Świadectwo: „Cierpiałem na fobie impulsywne, ten lęk przed popełnieniem aktu przemocy wbrew sobie”

„To właśnie podczas rodzinnych wakacji pojawiły się moje pierwsze agresywne obsesje: gdy pewnego wieczoru trzymałem nóż kuchenny, widziałem siebie, jak dźgałem moich rodziców i brata. Jakby ogarnięty niepohamowanym pragnieniem, któremu towarzyszyły niezwykle gwałtowne obrazy, byłem przekonany, że jestem zdolny do działania, jeśli posłucham tego małego głosu, który wezwał mnie do zniszczenia własnej rodziny u szczytu moich trzynastu lat. Choć wtedy o tym nie wiedziałam, po prostu cierpiałam na tak zwane fobie impulsowe, czyli zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, charakteryzujące się lękiem przed utratą kontroli i popełnieniem wobec siebie aktu przemocy. lub inne. 

Kolejne lata były naznaczone podobnymi epizodami. Nie mogłem podejść do peronu, dopóki nie przyjechał pociąg, bojąc się, że wpadnę w impuls i wepchnę kogoś na tory. W samochodzie wyobrażałem sobie, że skręcam kierownicą i wjeżdżam w drzewo lub inny pojazd. Martwiło mnie to już wtedy, ale w mniejszym stopniu. 

Co to jest fobia impulsywna?

Fobia impulsywna jest obsesyjną obsesją lub obawą przed popełnieniem agresywnego, gwałtownego i/lub nagannego czynu i jest moralnie zabroniona. Na przykład napaść na kogoś z nożem w ręku, wepchnięcie pasażera pod pociąg, jeśli jesteś na peronie… To zaburzenie może również dotyczyć czynów, które popełniono na własnych dzieciach. Te nawiedzone myśli nigdy nie przekładają się na działanie. 

Fobie impulsowe należą do rodziny OCD i mogą pojawić się już po porodzie, chociaż wiele mam nie ma odwagi o tym mówić. Zarządzanie fobiami impulsowymi zasadniczo opiera się na psychoterapii, a w szczególności na terapii poznawczo-behawioralnej (CBT). Delikatne podejścia, takie jak medytacja uważności lub ziołolecznictwo, mogą być również skuteczne. 

„Ogarnęły mnie myśli, które zmroziły mi krew”

Kiedy w 2017 roku urodziłam swoje pierwsze dziecko, scenariusze te przybrały szczególnie niepokojący obrót. Ogarnęły mnie myśli, które zmroziły mi krew i których celem był mój syn, istota, która była dla mnie najważniejsza. 

Zagnieżdżone w moim umyśle, bez mojej woli, te okropne pomysły zrodziły błędne koło niekończących się rozmyślań, a przyziemne gesty codziennego życia przybrały tak bolesny charakter, że nie mogłem już ich wykonywać. pojedynczy. Na przykład nie wchodziło w rachubę zbliżanie się do noży czy okien, bodźców „fobogenicznych”, które wywoływały wszelkiego rodzaju doznania fizyczne, napięcia i wprawiały mnie w takie emocjonalne przygnębienie, że bałam się tego pomysłu. że mój mąż zostawił nas do pracy. Sama też nie mogłam się kąpać, bojąc się go utopić. 

Od pierwszych miesięcy mojego syna i pierwszych kroków jako matki mam wspomnienia z radością i żalem, zwłaszcza pochylania się w obliczu moich lęków. Byłem tak spanikowany i przekonany, że te myśli mogą zawierać element prawdy i że wdrożenie strategii unikania pozwoli mi wyjść z rutyny. Musiałem odkryć, że to właśnie te złe odruchy zapładniają podłoże strachu i pozwalają rozkwitać tym wszystkim niepokojącym schematom, nawet jeśli są one sprzeczne z naszymi wartościami. 

 

Odbieraj swoje myśli z życzliwością

Rozumiejąc to, mogłem nauczyć się lepiej nimi zarządzać w ciągu kilku miesięcy, zwłaszcza poprzez medytację uważności. Przyznam, że początkowo byłam bardzo oporna, sam pomysł siedzenia przez kilka minut i obserwowania własnego oddechu wydawał mi się kompletnie absurdalny. Jak wyglądałabym siedząc ze skrzyżowanymi nogami na środku pokoju z zamkniętymi oczami, gdyby mój mąż nagle się przewrócił?! Nadal grałem w tę grę, medytując dziesięć minut dziennie przez tydzień, potem miesiąc, potem rok, czasami robiąc sesje dłuższe niż godzinę, co początkowo wydawało mi się niewyobrażalne. 

Pozwoliło mi to nauczyć się powstrzymywać ten strumień negatywnych myśli, wystawiając się na nie i witając je z życzliwością, bez osądzania, zamiast starać się ich unikać lub walczyć z nimi. Chociaż konsultowałam się z kilkoma psychiatrami, jestem przekonana, że ​​najlepszą terapią jest medytacja uważności i praca, którą przez miesiące skłoniła mnie do wykonania na sobie. 

Obserwowanie i akceptowanie tego, co dzieje się w naszej głowie i w naszym ciele, będąc naprawdę obecnymi, zachęca nas do zmiany relacji z naszymi myślami i uczuciami, niezależnie od tego, czy są dobre, czy złe. 

„Mieć odwagę, by o tym porozmawiać, oznacza również uznanie swoich lęków”

Po tym, jak kilka miesięcy temu urodziła drugie dziecko, widziałam postępy i drogę, jaką przebyła od urodzenia jej brata. Chociaż wcześniej nie odważyłam się o tym mówić (to ten rodzaj szczegółów, które wolimy trzymać w tajemnicy!), ten krok w tył zachęcił mnie do ostatecznego omówienia tego schorzenia z moimi bliskimi, a nawet do napisania książki o wszystkich techniki, które pomogły mi go przezwyciężyć. Mieć odwagę, by o tym porozmawiać, oznacza także przyznanie się do własnych lęków. 

Dziś nie jestem wyleczony z tych fobii impulsowych, bo tak naprawdę nigdy się ich nie leczy, ale udało mi się pozbyć ich wpływu, wyraźnie ograniczając agresywne myśli, które już prawie nie powstają. W każdym razie nie przywiązuję do tego większej wagi, teraz, kiedy wiem, że wszystko dzieje się w mojej głowie i że nigdy nie podejmę działań. I to jest prawdziwe zwycięstwo mojego rozwoju osobistego. “

       Morgana Rosa

Dodaj komentarz