Margarita Sukhankina: „Szczęście nie jest w złocie, nie w biżuterii, ale w dzieciach”

Solistka kultowej grupy „Mirage” Margarita Sukhankina wie teraz, jaki jest prawdziwy sens życia. Została matką. Margarita zobaczyła swoją siostrę i brata z Tiumenia – 3-letnią Lerę i 4-letnią Seryozha na antenie programu „Gdy wszyscy są w domu”. Marguerite wiedziała od razu, że znalazła ludzi, o których marzyła. I adoptowane dzieci. Piosenkarka powiedziała, że ​​\uXNUMXb\uXNUMXbnajważniejszą rzeczą w wychowaniu dzieci jest to, jak dzieci zmieniły się i zmieniły ją, i że każdy może pomóc sierotom.

Margarita Sukhankina: „Nie w złocie, nie w biżuterii, szczęściu, ale w dzieciach”

Co myślisz, kiedy ludzie zaczynają myśleć o wartościach rodzinnych, o tym, co po sobie zostawią?

Dzieje się tak w wieku dorosłym, po 30 latach, kiedy osoba ma już za sobą doświadczenie, pojawiają się sukcesy lub niepowodzenia w rodzeniu dzieci. Uważam, że jeśli ktoś jest odpowiedzialny fizycznie, moralnie i finansowo, to może i powinien pomagać tym, którzy z jakiegoś powodu żyją gorzej.

Dzięki Bogu, że w naszym kraju łatwiej było adoptować dziecko. W końcu była to jakaś tajemnica pokryta ciemnością. Wiele lat temu moja przyjaciółka – nie wspomnę jej imienia – postanowiła adoptować dziecko. Musiała pokonać wiele przeszkód, zapłaciła komuś szalone pieniądze. Teraz kraj nie kłamie o tym, jakie są nasze uprawy, tylko mówi, że mamy takie a takie problemy, są porzucone dzieci.

Dlaczego mamy tyle robactwa i podrzutków?

Doskonale rozumiem, że wszystko zależy od samych ludzi. Od nas wszystkich. Normalni ludzie wychowują dzieci, wychowują je iw zupełnie innych sytuacjach. Najważniejsze, że jest miłość, jest pragnienie. A w zupełnie innych warunkach finansowych jednostki dorastają. Na tym tle są inni rodzice. Piją, używają narkotyków. Nie dbają o nikogo ani o nic. Oto biologiczna matka moich dzieci, które rodzą dzieci i zostawiają je w szpitalu. I tak było kilka razy.

A kiedy wiesz, że są porzucone dzieci, sieroty, to pojawiają się myśli i chęć, aby im jakoś pomóc. Rozmawiałem z rodzicami adopcyjnymi, rozmawialiśmy o tym. Kiedy wiesz, że są dzieci, które też chcą mieszkać w rodzinie, uśmiechać się, być szczęśliwym, wiedzieć kim są mama i tata, czym jest wygoda, czyste łóżko — naprawdę chcą pomóc dzieciom w tej sytuacji, otoczyć opieką i komfort.

Twoje osobiste doświadczenie: jak zdecydowałeś, że adoptujesz dzieci? Jak doszło do tego życzenia i kiedy wyraźnie zdecydowałeś się je spełnić?

Myślałem o tym już 10 lat temu. Pomyślałem mniej więcej tak: „Dla mnie wszystko jest super, moja kariera się rozwija, mam dom, samochód. I co wtedy? Komu to wszystko dam?” Ale miałem problemy ze zdrowiem – dwa lata temu przeszedłem poważną operację. Cały czas żyłem na środkach przeciwbólowych, czułem się bardzo źle.

A potem po prostu poszedłem do kościoła i jak stanąłem przy ikonie przed operacją, obiecałem, że jeśli przeżyję, operacja pójdzie dobrze, zabiorę dzieci. Od dawna pragnęłam dzieci, ale wiedziałam, że sobie nie poradzę – miałam bardzo silny ból. A po operacji, po złożeniu przysięgi, nagle ożyła.

Operacja poszła świetnie, od razu zacząłem ściśle pracować nad adopcją. Omówiliśmy to z mamą, a potem powiedzieliśmy tacie. Bez rodziców nie poradziłabym sobie sama. Wszyscy zawsze tam jesteśmy. Wiele osób mówi mi: niedługo zatrudnisz nianie i nie ma innego wyjścia na trasę. Ale moi rodzice opiekują się dziećmi pod moją nieobecność. I jak na razie nie jestem gotów wpuścić obcych do mojego domu, do mojej rodziny. Dzięki Bogu są rodzice, pomagają mi.

Margarita Sukhankina: „Nie w złocie, nie w biżuterii, szczęściu, ale w dzieciach”

Czy twoi przyjaciele lub znajomi w jakikolwiek sposób zareagowali na twoje działanie?

Kiedy okazało się, że mam dwoje dzieci, dzwoniło do mnie wiele znanych osób. A wśród nich było wielu znajomych artystów, którzy mówili: „Margarita, dobra robota, teraz w naszym pułku przybył!”. Nie wiedziałem nawet, że są artyści, którzy adoptowali dzieci i wychowywali je jak własne dzieci. I bardzo się cieszę, że jest ich wielu, że mnie wspierali. Bardzo się ucieszyłem, że nasz show-biznes żyje nie tylko koncertami, trasami i sesjami zdjęciowymi.

Artyści rozumieją, że całe to koncertowe życie mija, patrzysz wstecz – i nic tam nie ma… I to straszne! Nie chcę, aby po twojej śmierci nieznajomi dzielili się twoją biżuterią, jak to było w przypadku zmarłej Ludmiły Zykiny. W tym nie ma wartości — nie w złocie, nie w pieniądzach, nie w kamieniach.

Twoje dzieci — jak się zmieniły po tym, jak zostałaś dla nich matką?

Są ze mną od 7 miesięcy — to zupełnie inne, domowe dzieci. Oczywiście są niegrzeczne i bawią się, ale wiedzą, co jest dobre, a co złe. Na początku, kiedy je miałem, usłyszałem słowa „Opuszczę cię”, „Nie kocham cię”.

Teraz w ogóle go tam nie ma. Seryozha i Lera wszystko rozumieją, słuchaj mnie i moich rodziców. Na przykład mówię do Seryozhy: „Nie popychaj Lery. W końcu jest twoją siostrą, jest dziewczyną, nie możesz jej skrzywdzić. Musisz ją chronić. I wszystko rozumie – podaje jej rękę i mówi: „Pozwól, że ci pomogę, Lerochko!”.

Rysujemy, rzeźbimy, czytamy, pływamy w basenie, jeździmy na rowerach, bawimy się z przyjaciółmi. Komunikujemy się zarówno z dziećmi, jak i dorosłymi. Dzieci dowiedzą się, że można dawać sobie prezenty, dzielić się z przyjaciółmi, wymieniać zabawki. A jeśli wcześniej byli kategoryczni, teraz uczą się poddawać, słuchać, proponować rozwiązanie, wspólnie o tym dyskutować.

Margarita Sukhankina: „Nie w złocie, nie w biżuterii, szczęściu, ale w dzieciach”

A jakie zmiany przydarzyły się tobie osobiście?

Stałem się bardziej miękki, spokojniejszy. Powiedziano mi, że teraz częściej się uśmiecham. Tak uczę dzieci, a dzieci uczą mnie. Mamy wspólny proces. Moi rodzice mówią, że dzieci są niesamowicie zapominalskie, mają dobre serca. Czasem cię ukarzę, potem porozmawiamy razem, natychmiast wszystko skończą. Potem biegną, żeby się przytulić i pocałować, mówiąc, że bardzo mnie kochają, moją babcię, dziadka i siebie nawzajem. Nie mamy ukrytych zagrożeń. Zawsze im mówię, że karzę ich tylko dlatego, że ich kocham. Ponieważ chcę, aby naprawdę zrozumieli, że kiedy dorosną, będą komunikować się z innymi ludźmi - różnymi ludźmi. Nie będą nikomu współczuć ani stać na ceremonii. I musimy być na to przygotowani. Uczę cię też, że powinieneś być odpowiedzialny za swoje własne czyny.

Co Twoim zdaniem jest najtrudniejsze w wychowaniu dziecka?

Najtrudniej jest zdobyć zaufanie – bardzo się boję, że dzieci mogą mieć przed nami tajemnice. Wierzę, że dzieci powinny czuć miłość, wtedy będzie zaufanie. A to jest bardzo ważne.

Jaka jest, Twoim zdaniem, główna przyczyna i rozwiązanie problemu sieroctwa w Rosji?

Trzeba rozwiązać problem sieroctwa w taki sam sposób, jak w trudnych latach: rzucić płacz. Nawoływać ludzi do sierocińców, żeby dzieci trafiały do ​​rodzin. W końcu nie ma nic lepszego niż rodzina. Oczywiście zdarzają się wybryki moralności, którzy zabierają dzieci, a potem sami je biją, wyładowują na nich ich kompleksy. Ale tak okropni rodzice adopcyjni powinni natychmiast zostać wyeliminowani przez psychologów i pracowników socjalnych.

W każdym razie nie bój się, że dziecko będzie złe, rzuci się na ciebie nożem lub czymś innym. Obserwując moje dzieci rozumiem, że nie ma złych dzieci. Istnieje środowisko, w którym rosną. A kiedy rodzice adopcyjni mówią: wzięliśmy dziecko, a on rzuca się na nas, co oznacza, że ​​też coś przeoczyli. Dzieci robią te rzeczy, gdy się bronią. 

Dodaj komentarz