Psychologia

Chodźmy: choinki w supermarketach, Mikołaje w McDonald's. Staramy się tworzyć, łapać, przeżywać nadejście Nowego Roku jako święto. I jest coraz gorzej. Bo radość i zabawa przychodzą tylko wtedy, gdy w relacjach z samym sobą wszystko jest dobrze. I zamiast porządkować swoje życie, jemy nerwice majonezem i zastanawiamy się, dlaczego Nowy Rok nie przynosi odnowy. Przygotowanie do niej od dawna przekształciło się w wakacje, w których atrybuty pochłaniały treść.

Tutaj, jak się wydaje, do 1 września kupili tylko nowe piórniki dla dzieci i buty „na jesień” — dla siebie, a w oknie ktoś już powiesił noworoczny wianek, a na przeciwległym balkonie miga nieregularnie, kobieta w różowym szlafroku zawsze pali. Dwa lata w tym samym miejscu.

A może wydaje mi się, że nie jest rytmiczna? Może straciłem rytm i dlatego uważam, że na przygotowania do Nowego Roku jest za wcześnie. Bo jaki jest pożytek z burzliwych przygotowań, jeśli tylko umiemy się przygotować, ale nie umiemy się radować i w ogóle wpuścić nowego do naszego życia. A od poniedziałku do poniedziałku, rok po roku, okazuje się, że jest zilch, a nie nowe życie.

Otwierasz okno, do pokoju wlatują dwa płatki śniegu. Więc co? Śnieg to jeszcze nie Nowy Rok. Wtedy czyjaś babcia lub niania nie może tego znieść, wytnij taki duży płatek śniegu z otworami z papieru, ale nie jednego, i przyklej go do szkła. Bo rozpaczliwie pragniesz wakacji i powodu do radości. I więcej komfortu, jak na zdjęciu z książki ze świątecznymi opowieściami.

Czasami coś takiego łapie się wieczorem — nastrojowo: pada śnieg, świeci latarnia, krzaki rzucają cień — a potem wrzucasz to na Instagram (organizacja ekstremistyczna zakazana w Rosji).

I oczywiście chcę, żeby było dokładnie tak, jak na pocztówce: dom zasypany śniegiem, ścieżka oczyszczona, a z komina unosi się dym. Ale jesteśmy w mieście i dlatego rzeźbimy w oknach płatki śniegu, które notabene można kupić w gospodarstwie domowym, już na kleju iw błyskach. A zdjęcie, choć gif z przytulnym domem w zaspach i świetlistych oknach, może być lepsze na Facebooku (organizacja ekstremistyczna zakazana w Rosji). Lubi i mimimi…

Ale nie ma uczucia wakacji.

Odpowiednie stroje, odpowiednie imprezy, odpowiednie posiłki w witrynach kulinarnych

W zimnych marmurowych halach biurowców, nie czekając na pierwsze naturalne płatki śniegu, renifery na drucianych ramach startują i właśnie tam sztuczne choinki, niczym wzmacniacze smaku, a wokół oczywiście puste pudła z kokardkami, w jasnym papierze do pakowania . Jak prezenty. I światła, światła w energooszczędnych girlandach. Symbole komercyjnego Nowego Roku i samych Świąt. O sklepach nie ma co mówić: sylwestrowa histeria jest motorem handlu. Nadzieja na zmianę zawsze dobrze się sprzedaje.

Ach! — Przywieziono już żywe choinki. Chcę podejść, powąchać, zerwać żywicę z beczki, pocierać igły w dłoniach… Próbujesz się zaangażować. Nie ma uczucia wakacji.

A potem zaczyna się gotować: „Och, jak trudno wybrać prezenty dla wszystkich!”, „Ale spakować! Przerażenie! ”,„ I wysłali mi link do strony - tam możesz zamówić dowolną ekstremum jako prezent ”,„ Co radzą astrolodzy? W jakich kolorach świętować Nowy Rok? O zgrozo, nie mam żółtej sukienki!”, „Lecisz gdzieś, aby świętować Nowy Rok? Dokąd dokąd?”, „Teraz jest już za późno na szukanie czegoś, sylwestrowe wycieczki są wykupione na pół roku lub rok”, „Zarezerwowaliśmy stolik. Nie, wszystko jest tam już zabrane, to TAKIE miejsce!

«Dajmy mu figurkę świni — to symbol nadchodzącego roku.» A potem te stada świń leżą wokół komputerów, zbierając kurz.

Odpowiednie stroje, odpowiednie imprezy, odpowiednie dania na kulinarnych serwisach, „jak się spotykasz, to wydajesz…”, „nie JAK, ale z KIM”! A z kim? Z kim? — też poważne, dyskusyjne pytanie… I wydaje się, że to nie święto nadchodzi do nas, ale koniec świata.

Właściwie 31-go pada, ale to już nie ma znaczenia, bo mamy sztuczny śnieg i sztuczne „deszcze” i zmęczony, leci na Malediwy, który kupuje butelkę koniaku na promocję w Piaterochce i świętuje, świętuje do pełnej niestrawności…

I nie ma radości.

Bo radość nie pochodzi z serpentyny na lustrze i dobrze solonych ogórków na stole. Bo całe to gówno jest bardziej puste — wieczne oczekiwanie, smaczniejsze niż smakowanie, to wieczne przygotowywanie i uroczyste przejście od niby starego do niby nowego, ta inicjacja, umiejętnie uzbrojona w totemy — świece i brzęk kieliszków.

Wszystko to może i powinno upiększać życie, ale jeśli samo życie jest tylko oczekiwaniem: piątki, wakacje, Nowy Rok, to skąd bierze się przyjemność z tego procesu? Aktualizowanie, resetowanie, świeże wiadomości i wydarzenia wymaga znacznie więcej siły psychicznej i determinacji niż wieszanie sopli lodu i picie szampana. Ale szampan zwykle ogranicza się do wszystkiego.

Ci, którzy nie topią swoich marzeń i zdolności w bieganinie dni, w kompromisach świętują konsumpcjonizm najlepiej.

A ci, którzy świętują to, co najlepsze, to ci, którzy wprowadzają zmiany do swojego życia i robią coś od nowa — nie według kalendarza, ale z konieczności. Kto nie ma czasu, żeby długo się do czegoś przygotowywać lub odkładać — dzisiaj jest bardzo zajęty. Kto czuje się na swoim miejscu, jest zaangażowany w proces, wie, że robi coś ważnego, przynajmniej dla siebie.

Kogo interesuje życie w zasadzie, bez względu na pogodę, przyrodę, wszelkie konwencje i konteksty. I kto nie utopił swoich pragnień, marzeń, zdolności w bieganinie dni, w kompromisach, konsumpcjonizmie. A ze względu na wiele wydarzeń w jego życiu tak naprawdę nie zauważa: dziś święto jest tam oficjalne według kalendarza, weekend lub dzień powszedni. Co?! Nowy Rok? Ponownie? Świetny! Świętujmy! Wow i tak dalej.

Jeden z moich znajomych, saksofonista, przyszedł kiedyś z imprezy noworocznej w świetnym humorze i powiedział coś wspaniałego: „Graliśmy z akordeonistą w szpitalu, na imprezie firmowej pielęgniarek. Oooch! Oni są! Mają twarze… I uśmiechy… Prawdziwe, ludzkie. I w białych fartuchach. Przedział wiekowy to od 20 do 80 lat. Gramy na nich innym spokojem, tłem, aby nie przeszkadzać przy bufecie. Bawimy się, bawimy się, a potem podchodzi pani i mówi stanowczo: czy można zrobić coś w tym rodzaju tańca? Myślimy – wow. I dali im taniec. Co się zaczęło! Jak oni tańczyli! Dawno tego nie widziałem: zabawa, bez popisu, bez popisu, ale jakie to piękne! Zamknąłem nawet oczy, żeby się nie angażować i jakoś móc dalej grać. Ale siostry mają poważną pracę. Są tam, aby ratować życie. Cóż, muszą odpocząć… A Seryogę i mnie traktowali zarówno jako muzyków, jak i mężczyzn. Z poważaniem. I wyjechaliśmy.»

Tańczyliśmy i żyliśmy dalej.

Pasujemy do nowego roku jak stare kapcie

Ale dla większości 2 stycznia drzewo zaczyna się kruszyć, zabawka, nawet mała rybka, zsuwa się z gałęzi na dywan i tu kończy się Nowy Rok. Z myślą „coś trzeba zmienić” kłamiecie i leniwie oglądacie pierwszy odcinek „Miejsca spotkania nie da się zmienić” i słyszycie, że bransoletka wężowa ze szmaragdowym okiem zniknęła, choć przedwczoraj już oglądaliście zdanie „A teraz garbaty!” …

Weekend się kończy, „nowe szczęście” jakoś nie przychodzi samo. Wchodzisz w nowy rok jak w starych kapciach, znosisz poświąteczną depresję na stopach, a do 1 maja myjesz okna, zeskrobujesz płatek śniegu z szyby i besztasz dzieci za to, że klej jest za mocny. Cóż, kto sadzi płatek śniegu w „Moment”?

Dodaj komentarz