przychodnie są zamknięte dla chorych.

– Powinniśmy traktować telemedycynę jako dziedzinę nauki – mówi prof. Bolesław Samoliński, specjalista ds. zdrowia publicznego, przewodniczący Rady Ekspertów Rzecznika Praw Pacjenta – systematycznie monitorować jej działanie. Wprowadzenie nowych procedur musi wiązać się z edukacją. Musi być także ewolucyjny, zgodny z ustaloną strategią. Polecenie przejścia z dnia na dzień na e-recepty byłoby błędem, bo np. osoby starsze ich nie rozumieją.

12 sierpnia ogłoszono rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie standardu organizacyjnego teleportacji w POZ. Wejdzie w życie pod koniec miesiąca. Przepisy dotyczą m.in. lekarza zapewniającego teleportację w celu ustalenia, czy jest to wystarczające do rozwiązania problemu lub poinformowania pacjenta o zgłoszeniu się do przychodni. Określają również sposób rejestracji pacjentów, formy poradnictwa zdalnego, kwestie organizacji pracy oraz gwarancje poufności.

Użyj teleportera

Lekarze wielu specjalności dostępni online w jednym miejscu. Umówić się na spotkanie!

Pacjenci mniej poważnie traktują kontakty telefoniczne

Lekarze dzwonią do pacjentów o ustalonej godzinie. Czasami połączenie jest nawiązywane i teleportacja przebiega płynnie. Czasami, po kilku nieudanych próbach, kapitulują, odnotowując to w dokumentacji. Pacjent może zasnąć, może być poza zasięgiem lub bateria może być słaba. Przykłady nieudanych teleportów umieścili medycy na jednym z fanpage na Facebooku:

  1. Niedawno miałam wizytę u zarejestrowanego przez żonę pacjenta, który wybrał się na ryby. Był bardzo zaskoczony, że dzwonię i nie mógł rozmawiać, bo odstraszył rybę od swoich przyjaciół.
  2. Ostatnio pacjent miał słaby zasięg, ciągle przerywał rozmowę, jak się okazało, pływał na rowerze wodnym po jeziorze.
  3. Babcia prosi o telefon za godzinę, bo aktualnie zbiera ziemniaki na polu.
  4. Z jednej strony pacjenci skarżą się na teleporty, a z drugiej… pacjentka dzwoni, że ma bóle w klatce piersiowej od 2 dni – mówię jej, żeby przyszła do kliniki na EKG – „ale byłam nad morzem przez dwa miesiące".
  5. Pani umówiła się na 8 rano, rejestrator mówi, że lekarz oddzwoni rano. Oddzwonię, oburzona, bo jest w pracy i nie może rozmawiać prywatnie. A nasza przychodnia jest czynna do 19 wieczorem, mogłaby umówić się na popołudniową teleportację. Jeden pacjent wrócił do sklepu i nie miał gdzie zapisać kodu recepty. Powiedziałem mu, że wyślę mu SMS-a, napiszę rekomendację jako przypomnienie. Nie zgodził się, uznał, że lepiej będzie krzyczeć na sprzedawcę, żeby dał mu kartkę i długopis…
  6. Moim hitem jest pacjent, który powiedział, że nie ma możliwości zapisania zaleceń, bo siedzi w toalecie.

Rozmowy są męczące, a pacjenci wysyłają do lekarzy wiadomości MMS lub SMS o północy. Ci, którzy otrzymują prywatny numer komórki lekarza dla wygody obu stron, nie zawsze rozumieją, że nie należy go używać. Dzwonią, kiedy tylko czują taką potrzebę.

– Często wykręcam numer wiele razy, zanim ktoś odbierze, zdarza się, że druga strona jest ciągle zajęta – mówi dr Katarzyna Śleziak-Barglik, kierownik poradni POZ w Rudzie Śląskiej. – Rozmowy też są inne. Czas reakcji pacjenta jest zwykle długi, a brak presji, że ktoś czeka na wizytę za drzwiami, wydłuża ją jeszcze. Nie wszyscy są odpowiednio przygotowani na mój telefon. A te nie mają długopisu, a to są strony.

Z drugiej strony wielu pacjentów poradni specjalistycznych nie może się dobić do rejestracji. W związku z pandemią nie wejdą również do placówki, aby umówić się na wizytę. Zabrani w ostateczność uciekają się do próby skontaktowania się z lekarzem na parkingu. Czekają na niego przed rozpoczęciem lub po zakończeniu pracy.

– Przy wejściu mamy ochronę – mówi lekarz specjalista z podwarszawskiego szpitala. – Nie wejdzie nikt, kto nie jest zatrudniony. Są dwa telefony, zawsze zajęte. Moi pacjenci dzwonią do mnie na prywatną komórkę. Mam tego dość, ale nie odmówię, więc proszę o napisanie maila, a potem wyślę go do znajomego w rejestracji. W ten sposób prowadzi się ewidencję. Nie dlatego, że istnieje taka procedura, ale dlatego, że rejestrator wyświadcza mi przysługę. A pacjent, który nie zna mojego e-maila lub telefonu komórkowego, zostaje bez pomocy. Tak chyba działa nie tylko u nas.

– Ludzie narzekają, że zbyt długo czekają na telefon, ale nie mogę zadzwonić do wszystkich od razu po ósmej – dodaje dr Anna Anddrukajtis, lekarz rodzinny z województwa. Pomorski. – Codziennie rano dostaję notatki, że ta pani chce być pierwsza, ta pani o ósmej, ten pan po 11, a ta o 10.30, bo wtedy ma przerwę w pracy. Kiedy jednak mam wcześniej na linii pacjenta, którego telepata trwa 20 minut, nie ma szans, że zdążę na czas. Próbuję później, ale facet pracujący nad taśmą albo nie zabiera tam telefonu komórkowego, albo nie słyszy dzwonka. Proszę o rejestrację maksymalnie 20 osób, bo wiem, że będą dodatkowe, które trzeba będzie nagrać, opisać, przepisać, a czasem zobaczyć. Posiadamy 3 telefony, z których jeden jest do własnego użytku, do teleportacji. Nie powinienem był odbierać, ale pacjenci, do których nie dzwoniłem, oddzwaniają, więc odbieram, czy to się podoba, czy nie, i każę im czekać, bo wypadli z kolejki. Straszna walka.

Lekarze POZ tęsknią za prawdziwymi wizytami

– Na początku trudno było przyzwyczaić się do braku pacjentów, a jak ktoś się wreszcie pojawił, to była radość – mówi lekarz rodzinny Paweł A. z województwa łódzkiego. – Ale teraz, kiedy myślę, że muszę iść do kliniki i znaleźć 40 osób stojących w kolejce przed gabinetem, boli mnie głowa. Dodatkowo 55 umawiam telefonicznie.

– Zdalna diagnostyka to nie lada wyzwanie – mówi dr Śleziak-Barglik. – Bałbym się diagnozy przez telefon młodego lekarza, bo mógłby się spodziewać, że z własnej inicjatywy wszystko mu powiem. W większości przypadków pacjenci nie wymieniają tego, co najważniejsze, trzeba ich kierować. Doświadczony lekarz ma za sobą połowę badania, gdy pacjent wchodzi do gabinetu. Obserwowanie, obserwowanie, jak pacjent się porusza, jaką ma energię, czy głowa jest podniesiona, jaka jest jego ekspresja, czy się nie potyka, to tak naprawdę połowa.

– Bez spotkania z pacjentem nie wiem, jaka jest jego mimika – mówi dr Anna Anddrukajtis – Obawiam się, że mi czegoś nie powie. Często pacjenci nie są w stanie wyartykułować, co ich boli i gdzie, mylą pojęcia. Rozmawiałem z młodym mężczyzną, który miał stulejkę, walczył z nią przez dwa miesiące iw końcu odważył się zadzwonić, gdy był sam w domu. Dużo trudniej jest o tym porozmawiać przez telefon niż po prostu pokazać to lekarzowi w gabinecie.

Nowe rozwiązania miały przynosić korzyści przede wszystkim dzieciom, kobietom w ciąży, osobom starszym, chorym na nowotwory lub chorym na choroby współistniejące, ponieważ wizyta w klinice może skutkować infekcją.

– Kiedy jesienią grypa połączy się z Covid-19, będzie katastrofa – przewiduje dr Piotr C. – Nie wiadomo, jak to odróżnić, nie ma szybkich testów. A jeśli przyjmę pacjenta z koronawirusem i on mnie zarazi, klinika będzie musiała zostać zamknięta, a 4 osoby pozostaną bez opieki. Jeśli podobna sytuacja wystąpi w drugiej klinice w moim mieście, to będzie 8. osób nie będzie miała lekarza. Więc może to dobrze, że nie widzimy pacjentów. Byłem teraz nad Bałtykiem, straszny tłum, ludzie w kolejkach po lody padają na głowy. A w tym tłumie tylko 6 osób w maskach. To musi się źle skończyć.

Starsi ludzie gubią się w niuansach telepatów

Pacjenci w wieku 65+ mają problemy z korzystaniem z telefonów komórkowych – takich obserwacji dokonała większość lekarzy POZ. Włączają je i wyłączają lub przypadkowo je włączają.

– Nie wszyscy rozumieją, co się do nich mówi przez telefon – zauważa dr Ewa F., lekarz z 20-letnim stażem. – Często powtarzam kod recepty kilka razy. Na koniec pytam, czy zapisałeś? TAk. Czy zapisałeś swoje rekomendacje? Jak brać leki? Tak. Oddycham z ulgą, a potem słyszę pytanie: doktorze, czy może mi pan jeszcze raz powiedzieć, jak brać te leki? Pół godziny po zakończeniu rozmowy synowa lub córka dzwoni, prosząc o kod recepty, bo mama podaje 5-cyfrowy.

Jeden z lekarzy zauważa: „Jeśli chodzi o komórki, w części społeczeństwa występuje niepełnosprawność techniczna. Pacjenci są głusi, a telefony stacjonarne piszczą, jakby mieli sto lat. Telewizory ryczą w tle, nic nie słychać. Większość seniorów nie zakładała kont pacjentów, ponieważ nie radzą sobie z profilem zaufanym ».

– Zgadnij, ile czasu zajmuje prawidłowe przeliterowanie i napisanie nazwy leku nifuroksazyt – pyta dr Piotr C. – A ja chciałbym do pacjentów wysyłać SMS-y lub e-maile, np. z prośbą o pomiar ciśnienia.

Nigdy nie ufaj pacjentowi w linkach

Lekarz mający z pacjentem jedynie kontakt werbalny musi stosować zasadę ograniczonego zaufania. Dla dobra pacjenta i jego samego. W przypadku wątpliwości, czy nie ma poprawy, powinien zlecić kontrolę, badanie fizykalne. Wtedy cokolwiek się stanie, sumienie pozostaje czyste.

„Jesteśmy pod cenzurą” – zauważa dr Anddrukajtis. – Wszystko, co piszemy, może kiedyś zostać wykorzystane przeciwko nam przez ZUS, KRUS, NFZ lub sądy.

– Pamiętam, że podczas szkolenia dla lekarzy rodzinnych wszyscy zgromadzeni na sali mówili, że zmieniają zawód – wspomina dr Ewa F. – Było nas kilkuset i słyszeliśmy, że każdy z nas może zostać ukarany przez Narodowy Zdrowie Fundusze, bo każdy ma w swojej dokumentacji coś, co według urzędników jest zrobione źle. Nie da się tego uniknąć, jeśli codziennie leczy się kilkudziesięciu pacjentów. Jedynym sposobem na przeżycie jest posiadanie takich pacjentów i leczenie ich tak, aby nigdy nie chcieli nas ścigać. Od lat jestem blisko moich pacjentów, część z nich traktuję jak rodzinę, więc jak przychodzą, wiesz, widuję ich w każdej chwili, wydłużając mój czas pracy.

– Narodowy Fundusz Zdrowia szuka swoich milionów – żartuje lekarz POZ z Pomorza. – Może trzymać się dowolnej formuły. Wyciągnij coś, o czym urzędnicy powiedzieli, że nie powinno było się przydarzyć pacjentowi, na przykład wypisanie recepty refundacyjnej dla nieubezpieczonego. Jeśli pacjent powie, że jest ubezpieczony, trzeba go wpisać, jeśli zapomnę, zapłacę grzywnę. Dokumentację można sprawdzać przez 5 lat. Wszystkie pieluchy, które sprawdzamy, to dużo pieniędzy. Niedawno zbadali dziewczynę, która była w naszej klinice 5 lat temu. Jej szef powiedział jej, że ją ubezpieczyła, a ona tego nie zrobiła. Dostała gorzej kosztujące lekarstwo, za ryczałt 5 zł, a pełnowartościowe 7 zł. Kara wynosiła 200 zł.

– Nie wierzymy pacjentom – podkreśla dr Anna Anddrukajtis. – Nawet jeśli pacjent podaje mi swoją temperaturę, nie wierzę w to. W biurze mierzyłbym go. Niedawno zapytałem 15-letnią dziewczynę, ile waży. Powiedziała, że ​​70 kg, a jak przyszła na pobranie krwi do zabiegu to waga pokazała 90. Często proszę o zdjęcia np. nóg z początku choroby i po zabiegu, więc porównywalne, a Zaznaczam, że mój numer komórki musi zostać usunięty natychmiast po teleportacji. Ile razy, kiedy pytam, co się dzieje w gastroskopii, pacjenci mówią, że wszystko jest w porządku. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę opisu. Kiedyś poprosiłem o przywiezienie opracowania do kserowania. Patrzę i tam helicobacter. Leczenie dwoma antybiotykami, kontrola zaplanowana za 3 miesiące. Więc pytam, nie widziałeś tego? Nie zauważyłem, a gdzie jest napisane? Tutaj. A tego nie widziałem.

– Wiele osób próbuje nas nakłonić do wypisania zwolnienia lekarskiego – mówi dr Śleziak-Barglik i dodaje: – Pacjent dwukrotnie kaszle na słuchawkę, mówi, że ma gorączkę. Nie wpuszczę go już do kliniki, więc powinienem wypisać L4. Wyznaję zasadę ograniczonego zaufania, wydaję L4, ale gdy pacjent dzwoni ponownie i mówi, że nie zdał, zapraszam do kliniki. Nie muszę wystawiać zwolnienia bez badania. Mogę… i robię to dla pacjentów poddanych kwarantannie, zakażonych COVID lub wiem, że nie oszukują, ponieważ zgłaszają skargi, których mogę się od nich spodziewać. Z drugiej strony zupełnie nowego L4 nie wydaję na odległość. Uważam, że jeśli założę maskę i przyłbicę, mogę przyjmować pacjentów z takim samym ryzykiem, jak idąc do supermarketu.

Teleportacja nie zastąpi tradycyjnych wizyt

Wszyscy lekarze rodzinni zgadzają się, że telepaci oszczędzają dużo czasu. Przy okazji przepisywania leków nie słuchają życiowych przygód pacjentów oraz ich najbliższej i dalszej rodziny. Pacjent nie musi wystawiać zaświadczeń do ZUS czy KRUS, a gdy miał kłopoty osobiście, zawsze o czymś pamiętał.

Niektórzy doceniają puste poczekalnie w poniedziałkowe poranki, bo tłumy na korytarzach potęgują stres.

– Wizyty w telewizji to zdecydowanie świetny sposób na uzyskanie skierowania do specjalisty – mówi dr Katarzyna Śleziak-Barglik. – Jeśli pacjent chce np. skierować do diabetologa, bo jego cukier jest nieprawidłowy, nie musi do mnie przychodzić. Na plus zaliczyłbym również e-recepty, a także modyfikacje w leczeniu chorób przewlekłych, takich jak cukrzyca i nadciśnienie.

– Z jednej strony telepaci są w porządku – mówi kardiolog dr Paweł Basiukiewicz – ale z drugiej wiele osób nie jest w stanie dostać się do lekarza. A jeśli uda Ci się zadzwonić, musisz porozmawiać z kilkoma specjalistami, aby uzyskać skierowanie na badania. Wszystko jest do góry nogami.

– Poszerzyły się nasze możliwości – zauważa dr Śleziak-Barglik: – Na przykład dzwoni do mnie córka chorej starszej pani. Chce rozmawiać, ale dużo pracuje i nie widzi mnie. Umawiam się na telefon, wyjmuję akta jej matki, przeglądam je i dyskutuję. Jest zadowolona, ​​bo dowiedziała się czegoś o leczeniu, ja też jestem zadowolona, ​​bo dowiedziałam się czegoś o pacjencie, którego dawno nie widziałam.

– Jest więcej zysków niż strat – podsumowuje prof. samoliński. – Po stronie zysku zwracamy uwagę na to, że nie musisz zawracać sobie głowy wizytą u lekarza. Czasem pacjenci potrzebują błahej porady lub recepty, a wtedy marnowanie pół dnia na dotarcie do lekarza, czekanie na swoje i narażenie się na osoby zarażone koronawirusem lub inną chorobą, jest znacznie mniej mądre niż użycie teleportacji.

Profesor, podobnie jak lekarze rodzinni, dostrzega wady w postaci prawdopodobieństwa przeoczenia niektórych objawów. Podkreśla, że ​​oficjalne standardy jeszcze nie weszły w życie, a lekarze pracujący w szpitalach alarmują, że trafiają do nich pacjenci w gorszym stanie niż w okresie przedtelemedycznym.

Podsumowując, teleportacja jest najlepsza dla pacjentów, którzy wracają do zdrowia lub są stabilni, którzy przewlekle przyjmują leki, a rada dotyczy tylko przedłużenia lub konsultacji, gdy pacjent jest czegoś niepewny. Jednak dla tych, którzy mają nagłe stany, ostre stany, nowe objawy lub dolegliwości, teleportacja staje się ryzykowna.

– Najważniejsze jest zbudowanie wyraźnej linii podziału, do której teleportacja jest OK, a od której nie – mówi prof. samoliński. – I każdy może o tym decydować. Zarówno pacjent, bo jeśli czuje się bardzo źle, porada telefoniczna nie wyjdzie mu na dobre, jak i lekarz, który znając objawy alarmowe decyduje się na wizytę u pacjenta.

Czy byliśmy gotowi na telemedycynę przed pandemią?

– Pandemia zaskoczyła wszystkich – zarówno pacjentów, jak i służbę zdrowia. W marcu tylko kilka procent placówek medycznych było gotowych do świadczenia usług telemedycznych – tłumaczy Rafał Piszczek z serwisu haloDoctor Medonet.

– System uratowało wprowadzenie ereceptów kilka miesięcy wcześniej, co należy uznać za przełomowy krok w kierunku rozwoju telemedycyny. Erecepta umożliwiła zbudowanie szeregu usług telemedycznych oraz wystawienie pacjentowi recepty poprzez SMS i e-mail, wokół których można było sprawnie zbudować cały system telemedyczny.

Jak tłumaczy Piszczek, należy sobie uświadomić, że nawet w marcu telemedycyna, nawet dla NFZ czy ZUS, była synonimem rozmowy telefonicznej pacjenta z lekarzem, często z prywatnego numeru telefonu lekarza.

– Na całym świecie uzgodniono, że telemedycyna działa w Polsce, a w praktyce pacjenci mieli zupełnie inne odczucia, gdy krytycznie oceniali dostępność specjalistów podczas pandemii – mówi. – Po kilku miesiącach mamy kompleksowe rozwiązania, które bez problemu może wdrożyć w kilka dni przez każdą placówkę medyczną. Mówię o takiej podstawowej funkcjonalności: począwszy od zapisania się do lekarza na wizytę online o wybranej godzinie, możliwość przesłania wyników badań przed wizytą, przesłanie zdjęć, szczegółowy opis choroby, i kontynuowanie bezpiecznej rozmowy do lekarza na specjalnym czacie wideo. Lekarz wystawi receptę lub L4 w czasie rzeczywistym (jeśli uzna to za konieczne). Jednocześnie obserwujemy dynamiczny rozwój domowych urządzeń telemedycznych, które wraz z konsultacją medyczną stają się dobrym uzupełnieniem tradycyjnych wizyt – dodaje Rafał Piszczek.

Redakcja rekomenduje:

  1. Co wiemy o śmiertelności z powodu koronawirusa w Polsce?
  2. Polska Akademia Nauk: w szkołach maski na twarz powinny być obowiązkowe dla personelu i starszych dzieci
  3. Terapia plazmowa dla rekonwalescentów dla pacjentów z COVID-19. Co wiemy o jego skuteczności?

Zawartość serwisu medTvoiLokony ma na celu usprawnienie, a nie zastąpienie kontaktu pomiędzy Użytkownikiem Serwisu a jego lekarzem. Serwis przeznaczony jest wyłącznie do celów informacyjnych i edukacyjnych. Przed skorzystaniem z wiedzy specjalistycznej, w szczególności porad medycznych, zawartych w naszym Serwisie, należy skonsultować się z lekarzem. Administrator nie ponosi żadnych konsekwencji wynikających z wykorzystania informacji zawartych w Serwisie. Potrzebujesz konsultacji lekarskiej lub e-recepty? Wejdź na halodoctor.pl, gdzie uzyskasz pomoc online – szybko, bezpiecznie i bez wychodzenia z domu.

Dodaj komentarz