Przepisy Julii Wysockiej

Prezenterka telewizyjna zaprezentowała swoją nową książkę kucharską „Ssooiki” w Moskwie. I opowiedziała, jak teraz żyje wraz z rodziną.

Grudnia 12 2014

„Pussies” to słowo od czasów studenckich. Mieszkałem wtedy na Białorusi, zagrałem w swoim pierwszym filmie. Wszyscy uczniowie są niepoważni. W wieku 17 lat nie przychodzi Ci do głowy wziąć coś do jedzenia. W naszej ekipie filmowej były dojrzałe kobiety, które zawsze coś miały przy sobie: kasza gryczana w termosach, placki, placki ziemniaczane. Nazywali to wszystko „przestępstwami”. I aktywnie karmili mnie, gdy siedziałem, pochowany w książce. Od tego czasu słowo „ssooboyki” stało się dla mnie drogie i smaczne.

Wszystko według okresów. Jest nieskończona kasza gryczana. Z mlekiem, cukrem lub jajkiem. A potem: „Och, już jej nie widzę! Czy mogę dostać jajko? „Nie możemy rozstać się z tym produktem. Przerzuciłem się już na przepiórkę, bo przecież jajka są alergizujące.

Dla dzieci przydatny jest specjalny artykuł. Ponieważ potrzebują tłuszczów, cukru dla mózgu. Co więcej, glukoza niekoniecznie znajduje się w owocach, ale także w czekoladzie i słodyczach. Najważniejsze jest poczucie proporcji. Nie można zabronić dziecku jedzenia fast foodów i smażonych ziemniaków. Możesz, ale tylko trochę. Ale w domu mama musi zrobić sałatkę, podgrzać zupę lub zrobić pierogi.

Nie wierzę w liczenie kalorii. Chociaż byłem na diecie. Nie zabrakło także diety „ryż – kurczak – warzywa” oraz diety kefirowej i białka. Doszedłem jednak do wniosku, że słowo „dieta” budzi mój apetyt. Człowiek musi słuchać swojego ciała. Zarówno kawałek czekoladowego ciasta, jak i Olivier przejdą niezauważone dla postaci, jeśli potraktujesz ich pozytywnie. Nie żyjesz od kawałka do kawałka, nie martwisz się o to, jak będzie pełzać w pasie. Jednego dnia możesz dużo jeść i leżeć, drugiego – wystarczy zupa i więcej ćwiczyć. Wiem na pewno, że makaronu nie można zjeść na noc, ale czasami go jem. Jedyna rzecz, po obfitym posiłku, odmawiam słodyczy. Sam tego nie mam. W przeciwnym razie nie ma żadnych zasad.

W moim życiu nie ma w ogóle jasnego harmonogramu. Nie zawsze docieram do normalnego jedzenia. Są dni, kiedy jesteś głodny przez cały dzień. A o jedenastej wieczorem mówię do lodówki: „Cześć, moja droga!” Ostatnio byłem dwukrotnie na występach w Tbilisi. Cóż, nie da się tam nie zjeść suluguni! A kiedy przynieśli nam rożen chaczapuri, było pół do północy, przedstawienie się skończyło. Jako osoba przy zdrowych zmysłach zrozumiałem, że jutro muszę znowu zagrać, muszę zmieścić się do garnituru, ale nie można było odmówić tej pyszności.

Przywiozłem z Tbilisi całą walizkę czurczcheli. Teraz ona i termos z imbirową herbatą są moim ratunkiem i świetną przekąską. Karmię nim swoich bliskich i siebie. Nawet mój mąż mówi: „Zacisnąłem czurczchelę. Prawda? “

Najczęściej jem w domu. A na rzadkie wyjścia wystarczą mi moje restauracje. Miałem Yornika, drogiego memu sercu, teraz czekamy na jego ponowne otwarcie. Szukamy odpowiedniego miejsca. A na jego miejscu pojawi się „kuchnia Yuliny”. Uwielbiam moją restaurację Food Embassy (otwierała się latem w Moskwie. – ok. „Antena”). Wiem, co się dzieje w kuchni, jak pracują kucharze. Znam wszystkich dostawców-rolników, ponadto są to moi znajomi, bliscy ludzie. W moich restauracjach gotują z miłością. A jeśli naprawdę chcesz, przygotują danie, którego nie ma w menu.

Dwie moje pracownie kulinarne nadal działają, co najmniej dwa kolejne otworzą się w 2015 roku.

Niedawno nakręciliśmy pięć odcinków dla Food Network. Zobaczmy jak idzie. To jest rynek. Myślę, że moje książki też czekają na ten moment. Będzie popyt, będą tłumaczone na inne języki na rynek zachodni. Teraz pracuję nad książką o tym, jak żyję w kuchni. Jest tam wszystko: twoje ulubione pudełka, a co i jak urządzić, jakie przyprawy gdzie i do czego, jaka jest różnica między herbatami. Książka nie ma jeszcze tytułu, ale jest dużo materiału. I ten pomysł bardzo mnie rozgrzewa.

Mam szczęście, że mam możliwość pracy. I rób to, co kocham, za co płacą mi pieniądze. A jeśli uda mi się połączyć pracę i rodzinę, zobaczmy za 50 lat, co z tego wyszło…

… Nie rozumiem jeszcze ile osób będzie przy stole noworocznym, czy przyjdą goście. Zaledwie kilka dni temu zdecydowałem, że muszę postawić choinkę. Święta będziemy świętować w domu.

Od kilku lat wszystkie gospodarstwa domowe domagają się Oliviera na Nowy Rok. Robię z krabem, z domowym majonezem ze śmietaną, jabłkiem, lekko solonym ogórkiem. Odlatuje!

Dodaj komentarz