Psychologia

Czy wiesz o tym: nie byłeś kimś zbyt delikatnym i obrażonym, a pamięć o tym wydarzeniu dręczy Cię po latach? Bloger Tim Urban opowiada o tym irracjonalnym uczuciu, dla którego wymyślił specjalną nazwę — „keyness”.

Pewnego dnia ojciec opowiedział mi zabawną historię ze swojego dzieciństwa. Była spokrewniona z jego ojcem, moim dziadkiem, już nieżyjącym, najszczęśliwszym i najmilszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałem.

Pewnego weekendu mój dziadek przyniósł do domu pudełko nowej gry planszowej. Nazywało się to Clue. Dziadek był bardzo zadowolony z zakupu i zaprosił do zabawy mojego tatę i jego siostrę (mieli wtedy 7 i 9 lat). Wszyscy usiedli przy kuchennym stole, dziadek otworzył pudełko, przeczytał instrukcje, wyjaśnił dzieciom zasady, rozdał karty i przygotował boisko.

Ale zanim zdążyli zacząć, zadzwonił dzwonek do drzwi: dzieci z sąsiedztwa zawołały ojca i jego siostrę, żeby pobawili się na podwórku. Ci bez wahania zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli do swoich przyjaciół.

Sami ci ludzie mogą nie cierpieć. Nic strasznego im się nie stało, ale z jakiegoś powodu boleśnie się o nich martwię.

Kiedy wrócili kilka godzin później, pudełko z grą zostało odłożone do szafy. Wtedy tata nie przywiązywał żadnej wagi do tej historii. Ale czas mijał i od czasu do czasu pamiętał ją i za każdym razem czuł się nieswojo.

Wyobraził sobie, że dziadek został sam przy pustym stole, zdumiony, że gra została tak nagle odwołana. Może chwilę posiedział, a potem zaczął zbierać karty do pudełka.

Dlaczego ojciec nagle opowiedział mi tę historię? Wyszła na pierwszy plan w naszej rozmowie. Próbowałem mu wytłumaczyć, że naprawdę cierpię, wczuwając się w ludzi w pewnych sytuacjach. Co więcej, sami ci ludzie mogą w ogóle nie cierpieć. Nic strasznego im się nie stało iz jakiegoś powodu martwię się o nich.

Ojciec powiedział: „Rozumiem, co masz na myśli” i przypomniał sobie historię o grze. To mnie oszołomiło. Mój dziadek był tak kochającym ojcem, był tak zainspirowany myślą o tej grze, a dzieci tak bardzo go rozczarowały, woląc komunikować się z rówieśnikami.

Mój dziadek był na froncie podczas II wojny światowej. Musiał stracić towarzyszy, być może zabity. Najprawdopodobniej on sam został ranny — teraz nie będzie wiadomo. Ale prześladuje mnie ten sam obraz: dziadek powoli wkłada elementy gry z powrotem do pudełka.

Czy takie historie są rzadkie? Twitter niedawno wysadził historię o mężczyźnie, który zaprosił do siebie sześcioro wnucząt. Nie byli razem od dawna, a staruszek nie mógł się doczekać, sam ugotował 12 burgerów… Ale przyszła do niego tylko jedna wnuczka.

Ta sama historia, co w grze Clue. A zdjęcie tego smutnego mężczyzny z hamburgerem w dłoni jest najbardziej „kluczowym” obrazem, jaki można sobie wyobrazić.

Wyobraziłem sobie, jak ten najsłodszy staruszek idzie do supermarketu, kupuje wszystko, czego potrzebuje do gotowania, a jego dusza śpiewa, bo nie może się doczekać spotkania z wnukami. Jak wtedy wraca do domu iz miłością robi te hamburgery, dodaje do nich przyprawy, opiekaje bułeczki, starając się, aby wszystko było idealne. Robi własne lody. A potem wszystko idzie nie tak.

Wyobraź sobie koniec tego wieczoru: jak zawija osiem niezjedzonych hamburgerów, wkłada je do lodówki… Za każdym razem, gdy wyjmie jednego z nich, żeby się rozgrzać, przypomni sobie, że został odrzucony. A może nie posprząta ich, tylko od razu wyrzuci do kosza.

Jedyną rzeczą, która pomogła mi nie popaść w rozpacz, czytając tę ​​historię, było to, że jedna z jego wnuczek rzeczywiście przyszła do dziadka.

Zrozumienie, że jest to irracjonalne, nie ułatwia doświadczania „kluczowości”

Albo inny przykład. 89-letnia kobieta, elegancko ubrana, poszła na wernisaż swojej wystawy. I co? Żaden z krewnych nie przyszedł. Zebrała obrazy i zabrała je do domu, wyznając, że czuje się głupio. Musiałeś sobie z tym poradzić? To cholerny klucz.

Filmowcy wykorzystują „klucz” w komediach z mocą i główną siłą — pamiętajcie przynajmniej starego sąsiada z filmu „Sam w domu”: słodki, samotny, niezrozumiany. Dla tych, którzy wymyślają te historie, „klucz” to tylko tania sztuczka.

Nawiasem mówiąc, „kluczowość” niekoniecznie kojarzy się ze starszymi ludźmi. Jakieś pięć lat temu przydarzyło mi się coś takiego. Wychodząc z domu wpadłem na kuriera. Kręcił się przy wejściu ze stosem paczek, ale nie mógł dostać się do wejścia — podobno adresata nie było w domu. Widząc, że otwieram drzwi, rzucił się do niej, ale nie miał czasu, a ona zatrzasnęła mu się w twarz. Krzyknął za mną: „Czy mógłbyś mi otworzyć drzwi, żebym mógł wnieść paczki do wejścia?”

Moje doświadczenia w takich przypadkach przekraczają skalę dramatu, prawdopodobnie dziesiątki tysięcy razy.

Spóźniłem się, mój nastrój był fatalny, przeszłam już dziesięć kroków. Rzucanie w odpowiedzi: „Przepraszam, spieszę się” – poszedł dalej, zdążywszy spojrzeć na niego kątem oka. Miał twarz bardzo miłego człowieka, przygnębionego faktem, że świat jest dziś dla niego bezwzględny. Nawet teraz ten obraz stoi przed moimi oczami.

„Kluczowość” jest w rzeczywistości dziwnym zjawiskiem. Mój dziadek najprawdopodobniej zapomniał o incydencie z Clue w ciągu godziny. Kurier po 5 minutach mnie nie pamiętał. I czuję się «kluczem» nawet z powodu mojego psa, jeśli prosi, żeby się z nim bawić, a nie mam czasu, żeby go odepchnąć. Moje doświadczenia w takich przypadkach przekraczają skalę dramatu, być może dziesiątki tysięcy razy.

Zrozumienie, że jest to irracjonalne, nie ułatwia doświadczania „kluczowości”. Jestem skazany przez całe życie na poczucie „klucza” z różnych powodów. Jedynym pocieszeniem jest świeży nagłówek w wiadomościach: „Smutny dziadek już nie jest smutny: idź do niego na piknik oprawa ołowiana witrażu tysiące ludzi".

Dodaj komentarz