Psychologia

Słuchanie mądrych rozmów to przyjemność. Dziennikarka Maria Słonim pyta pisarza Aleksandra Iliczewskiego, jak to jest być analitykiem literatury, dlaczego pierwiastek języka istnieje poza granicami i czego dowiadujemy się o sobie poruszając się w przestrzeni.

Maria Słonim: Kiedy zacząłem Cię czytać, uderzyła mnie ogromna paleta kolorów, które hojnie wyrzucasz. Masz wszystko o tym, jak smakuje życie, pachnie kolorami i zapachami. Pierwszą rzeczą, która mnie zainteresowała, były znajome krajobrazy — Tarusa, Aleksin. Nie tylko opisujesz, ale też starasz się zrealizować?

Aleksander Iliczewski: Nie chodzi tylko o ciekawość, chodzi o pytania, które pojawiają się, gdy patrzysz na krajobraz. Przyjemność, jaką daje ci krajobraz, próbujesz jakoś rozszyfrować. Kiedy patrzysz na dzieło sztuki, dzieło życia, ludzkie ciało, przyjemność kontemplacji zostaje zracjonalizowana. Przyjemność kontemplacji kobiecego ciała można na przykład wytłumaczyć budzącym się w tobie instynktem. A kiedy patrzysz na krajobraz, zupełnie niezrozumiałe jest, skąd bierze się atawistyczne pragnienie poznania tego krajobrazu, przeniesienia się w niego, zrozumienia, jak ten krajobraz cię ujarzmia.

SM .: Oznacza to, że próbujesz znaleźć odzwierciedlenie w krajobrazie. Piszesz, że „chodzi o zdolność krajobrazu do odzwierciedlenia twarzy, duszy, jakiejś ludzkiej substancji”, że sekret tkwi w umiejętności wglądu w siebie poprzez krajobraz1.

AI.: Aleksiej Parszczikow, mój ulubiony poeta i nauczyciel, powiedział, że oko jest częścią mózgu, którą wyjmuje się na zewnątrz. Sama moc przetwarzania nerwu wzrokowego (a jego sieć neuronowa zajmuje prawie jedną piątą mózgu) zmusza naszą świadomość do robienia wielu rzeczy. To, co wychwytuje siatkówka, bardziej niż cokolwiek innego kształtuje naszą osobowość.

Aleksiej Parszczikow powiedział, że oko jest częścią mózgu wyniesioną na zewnątrz

W sztuce procedura analizy percepcyjnej jest rzeczą powszechną: kiedy próbujesz dowiedzieć się, co sprawia ci przyjemność, analiza ta może zwiększyć przyjemność estetyczną. Cała filologia wypływa z tego momentu wzmożonej radości. Literatura cudownie dostarcza wszelkiego rodzaju sposobów na zademonstrowanie, że dana osoba jest przynajmniej połową krajobrazu.

SM .: Tak, masz w sobie wszystko o człowieku na tle krajobrazu.

AI.: Kiedyś zrodziła się taka dzika myśl, że nasza przyjemność z krajobrazu jest częścią przyjemności Stwórcy, którą otrzymał patrząc na swoje stworzenie. Ale osoba stworzona „na obraz i podobieństwo” w zasadzie ma tendencję do przeglądania i cieszenia się tym, co zrobiła.

SM .: Twoje zaplecze naukowe i wrzuć do literatury. Nie tylko piszesz intuicyjnie, ale też starasz się zastosować podejście naukowca.

AI.: Edukacja naukowa jest poważną pomocą w poszerzaniu horyzontów; a gdy perspektywa jest wystarczająco szeroka, można odkryć wiele ciekawych rzeczy, choćby z ciekawości. Ale literatura to coś więcej. Dla mnie nie jest to do końca chwytliwy moment. Wyraźnie pamiętam, kiedy po raz pierwszy przeczytałem Brodskiego. To było na balkonie naszego pięciopiętrowego Chruszczowa w obwodzie moskiewskim, mój ojciec wrócił z pracy, przyniósł numer „Iskry”: „Spójrz, tutaj nasz facet otrzymał Nagrodę Nobla”.

W tym czasie siedziałem i czytałem Teorię pola, drugi tom Landaua i Livshitza. Pamiętam, jak niechętnie zareagowałem na słowa mojego ojca, ale wziąłem czasopismo, aby zapytać, co wymyślili ci humanitarni. Studiowałem w internacie Kołmogorowa na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym. I tam rozwinęliśmy uporczywe lekceważenie nauk humanistycznych, w tym z jakiegoś powodu chemii. W ogóle patrzyłem na Brodskiego z niezadowoleniem, ale natknąłem się na linię: „… jastrząb nad głową, jak pierwiastek kwadratowy z bezdennego, jak przed modlitwą, nieba…”

Pomyślałem: jeśli poeta coś wie o pierwiastkach kwadratowych, to warto mu się bliżej przyjrzeć. Coś w rzymskich elegiach mnie zafascynowało, zacząłem czytać i odkryłem, że semantyczna przestrzeń, którą miałem czytając Teorię Pola, miała w jakiś dziwny sposób tę samą naturę, co czytanie poezji. Istnieje termin w matematyce, który jest odpowiedni do opisania takiej zgodności odmiennej natury przestrzeni: izomorfizm. I ta sprawa utkwiła mi w pamięci, dlatego zmusiłem się do zwrócenia uwagi na Brodskiego.

Grupy studenckie zbierały się i omawiały wiersze Brodskiego. Poszedłem tam i milczałem, bo wszystko, co tam słyszałem, naprawdę mi się nie podobało.

Dalsze możliwości rozpieszczania już się rozpoczęły. Grupy studenckie zbierały się i omawiały wiersze Brodskiego. Poszedłem tam i milczałem, bo wszystko, co tam słyszałem, strasznie mi się nie podobało. I wtedy postanowiłem oszukać tych „filologów”. Napisałem wiersz, naśladując Brodskiego i podałem im go do dyskusji. I poważnie zaczęli myśleć o tych bzdurach i kłócić się o to. Słuchałem ich przez około dziesięć minut i powiedziałem, że to wszystko bzdury i zostało napisane na kolanach kilka godzin temu. Od tej głupoty wszystko się zaczęło.

SM .: Podróże odgrywają ogromną rolę w Twoim życiu i książkach. Masz bohatera — podróżnika, wędrowca, zawsze patrzącego. Tak jak ty. Czego szukasz? A może uciekasz?

AI.: Wszystkie moje ruchy były dość intuicyjne. Kiedy po raz pierwszy wyjechałem za granicę, nie była to nawet decyzja, ale przymusowy ruch. Akademik Lew Gorkow, szef naszej grupy w Instytucie Fizyki Teoretycznej im. LD Landaua w Czernogołowce, zebrał nas kiedyś i powiedział: „Jeśli chcesz zajmować się nauką, powinieneś spróbować iść na studia podyplomowe za granicą”. Więc nie miałem wielu opcji.

SM .: Który to rok?

AI.: 91. Kiedy byłem na studiach magisterskich w Izraelu, moi rodzice wyjechali do Ameryki. Musiałem się z nimi ponownie połączyć. I wtedy też nie miałem wyboru. I sam dwa razy podjąłem decyzję o przeprowadzce — w 1999 roku, kiedy zdecydowałem się wrócić do Rosji (wydawało mi się, że teraz nadszedł czas na zbudowanie nowego społeczeństwa), a w 2013 roku, kiedy zdecydowałem się wyjechać na Izrael. Czego szukam?

Człowiek jest przecież istotą społeczną. Niezależnie od tego, kim jest introwertykiem, nadal jest wytworem języka, a język jest wytworem społeczeństwa

Poszukuję jakiejś naturalnej egzystencji, staram się skorelować moje wyobrażenie o przyszłości z przyszłością, którą ma (lub nie ma) społeczność ludzi, których wybrałam do sąsiedztwa i współpracy. W końcu człowiek jest przecież istotą społeczną. Niezależnie od tego, kim jest introwertykiem, nadal jest wytworem języka, a język jest wytworem społeczeństwa. A tutaj bez opcji: wartość osoby jest wartością języka.

SM .: Te wszystkie podróże, przeprowadzki, wielojęzyczność… Wcześniej uważano to za emigrację. Teraz już nie można powiedzieć, że jest się pisarzem emigracyjnym. Czym był Nabokov, Konrad…

AI.: W żadnym wypadku. Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Brodski miał absolutną rację: człowiek powinien mieszkać tam, gdzie widzi codzienne znaki napisane w języku, w którym sam pisze. Cała inna egzystencja jest nienaturalna. Ale w 1972 nie było internetu. Teraz znaki stały się inne: wszystko, czego potrzebujesz do życia, jest teraz publikowane w sieci — na blogach, na stronach z wiadomościami.

Granice zostały zatarte, granice kulturowe na pewno przestały pokrywać się z granicami geograficznymi. Generalnie dlatego nie mam pilnej potrzeby nauki pisania po hebrajsku. Kiedy przybyłem do Kalifornii w 1992 roku, rok później próbowałem pisać po angielsku. Oczywiście byłbym zadowolony, gdybym został przetłumaczony na hebrajski, ale Izraelczyków nie interesuje to, co jest napisane po rosyjsku i jest to w dużej mierze słuszna postawa.

SM .: Mówiąc o internecie i mediach społecznościowych. Twoja książka «Od prawej do lewej»: fragmenty przeczytałem na FB i jest to niesamowite, bo na początku były posty, ale okazało się, że to książka.

AI.: Są książki, które wywołują dziką radość; to zawsze był dla mnie „Pies przydrożny” Czesława Miłosza. Ma małe teksty, każdy na stronie. I pomyślałem, że fajnie byłoby coś zrobić w tym kierunku, zwłaszcza że teraz krótkie teksty stały się naturalnym gatunkiem. Częściowo napisałem tę książkę na swoim blogu, «wbiegnij». Ale oczywiście była jeszcze praca kompozycyjna i to była poważna. Blog jako narzędzie do pisania jest skuteczny, ale to dopiero połowa sukcesu.

SM .: Uwielbiam tę książkę. Składa się z historii, myśli, notatek, ale łączy się, jak powiedziałeś, w symfonię…

AI.: Tak, eksperyment był dla mnie nieoczekiwany. Literatura w ogóle jest rodzajem statku w środku żywiołu — języka. A ten statek najlepiej pływa z bukszprytem prostopadle do czoła fali. W konsekwencji kurs zależy nie tylko od nawigatora, ale także od kaprysu żywiołów. Inaczej nie da się sprawić, by literatura stała się formą czasu: tylko element języka jest w stanie ją wchłonąć, czas.

SM .: Moja znajomość z wami zaczęła się od krajobrazów, które rozpoznałem, a potem pokazałaś mi Izrael… Wtedy zobaczyłam, jak nie tylko oczami, ale i stopami odczuwasz krajobraz Izraela i jego historię. Pamiętasz, jak ścigaliśmy się, by zobaczyć góry o zachodzie słońca?

AI.: W tamtych rejonach, w Samarii, ostatnio pokazano mi jedną niesamowitą górę. Widok z niej jest taki, że boli ją zęby. Jest tak wiele różnych planów dla pasm górskich, że gdy słońce zachodzi i światło pada pod niewielkim kątem, można zobaczyć, jak te plany zaczynają się różnić odcieniem. Przed tobą rumiany Cezanne brzoskwiniowy, rozpada się na kawałki cieni, cienie z gór naprawdę pędzą przez wąwozy w ostatnich sekundach. Z tej góry za pomocą ognia sygnałowego — na inną górę i tak dalej do Mezopotamii — informacje o życiu w Jerozolimie zostały przekazane do Babilonu, gdzie żydowscy wygnańcy marnieli.

SM .: Potem wróciliśmy trochę późno do zachodu słońca.

AI.: Tak, najcenniejsze sekundy, wszyscy fotografowie krajobrazu starają się uchwycić ten moment. Wszystkie nasze podróże można by nazwać „polowaniem na zachód słońca”. Przypomniałem sobie historię związaną z naszymi symbolistami Andriejem Biełym i Siergiejem Sołowjowem, siostrzeńcem wielkiego filozofa, mieli pomysł, aby podążać za słońcem tak często, jak tylko mogli. Jest droga, nie ma drogi, cały czas trzeba iść za słońcem.

Kiedy Siergiej Sołowjow wstał z krzesła na werandzie daczy — i naprawdę poszedł po słońcu, nie było go na trzy dni, a Andriej Bieły biegał przez lasy, szukając go

Kiedy Siergiej Sołowjow wstał z krzesła na werandzie daczy — i naprawdę poszedł za słońcem, nie było go na trzy dni, a Andriej Bieły biegał przez lasy, szukając go. Zawsze pamiętam tę historię, gdy stoję o zachodzie słońca. Jest takie łowieckie wyrażenie — «stać na przyczepie»…

SM .: Jeden z waszych bohaterów, moim zdaniem fizyk, w swoich notatkach o Armenii mówi: „Może powinien tu zostać na zawsze?” Cały czas się ruszasz. Czy możesz sobie wyobrazić, że zostaniesz gdzieś na zawsze? I dalej pisał.

AI.: Niedawno wpadłem na ten pomysł. Często chodzę na wędrówki po Izraelu i pewnego dnia znalazłem miejsce, które po prostu jest dla mnie bardzo dobre. Przychodzę i rozumiem, że to jest dom. Ale nie można tam budować domów. Można tam tylko rozbić namiot, ponieważ jest to rezerwat przyrody, więc marzenie o domu wciąż pozostaje nie do zrealizowania. Przypomina mi się historia o tym, jak w Tarusie, nad brzegiem rzeki Oka, pojawił się kamień, na którym wyryto: „Marina Cwietajewa chciałaby tu leżeć”.


1 Opowieść „Ognisko” w zbiorach A. Iliczewskiego „Pływacz” (AST, Astrel, pod redakcją Eleny Shubiny, 2010).

Dodaj komentarz