Psychologia

„Ach tak Puszkin, ach tak sukinsynu!” wielki poeta radował się sam w sobie. Uśmiechamy się: tak, naprawdę jest geniuszem. I mamy dowody, że geniusz nie skąpił pochwał. A co z nami, zwykłymi śmiertelnikami? Jak często możemy się chwalić? I czy nadmierna pochwała nie może nam zaszkodzić?

Dla większości z nas przynajmniej czasami pojawia się stan wewnętrznej harmonii, kiedy wydaje się, że możemy być z siebie dumni. Przynajmniej raz w życiu, ale przeżywamy tę radość: rzadki moment, kiedy cały nasz wewnętrzny chór wydaje pieśń uwielbienia. Wewnętrzny rodzic zostawia na chwilę wewnętrzne dziecko w spokoju, głos serca śpiewa wraz z głosem rozsądku, a główny krytyk ustępuje przed tą wspaniałością.

Magiczny, pomysłowy moment. Im częściej pojawia się taka wewnętrzna harmonia, tym szczęśliwszy jest człowiek. Jesteśmy gotowi odłożyć na bok doświadczenia niepowodzeń, negocjować z każdym i w taki sposób, aby wszyscy uczestnicy negocjacji tylko z nich skorzystali. Ta radość zwykle chce się dzielić.

Widząc takie zmiany u klienta, doświadczam złożonego spektrum odczuć: z jednej strony stan jest dobry, produktywny, ale jednocześnie istnieje duże ryzyko złamania drewna opałowego.

Przez całe życie znajdujemy się w chwiejnym i złożonym procesie odnajdywania harmonii, a następnie jej utraty.

Karina zaczęła terapię nie tak dawno temu i u niej, jak u większości, pojawił się „efekt startu”, kiedy człowiek jest z siebie zadowolony, zadowolony, że zrobił ten krok, a on nieznośnie chce odczuć efekty pracuj jak najszybciej. Jednak z punktu widzenia terapeuty początek terapii sprowadza się do budowania kontaktu, zbierania informacji, historii podmiotu. Często na tym etapie stosuje się więcej technik i prac domowych.

Wszystko to zafascynowało Karinę, wspierające środowisko doprowadziło do tego, że przez chwilę w jej wewnętrznym świecie zapanowała pełna harmonia.

W zależności od dojrzałości jednostki w takim stanie harmonii, można dokonać osobistego przełomu lub pójść niewłaściwą ścieżką. Karina dostała ostatnią. Z dumą mówiła o tym, że wszystkie swoje żale przekazała tacie i w ultimatum określiła warunki dalszego życia ich rodziny.

Słuchając szczegółów jej démarche, rozumiejąc, jak obraziła tatę, zastanawiałem się, czy ta sytuacja mogła potoczyć się inaczej, bardziej harmonijnie. Obawiam się, że mogę. Ale zabrakło mi czujności, kiedy Karina opuściła biuro na skrzydłach wzmocnionej samooceny, urosła do pewności siebie.

Jasne jest, że harmonijna samoocena jest wystarczająco daleko od bieguna „drżącego stworzenia”, ale także od bieguna „pozwolenia”. Przez całe życie znajdujemy się w niepewnym i złożonym procesie odnajdywania tej harmonii, a następnie jej utraty.

Pomaga nam w tym, w tym opinie ze świata. W przypadku Kariny były to konsekwencje finansowe. Tata zdecydował tak: jeśli córka mieszkająca pod jego dachem chce dyktować własne zasady, a nie lubi jego zasad, to jak może lubić jego pieniądze? W końcu zarabiają według zasad, które jej nie odpowiadają.

Czasami jesteśmy zdani na łaskę filtrów: różowe okulary lub filtry strachu i bezwartościowości.

I to okazało się być mocnym impulsem dla 22-letniej Kariny, która zbyt szybko dorastała. Wszystko mogło pójść inaczej, bardziej miękko.

Popełniwszy wiele błędów, dziś Karina żyje według własnych, znacznie zmienionych zasad. W innym kraju, z mężem, nie z tatą.

Złożoność życia Kariny zmusiła ją do przerwania terapii. Dzwonimy do siebie tylko po to, żeby wymienić nowinki. Pytam ją: czy żałuje tego decydującego kroku? Czy chciałbyś zrobić inaczej?

Karina przestaje mówić, jej obraz zatrzymuje się na ekranie mojego laptopa. Myśląc o problemach z komunikacją, chcę wcisnąć «reset», ale obraz nagle ożywa, a Karina po dłuższej przerwie zupełnie dla niej nietypowej mówi, że po raz pierwszy od dłuższego czasu przypomniała sobie konsekwencje tej rozmowy z tatą.

Początkowo była urażona, ale teraz wstydzi się przed nim. Czego mu nie powiedziała! Dobrze, że tata okazał się wytrawnym człowiekiem starej szkoły, mentalności Wschodu i zrobił to, co było jedyną słuszną rzeczą w tej sytuacji. Nie, Karina nie żałuje tego, co stało się później, ale żal jej taty…

Czasami jesteśmy zdani na łaskę filtrów: różowe okulary, jak w przypadku Kariny, kiedy czujemy się najmądrzejsi i najważniejsi na świecie, albo filtry strachu i bezwartościowości. Te ostatnie prowadzą do jeszcze bardziej katastrofalnych konsekwencji dla jednostki: w pewnym ruchu istnieje sam ruch, choć w złym kierunku. Nie ma ruchu w upokorzeniu, wszystkie nadzieje są skierowane na zewnątrz, na hipotetyczne sprzyjające wydarzenia losu.

Cokolwiek czujemy, cokolwiek się dzieje, jest tymczasowe. Chwilowe emocje, przeżycia. tymczasowe przekonania. Tymczasowy wygląd. Substancje te zmieniają się w różnym tempie w ciągu życia. Koncept innego wymiaru pozostaje niezmienny — naszej duszy.

Ważne jest, aby pamiętać, działając pod wpływem emocji lub, jak się wydaje, poza emocjami, czy to, co robimy, jest dobre dla duszy, czy nie. A jeśli sam nie możesz tego rozgryźć, po to są psychologowie.

Dodaj komentarz