Referencje: „Miałam problem z pokochaniem mojego dziecka”

„Nie mogłem myśleć o sobie jako o mamie, nazwałem ją „dzieckiem”. Méloée, mama 10-miesięcznego chłopca


„Mieszkam w Peru z mężem, który jest Peruwiańczykiem. Pomyślałam, że ciężko będzie zajść w ciążę w sposób naturalny, ponieważ w wieku 20 lat zdiagnozowano u mnie zespół policystycznych jajników. W końcu ta ciąża wydarzyła się, nawet jej nie planując. Nigdy nie czułem się tak dobrze w swoim ciele. Uwielbiałam czuć jego ciosy, widzieć, jak mój żołądek się porusza. Prawdziwie wymarzona ciąża! Zrobiłam wiele badań na temat karmienia piersią, noszenia dzieci, wspólnego spania… aby być jak najbardziej opiekuńczą i matką. Urodziłam w znacznie bardziej niepewnych warunkach niż te, które mamy szczęście mieć we Francji. Przeczytałam setki opowiadań, wzięłam wszystkie zajęcia przygotowujące do porodu, napisałam piękny plan porodu… I wszystko okazało się przeciwieństwem tego, o czym marzyłam! Poród nie rozpoczął się, a indukcja oksytocyny była bardzo bolesna, bez znieczulenia zewnątrzoponowego. Ponieważ poród postępował bardzo wolno, a dziecko nie schodziło, przeszliśmy pilne cesarskie cięcie. Nic nie pamiętam, nie słyszałam ani nie widziałam mojego dziecka. Byłem samotny. Obudziłem się 2 godziny później i ponownie zasnąłem 1 godzinę. Więc poznałam moje dziecko 3 godziny po cesarskim cięciu. Kiedy w końcu wsadzili ją w moje ramiona, wyczerpana, nic nie czułem. Kilka dni później szybko zorientowałem się, że coś jest nie tak. Dużo płakałem. Pomysł bycia sam na sam z tą małą istotą strasznie mnie zmartwił. Nie czułam się matką, nie mogłam wymówić jej imienia, mówiłam „dziecko”. Jako nauczycielka edukacji specjalnej brałam kilka bardzo interesujących lekcji na temat przywiązania do matki.

Wiedziałem, że muszę być obecny fizycznie, ale także psychicznie dla mojego dziecka


Zrobiłem wszystko, aby walczyć z moimi lękami i wątpliwościami. Pierwszą osobą, z którą rozmawiałem, był mój partner. Wiedział, jak mnie wspierać, towarzyszyć, pomagać. Rozmawiałam o tym również z bardzo dobrą koleżanką, położną, która wiedziała, jak podejść ze mną do tego tematu matczynych trudności bez żadnych tabu, jak coś normalnego. Zrobiło mi to dużo dobrego! Co najmniej sześć miesięcy zajęło mi rozmawianie o swoich trudnościach bez wstydu, bez poczucia winy. Myślę też, że emigracja odegrała ważną rolę: nie miałam wokół siebie moich bliskich, żadnych punktów orientacyjnych, innej kultury, żadnych koleżanek matek, z którymi mogłabym rozmawiać. Czułem się bardzo odizolowany. Nasza relacja z synem została zbudowana z biegiem czasu. Powoli lubiłem go obserwować, mieć go w ramionach, patrzeć, jak dorasta. Patrząc wstecz, myślę, że nasza 5-miesięczna podróż do Francji pomogła mi. Przedstawienie syna moim bliskim sprawiło, że byłam szczęśliwa i dumna. Czułem już nie tylko „Méloée córkę, siostrę, przyjaciółkę”, ale także „Méloée matkę”. Dzisiaj jest mała miłość mojego życia. “

„Pochowałem swoje uczucia”. Fabienne, lat 32, matka 3-letniej dziewczynki.


„W wieku 28 lat byłam dumna i szczęśliwa mogąc ogłosić swoją ciążę mojej partnerce, która chciała mieć dziecko. Ja w tym czasie niezupełnie. Poddałem się, bo myślałem, że nigdy nie dostanę kliknięcia. Ciąża poszła dobrze. Skupiłam się na porodzie. Chciałem, żeby to było naturalne, w centrum porodowym. Wszystko poszło tak, jak chciałem, ponieważ większość pracy wykonywałem w domu. Byłam tak zrelaksowana, że ​​dotarłam do centrum porodowego zaledwie 20 minut przed narodzinami mojej córki! Kiedy mi go założono, doświadczyłem dziwnego zjawiska zwanego dysocjacją. Tak naprawdę to nie ja przeżywałam ten moment. Tak bardzo skupiłam się na porodzie, że zapomniałam, że będę musiała opiekować się dzieckiem. Próbowałam karmić piersią, a ponieważ powiedziano mi, że początki są skomplikowane, pomyślałam, że to normalne. Byłem w gazie. Właściwie nie chciałem się tym zajmować. Chciałem pogrzebać moje uczucia. Nie podobała mi się fizyczna bliskość dziecka, nie miałam ochoty nosić go ani robić „skóra do skóry”. Mimo to był dość „łatwym” dzieckiem, które dużo spało. Kiedy wróciłem do domu, płakałem, ale myślałem, że to baby blues. Trzy dni przed wznowieniem pracy przez mojego partnera w ogóle nie spałem. Czułem, że się chwieję.

Byłem w stanie nadmiernej czujności. To było niewyobrażalne, żebym była sama z moim dzieckiem.


Zadzwoniłam po pomoc do mamy. Jak tylko przyjechała, kazała mi iść i odpocząć. Zamknąłem się w swoim pokoju, żeby płakać cały dzień. Wieczorem miałem imponujący atak lęku. Podrapałem się po twarzy, krzycząc „chcę iść”, „chcę to zabrać”. Moja mama i mój partner zdali sobie sprawę, że jestem naprawdę zła. Następnego dnia z pomocą mojej położnej zostałam pod opieką na oddziale matka-dziecko. Byłem hospitalizowany w pełnym wymiarze przez dwa miesiące, co w końcu pozwoliło mi wyzdrowieć. Po prostu musiałem się mną zająć. Przestałam karmić piersią, co mnie ulżyło. Nie bałam się już sama opiekować się dzieckiem. Warsztaty arteterapii pozwoliły mi na powrót do swojej twórczej strony. Kiedy wróciłem, czułem się swobodniej, ale nadal nie miałem tej niezachwianej więzi. Nawet dzisiaj mój związek z córką jest ambiwalentny. Trudno mi się z nią rozstać, a jednak tego potrzebuję. Nie czuję tej ogromnej miłości, która cię przytłacza, ale to raczej małe przebłyski: kiedy się z nią śmieję, oboje wykonujemy różne czynności. Gdy dorośnie i potrzebuje mniej fizycznej bliskości, to ja teraz bardziej szukam jej uścisków! To tak, jakbym podążał ścieżką wstecz. Myślę, że macierzyństwo to egzystencjalna przygoda. Tych, które zmienią cię na zawsze. “

„Byłam zła na moje dziecko za ból po cesarskim cięciu”. Johanna, 26 lat, dwoje dzieci w wieku 2 i 15 miesięcy.


„Z moim mężem bardzo szybko podjęliśmy decyzję o posiadaniu dzieci. Zaręczyliśmy się i pobraliśmy kilka miesięcy po naszym poznaniu i gdy miałam 22 lata, zdecydowaliśmy się na dziecko. Moja ciąża przebiegła naprawdę dobrze. Zdałem nawet termin. W prywatnej klinice, w której byłem, poprosiłem o wyzwolenie. Nie miałam pojęcia, że ​​indukcja często kończy się cesarskim cięciem. Ufałam ginekologowi, bo dziesięć lat wcześniej urodziła moją matkę. Kiedy nam powiedział, że jest problem, że dziecko boli, zobaczyłam, że mój mąż robi się biały. Powiedziałem sobie, że muszę zachować spokój, uspokoić go. W pokoju nie dostałem znieczulenia podpajęczynówkowego. Albo to nie zadziałało. Nie czułem cięcia skalpela, z drugiej strony czułem, że ktoś majstrował przy moich wnętrznościach. Ból był taki, że płakałam. Błagałam, żebym znów uśpiła, ponownie założyłam środek znieczulający. Pod koniec cesarskiego cięcia pocałowałam dziecko, nie dlatego, że chciałam, ale po prostu dlatego, że kazano mi go pocałować. Potem „wyszedłem”. Zostałem całkowicie uśpiony, ponieważ obudziłem się długo później na sali pooperacyjnej. Widziałam mojego męża, który był z dzieckiem, ale nie miałam tego przepływu miłości. Byłem po prostu zmęczony, chciałem spać. Widziałam, jak mój mąż się poruszył, ale wciąż byłam za bardzo w tym, czego właśnie doświadczyłam. Następnego dnia chciałam udzielić pierwszej pomocy, kąpieli, pomimo bólu związanego z cesarskim cięciem. Powiedziałam sobie: „Jesteś mamą, musisz się tym zająć”. Nie chciałem być maminsynkiem. Od pierwszej nocy dziecko miało straszną kolkę. Nikt nie chciał go zabrać do żłobka przez pierwsze trzy noce, a ja nie spałam. W domu płakałam co noc. Mój mąż miał dość.

Za każdym razem, gdy moje dziecko płakało, płakałam razem z nim. Zadbałem o to dobrze, ale w ogóle nie czułem żadnej miłości.


Za każdym razem, gdy płakał, wracały do ​​mnie obrazy cesarskiego cięcia. Po półtora miesiąca omówiłam to z mężem. Szliśmy spać i wyjaśniłam mu, że jestem zła na naszego syna za to cesarskie cięcie, że boli mnie za każdym razem, gdy płakał. I zaraz po tej dyskusji, tamtego wieczoru, to było magiczne, trochę jak otwieranie bajki i uciekająca z niej tęcza. Rozmowa uwolniła mnie od ciężaru. Tej nocy spałem mocno. A rano w końcu poczułam ten ogromny przypływ miłości do mojego dziecka. Link powstał nagle. Po drugie, kiedy urodziłam drogą pochwową, wyzwolenie było takie, że miłość przyszła natychmiast. Nawet jeśli drugi poród przebiegł lepiej niż pierwszy, myślę, że szczególnie nie powinniśmy dokonywać porównań. Przede wszystkim nie żałuj. Trzeba pamiętać, że każdy poród jest inny i każde dziecko jest inne. “

 

 

Dodaj komentarz