Psychologia

Rozwój terytorium przez dziecko można postrzegać jako proces nawiązywania z nim kontaktu. W rzeczywistości jest to rodzaj dialogu, w którym uczestniczą dwie strony – dziecko i krajobraz. Każda strona objawia się w tej komunii; krajobraz objawia się dziecku poprzez różnorodność jego elementów i właściwości (krajobraz, znajdujące się tam przedmioty naturalne i stworzone przez człowieka, roślinność, żywe istoty itp.), a dziecko przejawia się w różnorodności jego aktywności umysłowej (obserwacja , pomysłowe myślenie, fantazjowanie, przeżycie emocjonalne) . To rozwój umysłowy i aktywność dziecka determinuje charakter jego duchowej odpowiedzi na krajobraz i wymyślane przez niego formy interakcji z nim.

Słowo „krajobraz” zostało użyte w tej książce po raz pierwszy. Jest pochodzenia niemieckiego: „ziemia” — ziemia, a „schaf” pochodzi od czasownika „schaffen” — tworzyć, tworzyć. Będziemy używać terminu „krajobraz” w odniesieniu do gleby w jedności ze wszystkim, co jest na niej tworzone przez siły natury i człowieka. Zgodnie z naszą definicją „krajobraz” to pojęcie bardziej pojemne, bardziej nasycone treścią niż świeże płaskie „terytorium”, którego główną cechą jest wielkość jego powierzchni. „Krajobraz” jest przesycony zmaterializowanymi w nim wydarzeniami ze świata naturalnego i społecznego, jest tworzony i obiektywny. Posiada różnorodność stymulującą aktywność poznawczą, możliwe jest nawiązywanie z nią relacji biznesowych i intymnych osobistych. Jak dziecko to robi, jest tematem tego rozdziału.

Kiedy dzieci w wieku pięciu lub sześciu lat chodzą samotnie, zwykle mają tendencję do przebywania w małej, znajomej przestrzeni i większej interakcji z poszczególnymi przedmiotami, które ich interesują: ze zjeżdżalnią, huśtawką, ogrodzeniem, kałużą itp. Inną rzeczą jest gdy jest dwoje dzieci lub więcej. Jak omówiliśmy w rozdziale 5, obcowanie z rówieśnikami czyni dziecko znacznie bardziej odważnym, daje mu poczucie dodatkowej siły zbiorowego „ja” i większe społeczne uzasadnienie swoich działań.

Dlatego zgromadziwszy się w grupie, dzieci komunikujące się z krajobrazem przechodzą na poziom interakcji wyższego rzędu niż samotne — rozpoczynają celowy i w pełni świadomy rozwój krajobrazu. Natychmiast zaczynają ich przyciągać miejsca i przestrzenie, które są zupełnie obce — „straszne” i zakazane, gdzie zwykle nie wychodzą bez przyjaciół.

„Jako dziecko mieszkałem w południowym mieście. Nasza ulica była szeroka, z ruchem dwukierunkowym i trawnikiem oddzielającym chodnik od jezdni. Mieliśmy pięć lub sześć lat, a nasi rodzice pozwalali nam jeździć na dziecięcych rowerkach i spacerować chodnikiem wzdłuż naszego domu i sąsiedniego domu, od rogu do sklepu iz powrotem. Surowo zabroniono skręcać za rogiem domu i za rogiem sklepu.

Równolegle do naszej ulicy za naszymi domami znajdowała się inna — wąska, cicha, bardzo zacieniona. Z jakiegoś powodu rodzice nigdy tam nie zabierali swoich dzieci. Jest dom modlitwy baptystów, ale wtedy nie rozumieliśmy, co to jest. Z powodu gęstych wysokich drzew nigdy tam nie było słońca — jak w gęstym lesie. Z przystanku tramwajowego w stronę tajemniczego domu zmierzały ciche postacie starych kobiet ubranych na czarno. Zawsze mieli w rękach jakieś portfele. Później poszliśmy tam posłuchać, jak śpiewają, aw wieku pięciu czy sześciu lat wydawało nam się po prostu, że ta zacieniona ulica jest dziwnym, niepokojąco niebezpiecznym, zakazanym miejscem. Dlatego jest atrakcyjna.

Czasami umieszczamy jedno z dzieci na patrolu na rogu, aby stworzyć rodzicom iluzję naszej obecności. A oni sami szybko okrążyli nasz blok tą niebezpieczną ulicą i wrócili od strony sklepu. Dlaczego to zrobili? Było ciekawie, pokonaliśmy strach, poczuliśmy się pionierami nowego świata. Zawsze robili to tylko razem, nigdy nie chodziłem tam sam.

Tak więc zagospodarowanie krajobrazu przez dzieci zaczyna się od wycieczek grupowych, w których widać dwa trendy. Po pierwsze, aktywne pragnienie kontaktu dzieci z nieznanym i strasznym, gdy odczuwają wsparcie grupy rówieśniczej. Po drugie, przejaw ekspansji przestrzennej — chęć poszerzenia swojego świata poprzez dodanie nowych «ziem zagospodarowanych».

Na początku takie wyjazdy dają przede wszystkim ostrość emocji, kontakt z nieznanym, potem dzieci przechodzą do badania miejsc niebezpiecznych, a potem, dość szybko, do ich użytku. Jeśli przełożyć psychologiczną treść tych działań na język naukowy, to można je zdefiniować jako trzy kolejne fazy komunikacji dziecka z krajobrazem: najpierw — kontakt (uczucie, strojenie), następnie — indykatywna (zbieranie informacji), następnie — kontakt. faza aktywnej interakcji.

To, co początkowo wywołało pełen czci podziw, stopniowo staje się nawykiem i tym samym zmniejsza się, czasami przechodząc z kategorii sacrum (tajemniczo uświęcone) do kategorii profanum (codzienność przyziemna). W wielu przypadkach jest to słuszne i dobre — jeśli chodzi o te miejsca i strefy przestrzenne, w których dziecko często będzie musiało odwiedzić teraz lub później i być aktywne: idź do toalety, wynieś śmieci, idź do sklepu, zejdź na dół do piwnicy, nabrać wody ze studni, samemu popływać itp. Tak, człowiek nie powinien bać się tych miejsc, umieć tam zachowywać się poprawnie i rzeczowo, robiąc to, po co przyszedł. Ale jest też druga strona tego. Poczucie swojskości, swojskość miejsca przytępia czujność, zmniejsza uwagę i ostrożność. U podstaw takiej beztroski leży niewystarczający szacunek dla miejsca, spadek jego wartości symbolicznej, co z kolei prowadzi do obniżenia poziomu psychicznej regulacji dziecka i braku samokontroli. Na płaszczyźnie fizycznej objawia się to tym, że w dobrze opanowanym miejscu dziecku udaje się zranić, gdzieś upaść, zranić się. A na towarzyskim — prowadzi do sytuacji konfliktowych, do utraty pieniędzy lub cennych przedmiotów. Jeden z najczęstszych przykładów: słoik z kwaśną śmietaną, z którym dziecko zostało wysłane do sklepu wypada mu z rąk i pęka, a on już stał w kolejce, ale rozmawiał z koleżanką, zaczęli się bawić i… jako dorośli powiedziałby, że zapomnieli, gdzie są.

Problem szacunku dla miejsca ma też plan duchowy i wartościowy. Brak szacunku prowadzi do obniżenia wartości miejsca, sprowadzenia wzlotu do niskiego, spłaszczenia znaczenia — to znaczy do obalania, desakralizacji miejsca.

Zwykle ludzie myślą o miejscu bardziej rozwiniętym, tym bardziej mogą sobie w nim pozwolić na samodzielne działanie — na rzeczowe zarządzanie zasobami miejsca i pozostawianie śladów swoich działań, odciskając się tam. W ten sposób, komunikując się z miejscem, człowiek wzmacnia swój własny wpływ, tym samym symbolicznie wchodząc w walkę z „siłami miejsca”, które w starożytności były uosobieniem bóstwa zwanego „genius loci” — geniuszem miejsca .

Aby być w harmonii z „siłami miejsca”, człowiek musi być w stanie je zrozumieć i wziąć pod uwagę — wtedy one mu pomogą. Do takiej harmonii człowiek dochodzi stopniowo, w procesie rozwoju duchowego i osobistego, a także w wyniku celowej edukacji kultury komunikacji z krajobrazem.

Dramatyzm relacji człowieka z genius loci jest często zakorzeniony w prymitywnym pragnieniu autoafirmacji niezależnie od okoliczności miejsca i ze względu na wewnętrzny kompleks niższości osoby. W destrukcyjnej formie problemy te często przejawiają się w zachowaniu nastolatków, dla których niezwykle ważne jest potwierdzenie swojego „ja”. Dlatego starają się popisać przed rówieśnikami, demonstrując swoją siłę i niezależność poprzez lekceważenie miejsca, w którym się znajdują. Na przykład, celowo przybywszy do „strasznego miejsca” znanego ze swojej sławy — opuszczonego domu, ruin kościoła, cmentarza itp. — zaczynają głośno krzyczeć, rzucać kamieniami, coś odrywać, psuć, robić ognia, czyli zachowują się pod każdym względem, pokazując swoją władzę nad tym, czemu, jak im się wydaje, nie mogą się oprzeć. Jednak tak nie jest. Ponieważ nastolatkowie, opętani dumą z autoafirmacji, tracą elementarną kontrolę nad sytuacją, czasami mszczą się natychmiast na płaszczyźnie fizycznej. Prawdziwy przykład: po otrzymaniu świadectw ukończenia szkoły banda podekscytowanych chłopców przeszła obok cmentarza. Postanowiliśmy tam pojechać i chełpiąc się między sobą zaczęliśmy wspinać się na pomniki nagrobne — kto jest wyżej. Duży stary marmurowy krzyż spadł na chłopca i zmiażdżył go na śmierć.

Nie bez powodu sytuacja braku szacunku dla „przerażającego miejsca” jest początkiem fabuły wielu horrorów, kiedy na przykład wesołe towarzystwo chłopców i dziewcząt specjalnie przychodzi na piknik w opuszczonym domu na las, znany jako „miejsce nawiedzone”. Młodzi ludzie śmieją się lekceważąco z „bajek”, osiedlają się w tym domu dla własnych przyjemności, ale wkrótce odkrywają, że śmiali się na próżno i większość z nich już nie wraca do domu żywa.

Co ciekawe, młodsze dzieci w większym stopniu niż zarozumiałe nastolatki biorą pod uwagę znaczenie „miejsca sił”. Z jednej strony przed wieloma potencjalnymi konfliktami z tymi siłami powstrzymują ich lęki, które budzą szacunek dla miejsca. Ale z drugiej strony, jak pokazują nasze wywiady z dziećmi i ich historie, wydaje się, że młodsze dzieci obiektywnie mają więcej psychologicznych związków z miejscem, ponieważ osadzają się w nim nie tylko w działaniach, ale także w różnych fantazjach. W tych fantazjach dzieci skłaniają się nie do poniżania, lecz przeciwnie, do podnoszenia miejsca, nadawania mu wspaniałych walorów, dostrzegania w nim czegoś zupełnie niemożliwego do dostrzeżenia krytycznym okiem dorosłego realisty. To jeden z powodów, dla których dzieci mogą cieszyć się zabawą i kochaniem śmieci, z punktu widzenia osoby dorosłej, miejsc, w których nie ma nic ciekawego.

Poza tym oczywiście punkt widzenia, z którego dziecko patrzy na wszystko, jest obiektywnie odmienny od osoby dorosłej. Dziecko jest niskiego wzrostu, więc widzi wszystko pod innym kątem. Ma inną logikę myślenia niż ta człowieka dorosłego, którą w psychologii naukowej nazywa się transdukcją: jest to ruch myśli od konkretu do konkretu, a nie według ogólnej hierarchii pojęć. Dziecko ma swoją własną skalę wartości. Zupełnie inaczej niż u dorosłego, właściwości rzeczy wzbudzają w nim praktyczne zainteresowanie.

Rozważmy cechy pozycji dziecka w odniesieniu do poszczególnych elementów krajobrazu na żywych przykładach.

Dziewczyna mówi:

„W obozie pionierów poszliśmy do jednego opuszczonego budynku. Nie było to straszne, ale bardzo ciekawe miejsce. Dom był drewniany, z poddaszem. Podłoga i schody mocno skrzypiały, a my czuliśmy się jak piraci na statku. Graliśmy tam — oglądaliśmy ten dom.

Dziewczyna opisuje typową aktywność dla dzieci po szóstym lub siódmym roku życia: „zwiedzanie” miejsca połączone z rozgrywającą się jednocześnie grą z kategorii „zabawy przygodowe”. W takich grach wchodzi w interakcję dwóch głównych partnerów — grupa dzieci i krajobraz, który odkrywa przed nimi swoje sekretne możliwości. Miejsce, które niejako przyciągało dzieci, skłania je do gier fabularnych, dzięki temu, że jest bogate w rozbudzające wyobraźnię szczegóły. Dlatego „gry przygodowe” są bardzo zlokalizowane. Prawdziwa gra w piratów jest niemożliwa bez tego pustego domu, do którego weszli, gdzie skrzypienie kroków, poczucie niezamieszkanej, ale przesyconej cichym życiem, wielopiętrowej przestrzeni z wieloma dziwnymi pokojami itp. wywołuje tyle emocji.

W przeciwieństwie do zabaw młodszych przedszkolaków, które swoje fantazje rozgrywają bardziej w sytuacjach „udanych” przedmiotami zastępczymi symbolicznie oznaczającymi wyobrażone treści, w „zabawach przygodowych” dziecko jest całkowicie zanurzone w atmosferze realnej przestrzeni. Żyje nim dosłownie swoim ciałem i duszą, twórczo na nie odpowiada, zaludniając to miejsce obrazami swoich fantazji i nadając mu własny sens,

Dzieje się tak czasami z dorosłymi. Na przykład mężczyzna z latarką poszedł do piwnicy na naprawę, ogląda ją, ale nagle łapie się na myśleniu, że wędrując wśród nich, tj. po długiej piwnicy, coraz bardziej mimowolnie pogrąża się w wyimaginowanej chłopięcej gra, jakby on, ale harcerz wysłany na misję… albo terrorysta mający… albo prześladowany zbieg szukający tajnej kryjówki, albo…

Liczba generowanych obrazów będzie zależeć od ruchliwości twórczej wyobraźni człowieka, a wybór przez niego konkretnych ról powie psychologowi wiele o osobistych cechach i problemach tego tematu. Jedno można powiedzieć — dorosłym nic dziecinnego nie jest obce.

Zwykle wokół każdego miejsca, które jest mniej lub bardziej atrakcyjne dla dzieci, tworzy się wiele zbiorowych i indywidualnych fantazji. Jeśli dzieciom brakuje różnorodności środowiska, to przy pomocy takich twórczych fantazji „dokończą” miejsce, doprowadzając swój stosunek do niego do wymaganego poziomu zainteresowania, szacunku i lęku.

„W lecie mieszkaliśmy we wsi Vyritsa pod Petersburgiem. Niedaleko naszej daczy był dom kobiety. Wśród dzieci naszej alei była opowieść o tym, jak ta kobieta zaprosiła dzieci do swojego domu na herbatę i dzieci zniknęły. Rozmawiali też o małej dziewczynce, która widziała ich kości w swoim domu. Kiedyś przechodziłem obok domu tej kobiety, a ona wezwała mnie do siebie i chciała mnie leczyć. Strasznie się przestraszyłam, uciekłam do naszego domu i schowałam się za bramą, dzwoniąc do mamy. Miałem wtedy pięć lat. Ale ogólnie dom tej kobiety był dosłownie miejscem pielgrzymek dla miejscowych dzieci. Ja też do nich dołączyłem. Wszyscy byli strasznie zainteresowani tym, co tam jest i czy to, co mówią dzieci, jest prawdą. Niektórzy otwarcie twierdzili, że to wszystko kłamstwo, ale nikt nie podchodził do domu sam. To była swoista gra: wszyscy byli przyciągani do domu jak magnes, ale bali się do niego podejść. W zasadzie podbiegli do bramy, wrzucili coś do ogrodu i natychmiast uciekli.

Są miejsca, które dzieci znają jak własną kieszeń, osiedlają się i wykorzystują je jako mistrzowie. Ale niektóre miejsca, zgodnie z wyobrażeniami dzieci, powinny być nienaruszalne i zachować swój urok i tajemniczość. Dzieci chronią je przed wulgaryzmami i odwiedzają je stosunkowo rzadko. Przybycie do takiego miejsca powinno być wydarzeniem. Ludzie przyjeżdżają tam, aby poczuć szczególne, odmienne od codziennych przeżyć stany, zetknąć się z tajemnicą i poczuć obecność ducha miejsca. Tam dzieci starają się niczego niepotrzebnie nie dotykać, nie zmieniać, nic nie robić.

„Tam, gdzie mieszkaliśmy na wsi, na końcu starego parku znajdowała się jaskinia. Znajdowała się pod klifem z gęstym czerwonawym piaskiem. Trzeba było wiedzieć, jak się tam dostać, i trudno było się przedostać. Wewnątrz jaskini mały strumień z najczystszą wodą płynął z małej ciemnej dziury w głębinach piaszczystej skały. Szmer wody był ledwo słyszalny, jasne refleksy padały na czerwonawe sklepienie, było chłodno.

Dzieci powiedziały, że dekabryści ukrywali się w jaskini (nie było to daleko od majątku Ryleev), a później partyzanci przeszli wąskim przejściem podczas wojny ojczyźnianej, aby przejść wiele kilometrów dalej w innej wiosce. Zwykle tam nie rozmawialiśmy. Albo milczeli, albo wymieniali odrębne uwagi. Wszyscy wyobrażali sobie własne, stali w milczeniu. Maksymalne, na jakie sobie pozwoliliśmy, to skakać tam i z powrotem przez szeroki, płaski strumień na małą wyspę w pobliżu ściany jaskini. To był dowód naszej dorosłości (7-8 lat). Maluchy nie mogły. Nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby się mocno wiwać w tym strumieniu, kopać piasek na dnie, czy robić coś innego, jak na przykład my na rzece. Wody dotknęliśmy tylko rękoma, wypiliśmy, zwilżyliśmy twarz i wyszliśmy.

Wydawało nam się strasznym świętokradztwem, że młodzież z obozu letniego, który znajdował się obok, wydrapała swoje nazwiska na ścianach jaskini.

Zmieniając swój umysł, dzieci mają naturalną predyspozycje do naiwnego pogaństwa w ich relacji z naturą i otaczającym obiektywnym światem. Postrzegają świat jako niezależny partner, który może się radować, obrażać, pomagać lub zemścić się na osobie. W związku z tym dzieci mają skłonność do magicznych działań w celu zaaranżowania miejsca lub przedmiotu, z którym oddziałują na swoją korzyść. Powiedzmy, biegnij ze szczególną prędkością po określonej ścieżce, aby wszystko poszło dobrze, porozmawiaj z drzewem, stań na swoim ulubionym kamieniu, aby wyrazić mu swoje uczucia i uzyskać jego pomoc itp.

Nawiasem mówiąc, prawie wszystkie współczesne dzieci miejskie znają ludowe pseudonimy adresowane do biedronki, aby poleciała w niebo, gdzie czekają na nią dzieci, do ślimaka, aby wystawiła rogi, na deszcz, tak, że się zatrzyma. Często dzieci wymyślają własne zaklęcia i rytuały, aby pomóc w trudnych sytuacjach. Z niektórymi z nich spotkamy się później. Ciekawe, że to dziecinne pogaństwo żyje w duszach wielu dorosłych, w przeciwieństwie do zwykłego racjonalizmu, budząc się nagle w trudnych chwilach (chyba, że ​​modlą się do Boga). Świadoma obserwacja tego, jak to się dzieje, jest znacznie mniej powszechna u dorosłych niż u dzieci, co sprawia, że ​​szczególnie cenne jest następujące świadectwo czterdziestoletniej kobiety:

„Tego lata na daczy udało mi się popływać nad jezioro dopiero wieczorem, kiedy już zapadał zmierzch. I trzeba było iść przez pół godziny przez las na nizinie, gdzie ciemność gęstniała szybciej. A kiedy zacząłem tak chodzić wieczorami po lesie, po raz pierwszy zacząłem bardzo realistycznie odczuwać niezależne życie tych drzew, ich charaktery, ich siłę — cała społeczność, jak ludzie, a każdy jest inny. I zdałem sobie sprawę, że z moimi akcesoriami kąpielowymi, w moim prywatnym biznesie, najeżdżam ich świat w nieodpowiednim czasie, ponieważ o tej porze ludzie już tam nie chodzą, zakłócają im życie i może im się to nie podobać. Wiatr często wiał przed zmrokiem, a wszystkie drzewa poruszały się i wzdychały, każde na swój sposób. I czułem, że chciałem albo poprosić ich o pozwolenie, albo wyrazić im szacunek — to było niejasne uczucie.

I przypomniałem sobie dziewczynę z rosyjskich bajek, jak prosi jabłoń, żeby ją okryła, albo las, żeby się rozstąpiła, żeby biegła. Ogólnie rzecz biorąc, poprosiłem ich w myślach, aby pomogli mi przejść, aby źli ludzie nie atakowali, a kiedy wyszedłem z lasu, podziękowałem im. Potem, wchodząc do jeziora, również zaczęła zwracać się do niego: „Witaj Lake, przyjmij mnie, a potem oddaj mi cały i zdrowy!” A ta magiczna formuła bardzo mi pomogła. Byłam spokojna, uważna i nie bałam się płynąć dość daleko, bo czułam kontakt z jeziorem.

Wcześniej oczywiście słyszałem o wszelkiego rodzaju pogańskich apelach ludowych do natury, ale nie do końca to rozumiałem, było mi to obce. A teraz przyszło mi do głowy, że jeśli ktoś komunikuje się z naturą w ważnych i niebezpiecznych sprawach, to musi to szanować i negocjować, jak chłopi.

Samodzielne nawiązywanie osobistych kontaktów ze światem zewnętrznym, w które aktywnie angażuje się każde dziecko w wieku od siedmiu do dziesięciu lat, wymaga ogromnej pracy umysłowej. Praca ta trwa od wielu lat, ale daje pierwsze owoce w postaci zwiększenia samodzielności i „dopasowania” dziecka do otoczenia w wieku dziesięciu czy jedenastu lat.

Dziecko poświęca dużo energii na przeżywanie wrażeń i wewnętrzne opracowanie swojego doświadczenia kontaktów ze światem. Taka praca umysłowa jest bardzo energochłonna, ponieważ u dzieci towarzyszy jej generowanie ogromnej ilości własnej produkcji umysłowej. To długie i różnorodne doświadczenie i przetwarzanie tego, co odbierane jest z zewnątrz w swoich fantazjach.

Każdy obiekt zewnętrzny, który jest interesujący dla dziecka, staje się impulsem do natychmiastowej aktywacji wewnętrznego mechanizmu mentalnego, strumienia, który rodzi nowe obrazy skojarzone z tym obiektem. Takie obrazy dziecięcych fantazji łatwo „zlewają się” z rzeczywistością zewnętrzną, a samo dziecko nie potrafi już oddzielić jednego od drugiego. Dzięki temu przedmioty, które dostrzega dziecko, stają się dla niego cięższe, bardziej efektowne, bardziej znaczące — są wzbogacone o energię psychiczną i duchowy materiał, który tam przyniósł.

Można powiedzieć, że dziecko jednocześnie postrzega otaczający go świat i sam go tworzy. Dlatego świat widziany przez konkretną osobę w dzieciństwie jest z gruntu wyjątkowy i niepowtarzalny. To smutny powód, dla którego po osiągnięciu dorosłości i powrocie do miejsc swojego dzieciństwa człowiek czuje, że wszystko nie jest takie samo, nawet jeśli na zewnątrz wszystko pozostaje takie, jakie było.

To nie tak, że wtedy „drzewa były duże”, a on sam był mały. Zniknęła, rozwiana przez wiatry czasu, szczególna duchowa aura, która nadawała otaczającym urok i znaczenie. Bez tego wszystko wygląda o wiele bardziej prozaicznie i mniej.

Im dłużej dorosły zachowuje w pamięci wrażenia z dzieciństwa i zdolność przynajmniej częściowego wchodzenia w dziecięce stany umysłu, trzymając się czubka skojarzenia, które się pojawiło, tym więcej okazji będzie miał do kontaktu z własnymi fragmentami. znowu dzieciństwo.


Jeśli spodobał Ci się ten fragment, możesz kupić i pobrać książkę na litry

Zaczynając zagłębiać się we własne wspomnienia lub układając historie innych ludzi, jesteś zdumiony — gdzie tylko dzieci nie inwestują siebie! Ile fantazji można zainwestować w pęknięcie w suficie, plamę na ścianie, kamień przy drodze, rozłożyste drzewo pod bramą domu, w jaskini, w rowie z kijankami, wiejskiej ubikacji, psia buda, stodoła sąsiada, skrzypiące schody, okno na strych, drzwi do piwnicy, beczka z deszczówką itp. Jak głęboko żyły wszystkie wyboje i doły, drogi i ścieżki, drzewa, krzaki, budynki, ziemia pod ich stopami , w którym tyle kopali, niebo nad ich głowami, gdzie tak bardzo wyglądali. Wszystko to składa się na „krajobraz fenomenalny” dziecka (terminem tym określa się krajobraz subiektywnie odczuwany i przeżywany przez człowieka).

W ich opowieściach bardzo widoczne są indywidualne cechy przeżyć dzieci w różnych miejscach i obszarach jako całości.

Dla niektórych dzieci najważniejsze jest spokojne miejsce, w którym można przejść na emeryturę i oddać się fantazji:

„U mojej babci w Biełomorsku uwielbiałam siedzieć na huśtawce we frontowym ogrodzie za domem. Dom był prywatny, ogrodzony. Nikt mi nie przeszkadzał, a godzinami mogłem fantazjować. Nie potrzebowałem niczego więcej.

[…] W wieku dziesięciu lat poszliśmy do lasu obok linii kolejowej. Przybywając tam, rozeszliśmy się w pewnej odległości od siebie. To była świetna okazja, by dać się ponieść jakiejś fantazji. Dla mnie najważniejsza w tych spacerach była właśnie możliwość wymyślenia czegoś.

Dla innego dziecka ważne jest znalezienie miejsca, w którym można otwarcie i swobodnie wyrazić siebie:

„W pobliżu domu, w którym mieszkałem, był mały lasek. Był pagórek, na którym rosły brzozy. Z jakiegoś powodu zakochałem się w jednym z nich. Wyraźnie pamiętam, że często przychodziłem do tej brzozy, rozmawiałem z nią i tam śpiewałem. Miałem wtedy sześć lub siedem lat. A teraz możesz tam iść.

Ogólnie rzecz biorąc, dla dziecka świetnym prezentem jest znalezienie takiego miejsca, w którym można wyrazić całkiem normalne dziecięce impulsy, wciśnięte w sztywne restrykcje wychowawców. Jak pamięta czytelnik, miejsce to często staje się wysypiskiem śmieci:

„Temat wysypiska jest dla mnie szczególny. Przed naszą rozmową bardzo się jej wstydziłem. Ale teraz rozumiem, że było to dla mnie po prostu konieczne. Faktem jest, że moja mama jest dużym schludnym mężczyzną, w domu nie wolno im było nawet chodzić bez kapci, nie mówiąc już o skakaniu po łóżku.

Dlatego z wielką przyjemnością skakałem po starych materacach w śmietniku. Dla nas wyrzucony „nowy” materac był równoznaczny ze zwiedzaniem atrakcji. Poszliśmy na śmietnik i po bardzo potrzebne rzeczy, które dostaliśmy wchodząc do zbiornika i grzebiąc w całej jego zawartości.

Na naszym podwórku mieszkał woźny-pijak. Zarabiała na życie, zbierając rzeczy na śmietnikach. Za to bardzo nam się nie podobała, bo rywalizowała z nami. Wśród dzieci chodzenie na śmietnik nie było uważane za haniebne. Ale to pochodziło od rodziców”.

Naturalny charakter niektórych dzieci — mniej lub bardziej autystyczny, zamknięty charakter ich natury — uniemożliwia nawiązanie relacji z ludźmi. Mają znacznie mniejsze pragnienie ludzi niż naturalnych przedmiotów i zwierząt.

Mądre, spostrzegawcze, ale zamknięte dziecko, które jest w sobie, nie szuka zatłoczonych miejsc, nie interesuje go nawet domy ludzi, ale bardzo zwraca uwagę na naturę:

„Chodziłam głównie po zatoce. To było wtedy, gdy na brzegu był zagajnik i drzewa. W zagajniku było wiele ciekawych miejsc. Wymyśliłem nazwę dla każdego. I było wiele ścieżek, splątanych jak labirynt. Wszystkie moje wyprawy ograniczały się do natury. Nigdy nie interesowałem się domami. Chyba jedynym wyjątkiem były frontowe drzwi mojego domu (w mieście) z dwojgiem drzwi. Ponieważ do domu były dwa wejścia, to było zamknięte. Drzwi wejściowe były jasne, wyłożone niebieskimi płytkami i sprawiały wrażenie przeszklonego holu, który dawał swobodę fantazji.

A tu dla porównania inny, kontrastowy przykład: walcząca młodzież, która od razu chwyta byka za rogi i łączy samodzielną eksplorację terenu ze znajomością ciekawych dla niej miejsc w świecie społecznym, co dzieci rzadko robią:

„W Leningradzie mieszkaliśmy w okolicy Pola Trójcy i od XNUMX roku życia zacząłem zwiedzać ten obszar. Jako dziecko uwielbiałem odkrywać nowe terytoria. Lubiłam chodzić sama do sklepu, na poranki, do kliniki.

Od XNUMX roku życia samotnie jeździłem komunikacją miejską po całym mieście — na choinkę, do krewnych itp.

Zbiorowym sprawdzianem odwagi, który pamiętam, były naloty na ogrody sąsiadów. Miał około dziesięciu do szesnastu lat.

Tak, sklepy, przychodnia, poranki, choinka — to nie jest jaskinia ze strumieniem, nie wzgórze z brzozami, nie zagajnik na brzegu. To najbardziej burzliwe życie, są to miejsca maksymalnej koncentracji ludzkich relacji społecznych. A dziecko nie tylko nie boi się iść tam samotnie (jak wielu by się bało), ale wręcz przeciwnie, stara się je zgłębiać, znajdując się w centrum ludzkich wydarzeń.

Czytelnik może zadać pytanie: co jest lepsze dla dziecka? Wszak w poprzednich przykładach spotkaliśmy się z trzema biegunowymi typami zachowań dzieci w stosunku do świata zewnętrznego.

Jedna dziewczyna siedzi na huśtawce i nie chce niczego poza odlotem w swoje sny. Dorosły powiedziałby, że ma kontakt nie z rzeczywistością, ale z własnymi fantazjami. Pomyślałby o tym, jak wprowadzić ją w świat, aby dziewczyna wzbudziła większe zainteresowanie możliwością duchowego połączenia z żywą rzeczywistością. Sformułowałby zagrażający jej problem duchowy jako niewystarczającą miłość i zaufanie do świata, a tym samym do jego Stwórcy.

Problem psychologiczny drugiej dziewczyny, spacerującej w zagajniku nad brzegiem zatoki, polega na tym, że nie odczuwa ona wielkiej potrzeby kontaktu ze światem ludzi. Tutaj dorosły może zadać sobie pytanie: jak odsłonić przed nią wartość prawdziwie ludzkiej komunikacji, wskazać jej drogę do ludzi i pomóc uświadomić jej problemy komunikacyjne? Duchowo ta dziewczyna może mieć problem z miłością do ludzi i związanym z tym tematem dumy.

Trzecia dziewczyna zdaje się dobrze sobie radzić: nie boi się życia, wspina się w gąszcz ludzkich wydarzeń. Ale jej wychowawca powinien zadać pytanie: czy rozwija problem duchowy, który w psychologii prawosławnej nazywa się grzechem podobania się ludziom? To problem zwiększonej potrzeby ludzi, nadmiernego zaangażowania w upartą sieć ludzkich relacji, co prowadzi do uzależnienia od nich aż do niemożności pozostania samemu, sam na sam ze swoją duszą. A zdolność do wewnętrznej samotności, wyrzeczenia się wszystkiego, co doczesne, ludzkie, jest niezbędnym warunkiem rozpoczęcia jakiejkolwiek pracy duchowej. Wydaje się, że będzie to łatwiejsze do zrozumienia dla pierwszej i drugiej dziewczyny, z których każda na swój sposób, w najprostszej jeszcze nie wypracowanej przez świadomość formie, żyje bardziej wewnętrznym życiem swojej duszy niż uspołeczniona zewnętrznie trzecia dziewczyna.

Jak widać, praktycznie każde dziecko ma swoje mocne i słabe strony w postaci predyspozycji do dobrze zdefiniowanych trudności psychologicznych, duchowych i moralnych. Zakorzenione są zarówno w indywidualnej naturze osoby, jak iw systemie wychowania, który go kształtuje, w środowisku, w którym dorasta.

Wychowawca dorosłych powinien umieć obserwować dzieci: dostrzegając ich preferencje do określonych czynności, wybór istotnych miejsc, ich zachowanie, potrafi przynajmniej częściowo rozwikłać głębokie zadania danego etapu rozwoju, przed którymi stoi dziecko. Dziecko z mniejszym lub większym sukcesem próbuje je rozwiązać. Dorosły może mu poważnie pomóc w tej pracy, podnosząc stopień jej świadomości, podnosząc ją na wyższy poziom duchowy, czasem udzielając porad technicznych. Powrócimy do tego tematu w dalszych rozdziałach książki.

Różne dzieci w tym samym wieku często rozwijają podobne uzależnienia od pewnych rodzajów rozrywek, do których rodzice zwykle nie przywiązują dużej wagi lub wręcz przeciwnie, uważają je za dziwny kaprys. Jednak dla uważnego obserwatora mogą być bardzo interesujące. Często okazuje się, że te dziecięce zabawy wyrażają próby intuicyjnego pojmowania i doświadczania nowych odkryć życiowych w zabawowych czynnościach, których dziecko nieświadomie dokonuje w pewnym okresie swojego dzieciństwa.

Jednym z najczęściej wymienianych hobby w wieku siedmiu czy dziewięciu lat jest zamiłowanie do spędzania czasu nad stawami i rowami z wodą, gdzie dzieci obserwują i łowią kijanki, ryby, traszki, pływające chrząszcze.

„Spędziłem godziny wędrując latem brzegiem morza i łapiąc małe żywe stworzenia w słoiku – robaki, kraby, ryby. Koncentracja uwagi jest bardzo wysoka, zanurzenie prawie całkowite, zupełnie zapomniałem o czasie.

„Mój ulubiony strumień wpadał do rzeki Mgu, a z niego wypływały ryby. Chwyciłem je rękami, gdy schowali się pod kamieniami.

„Na daczy lubiłem bawić się kijankami w rowie. Robiłem to zarówno sam, jak i w firmie. Szukałem jakiejś starej żelaznej puszki i zasadziłem w niej kijanki. Ale słoik był potrzebny tylko po to, by je tam trzymać, ale złapałem je rękami. Mogłabym to robić cały dzień i noc.”

„Nasza rzeka przy brzegu była błotnista, z brązowawą wodą. Często kładłem się na chodnikach i spoglądałem na wodę. Istniała tam naprawdę dziwna kraina: wysokie futrzaste glony, a między nimi pływają różne niesamowite stworzenia, nie tylko ryby, ale także jakieś wielonożne robale, mątwy, czerwone pchły. Byłem zdumiony ich obfitością i tym, że wszyscy tak celowo krążą gdzieś w swoim biznesie. Najstraszniejsze wydawały się pływające żuki, bezwzględni łowcy. Byli w tym wodnym świecie jak tygrysy. Przyzwyczaiłem się do łapania ich słojem, a potem trzech z nich mieszkało w słoju w moim domu. Mieli nawet imiona. Nakarmiliśmy je robakami. Ciekawie było obserwować, jak są drapieżne, szybkie i nawet na tym brzegu panują nad wszystkimi, których tam zasadzono. Potem je wypuściliśmy,

„We wrześniu poszliśmy na spacer po Ogrodzie Tauride, ja już wtedy chodziłam do pierwszej klasy. Tam, na dużym stawie, przy brzegu stał betonowy statek dla dzieci, a przy nim był płytki. Kilkoro dzieci łapało tam małe ryby. Wydawało mi się zaskakujące, że dzieciom przyszło do głowy, żeby je złapać, że jest to możliwe. Znalazłem słoik w trawie i też go spróbowałem. Po raz pierwszy w życiu naprawdę kogoś szukałem. Najbardziej zszokowało mnie to, że złowiłem dwie ryby. Są w wodzie, są tak zwinne, a ja jestem zupełnie niedoświadczony i złapałem je. Nie było dla mnie jasne, jak to się stało. A potem pomyślałem, że to dlatego, że byłem już w pierwszej klasie”.

W tych świadectwach uwagę zwracają dwa główne wątki: wątek małych, aktywnych stworzeń żyjących we własnym świecie, który dziecko obserwuje, oraz wątek polowania na nie.

Spróbujmy poczuć, co to wodne królestwo z zamieszkującymi je małymi mieszkańcami oznacza dla dziecka.

Po pierwsze wyraźnie widać, że jest to inny świat, oddzielony od świata, w którym przebywa dziecko, gładką taflą wody, która jest widoczną granicą dwóch środowisk. To świat o innej konsystencji materii, w którym zanurzeni są jego mieszkańcy: jest woda, a tu powietrze. To świat o innej skali wielkości — w porównaniu z naszym wszystko w wodzie jest znacznie mniejsze; my mamy drzewa, oni mają glony, a mieszkańcy też są mali. Ich świat jest łatwo widoczny, a dziecko patrzy na niego z góry. Podczas gdy w ludzkim świecie wszystko jest znacznie większe, a dziecko patrzy na większość innych ludzi z dołu do góry. A dla mieszkańców wodnego świata jest ogromnym olbrzymem, wystarczająco potężnym, by złapać nawet najszybszego z nich.

W pewnym momencie dziecko przy rowie z kijankami odkrywa, że ​​jest to niezależny mikrokosmos, w który wkracza, znajdzie się w zupełnie nowej dla siebie roli – władczej.

Przypomnijmy sobie dziewczynę, która złapała pływających żuków: wszak namierzyła najszybszych i najbardziej drapieżnych władców wodnego królestwa, a złapawszy je do słoika, została ich kochanką. Ten bardzo ważny dla dziecka temat własnej władzy i autorytetu jest zwykle przez niego wypracowywany w relacjach z małymi istotami. Stąd ogromne zainteresowanie małych dzieci owadami, ślimakami, małymi żabkami, które również uwielbiają oglądać i łapać.

Po drugie, wodny świat okazuje się dla dziecka czymś w rodzaju krainy, w której może zaspokoić swoje myśliwskie instynkty — pasję tropienia, pogoni, zdobyczy, rywalizacji z dość szybkim rywalem, który jest w swoim żywiole. Okazuje się, że zarówno chłopcy, jak i dziewczęta są do tego równie chętni. Co więcej, ciekawy jest motyw łapania ryb w dłonie, uporczywie powtarzany przez wielu informatorów. Oto chęć wejścia w bezpośredni kontakt cielesny z obiektem polowania (jak jeden na jednego) oraz intuicyjne poczucie zwiększonych możliwości psychomotorycznych: koncentracji uwagi, szybkości reakcji, zręczności. Ta ostatnia wskazuje na osiągnięcie przez młodszych uczniów nowego, wyższego poziomu regulacji ruchów, niedostępnego dla małych dzieci.

Ale ogólnie rzecz biorąc, to polowanie na wodę daje dziecku wizualny dowód (w postaci zdobyczy) jego rosnącej siły i zdolności do udanych działań.

„Wodne królestwo” to tylko jeden z wielu mikroświatów, które dziecko odkrywa lub tworzy dla siebie.

Powiedzieliśmy już w rozdziale 3, że nawet talerz owsianki może stać się takim „światem” dla dziecka, w którym łyżka niczym buldożer toruje drogi i kanały.

Podobnie jak wąska przestrzeń pod łóżkiem może wydawać się otchłanią zamieszkaną przez straszliwe stworzenia.

W małym wzorze tapety dziecko widzi cały krajobraz.

Kilka kamieni wystających z ziemi okaże się dla niego wyspami na wzburzonym morzu.

Dziecko jest nieustannie zaangażowane w mentalne przemiany skal przestrzennych otaczającego go świata. Obiekty, które są obiektywnie małe, może powiększać wielokrotnie, kierując na nie swoją uwagę i pojmując to, co widzi w zupełnie innych kategoriach przestrzennych — jakby patrzył w teleskop.

Ogólnie rzecz biorąc, od stu lat znane jest zjawisko znane w psychologii eksperymentalnej, które nazywa się „ponowną oceną standardu”. Okazuje się, że każdy przedmiot, na który dana osoba kieruje swoją szczególną uwagę przez pewien czas, zaczyna mu się wydawać większy, niż jest w rzeczywistości. Obserwator wydaje się karmić go własną energią psychiczną.

Ponadto istnieją różnice między dorosłymi a dziećmi w samym sposobie patrzenia. Dorosły lepiej trzyma oczami przestrzeń pola widzenia i jest w stanie skorelować ze sobą rozmiary poszczególnych obiektów w jego granicach. Jeśli musi zastanowić się nad czymś dalekim lub bliskim, zrobi to, podnosząc lub rozszerzając osie wzrokowe — to znaczy będzie działać oczami, a nie poruszać się całym ciałem w kierunku obiektu zainteresowania.

Wizualny obraz świata dziecka jest mozaiką. Po pierwsze, dziecko jest bardziej „złapane” przez przedmiot, na który w danej chwili patrzy. Nie może, podobnie jak dorosły, rozdzielić uwagi wzrokowej i intelektualnie przetworzyć jednocześnie dużego obszaru pola widzialnego. Dla dziecka składa się raczej z oddzielnych kawałków semantycznych. Po drugie, ma tendencję do aktywnego poruszania się w przestrzeni: jeśli musi coś zastanowić, natychmiast próbuje podbiec, pochylić się bliżej — to, co z daleka wydawało się mniejsze, natychmiast rośnie, wypełniając pole widzenia, jeśli zanurzysz w nim nos. Oznacza to, że metryka widzialnego świata, wielkość poszczególnych obiektów, jest najbardziej zmienna dla dziecka. Myślę, że wizualny obraz sytuacji w percepcji dzieci można porównać z naturalnym obrazem wykonanym przez niedoświadczonego rysownika: gdy tylko skupia się na narysowaniu jakiegoś istotnego szczegółu, okazuje się, że jest on zbyt duży, do szkoda dla ogólnej proporcjonalności innych elementów rysunku. Cóż, nie bez powodu oczywiście na rysunkach dzieci stosunek rozmiarów obrazów poszczególnych obiektów na kartce papieru pozostaje dla dziecka najdłużej nieistotny. W przypadku przedszkolaków wartość jednej lub drugiej postaci na rysunku zależy bezpośrednio od stopnia ważności, jaki przywiązuje do niego kreślarz. Jak w obrazach w starożytnym Egipcie, jak w starożytnych ikonach czy w malarstwie średniowiecza.

Zdolność dziecka do dostrzegania tego, co duże w małym, do przekształcania skali widzialnej przestrzeni w jego wyobraźni, jest również zdeterminowana przez to, w jaki sposób dziecko nadaje jej sens. Umiejętność symbolicznej interpretacji tego, co widzialne, pozwala dziecku, słowami poety, pokazać „skośne kości policzkowe oceanu na naczyniu z galaretką”, np. w misce zupy zobaczyć jezioro z podwodnym światem . W tym dziecku zasady, na których opiera się tradycja tworzenia ogrodów japońskich, są wewnętrznie bliskie. Tam, na niewielkim kawałku ziemi z karłowatymi drzewami i kamieniami, ucieleśnia się idea krajobrazu z lasem i górami. Tam na ścieżkach piasek ze zgrabnymi wyżłobieniami grabi symbolizuje strumienie wody, a filozoficzne idee taoizmu są zaszyfrowane w samotnych kamieniach porozrzucanych gdzieniegdzie jak wyspy.

Podobnie jak twórcy japońskich ogrodów, dzieci mają uniwersalną ludzką zdolność do arbitralnej zmiany układu współrzędnych przestrzennych, w którym pojmowane są postrzegane obiekty.

Dzieci znacznie częściej niż dorośli tworzą przestrzenie różnych, wbudowanych w siebie światów. Widzą coś małego w czymś dużym, a potem przez to małe, jakby przez magiczne okno, próbują zajrzeć w inny wewnętrzny świat, który wyrasta na ich oczach, warto na nim skupić swoją uwagę. Nazwijmy to zjawisko subiektywnym „pulsacją przestrzeni”.

„Pulsacja przestrzeni” to zmiana punktu widzenia, która prowadzi do zmiany przestrzenno-symbolicznego układu współrzędnych, w ramach którego obserwator rozumie zdarzenia. Jest to zmiana skali względnych wielkości obserwowanych obiektów, w zależności od tego, na co skierowana jest uwaga i jakie znaczenie nadaje obiektom obserwator. Subiektywnie odczuwana «pulsacja przestrzeni» wynika ze wspólnej pracy percepcji wzrokowej i symbolicznej funkcji myślenia — wrodzonej zdolności człowieka do ustanawiania układu współrzędnych i nadawania znaczenia widzialnemu w określonych przez niego granicach.

Istnieją powody, by sądzić, że dzieci w większym stopniu niż dorośli cechuje łatwość zmiany punktu widzenia, prowadząca do aktywacji „pulsacji przestrzeni”. U dorosłych jest odwrotnie: sztywne ramy nawykowego obrazu świata widzialnego, którym kieruje się dorosły, trzymają go w swoich granicach znacznie silniejszym.

Przeciwnie, ludzie kreatywni często szukają źródeł nowych form wyrazistości swojego języka artystycznego w intuicyjnej pamięci swojego dzieciństwa. Do takich ludzi należał słynny reżyser filmowy Andrei Tarkovsky. W jego filmach opisywana powyżej „pulsacja przestrzeni” jest dość często wykorzystywana jako środek artystyczny, aby wyraźnie pokazać, jak człowiek „odpływa” niczym dziecko ze świata fizycznego, w którym jest tu i teraz, w jeden z jego drogie światy duchowe. Oto przykład z filmu Nostalgia. Jej bohaterem jest stęskniony za domem Rosjanin pracujący we Włoszech. W jednej z ostatnich scen znajduje się w zrujnowanym budynku podczas deszczu, gdzie po ulewie powstały duże kałuże. Bohater zaczyna zaglądać do jednego z nich. Wchodzi tam coraz bardziej z uwagą — obiektyw aparatu zbliża się do powierzchni wody. Nagle ziemia i kamyki na dnie kałuży oraz blask światła na jej powierzchni zmieniają swoje kontury, a z nich buduje się jakby widoczny z daleka rosyjski pejzaż z pagórkiem i krzakami na pierwszym planie, odległe pola , droga. Na Wzgórzu pojawia się postać matki z dzieckiem, przypominająca samego bohatera w dzieciństwie. Kamera zbliża się do nich coraz szybciej — dusza bohatera leci, wracając do swoich początków — do swojej ojczyzny, do zarezerwowanych przestrzeni, z których pochodzi.

Istotnie, łatwość takich odlotów, lotów — w kałużę, w obraz (przypomnijcie „Wyczyn” V. Nabokova, w naczynie („Mary Poppins” P. Traversa), w Lustro, jak to się stało z Alicją , w każdą wyobrażalną przestrzeń, która przyciąga uwagę jest charakterystyczną właściwością młodszych dzieci. Jej negatywną stroną jest słaba kontrola umysłowa dziecka nad swoim życiem psychicznym. Stąd łatwość, z jaką uwodzicielski przedmiot czaruje i wabi duszę dziecka / 1 granice, zmuszając je do zapomnienia.Niewystarczająca „siła „ja” nie może utrzymać psychicznej integralności osoby — przypomnijmy sobie lęk z dzieciństwa, o którym już mówiliśmy: czy będę mógł wrócić?Te słabości mogą również trwać w osoby dorosłe o określonym składzie psychicznym, z psychiką, która nie została wypracowana w procesie samoświadomości.

Pozytywną stroną zdolności dziecka do dostrzegania, obserwowania, doświadczania, tworzenia różnych światów wbudowanych w codzienność jest bogactwo i głębia jego duchowej komunikacji z krajobrazem, umiejętność odbierania w tym kontakcie maksymalnie ważnych osobiście informacji i osiągania poczucia jedność ze światem. Co więcej, wszystko to może się zdarzyć nawet przy pozornie skromnych, a nawet szczerze mizernych możliwościach krajobrazu.

Rozwój ludzkiej zdolności do odkrywania wielu światów można pozostawić przypadkowi — co najczęściej ma miejsce w naszej współczesnej kulturze. Albo można nauczyć człowieka go realizować, nim zarządzać i nadać mu formy kulturowe zweryfikowane przez tradycję wielu pokoleń ludzi. Taki jest na przykład trening kontemplacji medytacyjnej, który odbywa się w ogrodach japońskich, o czym już mówiliśmy.

Opowieść o tym, jak dzieci nawiązują swoją relację z krajobrazem, będzie niepełna, jeśli rozdziału nie zakończymy krótkim opisem specjalnych dziecięcych wycieczek w celu poznania nie pojedynczych miejsc, ale całego obszaru. Cele i charakter tych (zazwyczaj grupowych) wycieczek w dużym stopniu zależą od wieku dzieci. Teraz porozmawiamy o wędrówkach, które odbywają się na wsi lub we wsi. Jak to się dzieje w mieście, czytelnik znajdzie materiał w rozdziale 11.

Młodsze dzieci w wieku sześciu lub siedmiu lat bardziej fascynuje sama idea „wycieczki”. Zazwyczaj organizowane są w kraju. Gromadzą się w grupie, zabierają ze sobą jedzenie, które wkrótce zostanie zjedzone na najbliższym postoju, który zwykle staje się końcowym punktem krótkiej trasy. Biorą pewne atrybuty podróżników – plecaki, zapałki, kompas, kije jako laski podróżne – i kierują się w kierunku, w którym jeszcze nie poszli. Dzieci muszą czuć się, jakby wyruszyły w podróż i przekroczyły symboliczną granicę znanego świata — wyjść na „otwarte pole”. Nie ma znaczenia, że ​​to zagajnik czy polana za najbliższym pagórkiem, a odległość jak na dorosłego człowieka jest dość niewielka, od kilkudziesięciu metrów do kilometra. Ważne jest ekscytujące doświadczenie możliwości dobrowolnego opuszczenia domu i zostania podróżnikiem po ścieżkach życia. Cóż, całe przedsięwzięcie zorganizowane jest jak wielka gra.

Inna sprawa to dzieci po dziewięciu latach. Zwykle w tym wieku dziecko otrzymuje do użytku nastoletni rower. Jest symbolem osiągnięcia pierwszego etapu dorosłości. To pierwsza duża i praktycznie cenna nieruchomość, której absolutnym właścicielem jest dziecko. Pod względem możliwości dla młodego rowerzysty jest to impreza podobna do kupna auta dla osoby dorosłej. Co więcej, po ukończeniu dziewięciu lat rodzice dzieci zauważalnie łagodzą swoje ograniczenia przestrzenne i nic nie stoi na przeszkodzie, aby grupy dzieci odbywały długie przejażdżki rowerowe po całej dzielnicy. (Mówimy oczywiście o letnim życiu na wsi.) Zwykle w tym wieku dzieci są pogrupowane w firmy tej samej płci. Zarówno dziewczynki, jak i chłopcy łączy pasja odkrywania nowych dróg i miejsc. Ale w grupach chłopięcych duch rywalizacji jest wyraźniejszy (jak szybko, jak daleko, słaby lub nie słaby itp.) i zainteresowanie kwestiami technicznymi związanymi zarówno z urządzeniem roweru, jak i techniką jazdy „bez rąk”, rodzaje hamowania, sposoby skakania na rowerze z małych skoków itp.). Dziewczyny są bardziej zainteresowane tym, dokąd idą i co widzą.

Istnieją dwa główne rodzaje bezpłatnej jazdy na rowerze dla dzieci w wieku od XNUMX do XNUMX lat: „poznawcza” i „kontrolna”. Głównym celem spacerów pierwszego typu jest odkrywanie wciąż nieprzebytych dróg i nowych miejsc. Dlatego dzieci w tym wieku zazwyczaj dużo lepiej niż ich rodzice wyobrażają sobie szerokie otoczenie miejsca, w którym mieszkają.

Spacery „inspekcyjne” to regularne, czasem codzienne wycieczki do znanych miejsc. Dzieci mogą jeździć na takie wycieczki zarówno w towarzystwie, jak i same. Ich głównym celem jest przejechanie jednej z ich ulubionych tras i zobaczenie „jak tam wszystko jest”, czy wszystko jest na swoim miejscu i jak tam toczy się życie. Te wyjazdy mają ogromne znaczenie psychologiczne dla dzieci, mimo pozornego braku informacji dla dorosłych.

To coś w rodzaju mistrzowskiego sprawdzania terytorium — czy wszystko jest na swoim miejscu, czy wszystko jest w porządku — a jednocześnie otrzymywanie codziennych wiadomości — wiem, widziałem wszystko, co wydarzyło się w tym okresie w tych miejscach.

Jest to wzmocnienie i ożywienie wielu subtelnych więzi duchowych, które zostały już ustanowione między dzieckiem a krajobrazem — to znaczy szczególnego rodzaju komunikacji między dzieckiem a czymś mu bliskim i drogim, ale nie należącym do najbliższego otoczenia dziecka. życie domowe, ale rozproszone w przestrzeni świata.

Takie wyjazdy są również niezbędną formą wejścia w świat nastoletniego dziecka, jednym z przejawów „życia społecznego” dzieci.

Ale w tych „inspekcjach” jest jeszcze inny wątek, ukryty głęboko w środku. Okazuje się, że ważne jest, aby dziecko regularnie dbało o to, aby świat, w którym żyje, był stabilny i stały — stały. Musi stać niewzruszony, a zmienność życia nie może wstrząsnąć jego podstawowymi fundamentami. Ważne, aby był rozpoznawalny jako „swój”, „ten sam” świat.

W związku z tym dziecko chce od swoich rodzinnych miejsc tego samego, czego chce od swojej matki — niezmienności obecności w jego istnieniu i stałości właściwości. Ponieważ omawiamy teraz temat niezwykle istotny dla zrozumienia głębi duszy dziecka, zrobimy małą psychologiczną dygresję.

Wiele matek małych dzieci mówi, że ich pociechom nie podoba się, gdy matka zauważalnie zmienia swój wygląd: przebiera się w nowy strój, robi makijaż. W przypadku dwulatków może dojść do konfliktu. Tak więc matka jednego chłopca pokazała swoją nową sukienkę, ubraną na przybycie gości. Przyjrzał się jej uważnie, gorzko zapłakał, a potem przyniósł jej stary szlafrok, w którym zawsze chodziła do domu, i zaczął go wkładać jej w ręce, żeby go założyła. Żadna perswazja nie pomogła. Chciał zobaczyć swoją prawdziwą matkę, a nie czyjąś ciotkę w przebraniu.

Dzieci w wieku pięciu czy siedmiu lat często wspominają, że nie lubią makijażu na twarzy mamy, bo przez to matka staje się jakoś inna.

I nawet nastolatki nie lubią, gdy matka «ubiera się» i nie wygląda jak ona.

Jak już wielokrotnie mówiliśmy, matka dla dziecka jest osią, na której opiera się jego świat, i najważniejszym punktem orientacyjnym, który zawsze i wszędzie musi być natychmiast rozpoznawalny, a zatem musi mieć trwałe cechy. Zmienność jej wyglądu rodzi w dziecku wewnętrzny lęk, że się wymknie, a on ją straci, nie rozpoznając jej na tle innych.

(Nawiasem mówiąc, autorytarni przywódcy, czując się jak postacie rodzicielskie, dobrze rozumieli dziecięce rysy w psychologii podległych im ludów. Dlatego pod żadnym pozorem nie próbowali zmieniać ich wyglądu, pozostając symbolami stałości podstaw państwa życie.)

Dlatego rodzime miejsca i matkę łączy pragnienie dzieci, aby były wieczne, niezmienne i dostępne.

Oczywiście życie toczy się dalej, domy są malowane i buduje się coś nowego, wycina się stare drzewa, sadzi nowe, ale wszystkie te zmiany są dopuszczalne, o ile najważniejsza jest istota tubylca krajobraz pozostaje nienaruszony. Trzeba tylko zmienić lub zniszczyć jego elementy nośne, bo wszystko się wali. Wydaje się człowiekowi, że te miejsca stały się obce, wszystko nie jest takie, jak wcześniej, i — jego świat został mu odebrany.

Takie zmiany są szczególnie boleśnie przeżywane w tych miejscach, w których minęły najważniejsze lata jego dzieciństwa. Człowiek czuje się wtedy jak nędzna sierota, na zawsze pozbawiona w realnej przestrzeni bytu tego dziecinnego świata, który był mu bliski i który pozostaje tylko w jego pamięci.


Jeśli spodobał Ci się ten fragment, możesz kupić i pobrać książkę na litry

Dodaj komentarz