Dlaczego ofiary przemocy często nie mogą opuścić swoich sprawców?

„Dlaczego po prostu nie odejść, kiedy sprawy mają się tak źle?” — najczęstsza reakcja w odpowiedzi na historie, że ktoś jest ofiarą przemocy domowej, upokorzenia, znęcania się. Ale oczywiście wszystko nie jest takie proste: poważne powody sprawiają, że ofiara nadal tkwi w bolesnym związku.

Istnieje wiele mitów na temat przemocy domowej i innych form zastraszania. Wielu błędnie uważa, że ​​ofiarami takiego traktowania są masochiści, którzy lubią być torturowani. Podobno „poprosili o to” lub „sprowokowali” swojego partnera do nadużyć.

Cokolwiek powie lub zrobi inna osoba, jesteśmy odpowiedzialni za własne czyny. Na każdy problem istnieje wiele rozwiązań bez użycia przemocy. Ale oprawcy często uważają, że to partner jest odpowiedzialny za ich zachowanie, a nawet za wszelkie problemy w związku. Co najgorsze, ofiara myśli w ten sam sposób.

Typowy cykl bullyingu zwykle wygląda mniej więcej tak. Dochodzi do gwałtownego incydentu. Ofiara jest zła, przestraszona, zraniona, straumatyzowana. Trochę czasu mija, a związek wraca do „normalności”: zaczynają się kłótnie, rośnie napięcie. U szczytu napięcia dochodzi do „wybuchu” — nowego gwałtownego incydentu. Następnie cykl się powtarza.

Po brutalnym incydencie ofiara zaczyna analizować swoje zachowanie i próbuje zmienić

W okresach „ciszy”, bez przemocy i nadużyć, ofiara zwykle przechodzi przez kilka etapów. Ona jest:

1. Czekanie kiedy partner się uspokoi i znów stanie się „normalny”.

2. Zapomina o brutalnym incydencie, postanawia przebaczyć dręczycielowi i zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

3. Próbuje wyjaśnić partnerowi, w czym się myli. Ofierze wydaje się, że jeśli potrafi pokazać dręczycielowi, jak irracjonalnie się zachowuje i jak bardzo ją boli, to „zrozumie wszystko” i zmieni się.

4. Myśli, jak ją zmienić. Prześladowca zwykle próbuje przekonać ofiarę, że nie postrzega ona odpowiednio rzeczywistości. Po brutalnym incydencie ofiara zaczyna analizować swoje zachowanie i stara się zmienić, aby przemoc się nie powtórzyła.

Wielu profesjonalistów, w tym psychoterapeuci i księża, udzielając porad ofiarom przemocy w rodzinie, nie traktuje ich z należytą sympatią i zrozumieniem. Często zastanawiają się, dlaczego nie zrywają relacji z oprawcą. Ale jeśli spróbujesz to rozgryźć, często może się okazać, że dana osoba nie odchodzi, ponieważ w głębi duszy współczuje swojemu partnerowi, wierząc, że jest to „naprawdę bardzo trudne dla niego”.

Ofiara często nieświadomie identyfikuje się z „urazem wewnętrznym dziecka” oprawcy. Wydaje jej się, że na pewno się zmieni, jeśli tylko zrozumie, jak „lepiej go kochać”. Przekonuje samą siebie, że krzywdzi ją tylko dlatego, że sam dręczy go wewnętrzny ból i po prostu wyładowuje go na tych, którzy wpadają pod pachę, a nie od zła.

Najczęściej zachowują się w ten sposób z powodu doświadczeń z wczesnego dzieciństwa, w których rozwinęli niezwykłą zdolność do empatii — na przykład, gdy w dzieciństwie musieli patrzeć na zastraszanie swojego rodzica, brata lub siostrę i dotkliwie odczuwali własną bezradność.

Ofiara wpada w błędne koło „przymusu powtarzania”, próbując naprawić krzywdę, której była świadkiem jako dziecko.

A teraz osoba dojrzała, nawiązał romantyczny związek, ale uśpione traumatyczne wspomnienia nie zniknęły, a wewnętrzny konflikt wciąż wymaga rozwiązania. Żal jej dręczyciela, wpada w błędne koło „obsesyjnego powtarzania”, jakby w kółko próbując „skorygować” niesprawiedliwość, którą obserwowała w dzieciństwie. Ale jeśli spróbuje „lepiej kochać” swojego partnera, po prostu wykorzysta to, by manipulować nią jeszcze subtelniej, wykorzystując jej zdolność do empatii do własnych celów.

Nawet jeśli inni widzą, jak skandalicznie i obrzydliwie zachowuje się oprawca, ofiara często ma trudności z uświadomieniem sobie tego. Otrzymuje rodzaj amnezji w związku z jej nadużyciem; praktycznie zapomina o wszystkich złych rzeczach, które wydarzyły się w związku. W ten sposób jej psychika stara się chronić przed emocjonalną traumą. Musisz zrozumieć: to naprawdę sposób ochrony, chociaż najbardziej niezdrowy i nieproduktywny.


Źródło: PsychoCentral.

Dodaj komentarz