Psychologia

Czasami tak się dzieje: proponuje się nam dokonanie bolesnego wyboru, gdy obie opcje są gorsze. Albo oba są lepsze. A ten wybór może wydawać się konieczny i bezsporny. W przeciwnym razie ktoś niewinny z pewnością ucierpi, a najwyższa sprawiedliwość zostanie naruszona.

Komu pomóc — choremu dziecku czy choremu dorosłemu? Przed takim rozdzierającym duszą wybór stawia widza reklamującego fundację charytatywną. Na kogo wydać budżetowe pieniądze — na ciężko chorych czy jeszcze zdrowych? Taki okrutny dylemat stawia członek Izby Publicznej. Czasami tak się dzieje: proponuje się nam dokonanie bolesnego wyboru, gdy obie opcje są gorsze. Albo oba są lepsze. A ten wybór może wydawać się konieczny i bezsporny. W przeciwnym razie ktoś niewinny z pewnością ucierpi, a najwyższa sprawiedliwość zostanie naruszona.

Ale dokonując tego wyboru, w każdym razie pomylisz się i w stosunku do kogoś okażesz się potworem. Czy pomagasz dzieciom? A kto wtedy pomoże dorosłym? Ach, jesteś za pomoc dorosłym… Więc niech dzieci cierpią?! Jakim jesteś potworem! Ten wybór dzieli ludzi na dwa obozy — urażonych i potwornych. Przedstawiciele każdego obozu uważają się za obrażonych, a przeciwnicy — potwornych.

Czytaj więcej:

W liceum miałam koleżankę z klasy, Lenyę G., która lubiła stawiać takie moralne dylematy piątoklasistom. „Jeśli bandyci włamią się do twojego domu, kogo nie pozwolisz im zabić — mama czy tata?” - zapytał młody tester dusz, spoglądając z ciekawością na swojego zdezorientowanego rozmówcę. „Jeśli dadzą ci milion, czy zgodzisz się zrzucić psa z dachu?” — Pytania Leni sprawdziły twoje wartości, albo, jak mówili w szkole, zabrali cię na popis. W naszej klasie był osobą popularną, więc prawie bezkarnie czerpał przyjemność z moralnej udręki kolegów z klasy. A kiedy kontynuował swoje humanitarne eksperymenty w równoległych klasach, ktoś go kopnął, a badania Leni G. przerodziły się w konflikt klasowy z udziałem uczniów szkół średnich.

Następnym razem stanąłem przed bolesnym wyborem, gdy uczyłem się prowadzenia treningu psychologicznego. Mieliśmy m.in. gry grupowe, które stawiały dylematy moralne. Teraz, jeśli zdecydujesz komu dać pieniądze na leczenie raka — młody geniusz, który wymyśli, jak uratować ludzkość w przyszłości, czy profesor w średnim wieku, który już nad tym pracuje, to kto? Jeśli uciekasz z tonącego statku, kogo zabierzesz na ostatnią łódź? Celem tych gier było, o ile pamiętam, przetestowanie grupy pod kątem skuteczności w podejmowaniu decyzji. W naszej grupie spójność z wydajnością z jakiegoś powodu natychmiast spadła — uczestnicy kłócili się, aż byli ochrypły. A gospodarze tylko namawiali: dopóki nie zdecydujesz, statek tonie, a młody geniusz umiera.

Czytaj więcej:

Wydawać by się mogło, że samo życie dyktuje potrzebę takiego wyboru. Że na pewno będziesz musiał wybrać, kogo pozwolisz zabić — mamę czy tatę. Albo na kogo wydać pieniądze z budżetu jednego z najbogatszych w surowce krajów świata. Ale tutaj ważne jest, aby zwrócić uwagę: jakim głosem nagle zaczyna dyktować życie? A te głosy i sformułowania są w jakiś sposób podejrzanie podobne w działaniu na ludzi. Z jakiegoś powodu nie pomagają lepiej, nie szukają nowych możliwości i perspektyw. Zawężają perspektywy i zamykają możliwości. A ci ludzie są z jednej strony zdezorientowani i przerażeni. Z drugiej strony stawiają ludzi w szczególnej roli, która może wywoływać podekscytowanie, a nawet podniecenie — rolę tego, kto decyduje o losie. Tego, który myśli w imieniu państwa lub ludzkości, który jest dla nich cenniejszy i ważniejszy — dzieci, dorosłych, matki, ojcowie, ciężko chorzy lub jeszcze zdrowi. I wtedy zaczynają się konflikty wartości, ludzie zaczynają być przyjaciółmi i wrogością. A osoba, która dyktuje wybór, rzekomo w imieniu życia, dostaje rolę takiego przywódcy cienia — w pewnym sensie szarego kardynała i Karabasa-Barabasa. Prowokował ludzi do emocji i konfliktów, zmuszał do zajęcia jednoznacznej i skrajnej postawy. Do pewnego stopnia było tak, jakby je sprawdzał, sprawdzał pod kątem wartości, czym one są — zabrał je na pokaz wartości.

Bolesnym wyborem jest taka wędrowna fabuła, która w pewien sposób załamuje rzeczywistość. To okulary, przez które widzimy tylko dwie opcje, nie więcej. I musimy wybrać tylko jeden, to są zasady gry, które ustalił ten, który założył ci te okulary. Kiedyś psycholog Daniel Kahneman i współpracownicy przeprowadzili badania, które wykazały, że sformułowania wpływają na wybór ludzi. Na przykład, jeśli zostanie zaoferowany wybór — aby uratować 200 z 600 osób przed epidemią lub stracić 400 osób z 600, ludzie wybierają pierwszy. Jedyna różnica polega na sformułowaniu. Kahneman otrzymał Nagrodę Nobla za badania z zakresu ekonomii behawioralnej. Aż trudno uwierzyć, że słowa mogą mieć taki wpływ na to, jak dokonujemy wyborów. I okazuje się, że potrzebę trudnego wyboru dyktuje nam nie tyle życie, ile słowa, którymi je opisujemy. A są słowa, dzięki którym można zdobyć władzę nad emocjami i zachowaniem ludzi. Ale jeśli w życiu trudno jest zadawać krytyczne pytania, a nawet odmawiać, to całkiem możliwe, że osoba, która podejmie się dyktowania czegoś w jej imieniu.

Dodaj komentarz