BRUTTO 110 KG i 14 lat bez dodatku mięsa.

To był przyjemny letni wieczór, kiedy w końcu nie musieliśmy myśleć o nauce i po prostu spacerowaliśmy wąskimi brukowanymi uliczkami centralnej części Lwowa w towarzystwie sykhijskich punków. Sychów, to jedno z lwowskich miejsc noclegowych, a punkowie (moi przyjaciele) należeli do tej kategorii nieformalnej młodzieży, którą można nazwać raczej „majorami”, która nie gardzi czytaniem różnych książek filozoficznych. Jeden z moich przyjaciół zaproponował mi udział w jednym z wykładów filozoficznych, które właśnie zaczynały się w pobliżu. Nie znajdując ciekawszej alternatywy, po prostu przyjrzeliśmy się temu wydarzeniu z ciekawości. Oczywiście był to wykład z filozofii Wschodu, ale temat wegetarianizmu w tym momencie stał się dla mnie najbardziej kluczowy i wywrócił całe moje osiemnastoletnie życie, które właśnie zaczęło porastać mchem. Słyszałem o filmie, który pokazuje proces zabijania krów w rzeźni. Jakaś dziewczyna opowiedziała mi to ze szczegółami io tym, jak zwierzęta ogłusza się prądem, io tym, jak krowy płaczą przed śmiercią, io tym, jak podcina się im gardła, wysysając krew, gdy są jeszcze przytomne, io tym, jak filmują skórę bez czekania aby zwierzę przestało wykazywać oznaki świadomości. Wydawałoby się, że nastolatek, który słuchał ciężkiej muzyki, nosił skórzane kurtki, był bardzo agresywny, co mogło tak bardzo wpłynąć na niego z tej historii, biorąc pod uwagę, że przyswajanie mięsa było codziennym i niezbędnym procesem dla rozwijającego się organizmu. Ale coś we mnie zadrżało i nawet nie oglądając filmu, a jedynie wizualizując go sobie w głowie, zdałem sobie sprawę, że nie wypada tak żyć iw tym samym momencie zdecydowałem się zostać wegetarianinem. O dziwo, te same słowa w żaden sposób nie wpłynęły na moich przyjaciół i chociaż nie potrafili mi się sprzeciwić, nie stanęli też po mojej stronie. Tego samego wieczoru, kiedy wróciłem do domu i usiadłem przy stole, zdałem sobie sprawę, że nie będę miał co jeść. Na początku próbowałem po prostu wyłowić kawałek mięsa z zupy, ale od razu zdałem sobie sprawę, że zjedzenie tego, co zostało, to głupi pomysł. Nie odchodząc od stołu złożyłem oświadczenie, że od tego dnia jestem wegetarianinem. Że teraz wszystko, co zawiera mięso, ryby i jajka, jest dla mnie zupełnie nieodpowiednie do jedzenia. O tym, że to dopiero pierwszy etap „perwersji do jedzenia”, dowiedziałem się nieco później. I że jestem lakto-wegetarianinem, a są jeszcze bardziej surowi wyznawcy tej kultury, którzy (strasznie pomyśleć) nawet nie spożywają produktów mlecznych. Mój tata nie okazywał prawie żadnych emocji. Już zaczął przyzwyczajać się do tego, że jego syn popada w skrajności. Ciężka muzyka, kolczyki, młode damy o wątpliwym, nieformalnym wyglądzie (no, przynajmniej nie chłopcy). Na tym tle wegetarianizm wydawał się tylko niewinną rozrywką, która najprawdopodobniej minie w bardzo krótkim czasie. Ale moja siostra przyjęła to bardzo wrogo. Nie tylko przestrzeń dźwiękową w domu zajmują melodie Cannibal Corpse, ale teraz także w kuchni odetną niektóre ze zwykłych przyjemności. Minęło kilka dni i mój ojciec rozpoczął poważną rozmowę o tym, że teraz muszę albo gotować dla mnie osobno, albo wszyscy powinni przejść na mój sposób jedzenia. W końcu postanowił nie skupiać się zbytnio na tym, co się stało i poszedł na kompromis. Wszystkie gotowane potrawy zaczęto przygotowywać bez mięsa, jednak w razie potrzeby zawsze można było zrobić kanapkę z kiełbasą. Z drugiej strony moja siostra kilkakrotnie rzuciła na mnie napadami złości, że nie może nawet po prostu jeść w swoim domu, co pogorszyło już i tak z nią konfliktową sytuację. W wyniku konfliktu nadal nie utrzymujemy związku, mimo że później stała się jeszcze bardziej zagorzałą wegetarianką niż ja. Co więcej, mój ojciec również został wegetarianinem dwa lata później. Zawsze żartował przy znajomych, że to konieczny środek w jego życiu, ale jego nagłe uzdrowienie stało się mocnym argumentem na rzecz wegetarianizmu. Mój ojciec był z chłopaków z pokolenia powojennego, kiedy wśród antybiotyków była tylko penicylina. Dawka nasycająca tej substancji silnie działała na jego nerki, a od dzieciństwa pamiętam, jak okresowo trafiał do szpitala na leczenie. I nagle choroba minęła i nie wróciła do dziś. Podobnie jak ja, mój ojciec po pewnym czasie miał silną zmianę światopoglądową. Papież nie realizował żadnej filozofii, po prostu nie jadł mięsa ze względów solidarności i przekonywał, że jest ono dobre dla zdrowia. Jednak pewnego dnia powiedział mi, że poczuł przerażenie, gdy przechodził w pobliżu alejek mięsnych. Rozczłonkowane zwłoki zwierząt w jego umyśle nie różniły się od martwych ludzi. Z tego możemy wywnioskować, że nawet prosty akt niejedzenia mięsa powoduje (ewentualnie) nieodwracalne zmiany w psychice. Więc jeśli jesteś mięsożercą, powinieneś to wiedzieć i rozumieć. Jednak ojciec długo trzymał się mięsnego upiora. Ponieważ po śmierci mojej mamy i dzieci rozsianych po całym świecie znów został kawalerem, lodówka zaczęła się rozmrażać znacznie rzadziej. Zwłaszcza zamrażarka straciła na aktualności i stała się zimną szafą, a jednocześnie miejscem ostatniego schronienia dla kogoś (jak to powiedzieć, żeby nie obrazić)…. Kurczak. Jak normalne dzieci, kiedy po dłuższym czasie przyjechaliśmy w odwiedziny, zaczęliśmy sprzątać. Zamrażarka też się przydała. Nie zastanawiając się dwa razy, kurczak został wysłany do kosza na śmieci. Co właśnie wkurzyło mojego ojca. Okazuje się, że nie tylko jest teraz zmuszony do przeciągania nędznej egzystencji i powstrzymania się od mięsa, ale także we własnej lodówce odbiera mu ostatnią nadzieję, że może kiedyś, jeśli naprawdę będzie trzeba, ale nagle… i tak dalej . Nie, cóż, może zatrzymał tego kurczaka z humanitarnych powodów. W końcu pewnego dnia technologia umożliwi rozmrożenie ciał i przywrócenie ich do życia. Tak, i jakoś przed krewnymi kurczaka (i przed samym kurczakiem) nie jest to wygodne. Wyrzucili to do kosza! Nie pochować jak człowiek. Tak mały dodatek, jak wegetarianizm, dokonał bardzo znaczącej rewolucji w moim późniejszym przeznaczeniu. Mój nauczyciel instytutu fizjologii (niech Bóg ją błogosławi) przepowiedział mi rok, no, najwyżej kilka lat, po których zacznę nieodwracalne procesy niezgodne z życiem. Teraz wszystko brzmi jak „ha ha”. A potem, gdy internetu praktycznie nie było, dla mnie to wszystko wyglądało jak sytuacja z klasycznej komedii: „Może nawet zostanę nagrodzony… pośmiertnie”. I twarz Nikulina z drżącym podbródkiem. Przyjaciele są przyjaciółmi, ale jakoś wszelka komunikacja straciła sens. Teraz nie mogłem połączyć w głowie obrazu, który reprezentowali moi koledzy w komunikacji i ich diecie. W konsekwencji wizyty stopniowo ustały. Zgodnie z oczekiwaniami ich miejsce zajęli przyjaciele wegetarianie. Minęło kilka lat i społeczeństwo jedzące mięso po prostu przestało dla mnie istnieć. Zacząłem nawet pracować wśród wegetarian. Żonaty (jak to się stało) dwukrotnie. Za każdym razem żony nie jedzą mięsa. Przestałem jeść mięso, gdy miałem osiemnaście lat. W tym czasie byłem członkiem ukraińskiej kadry juniorów saneczkowych. Moimi głównymi zawodami były Mistrzostwa Świata Juniorów. Studiowałem we Lwowskim Instytucie Wychowania Fizycznego. Miałem indywidualny harmonogram, który pozwalał mi na dwa treningi dziennie. Rano zwykle biegałem. Przebiegłam 4-5 kilometrów, a po południu miałam trening w podnoszeniu ciężarów. Okresowo był basen i gry sportowe. Trudno powiedzieć, jak wegetarianizm wpływa na wszystkie cechy sportowe, ale z własnego doświadczenia chcę powiedzieć, że moja wytrzymałość znacznie wzrosła. Biegałem rano i nie czułem się zmęczony, czasami robiłem czternaście podejść do jednego lub drugiego ćwiczenia z 60-80% obciążenia od maksimum przy dość wysokiej dynamice samego treningu (podnoszenie ciężarów). Jednocześnie, aby nie tracić czasu, naprzemienne podejścia do muszli dla różnych grup mięśni. I w końcu, kiedy wszyscy już opuścili „bujane fotele”, za każdym razem widziałem zdenerwowaną twarz trenera, potrząsającego klawiszami, który chciał iść do domu, a ja byłem mu w tym przeszkodą. Jednocześnie moje jedzenie było bardzo studenckie. Wszystko jakoś w biegu, kanapki, kefir, orzeszki ziemne, jabłka. Oczywiście wpływ miał również wiek, w którym „zardzewiałe paznokcie” mogą być trawione, jednak wegetarianizm odciążył organizm w stosunkowo długich procesach regeneracyjnych po dużych obciążeniach. Kiedy po raz pierwszy przestawiłem się na pokarmy roślinne, zauważyłem gwałtowną utratę wagi. Około dziesięciu kilogramów. Jednocześnie odczuwałem silne zapotrzebowanie na białko, które rekompensowały mi głównie produkty mleczne i nieme rośliny strączkowe. Nieco później zacząłem przybierać na wadze, a nawet się poprawiłem. Ale duże obciążenia wygładziły tę kompensację. Stabilizacja wagi nastąpiła po sześciu miesiącach. W tym samym okresie zanikło fizjologiczne pragnienie mięsa. Ciało jakby pamiętało mięsne źródło białka i przypominało mi je przez sześć miesięcy w chwilach głodu. Jednak moje nastawienie psychiczne było silniejsze i udało mi się stosunkowo bezboleśnie przezwyciężyć krytyczny półroczny okres głodu na mięso. Przy wzroście 188 cm moja waga zatrzymała się na około 92 kg i tak pozostała, aż nagle przestałam uprawiać sport. Dorosłość przyszła bez pytania i przyniosła mi 15 kg tkanki tłuszczowej. Potem wyszłam za mąż i waga osiągnęła punkt krytyczny 116 kg. Dziś mam 192 cm wzrostu i ważę 110 kg. Chciałabym zrzucić kilkanaście kilogramów, ale zapobiega temu raczej sposób myślenia, siła woli i siedzący tryb życia. Od jakiegoś czasu próbowałem przejść na dietę witariańską.

Dodaj komentarz