Macierzyństwo Miss Francji 2002

W czasie ciąży wiele kobiet martwi się przybieraniem na wadze. Jak przeżyłeś ten okres?

Jesteśmy trzema dziewczynami w rodzinie. Z każdą ciążą moja mama przytyła od 25 do 30 kg. Wygląda na to, że to dziedziczne… No cóż, miałem szczęście: przez pierwsze 10 miesięcy przytyłem 6 kg w tempie jednego kilograma miesięcznie. Mówiono mi „zobaczysz, na koniec dużo weźmiesz”, ale nie miałem „przyspieszenia”. W czasie ciąży bardzo kontrolowałam swoją wagę, podczas gdy w normalnych czasach ważę się tylko raz na trzy tygodnie.

W ciąży, przyznaję, że nie miałam też żadnych słodyczy ani zachcianek. Mój mąż się śmieje, kiedy to mówię, ale chciałam jeść zdrowo, a zwłaszcza marchewki, świeżo starte!

Urodziłaś w Stanach Zjednoczonych. Czym różni się od Francji w oparciu o Twoje doświadczenia i doświadczenia innych matek?

Poród w Stanach Zjednoczonych jest mniej stresujący. W czasie ciąży byłam zszokowana ilością badań lekarskich, które są wykonywane u kobiet w ciąży. Lepiej rozumiem, skąd bierze się dziura w zabezpieczeniach. Jesteśmy traktowani jak chorzy. W Stanach Zjednoczonych egzaminów jest mniej, ale jednocześnie podpisujemy też więcej zwolnień…

Uspokoiło mnie to, że oddział położniczy był wyposażony w opiekę noworodkową na poziomie 3. Urodziłam w swoim pokoju, który wcale nie był „jednostką medyczną”. Wręcz przeciwnie do doświadczeń koleżanek, które wyjaśniły mi, że rodziły w piwnicy na oddziale położniczym.

W pokoju był mój mąż i „niania”, która mnie uspokajała. Przebywała od 20 do 1 w nocy. Nikt nie był w stresie. Podczas porodu rozmawiałam nawet z moją położną z Riwiery Francuskiej.

Anegdota o Twojej ciąży?

Kiedy dowiedziałem się, że jest małym facetem, nie mogłem w to uwierzyć. Mieszkając z trzema siostrami, wyobraziłam sobie drobiazg z tutu i kołdrą.

Nieco później mój ginekolog kazał mi się uspokoić, bo inaczej urodziłabym na planie, obok Jean-Pierre'a Foucaulta.

Dodaj komentarz