Bunt mylony z depresją. Obserwuj swoje dziecko

Zgodnie ze swoją misją Redakcja MedTvoiLokony dokłada wszelkich starań, aby dostarczać rzetelne treści medyczne poparte najnowszą wiedzą naukową. Dodatkowa flaga „Sprawdzona treść” wskazuje, że artykuł został przejrzany lub napisany bezpośrednio przez lekarza. Ta dwustopniowa weryfikacja: dziennikarz medyczny i lekarz pozwala nam dostarczać treści najwyższej jakości, zgodne z aktualną wiedzą medyczną.

Nasze zaangażowanie w tym obszarze zostało docenione m.in. przez Stowarzyszenie Dziennikarzy dla Zdrowia, które przyznało redakcji MedTvoiLokony honorowy tytuł Wielkiego Edukatora.

Płacz, nerwowość, agresja, rozłąka z rodzicami – depresja i bunt u młodzieży są podobne. Zuzanna Opolska rozmawia z terapeutą Robertem Banasiewiczem o tym, jak je odróżnić. 10 października obchodzimy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego.

  1. 25 procent nastolatków potrzebuje wsparcia psychologicznego. Dzieci nie radzą sobie z samotnością, stresem, problemami w szkole i w domu
  2. Zaburzenia depresyjne wykazuje 20 proc. dzieci i młodzież poniżej 18 roku życia. Depresja wynosi od 4 do 8 proc. nastolatki
  3. Nie traktujmy młodzieńczego buntu każdego nastolatka jako czegoś naturalnego, z czego dziecko wyrośnie. Takie zachowanie może być objawem depresji. Nie zawsze oznacza to spadek energii i smutku. Czasem wręcz przeciwnie, z wzmożoną złością, agresją, wybuchami płaczu

Zuzanna Opolska, MedTvoiLokony: Objawy depresji u młodzieży są inne niż u dorosłych, często przypominają bunt. Jak możesz odróżnić jedno od drugiego?

Robert Banasiewicz, terapeuta: Po pierwsze, po co rozróżniać? Myślę, że nie powinniśmy lekceważyć młodzieńczego buntu. Znam wiele buntów, które zakończyły się tragicznie i wiele depresji, które dobrze zarządzane, pomogły młodym ludziom. Po drugie, ze względu na podobieństwo objawów nie jest łatwo je rozróżnić. Młodzieńczy bunt jest zwykle krótszy i bardziej dynamiczny. Dojrzewanie to trudny okres w naszym życiu – wszystko jest ważne, szalenie intensywne i rozdzierające serce. Warto się nad tym zastanowić, pamiętając własną przeszłość.

Jakie zachowania powinny nas martwić? Drażliwość, agresja, wycofywanie się z kontaktów z rówieśnikami?

Wszystko, co towarzyszy młodzieńczemu buntom, może być niepokojące: zmiana zachowania, rozłąka z rodzicami, zaniżone oceny, wagarowanie, niepokojące informacje od nauczycieli, „nowi”, podejrzani znajomi. Dlatego warto sprawdzić, jak naprawdę wygląda nasza wzajemna relacja. Czy znam przyjaciół mojego dziecka? Czy wiem, co robi po szkole? Jakiej muzyki słucha? Co lubi robić w wolnym czasie? Jakie strony odwiedza? Niezależnie od tego, czy dziecko cierpi na depresję, czy przeżywa młodzieńczy bunt, szuka lekarstwa… Mogą to być narkotyki, dopalacze, alkohol – co tylko znajdzie pod ręką.

Czasem jest jeszcze gorzej – samookaleczenia, próby samobójcze…

To prawda. Podczas zeszłorocznej konferencji „Bunt nastolatków czy depresja młodzieńcza – jak to odróżnić?” w Pustnikach dowiedziałem się, że najmłodsza osoba w Polsce, która popełniła samobójstwo, miała 6 lat. Nie uznałem tego. To było dla mnie za dużo. Z danych wynika, że ​​w 2016 roku 481 nastolatków próbowało popełnić samobójstwo, a 161 z nich odebrało sobie życie. To ogromne liczby, które dotyczą tylko naszego kraju i tylko przez rok.

Brytyjskie statystyki pokazują, że nastolatki zapadają na depresję w wieku 14 lat, czy twoje doświadczenie to potwierdza?

Tak, depresja w tym wieku może się objawiać. Nie zapominajmy jednak, że jest to proces, który gdzieś się zaczyna. Poza tym, że nasze dzieci uczą się w szkole równań i wzorów, to mają swoje własne problemy. Mieszkają w różnych domach i pochodzą z różnych rodzin. Ile z nich wychowują dziadkowie, a ile tylko matki? Dzieciaki próbują sobie z tym wszystkim poradzić, starają się od dłuższego czasu, a w wieku 14 lat jest coś takiego, że odważą się krzyczeć. To właśnie widzę podczas pracy z dziećmi. Czasami prosimy ich za dużo. Osiem godzin lekcji w szkole, korepetycje, zajęcia dodatkowe. Ilu rodziców chce chińskiego, fortepianu lub tenisa? Celowo mówię – rodzice. Naprawdę wszystko rozumiem, ale czy nasze dzieci muszą być we wszystkim najlepsze? Czy nie mogą być po prostu dziećmi?

W Polsce jest coraz więcej „rodziców helikopterów”. Czy rozłożony przez nas klosz może być więzieniem?

Istnieje różnica między opieką a nadopiekuńczością. Wbrew temu, co myślimy, „dzisiejsza nadopiekuńczość rodziców” nie oznacza rozmowy ani bycia razem. Nie mamy na to czasu. Potrafimy jednak skutecznie usunąć wszelkie przeszkody z drogi naszych dzieci. Nie uczymy ich postępowania w sytuacjach ekstremalnych i zupełnie niepotrzebnie obniżamy autorytet nauczycieli. W przeszłości, kiedy moja mama szła do sali konferencyjnej, miałam kłopoty. Dziś jest inaczej. Jeśli na spotkaniu pojawi się rodzic, nauczyciel ma kłopoty. Oznacza to, że dzieci nie doświadczają trudności procesowych, które powinny generować w nich pewnego rodzaju przeciwciała. Często słyszę słowa: moje dziecko cierpi w szkole. To normalne – 80 proc. uczniowie cierpią w szkole. Tylko, czy wiem, na co cierpi? Czy mogę to rozpoznać?

Standardowe pytanie rodzica: jak było w szkole? - niewystarczająco?

To jest pytanie, na które dzieci mają własne filtry. Odpowiedzą ok i mamy wrażenie, że wszystko jest w porządku. Jest kontakt, ale nie ma połączenia. Podobno coś trzeba zmienić. Usiądź z dzieckiem przy stole, spójrz mu w oczy i rozmawiaj jak z dorosłym. Zapytaj: jak się dzisiaj czuje? Nawet jeśli za pierwszym razem zmierzy nas jak kosmitę… Za drugim będzie lepiej. Niestety wielu dorosłych zakłada, że ​​dziecko to tylko „ludzki materiał”.

Słynne: dzieci i ryby nie mają głosu. Z jednej strony mamy rodziców, którzy nas nie rozumieją, az drugiej mamy środowisko rówieśnicze, w którym nie zawsze jesteśmy w stanie się odnaleźć. Czy dzieciom brakuje umiejętności społecznych?

Nie tylko oni. W końcu jesteśmy ssakami i jak wszystkie ssaki uczymy się naśladując naszych rodziców. Jeśli izolujemy się w telefonach, smartfonach i laptopach, co to za przykład?

Czy jednak winni są dorośli?

Nie chodzi o znalezienie winnego. Żyjemy w pewnej rzeczywistości i tak już pozostanie. Z jednej strony mamy coraz więcej akceleratorów, z drugiej strony ciśnienie zewnętrzne jest ogromne. To, że trzy razy więcej kobiet niż mężczyzn cierpi na depresję, wynika z czegoś. Ze względu na presję wizerunkową – kobieta powinna być szczupła, piękna i młoda. W przeciwnym razie nie ma czego szukać społecznie. Podobnie jest z chorym człowiekiem. Potrzebujemy ludzi nieskażonych żadnym bólem i cierpieniem, inni sprawiają nam dyskomfort.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że dzieci nie mają samoświadomości emocjonalnej. Uczniowie nie potrafią nazwać własnych uczuć?

Nie, ale my też nie. Gdybym zapytał, co czujesz tu i teraz?

To byłby problem…

Dokładnie, a uczuć jest co najmniej czterysta. Dzieci, tak jak my, mają problem z samoświadomością emocjonalną. Dlatego tak często mówię, że edukacja emocjonalna jako przedmiot w szkole jest tak samo potrzebna jak chemia czy matematyka. Dzieci naprawdę chcą rozmawiać o tym, co czują, kim są, kim chcą się stać…

Chcą odpowiedzi…

Tak, jeśli przyjdę na lekcję i powiem: dzisiaj rozmawiamy o narkotykach, uczniowie zapytają mnie: co chciałbym wiedzieć? Są doskonale wykształceni w tym temacie. Ale kiedy kładę Zosię na środku pokoju i pytam: co czuje, to nie wie. Pytam Kasię, która siedzi obok Ciebie: co myślisz, co czuje Zosia? – Może zakłopotanie – to odpowiedź. Więc ktoś z boku potrafi to nazwać i założyć Zosi buty. Jeśli nie rozwijamy w Kasi empatii – to źle, a jeśli nie uczymy Zosi samoświadomości emocjonalnej – jest jeszcze gorzej.

Czy młodzież cierpiąca na zaburzenia depresyjne jest traktowana jak dorośli?

Z pewnością istnieją różnice w podejściu do problemu u dorosłych iu dzieci, elementy osobistego doświadczenia, mądrość życiowa, odporność na stres. Oczywiście w terapii dzieci i młodzieży musi obowiązywać nieco inna nomenklatura, inaczej trzeba sięgnąć po treść. Inaczej też budowana jest relacja terapeutyczna. Mamy jednak temat tej samej osoby. Jeden młodszy, drugi starszy, ale mężczyzna. Moim zdaniem ważne jest, aby oswoić depresję, nauczyć się z nią żyć i mimo to. Jeśli więc depresja kładzie mnie do łóżka, otula kocem i zmusza do leżenia po ciemku, może uchronić mnie przed innymi dramatycznymi decyzjami. Kiedy zaczynam na to patrzeć w ten sposób, szukam w sobie takiej wdzięczności jak Wiktor Osiatyński, który powiedział: Gdybym nie znalazł alkoholu, odebrałbym sobie życie. Dobrze pamiętam swój epizod depresyjny – przechodziłam rozwód, straciłam pracę, miałam problemy ze zdrowiem i nagle popadłam w trzymiesięczny stan zupełnego otępienia i beznadziejności. Paradoksalnie dzięki temu przeżyłem. Zamiast marnować energię na walkę z depresją, warto ją zrozumieć i oswoić. Bez względu na ilość przyjmowanych leków wciąż musimy wstać i znaleźć wystarczający powód, by żyć każdego dnia.

Z danych wynika, że ​​zaburzenia depresyjne występują w 20 proc. dzieci i młodzież do 18 roku życia. Na tle dorosłych – dużo czy mało?

Myślę, że wygląda bardzo podobnie. Ale po co odwoływać się do liczb? Żeby tylko uspokoić resztę? Bez względu na procent nadal wstydzimy się depresji. Cały świat mówi o tym od dawna jako o chorobie cywilizacyjnej, a my siedzimy w jakimś zaścianku. Trzeba to zaakceptować i znaleźć rozwiązania, nie tylko farmakologiczne. Zamiast wpadać w złość i wściekać się na to, dlaczego ja?, powinniśmy uczestniczyć w procesie terapeutycznym. Dowiedz się, co daje mi depresja i jak mogę z nią żyć. Kiedy mam cukrzycę i mój lekarz każe mi brać insulinę, nie kłócę się z nim. Gdyby jednak zalecił mi terapię, mówię: innym razem… Gdyby w szkołach, jak marzyłem, odbywały się zajęcia z edukacji emocjonalnej, a w zakładach pracy organizowano konferencje i szkolenia na temat zaburzeń depresyjnych, byłoby inaczej. Z drugiej strony co roku rozmawiamy o depresji w dniu 23.02.XNUMX, a potem o tym zapominamy. Generalnie lubimy obchodzić rocznice – Międzynarodowy Dzień Walki z Depresją, do zobaczenia na następnym zlocie.

Dlaczego depresja powraca i jak z nią walczyć?

Robert Banasiewicz, specjalista terapii uzależnień

Dodaj komentarz