Hagiodrama: przez świętych do samopoznania

Jakie problemy osobiste można rozwiązać, studiując życie i dlaczego Bóg nie miałby zostać wyniesiony na scenę? Rozmowa z Leonidem Ogorodnowem, autorem metodyki agiodramy, który w tym roku kończy 10 lat.

Psychologia: „Agio” to po grecku „święty”, ale czym jest hagiodrama?

Leonid Ogorodnow: Kiedy narodziła się ta technika, inscenizowaliśmy żywoty świętych za pomocą psychodramy, czyli dramatycznej improwizacji na daną fabułę. Teraz określiłbym hagiodramę szerzej: jest to utwór psychodramatyczny ze świętą Tradycją.

Oprócz życia obejmuje to inscenizację ikon, tekstów świętych ojców, muzykę kościelną i architekturę. Na przykład moja uczennica, psycholog Julia Trukhanova, umieściła wnętrze świątyni.

Umieszczenie wnętrza — czy to możliwe?

Można ująć wszystko, co można uznać za tekst w najszerszym znaczeniu, czyli jako zorganizowany system znaków. W psychodramie każdy przedmiot może znaleźć swój głos, pokazać charakter.

Na przykład w produkcji «Świątyni» były role: ganek, świątynia, ikonostas, żyrandol, ganek, schody do świątyni. Uczestniczka, która wybrała rolę „Kroków do świątyni”, doświadczyła wglądu: zdała sobie sprawę, że to nie są tylko schody, te kroki to przewodniki od codzienności do świata sacrum.

Uczestnicy produkcji — kim oni są?

Takie pytanie wiąże się z rozwojem szkolenia, kiedy określa się grupę docelową i tworzony jest dla niej produkt. Ale nic nie zrobiłem. Wszedłem w hagiodramę, bo mnie to interesowało.

Zamieściłem więc ogłoszenie, zadzwoniłem też do znajomych i powiedziałem: „Chodź, wystarczy zapłacić za pokój, zagramy i zobaczymy, co się stanie”. I przyszli ci, którzy też byli zainteresowani, było ich całkiem sporo. W końcu są dziwacy, którzy interesują się ikonami lub bizantyjskimi świętymi głupcami XX wieku. Tak samo było z hagiodramą.

Agiodrama — technika terapeutyczna czy edukacyjna?

Nie tylko terapeutyczną, ale także edukacyjną: uczestnicy nie tylko rozumieją, ale zdobywają osobiste doświadczenie, czym jest świętość, kim są apostołowie, męczennicy, święci i inni święci.

Jeśli chodzi o psychoterapię, za pomocą hagiodramy można rozwiązywać problemy psychologiczne, ale sposób ich rozwiązywania różni się od przyjętej w klasycznej psychodramie: w porównaniu z nią hagiodrama jest oczywiście zbędna.

Agiodrama pozwala doświadczyć zwrócenia się do Boga, wyjść poza własne „ja”, stać się czymś więcej niż swoim „ja”

Jaki jest sens wprowadzania świętych do inscenizacji, jeśli można po prostu umieścić mamę i tatę? Nie jest tajemnicą, że większość naszych problemów dotyczy relacji rodzic-dziecko. Rozwiązanie takich problemów leży w polu naszego „ja”.

Agiodrama to systematyczna praca z transcendentalnymi, w tym przypadku religijnymi, duchowymi rolami. «Transcendentny» oznacza «przekroczenie granicy». Oczywiście granicę między człowiekiem a Bogiem można przekroczyć tylko z Bożą pomocą, ponieważ jest ona przez Niego ustanawiana.

Ale na przykład modlitwa jest zwróceniem się do Boga, a „modlitwa” jest rolą transcendentalną. Agiodrama pozwala doświadczyć tego nawrócenia, wyjść – a przynajmniej spróbować – poza granice własnego „ja”, stać się czymś więcej niż swoim „ja”.

Podobno taki cel stawiają sobie głównie wierzący?

Tak, przede wszystkim wierzący, ale nie tylko. Wciąż „sympatyczny”, zainteresowany. Ale dzieło jest zbudowane inaczej. W wielu przypadkach pracę hagiodramatyczną z wierzącymi można nazwać rozległym przygotowaniem do pokuty.

Na przykład wierzący mają wątpliwości lub gniew, narzekając na Boga. To uniemożliwia im modlitwę, proszenie Boga o coś: jak poprosić kogoś, na kogo jestem zła? Jest to przypadek, w którym sklejają się dwie role: transcendentalna rola modlącego się i psychologiczna rola rozgniewanego. A potem celem hagiodramy jest rozdzielenie tych ról.

Dlaczego warto rozdzielić role?

Bo gdy nie dzielimy różnych ról, powstaje w nas zamęt, czyli, słowami Junga, «kompleks», czyli plątanina wielokierunkowych tendencji duchowych. Ten, z którym to się dzieje, nie jest świadomy tego zamieszania, ale go doświadcza — a to doświadczenie jest bardzo negatywne. A działanie z tej pozycji jest na ogół niemożliwe.

Często obraz Boga jest mieszaniną lęków i nadziei zebranych od krewnych i przyjaciół.

Jeśli wysiłek woli przynosi nam jednorazowe zwycięstwo, to „kompleks” powraca i staje się jeszcze bardziej bolesny. Ale jeśli oddzielimy role i usłyszymy ich głosy, to zrozumiemy każdą z nich i być może zgodzimy się z nimi. W klasycznej psychodramie również taki cel jest postawiony.

Jak idzie ta praca?

Kiedyś inscenizowaliśmy życie Wielkiego Męczennika Eustathiusa Placisa, któremu Chrystus objawił się w postaci jelenia. Klient w roli Eustacjusza, widząc Jelenia, doznał nagle najsilniejszego niepokoju.

Zacząłem pytać i okazało się, że Jelenia kojarzy się ze swoją babcią: była władczą kobietą, jej żądania często były ze sobą sprzeczne, a dziewczynie trudno było sobie z tym poradzić. Potem zatrzymaliśmy faktyczną akcję hagiodramatyczną i przeszliśmy do klasycznej psychodramy o tematyce rodzinnej.

Po uporaniu się z relacją babci i wnuczki (role psychologiczne), wróciliśmy do życia, do Eustacjusza i Jelenia (role transcendentalne). I wtedy klient z roli świętego mógł zwrócić się do Jelenia z miłością, bez strachu i niepokoju. Rozwiedliśmy się więc rolami, daliśmy Bogu — Bogowo, a babci — babci.

A jakie problemy rozwiązują niewierzący?

Przykład: Zawodnik zostaje powołany do roli pokornego świętego, ale rola nie działa. Czemu? Przeszkadza jej duma, której nawet nie podejrzewała. Efektem pracy w tym przypadku może nie być rozwiązanie problemu, a wręcz przeciwnie jego sformułowanie.

Bardzo ważnym tematem zarówno dla wierzących, jak i niewierzących jest usunięcie projekcji od Boga. Każdy, kto choć trochę obeznał się z psychologią wie, że mąż lub żona często wypacza wizerunek partnera, przenosząc na niego cechy matki lub ojca.

Coś podobnego dzieje się z obrazem Boga — często jest to mieszanina lęków i nadziei zebranych od wszystkich krewnych i przyjaciół. W hagiodramie możemy usunąć te projekcje, a wtedy przywrócona zostaje możliwość komunikacji zarówno z Bogiem, jak iz ludźmi.

Jak trafiłeś na hagiodramę? I dlaczego porzucili psychodramę?

Nigdzie nie poszedłem: prowadzę grupy psychodramatyczne, uczę i pracuję indywidualnie metodą psychodramy. Ale każdy w swoim zawodzie szuka „chipów”, więc zacząłem szukać. A z tego, co wiedziałem i widziałem, najbardziej podobał mi się mitodramat.

Co więcej, interesowały mnie cykle, a nie pojedyncze mity, i pożądane jest, aby taki cykl zakończył się wraz z końcem świata: narodziny wszechświata, przygody bogów, zachwianie niestabilną równowagą świata, i na czymś musiało się skończyć.

Jeśli oddzielimy role i usłyszymy ich głosy, możemy zrozumieć każdą z nich i być może zgodzić się z nimi

Okazało się, że takich systemów mitologicznych jest bardzo mało. Zacząłem od mitologii skandynawskiej, potem przerzuciłem się na „mit” judeochrześcijański, stworzyłem cykl według Starego Testamentu. Potem pomyślałem o Nowym Testamencie. Wierzyłem jednak, że Boga nie należy wychodzić na scenę, aby nie prowokować na Niego projekcji, nie przypisywać Mu naszych ludzkich uczuć i motywacji.

A w Nowym Testamencie Chrystus działa wszędzie, gdzie boskość współistnieje z naturą ludzką. I pomyślałem: Boga nie da się postawić — ale można postawić ludzi, którzy są mu najbliżsi. A to są święci. Kiedy patrzyłem na życie „mitologicznych” oczu, byłem zdumiony ich głębią, pięknem i różnorodnością znaczeń.

Czy hagiodrama zmieniła coś w twoim życiu?

TAk. Nie mogę powiedzieć, że zostałem członkiem kościoła: nie jestem członkiem żadnej parafii i nie uczestniczę aktywnie w życiu kościoła, ale spowiadam się i przystępuję do komunii przynajmniej cztery razy w roku. Czując, że nie zawsze mam wystarczającą wiedzę, aby zachować prawosławny kontekst życia, poszedłem na studia teologiczne na Prawosławnym Uniwersytecie Humanitarnym św. Tichona.

A z profesjonalnego punktu widzenia jest to ścieżka samorealizacji: systematyczna praca z transcendentalnymi rolami. To bardzo inspirujące. Próbowałem wprowadzić role transcendentalne w psychodramie niereligijnej, ale mnie to nie wciągnęło.

Interesują mnie święci. Nigdy nie wiem, co stanie się z tym świętym w spektaklu, jakie emocjonalne reakcje i znaczenia odkryje wykonawca tej roli. Nie było jeszcze przypadku, w którym nie nauczyłem się dla siebie czegoś nowego.

Dodaj komentarz